aosporcieaosporcieaosporcie

29 marca 2021

Lech Poznań latem ruszy na zakupy? "Skrzydłowy potrzebny od zaraz!"

Lech potrzebuje skrzydłowego | foto: Damian Garbatowski

Zbliżające się okienko transferowe dla Lecha może być jednym z najważniejszych w ostatnich latach. Przyszłoroczne obchody stulecia istnienia klubu, bieżący sezon spisany na straty, a także komfortowa sytuacja finansowa - to wszystko decyduje o wyjątkowości letniego okna. W świecie piłkarskim przyjęło się, że największych roszad dokonuje się właśnie w okresie transferowym między sezonami.

Nadchodzący okres transferowy, podobnie jak dwa poprzednie, będzie specyficzny ze względu na trwającą pandemię koronawirusa. Granie przy pustych trybunach istotnie uszczupliło portfele klubów - niekiedy były one zmuszone do obniżki wynagrodzeń swoim zawodnikom.

W korzystnej sytuacji jest jednak Lech Poznań. Awans do fazy grupowej Ligi Europy i wpływy za sprzedaż wychowanków zapewniły włodarzom swoiste pole position względem reszty stawki w polskiej lidze, o czym miały świadczyć zimowe transfery.

Transakcja z udziałem Jespera Karlstroma była najdroższą tegoroczną operacją w polskiej lidze. Do klubu po wielu latach wrócił Bartosz Salamon, który rzekomo miał otrzymać jeden z najwyższych kontraktów w drużynie. To pokazuje, że przewaga finansowa Lecha nie jest jedynie wirtualna i Kolejorz faktycznie dysponuje środkami na wzmocnienie kadry.

Skrzydłowy potrzebny od zaraz

Latem ubiegłego roku z Dumą Wielkopolski pożegnał się Kamil Jóźwiak. Utalentowany wychowanek grał na pozycji skrzydłowego, w swoim ostatnim sezonie w barwach Lecha strzelił dziewięć goli i zanotował siedem asyst. W jego miejsce sprowadzony został Jan Sykora. Czech, delikatnie mówiąc, nie wszedł w buty Jóźwiaka, o czym pisaliśmy tutaj.

- Wzmocnienia wymaga przede wszystkim pozycja skrzydłowego, a właściwie skrzydłowych, bo Lech jest bardzo łatwy do odczytania w tej chwili. Na skrzydle występuje albo Sykora, albo Skóraś i to jest właściwie wszystko. Może być jeszcze rotacja z Kamińskim, który gra ostatnio na obronie, ale zbyt dużego manewru nie ma - zauważa Hubert Michnowicz, prowadzący kanał na YouTubie „Michnowicz o sporcie.

Podobnego zdania jest Dominik Stachowiak. Dziennikarz portalu aosporcie.pl zauważa również, że w obliczu braków kadrowych na skrzydle Dariusz Żuraw zmuszony jest do sporych rotacji, przez co Tymoteusz Puchacz kilkukrotnie ustawiany był wyżej.

- Trener Żuraw wielokrotnie musiał ratować się obsadzaniem na pozycji skrzydłowego Tymoteusza Puchacza, co nie dawało zamierzonych efektów. Do drzwi pierwszej drużyny puka też Jakub Karbownik, ale będzie trzeba poszukać poważnego wzmocnienia na tę pozycję.

Krwawiąca Skandynawia łupem Kolejorza?

W ostatnich latach wyklarował się trend, w którym popularne były tzw. zaciągi z różnych kierunków transferowych. Wystarczyło, aby zawodnik z danego regionu dobrze prezentował się w niebiesko-białych barwach, a klub rozpoczynał intensywną eksplorację z krajów o podobnej kulturze i charakterystyce grania. Ostatnio takim kierunkiem stała się Szwecja.

- Tamtejsze kluby przez pandemię mocno dostały w kość i dużo klubów walczy o przetrwanie. Wynagrodzenia piłkarzy nigdy nie były bardzo wysokie, a teraz jeszcze zmalały. Jest wielu jakościowych piłkarzy, których za przyzwoite pieniądze można pozyskać do Ekstraklasy - uważa Michnowicz.

Transfer Jespera Karlstroma jest idealnym na to przykładem. Pozyskanie kapitana drużyny będącego w optymalnym wieku przy normalnych warunkach byłby raczej ciężki do zrealizowania. Sprowadzony za duże, jak na polskie warunki, pieniądze Karlstrom powoli wpasowuje się do drużyny i jest jej coraz pewniejszym punktem.

- Ja osobiście bardzo chciałbym ponownie zobaczyć w Lechu piłkarzy z Ameryki Południowej, którzy byli chętnie sprowadzani ponad dekadę temu i wnosili dużą jakość do zespołu Kolejorza. Mowa tu oczywiście o Manuelu Arboledzie, choć jego akurat ściągnięto już po weryfikacji jego umiejętności w Zagłębiu Lubin, Luisie Henriquezie, Hernanie Rengifo i na krótszą metę Andersonie Cueto i Henrym Quinterosie - twierdzi natomiast Dominik Stachowiak.

Novum-aliena czy ligowi rzemieślnicy?

Od lat wokół Lecha trwa dyskusja o tym, czy Kolejorz powinien odkręcić nieco kurek z pieniędzmi i sięgać po sprawdzonych ligowców, czy lepiej ryzykować i sprowadzać piłkarzy, dla których polskie boiska będą nowym wyzwaniem. Patrząc na transfery innych klubów Ekstraklasy, które decydują się wyciągać zawodników ligowym rywalom - np. Raków Wdowiaka, Legia Mladenovicia itd., można odnieść wrażenie, że nieudane transfery ligowców mają zdecydowanie mniejszy udział w statystykach wtop transferowych, aniżeli zagraniczni gracze nierzadko zwożeni wagonami.

- Transfery wewnątrz Ekstraklasy dobrze się spisują, bo jesteśmy zwolnieni z pierwszego etapu, wszędobylskiej aklimatyzacji i choćby poznawania języka, kultury itp. Problemem jeśli chodzi o transfery wewnątrzligowe są olbrzymie stawki kontraktów i wysokie odstępne, jakie życzą sobie teraz kluby, bo one mają świadomość, że taki sprawdzony ligowiec to olbrzymi handicap, odpadają bowiem te rzeczy, o których mówiłem. W pierwszej kolejności powinno się wyłapywać najlepszych zawodników z innych drużyn polskich, nawet sięgając do drugiej ligi, bo czemu nie - mówi Michnowicz.

- Lech powinien ściągać piłkarzy zarówno z lig zagranicznych, jak i takich, którzy już zostali zweryfikowani w dobry sposób przez Ekstraklasę. Nie można jednoznacznie stwierdzić, którzy wniosą jakość ­- dodaje Stachowiak

- Chciałbym, żeby Lech szedł tropem Legii i Rakowa. Legia ściąga wyróżniających się zawodników w naszej lidze, tj. Slisz, Cholewiak, Mladenović czy Jose Kante i wychodzi na tym bardzo dobrze. Raków “odkurzył” Gutkovskisa, teraz próbuje zrobić to samo z Wdowiakiem. Podoba mi się strategia obu wspomnianych klubów i jeśli Lech ma szukać w Ekstraklasie, to w taki sposób. W końcu budżet na to pozwala i to powinno pomóc w dogonieniu Legii pod kątem sportowym.

- Można też poszukać piłkarzy w niższych ligach polskich, bo niewątpliwie mamy tam sporo talentów, których często nie dostrzegamy. Tak do Lechii trafił Biegański, a do Rakowa Kaczmarski. Czyli można. Trzeba tylko chcieć i odpowiednio się postarać nie licytując się o każdą złotówkę.

Lepiej skakać z dziesiątego piętra, czy wspinać się z drugiego?

Istotnym punktem w strategii transferowej jest faza kariery zawodników, po jakich klub powinien sięgać. W ostatnich latach w Lechu mogliśmy zauważyć pewną zmianę. Za Nenada Bjelicy i Ivana Djurdjevicia Kolejorz sięgał po takie nazwiska jak Nikola Vujadinović, Deniss Rakels, Thomas Rogne, Pedro Tiba, Joao Amaral, Dioni czy choćby Christian Gytkjaer. Byli to zawodnicy do odbudowy, dla których polska liga była krokiem w tył, ewentualnie w bok.

Po kolejnym nieudanym sezonie ta strategia w Lechu zmieniła się i zaczęto sięgać po zawodników będących na fali wznoszącej w karierze. Przyszedł więc Lubomir Satka, Karlo Muhar, Djordje Crnomarković. Na upartego zaliczyć też możemy Daniego Ramireza, który przychodził z ŁKS-u Łódź, z którym to awansował do Ekstraklasy.

- Ci zawodnicy do odbudowania są w jakimś określonym wieku. To nie są młodziaki, bo Ishak to jest rocznik 93’, ale to dokładnie potwierdza to, co chcę powiedzieć, że po 25. roku życia to są zawodnicy, którzy gdzieś z kilku pieców chleb jedli i przychodzi moment, że dla niektórych jest to krok w tył pod względem prestiżowym. Jednak sama otoczka i później możliwości wytransferowania do innej ligi to nie jest misja niemożliwa - celnie puentuje Hubert Michnowicz.

W istocie to stosunkowo młodzi zawodnicy, którzy najlepsze lata kariery mają przed sobą powinni dawać Lechowi najwięcej charakteru i ambicji w walce o tytuły. Zdrowa rywalizacja w składzie to jest swego rodzaju Handlungsgrundlage (niem. podstawy działania) klubu chcącego liczyć się o cokolwiek czy to w wymiarze krajowym, czy europejskim.

- Co do piłkarzy będących fali wznoszącej, to wszyscy doskonale wiemy, że łatwo z niej spaść tak szybko, jak się na niej znalazło. Warto jednak przyjrzeć się takim zawodnikom i ocenić ich potencjał. Lech to klub, w którym można pomóc młodym piłkarzom w rozwoju i na właśnie takich zawodników powinien zwrócić uwagę Kolejorz - zauważa Stachowiak.

Differentia specifica

Każde okno transferowe ma cechę szczególną, bez której cały dziennikarski świat miałby o wiele mniej sensu - plotki, informacje z klubu, domniemania, spekulacje. Od zarania dziejów wiele z transakcji ujawnia się jeszcze przed sfinalizowaniem. W istocie ciężko jest utrzymać w tajemnicy wszystkie informacje. Wszak potrzeba by było iście hermetycznego środowiska, a jak wiemy takie nie istnieją.

W kontekście Lecha ostatnio przewija się swoista giełda nazwisk, bowiem nie jest tajemnicą, że Kolejorz potrzebuje wzmocnień. Wiadomo też, że w Poznaniu mają zamiar je dokonać. Dziennikarze, kibice, sympatycy, niezależni obserwatorzy mogą mieć swoje upatrzone nazwiska, które widzieliby w danym klubie.

- Moim zdaniem Lech mógłby powalczyć o Pawła Wszołka. Choć skrzydłowy aktualnie reprezentuje barwy Legii, to mówi się o tym, że nie przedłuży kontraktu z warszawskim klubem. 28-latek wciąż potrafi grać na wysokim poziomie i w obliczu problemów na skrzydłach stanowiłby dla Kolejorza wartość dodaną - uważa Stachowiak.

Pokrywa się to z tym, o czym była mowa wcześniej. To wzmocnienia na flankach boiska będą priorytetami na zbliżające się okno transferowe. Odejście Lubomira Satki nie jest jednak wykluczone i w miejsce Słowaka Hubert Michnowicz widziałby defensora, którego wszyscy w Poznaniu znają:

- Marcin Kamiński grający na niemieckich boiskach, ale od momentu, w którym wrócił Bartek Salamon ilość środkowych obrońców też się zgadza. Gdyby ewentualnie Satka myślał o odejściu, a to nie jest wykluczony temat z tego co wiem. Wtedy temat Marcina mógłby wrócić.

Czytaj też 👉 Lech Poznań i jego szatnia wiecznie wietrzona. Kasa się zgadza, a sukcesów brak

Prowadzący kanał „Michnowicz o Sporcie” przestrzega jednak, że taka giełda nazwisk w przypadku Lecha może mieć niewiele wspólnego z rzeczywistością.

- Może i bym miał takie nazwisko, ale to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, bo Lech jest w tej chwili tak nieokiełznanym klubem, tak nieprawdopodobnie nieprzewidywalnym, że nie mam pojęcia w którą stronę pójdą te transfery - podsumowuje.

Paweł Wyrwa
@WyrwaPawel
📷 Damian Garbatowski

2 komentarze:

  1. Od wielu lat obserwuję zmagania polskich klubów na polu transferowym. Nie widzę żadnej, dlugoterminowej polityki. Większość transferów to latanie dziur tu i teraz. W taki sposób nie zbuduje się zespołu, który ma osiągać sukcesy. Właśnie dlatego, że wszystkim polskim klubom brakuje kasy powinno się ją wydawać racjonalnie. Lech powinien mieć swoich ambasadorów w paru krajach i kupować młodych, wyróżniających się tam piłkarzy. To jest proces. Polskim piłkarzom brakuje niestety motoryki, szybkości i przede wszystkim techniki. Taki niestety mamy system szkolenia. Liczy się tylko wynik, tu i teraz. Patrząc na Lecha a jest to mój ukochany klub od 50 lat ( jako nastolatek kibicowałem mu jeszcze gdy grał w III lidze) nie ma tam zawodnika który jest w każdej chwili w stanie wygrać pojedynek jeden na jeden, zrobić tym samym przewagę a co najważniejsze dokładnie dograć piłkę do środka. Bez takich zawodników nie można wygrywać meczy. Polska ekstraklasa to liga siłowa. Przykro o tym mówić ale to liga zwykłych kopaczy. Szukajmy więc planowo piłkarzy bardzo dobrych technicznie, którym gra w piłkę sprawia radość a nie piłkarzy którzy chcą się odbudować. To jedyny sposób by zbudować fajny zespół na lata. Ameryka Południowa wydaje się być jednym z takich kierunków. Szukajmy zawodników którzy naprawdę chcą grać i osiągać sukcesy, dla których gra w piłkę to religia.

    OdpowiedzUsuń
  2. W żadnym wypadku Wszołek. Kto grał w Legii nie może grać w Lechu!!

    OdpowiedzUsuń