aosporcieaosporcieaosporcie

22 lutego 2013

Wraca Ekstraklasa. Super Piątek już za nami.


Na boiska wracają najwięksi herosi światowej piłki nożnej klubowej. Największe gwiazdy, najlepsi strzelcy, najlepsi zawodnicy. Wraca T-Mobile Ekstraklasa! Dobrze, koniec tej ironii. Za nami już Super Piątek, w którym mogliśmy oglądać tradycyjnie dwa spotkania. Pierwszego nie ocenię, gdyż go nie oglądałem, ale przyznam, że wynik 3:0 dla Zagłębia w meczu z dobrą jesienią Pogonią, to dla mnie pogrom.

Jak zwykle, pomyliły mi się godziny i włączyłem telewizor już o 20:00. Obejrzałem studio przedmeczowe, wszystkie materiały, wywiady. I pomyślałem sobie, co by było, gdyby powstała Ekstraklasa TV. Jeśli miałaby powstawać bez współpracy z Canal+, to byłaby to raczej katastrofa.

Ogólnie oprawa tego całego spotkania była magiczna. Wszyscy - czyli zawodnicy, sędziowie, dzieci odprowadzające piłkarzy, trenerzy, dziennikarze - wszyscy mieli na sobie szaliki związane z akcją Wszyscy za Jednego - zorganizowaną przez stronę przemekpelka.pl i fundacji Avalon, które chcą pomóc w dramacie pana Przemka Pełki - komentatora znanego nam doskonale z komentowania meczów piłki nożnej (szczególnej tej angielskiej) i hokeja na lodzie. Akcja naprawdę fajna, a Panu Przemkowi życzę powrotu do zdrowia!

Wracając do oprawy, to zawodnicy Polonii na ten mecz wyszli w koszulkach z epoki z okazji tego, że Czarne Koszule grają w trykotach w takich właśnie barwach już 100 lat. Ciekawe tylko, czy nie denerwowały ich te sznurowadła, jak to je nazwał Tomasz Smokowski. Szkoda też, że tej całej pięknej oprawy nie widział prezes Polonii Ireneusza Króla.

Samo spotkanie, przynajmniej w pierwszej połowie pokazało nam, dlaczego polska liga jest taka, jak jest. Raz coś próbowała stworzyć Lechia Gdańsk, raz Polonia, ale w sumie to nic wielkiego z tego nie wynikało. Można więc było skupić się na tzw. ciekawostkach. Kibice Polonii po kilkunastu minutach dopingowania swojej ulubionej drużyny, na chwilę przycichli i wywiesili dużo mówiący baner, o tym, gdzie jest prezes Król.  Jestem w Wiedniu, robię przelew - tak brzmiało to zacznę hasło. Ostatnio głośno było o przelewach Króla z Kajman, i te sprawy. Fani stołecznej drużyny pokazali jednak, że nadal wieżą w człowieka-cudotwórcę, czyli trenera drużyny gospodarzy, skandując głośno w 31' i 74' minucie spotkania: Piotrek Stokowiec.

Z kolei w Lechii zadebiutował w tym meczu Mohammed Rahoui, który przez Kazia Węgrzyna (jestem jego fanem) nazywany był zawodnikiem z numerem 22.,dopóki jego redakcyjny kolega nie powiedział mu, jak wymawia się nazwisko Algierczyka.

Pierwsza połowa wiała nudą i zakończyła się wynikiem 0:0. Druga też taka była, raz atakowała jedna, raz druga, ale jakiś stuprocentówek to niestety na Konwiktorskiej nie oglądaliśmy... do 84' minuty, kiedy to po przepięknej akcji rezerwowy w tym meczu Michał Wiśniewski trafił do bramki strzeżonej przez Sebastiana Przyrowskiego. Akcji z pierwszej piłki, akcja dawno nie widziana na polskich boiskach. Dużą klasę pokazał też podający Wiśniewskiemu, Piotr Brożek, który chyba spadł na cztery łapy po tureckim romansie (w przeciwieństwie do swojego brata, który okupuje ławkę rezerwową w Recreativo Huelvo).

Nic nie zapowiadało, że będziemy mieli w tym spotkaniu jakieś emocje. A tu po golu dla Lechii do ataku rzuciła się Polonia i gola trafił młodziutki Miłosz Przybecki. Nieco lepiej po strzale tego zawodnika mógł zachować się bramkarz gości, Michał Buchalik.

Następnie obie drużyny jeszcze coś próbowały stworzyć, ale nic z tego nie wynikło i spotkanie zakończyło się podziałem punktów 1:1.

Warto dodać, że na widowni pojawił się trener najlepszej na świecie reprezentacji narodowej, Waldziu Fornalik i Marek Jóźwiak, w przeszłości menadżer piłkarski i dyrektor ds. transferów w Legii W.., obecnie już tylko menadżer. Cóż, życie.

Tak na koniec - a wy co sądzicie o kolejnej już rewolucji w Polonii, które miejsce zajmie stołeczna drużyna po tym sezonie? A i co myślicie o największym w historii transferze Górnika Zabrze - a mianowicie o pozyskaniu Irka Jelenia. Piszcie!

13 lutego 2013

Domowa multiliga, główkomania, czyli euro środa.


No cóż, polskie stacje już takie są. Mówię oczywiście o sytuacji, iż ani TVP1, ani nSport nie zdecydowały się na transmisje na swoim kanale hitowego starcia Realu Madryt z Manchesterem United. Nie powiem, dwumecz Szachtar Donieck - Borussia Dortmund zapowiadał się równie ciekawie i rozumiem, że zwykły Wiesław (od razu przepraszam wszystkich noszących to zacne imię) wolałby zobaczyć polskie trio, ale myślę, że kibiców Czerwonych Diabłów i Królewskich w Polsce jest znacznie więcej...

Nie ma tego złego, blablabla... jak się ma Jedynkę (teraz w HD), a także w miarę szybki Internet, to można sobie zrobić taką własną, domową multiligę. Nawet nie piracąc, gdyż doszły mnie słuchy, iż obydwa mecze można sobie było kupić za 9 zł na onecie.

Zanim w końcu zacznę oceniać sam mecz, to chciałbym postawić tezę, iż znając życie komentujący mecz w Telewizji Polskiej pan Jacek Laskowski (razem z Rafałem Ulatowskim) o wiele bardziej wolałby komentować mecz odbywający się na Santiago Bernabeu (w C+ pan Jacek komentował La Ligę).

Dobrze, oceniając pierwszą połowę - najpierw tą na Donbas Arenie. Od początku podobała mi się gra kapitana gospodarzy Dario Srny, o którym jeszcze tu wspomnę. Ale pierwszą naprawdę niezłą sytuację miał w 16' minucie Felipe Santana, którego strzał główką odbił się od poprzeczki bramki strzeżonej przez Andrija Pjatowa. W 23' minucie wspomniany przeze mnie już Srna nieźle strzelił z dystansu. W tej sytuacji Roman Weidenfeller miał jeszcze szczęście, ale już 8 minut później po rzucie wolnym strzelanym przez... kapitana Szachtara nie, nie miał już nic do powiedzenia. Inna sprawa, że trochę źle ustawił i mur, i siebie.

Polacy byli na boisku i się starali. Dobry strzał w 35' minucie oddał Kuba Błaszczykowski, ale Pjatow nie miał żadnych problemów z jego wybronieniem. I potem już była 41' minuta i gol Roberta Lewandowskiego, który po dośrodkowaniu Mario Goetze miał dość dużo szczęścia nie trafiając w piłkę, można powiedzieć, że wyglądało to trochę, jak przepiękny zwód. Był to już piąty gol Polaka w tej edycji LM.


W 62' minucie na boisku pojawił się Douglas Costa, zmieniając dobrze grającego, pozyskanego zimą Taisona. Była to zmiana bardzo istotna. W 68' minucie Brazylijczyk po fatalnym błędzie Matsa Hummelsa trafił na 2:1.

W 73' minucie Robert Lewandowski dostał świetne podanie od Goetze, ale minimalnie chybił. Minutę później Fernandinho podbił oko Kubie Błaszczykowskiemu - uderzył, chyba niechcący, Polaka ręką w twarz. Howard Webb tego nie widział i nie zareagował. Chcący, niechcący - jak to mówi mój mistrz pan Roman Kołtoń - to zgodnie z przepisami jest żółta kartka za uderzenie niechcące, a za to, uczynione z premedytacją, czerwień. A byłaby to druga żółć na Brazylijczyka.

W 80' minucie na boisku za Błaszczykowskiego pojawił się Leitner. Trzeba przyznać, że kapitan naszej reprezentacji rozegrał solidne spotkanie.

Siedem minut później, zrehabilitował się Mats Hummels, który trafił główką po rzucie rożnym. W ogóle to była akcja obrońców - dośrodkował mu Marcel Schmelzer.

Przenosimy się na Santiago Bernabeu. Tutaj Danny Welbeck, mimo iż Man United jakoś świetnie nie grał, to dzięki Anglikowi strzelili gola główką po rzucie rożnym w 20' minucie.W 28' minucie Cristiano Ronaldo oddał niezły strzał zza pola karnego, ale mimo niepewnych interwencji Davida De Gei, tym razem zachował się w miarę dobrze, ale minutę później było już 1:1, a gola strzelił... Ronaldo, a trafił on... głową po pięknej asyście Angela Di Marii, który dzisiaj grał dzisiaj świetne zawody. Potem jeszcze w 38' minucie przepięknym podaniem do Oezila popisał się Alonso, strzał Niemca w niezłym stylu wybronił jednak De Gea. 

W drugiej połowie w 60' minucie w pełnym biegu wślizgiem szansę na strzelenie gola miał Fabio Coentrao, ale po raz kolejny dobrze zachował się... krytykowany przeze mnie De Gea (tak ogólnie, to nie grał, aż tak źle).

W 70' minucie po raz kolejny strzelał Ronaldo, tym razem świetnie zachował się Rio Ferdinand. Dwie minuty później próbował Van Persie (i to dwukrotnie!), ale dobrze zachował się Diego Lopez. 9 minut później znowu klasę pokazał hiszpański golkiper, łapiąc strzał Khediry.

W 83' minucie bardzo dawno nie widziany na pozycji pomocnika, pojawił się Pepe. Był to jego pierwszy występ po kontuzji.

W 92' minucie po raz kolejny pokazał się Robin Van Persie, ale na wysokości zadania stanął Diego Lopez, wybijając na rzut różny, którego o dziwo sędzia Felix Brych rozegrać już nie pozwolił, mimo iż czas doliczony jeszcze nie upłynął.

Podsumowując oba spotkania, całkiem nieźle zachowywali się na Santiago Bernabeu bramkarze (mimo kilku niepewnych interwencji De Gei w pierwszej połowie), a Na Donbas Arenie napastnicy. W obu dwumeczach sprawa awansu jest jeszcze otwarta, ale trzeba przyznać, że gospodarze rewanżów są w nieco lepszej sytuacji. Jako ciekawostkę warto dodać, że trzy z sześciu goli padły po strzałach głowom.

Tak na zupełny koniec - UEFA po raz kolejny pokazała klasę, zmieniając system wyświetlania reklam na bandach. Od zawsze, rozgrywki UEFA były kojarzone właśnie z tym, że reklamy przez cały mecz się nie zmieniały, a tu taka niespodzianka... znana już nam z Euro 2012. W dodatku banery są w o wiele gorzej jakości i rozdzielczości. Co prawda i tak całość wygląda na wysokim poziomie, ale tylko patrzeć, jak za 2-3 lata w najbardziej elitarnych rozgrywkach klubowych ujrzymy dziadowskie animacje rodem z większości polskich stadionów. A wy, jak oceniacie ogólnie działania tej instytucji w ostatnich latach? Piszcie!

PS.: Widzieliście najnowszą reklamę Opla Astra z udziałem PL Trio? Nie, no to proszę bardzo...

8 lutego 2013

PSG wygrywa, ale...

Tak... znowu coś o PSG. No cóż, nie jestem jakimś wielkim fanem tej drużyny, ale kibicuję im, jak jeszcze grali tam tacy zawodnicy, jak: Mevlüt Erdinç, Ludovic Giuly, Stéphane Sessègnon, ponieważ grałem tą drużyną w PES 2011, a wtedy katarska szajka do Paryża dopiero wchodziła. Wtedy za gwiazdora w ataku robił u mnie Guillaume Hoarau, a nie Zlatan czy Jérémy Ménez.

Dobra, ale nie tu o moich wspomnieniach mowa, ale o meczu Paris Saint-Germain z Bastią. Przyznam się szczerze - oglądałem je, bo dzisiaj żadna inna poważna liga nie gra, więc wybrałem Ligue 1, którą zresztą lubię. Pierwsza połowa mnie co prawda nie powaliła, ale druga była bardzo ciekawa, szczególnie w końcówce.
Ale zacznijmy od pierwszej bramki dla paryżan, którą zdobył wspomniany już przeze mnie Ménez, który trafił ją po błędzie notabene byłego bramkarza PSG, Mickaëla Landreau. Potem wszedł Zlatan. No tak! Zapomniałem wspomnieć, że Szwed mecz rozpoczął na ławce rezerwowych. Zlatan wszedł i strzelił gola z rzutu karnego, którego nie było, bo faul został popełniony przed polem karnym. Sędzia Olivier Thual popełnił błąd, który według mnie, podłamał drużynę Frédéric Hantza i po raz kolejny wypaczył wynik meczu wicemistrza kraju.

Później sędzia... popełnił kolejny błąd, tym razem jednak na korzyść Bastii, nie przyznając czerwonej kartki Sambou Yatabare za ewidentny, brzydki faul. Zaraz po tym incydencie w 80' minucie został zdjęty z boiska przez swojego trenera, a na boisku pojawił się Wahbi Khazri, który... trzy minuty po swoim wejściu na plac gry trafił gola z rzutu wolnego po dużym błędzie przy ustawieniu muru przez Salvatore Sirigu.

Ale... mimo że zapowiadało się ciekawie, to jednak Ezequiel Lavezzi zapewnił golem na 3:1 w 90' minucie zwycięstwo gospodarzy. Znowu lepiej mógł się zachować Landreau. W doliczonym czasie Anthony Modeste był najprawdopodobniej faulowany w polu karnym, jednakże powtórki się niestety nie doczekaliśmy.

Tylko ja się pytam - skoro PSG ma tyle kasy i takich piłkarzy, to dlaczego wygrywają ledwo, ledwo mecze w lidze z drużynami broniącymi się przed spadkiem? To niemały wstyd na drużyny pokroju tej, która w najbliższy wtorek zmierzy się na Estadió Mestalla z Valencią i tam powinno być jeszcze trudniej. A wy - co myślicie o PSG i jej polityce i grze? Piszcie!

PS.: Nie wspomniałem jeszcze o co chodzi w tym zdjęciu. A no mianowicie przed tym spotkaniu Salvatore Sirigu nie wpuścił bramki w lidze od 948 minut, dodając te 83, to wychodzi 1031 minut, ale rekordu nie pobił. Ale jaki był wściekły, gdy tego gola stracił - pieprznął z kopniaka w słupek...

3 lutego 2013

Real przegrywa z Granadą - wstyd, czy może już normalność?


Właśnie skończył się mecz Granady CF z Realem Madryt, mecz wygrany przez gospodarzy 1:0 po samobójczym golu Cristiano Ronaldo. Zwykle, kiedy Królewscy przegrywali, mówiło się o wpadce przy pracy, lub czymś w tym stylu. Ale, czy w tym sezonie to już tylko zwykła wpadka, czy może kibice z Madrytu (a właściwie ich część) i inni fani tego klubu powinni się przyzwyczaić do tego, że ich ulubiona drużyna w ciągu kilku najbliższych miesięcy może co kilka meczy zaliczać porażkę? Oto gol Ronaldo, który przynajmniej w tym meczu zapomniał, do której ma strzelać bramki:



Real przegrał już piąty mecz w tym sezonie - czwarty rozgrywany w Andaluzji, która z tego to też powodu traktowana jest w tym sezonie, jako ziemia pechowa, żeby nie powiedzieć wroga klubowi prowadzonemu jeszcze przez Jose Mourinho. Jest to jeden z najgorszych sezonów Portugalczyka, który być może latem opuści Madryt.

I jak już wcześniej wspomniałem, być może teraz czas dla miesiąca, ba! Może nawet sezony, które dla Królewskich nie będą już tak dobre, jak ten poprzedni, w którym przerwali oni dobrą passę Barcelony, która jutro zagra w hicie przeciwko Valencii CF. Piszę hit, ponieważ Valencia w tym sezonie super świetnie się nie prezentuje, co oddaje ich miejsce - jak na nich słabe, bo dopiero siódme.

Wracając do Realu, to może się z nim zdarzyć, to co zdarzyło się Barcelonie w latach 2000-2003, kiedy to za każdym razem Blaugrana zajmowała miejsca poza podium, czego godnym zakończeniem była szósta lokata w sezonie 2002-03, kiedy to Barca mogła nawet po raz pierwszy w historii nie awansować do europejskich pucharów.

To samo może się zdarzyć z Realem, jeśli w najbliższym czasie nie zajdą tam poważne zmiany - może kadrowe, może zmiany w sztabie szkoleniowym - bo inaczej ten bardzo utytułowany klub może czekać bardzo ponury okres. A wy - co o tym sądzicie? Piszcie!

PS: Zacząłem czytać książkę Jose Mourinho - za kulisami sławy - zapowiada się ciekawie. A... byłem na filmie Niemożliwe - świetny, cudny - te słowa muszą Wam wystarczyć.