aosporcieaosporcieaosporcie

24 stycznia 2022

Jakub Kamiński kolejnym Lechitą w Bundeslidze. Oto, jak radzili sobie jego poprzednicy

foto: Damian Garbatowski / Roger Gorączniak

Jakub Kamiński kilka dni temu został kolejnym Lechitą sprzedanym do Bundesligi. W przeszłości jego koledzy z boiska różnie radzili sobie po przeprowadzce do Niemiec.

Ogłoszenie transferu Jakuba Kamińskiego było długo wyczekiwane, ale i w grę wchodziła konkretna kasa. Wychowanek Kolejorza został ostatecznie pozyskany przez VfL Wolfsburg za okrągłą sumę 10 milionów euro. Jest to drugi najwyższy transfer w historii Ekstraklasy i na pewno kibice Poznańskiej Lokomotywy będą uważnie śledzić poczynania młodego skrzydłowego na niemieckich stadionach. 

Warto więc zadać sobie pytanie, czy to dobry kierunek dla byłych Lechitów? Jak potoczyły się losy piłkarzy, którzy po przygodzie z Lechem trafili do kraju naszych zachodnich sąsiadów na przestrzeni ostatnich lat?

Robert Lewandowski 

Fenomen. Chyba truizmem byłoby stwierdzenie, że nikt nie spodziewał się, jak potoczą się losy byłego króla strzelców Ekstraklasy z sezonu 2009/10. Początki Lewego w Borussii Dortmund nie były spektakularne. Spadło wtedy na niego dużo krytyki ze strony niemieckich mediów. Jego dorobek w sezonie 2010/11 zatrzymał się na ośmiu trafieniach. 

Dalsza historia to już koncert obecnego kapitana reprezentacji Polski. W następnych rozgrywkach zdobywał kolejno 22, 24, 20, 17, 30, 30, 29, 22, 34 i 41 bramek. W ubiegłym roku pobił legendarny rekord Gerda Muellera. To nie są wyniki, które robią wrażenie. To są wyniki, które zwalają z nóg. Niesamowita jest historia i regularność byłego snajpera Kolejorza, natomiast należy pamiętać, że przypadek Lewandowskiego jest ewenementem na skalę światową i nie należy z niego wyciągać zbyt pochopnych wniosków. 

Sławomir Peszko 

Całkowite przeciwieństwo Roberta Lewandowskiego. Obaj grali w tej samej drużynie, obaj wykręcali imponujące liczby w Ekstraklasie, ale ich kariery potoczyły się zupełnie inaczej. Peszko nie wykorzystał w pełni swojego potencjału i Bundesligi nie podbił. 

Na początku 2011 roku trafił do Kolonii. Początek miał obiecujący - wiosną uzbierał 11 występów - żadnej bramki nie zdobył, ale zaliczył pięć asyst. Pierwszy pełny sezon w niemieckiej elicie 2011/2012 był dla Peszki przewrotny. Strzelił dwie bramki i uzbierał osiem asyst, ale druga połowa rozgrywek była w jego wykonaniu zdecydowanie gorsza niż pierwsza. Na dodatek w wyniku afery alkoholowej przekreślił swój udział w Euro 2012 w Polsce. 

Następnie trafił na wypożyczenie do Wolverhampton, gdzie po udanym początku stracił sezon przez kontuzję więzadeł krzyżowych. W 2013 roku wrócił do Kolonii, ale kolejne lata w wykonaniu Peszki nie były udane. Jego pozycja słabła, przez co w 2015 roku skrzydłowy był zmuszony wrócić do Polski, by nie stracić miejsca w reprezentacji. 

Artjoms Rudnevs 

Bohater iście udanej kampanii Lecha w Lidze Europy w sezonie 2010/2011 odchodził z Lecha zdaniem mediów już kilka razy. Ostatecznie jednak wyjechał z Ekstraklasy latem 2012 roku Rudnevs jako jej król strzelców, gdy za 3,5 miliona euro trafił do Hamburger SV. 

Pierwszy sezon w Bundeslidze w wykonaniu Łotysza był bardzo dobry. Do siatki rywala trafił 12 razy. Niestety, w następnych latach Rudnevs nie nawiązywał już do tego poziomu. W kolejnych sezonach liczbę strzelonych bramek przez snajpera można było policzyć na palcach jednej ręki. Poza Hamburgiem reprezentował barwy Hannoweru 96 i Kolonii. W 2017 roku w wieku dwudziestu dziewięciu z powodów osobistych przedwcześnie zakończył piłkarską karierę. 

Marcin Kamiński

W 2016 roku stoper opuścił Kolejorza i na zasadzie wolnego transferu zasilił szeregi ówczesnego spadkowicza Bundesligi VfB Stuttgart. Początek Kamińskiego w 2. Bundeslidze był bardzo nieudany. Przez pierwsze dwa miesiące w ogóle nie pojawiał się na murawie. Zadebiutował dopiero w jedenastej kolejce. 

Był to przełomowy moment dla wychowanka Lecha. Zaczął występować regularnie i pomógł swojej ekipie wrócić do niemieckiej elity. Niestety w następnym sezonie pozycja Kamyka uległa osłabieniu. Latem 2018 roku na zasadzie wypożyczenia zasilił szeregi Fortuny Dusseldorf. Zespół Flingeraner sprawił wtedy nie lada niespodziankę, zajmując 10. lokatę w lidze. Kamiński grał regularnie i przeżywał wtedy renesans formy. Na nieszczęście obrońcy w następnym sezonie zerwał więzadło krzyżowe i długo się rehabilitował. 

Od tamtej pory Kamiński krąży między pierwszą, a drugą Bundesligą. W ubiegłym sezonie nie dostał szansy gry w Stuttgarcie, dlatego obecnie reprezentuje barwy drugoligowego Schalke, gdzie występuje regularnie, a przy dobrej grze wiosną będą mieli naprawdę spore szanse na powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej w Niemczech.

Czytaj też 👉 Marcin Kamiński: Chciałbym jeszcze zagrać w Lechu

Dawid Kownacki 

Przypadek Kownackiego jest w tym zestawieniu wyjątkowy, gdyż nie trafił on do Niemiec bezpośrednio z Lecha. Kownaś najpierw został piłkarzem Sampdorii, ale we Włoszech nie mógł liczyć na regularną grę. Dlatego zimą 2019 roku przeniósł się do Fortuny Duesseldorf na zasadzie wypożyczenia. I to właśnie pierwsze pół roku było paradoksalnie jego najlepszym czasem w klubie  z Nadrenii. Zagrał w dziesięciu spotkaniach, strzelając w nich cztery gole. Po okresie wypożyczenia Fortuna wykupiła go za cenę około siedem milionów euro. Był to rekord transferowy tego klubu. 

I tu zaczęła się prawdziwa gehenna. Zarówno dla piłkarza, jak i dla klubu. Fortuna wpadła w dołek i ostatecznie spadła z Bundesligi, a Kownacki nie strzelał, nie asystował i miał wieczne problemy ze zdrowiem. W sezonie 2020/21 pojawiła się nadzieja, że kariera napastnika wraca na właściwe tory. Kownacki zakończył sezon z ośmioma trafieniami na koncie i otrzymał powołanie od Paulo Sousy na Mistrzostwa Europy. 

Jednak wychowanek Dumy Wielkopolski nie sprawdził się w sparingu z Rosją i nie zagrał na Euro, ani minuty. Potem wróciły demony z przeszłości - napastnik powrócił na ławkę w klubie, a że nieszczęścia chodzą parami to jeszcze doznał poważnej kontuzji. Niedawno Kownaś wrócił do gry i najprawdopodobniej jest to ostatnia szansa, żeby zaistnieć w Niemczech. Jeśli tej okazji nie wykorzysta, może go czekać powrót do Polski i raczej nie do topowego klubu. 

Robert Gumny 

Spodziewano się, że Robert Gumny znacznie wcześniej trafi do Bundesligi. Już w styczniu 2018 roku miał zostać sprzedany do Borussii Moenchengladbach, ale wtedy badania w Niemczech wykazały problem z kolanem i marzenia Gumy o grze w Niemczech trzeba było odłożyć na później. W końcu prawy obrońca wylądował w Bundeslidze, ale na pierwszy rzut oka wydawało się, że jest to ruch skazany na porażkę. Gumny bowiem trafił do znacznie gorszego klubu, czyli Augsburga, za o wiele niższą kwotę, niż miał kosztować kilka lat wcześniej, krótko po wyleczeniu drugiej poważnej kontuzji. 

Mimo słabego początku, Gumny z czasem zaczął dostawać coraz więcej szans, a pod koniec ubiegłego sezonu przebił się do pierwszego składu. Dziś ma niepodważalne miejsce w jedenastce Augsburga, w trwających rozgrywkach opuścił zaledwie 51 minut, co czyni go drugim najczęściej grającym piłkarzem w zespole (po Rafale Gikiewiczu). Wychowankowi Kolejorza sporo jeszcze brakuje do poziomu topowego zawodnika, popełnia dużo błędów, ale fakt, że po dwóch poważnych urazach trafił do czołowej ligi na świecie i w niej nie utonął świadczy o obrońcy bardzo dobrze. Jeśli będą go omijać kontuzje, to czas powinien być sprzymierzeńcem Gumnego. 

Tymoteusz Puchacz 

Puszka trafił za 3,5 miliona euro do Unionu Berlin. O miejsce w składzie miał rywalizować z Niko Giesselmannem - piłkarzem, który nie cieszył się w lidze opinią nawet solidnego gracza. Jednak Giesselmann jest obecnie w życiowej formie i ma pewne miejsce w składzie Unionu, który jest rewelacją obecnego sezonu Bundesligi. Puchacz nie rozegrał jesienią w rozgrywkach ligowych, ani jednej minuty. Na ten moment - jego przygoda z niemiecką piłką to absolutny niewypał. A wydawało się, że posiada predyspozycje do gry w tej lidze, dzięki cechom, które pokazywał grając na lewej obronie w Kolejorzu

Po pół roku podstawowy wahadłowy reprezentacji Polski opuścił Niemcy - na razie na zasadzie wypożyczenia do tureckiego Trabzonsporu. W umowie nie jest zawarta opcja wykupu i trudno jednoznacznie taki stan rzeczy zinterpretować - czy to Niemcy nie skreślają Polaka i liczą na niego w przyszłych latach, czy Turcy nie wierzą zbytnio w swojego nowego defensora i dlatego nie dali sobie możliwości pozyskania go na stałe po sezonie. Miejmy nadzieję, że Puchacz nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i kiedyś usłyszymy o nim w Bundeslidze.

Piotr Hązła
@haz_piotr
📷 Damian Garbatowski, Roger Gorączniak

0 komentarze:

Prześlij komentarz