aosporcieaosporcieaosporcie

12 czerwca 2021

Jak poradzą sobie reprezentacje poznańskich Ugrofinów? Finowie i Węgrzy grają na Euro

Finowie i Węgry zaczynają Euro 2020 | foto: Roger Gorączniak

Finowie w sobotę, a Węgrzy we wtorek rozpoczną rywalizację na Euro 2020. W obu kadrach możemy znaleźć piłkarzy związanych z poznańskim futbolem. 

Myśleliście pewnie, że jak sezon Ekstraklasy się skończył, a nowe transfery do poznańskich klubów zamykają się na liczbie dwa - mowa oczywiście o portugalskim bocznym obrońcy z ligi Cypru sprowadzonym do Lecha na ławkę oraz młodziutkim golkiperze ściągniętym do Warty raczej w tym samym celu - to na poznańskim portalu sportowym ostatni gasi światło. Otóż nie. 

Trzech zawodników, którzy wystąpią na zaczynających się mistrzostwach - Gergo Lovrencsicsa, Paulusa Arajuuriego i Roberta Ivanova - łączy nie tylko pochodzenie etniczne i premier z nieprawidłowościami finansowymi. Dwóch z nich postawiło bowiem poważny krok na drodze do dalszej kariery w Poznaniu, a trzeci jest właśnie w trakcie stawiania tegoż. (Do tego grona łapie się także Lubomir Satka, ale analiz Słowacji w kolejnych dniach pojawi się tyle, że jeszcze będą Wam wychodzić uszami). Z pozoru wspólną dla całej trójki cechą jest także prognoza, że po trzech meczach wrócą do domu. Czy na pewno? Sprawdźmy. 

Poznańscy stoperzy bez pewnego placu

Finlandia, która zmierzy się z Belgią, Rosją i Danią najwięcej wątpliwości ma względem ustawienia linii obrony. Systemy i skład osobowy ulegają permanentnym zmianom. W ostatnim sparingu zagrali w 1-4-4-2 z Arajuurim, w dwóch poprzednich 1-3-5-2 z Ivanovem, w marcu 1-5-3-2 z Arajuurim i, tak jak przez całą jesień, 1-4-4-2 z Arajuurim. 

W efekcie ani jeden, ani drugi nie mogą być w stu procentach pewni pierwszego składu. Niesympatycznie wygląda jednak fakt, że dwaj "poznańscy" stoperzy ani razu nie znaleźli się w wyjściowej jedenastce razem i szanse na zobaczenie ich w duecie na samym turnieju są nieznacznie tylko większe od tych na ich obecność w półfinale. Chociaż w linii defensywnej przemiał personalny jest porównywalny chyba tylko z przygotowaniami trenera Smudy do Euro 2012, więc ostatecznie niczego nie możemy wykluczyć. 

Nie mniej wątpliwości personalnych mamy wyżej. W pomocy pewniakiem wydaje się Kamara, któremu od jesieni partnerowali kolejno: Sparv, O’Shaughnessy, Kauko i Schuller. Pierwszy robił to regularnie do października, dwaj ostatni zaczęli w tym roku i mają na koncie po dwa występy w jednej linii z zawodnikiem Rangers. Na prawym skrzydle, względnie wahadle, z reguły występował Soiri, ale być może trzeba będzie upchnąć gdzieś obiecującego Forssa z Brentford, jeżeli miejsca w ataku zabetonują Pohjanpalo i Pukki, tym bardziej, że obaj nie bardzo słyną z dynamiki, a Forss potrafi nią błysnąć. Na lewym z kolei młócka rotacyjna może dumnie porównywać się do linii obronnej. 

Co do wyników, kwalifikacje przeszli jak Warta Poznań Ekstraklasę: bez ambicji na pierwsze miejsce, nie bez wpadek, ale wygrywając to, co inni być może by zremisowali. W efekcie mimo czterech porażek w dziesięciu spotkaniach dali się wyprzedzić tylko Włochom. Analogicznie w Lidze Narodów: meczów sześć, porażki dwie, reszta wygrana i znowu drugie miejsce. 

Gorzej ma się sprawa w tym roku. Pięć spotkań, dwa remisy, trzy porażki. W tym z częściowo rezerwową Szwecją oraz Estonią. Ostatnie dwa i pół meczu bez gola. Dodatkowo każdy z ich tegorocznych rywali, z Estonią włącznie, stworzył sobie więcej sytuacji. Być może mamy do czynienia z zagrywką, której próbują także Polacy, czyli maksimum eksperymentów w sparingach, żeby w meczach o stawkę jakoś to wyglądało (tym bardziej, że te dwa zremisowane spotkania były właśnie o punkty), to być może z tej mąki będzie jeszcze chleb. Natomiast dopóki trzymamy się faktów, a nie uciekamy w podobne spekulacje, to rzeczywiście każdy punkt będzie sukcesem. 

Węgrzy mają problem z mocarzami

Węgrzy z kolei notują ostatnio fantastyczną serię jedenastu występów bez porażki, ostatni raz ulegli Rosji we wrześniu. Lovrencsics wyszedł w pierwszym składzie ledwo w trzech meczach, ale są to trzy z pięciu ostatnich spotkań, jako wahadłowy objawił się trenerowi Rossiemu dopiero na wiosnę. W przeciwieństwie do Finów, mają porządek w taktyce, z całą pewnością zagrają w 1-3-5-2, i wyraźnie mniej wątpliwości personalnych; Gulacsi, Orban, Fiola, Lovrencsics, Nagy, prawdopodobnie Kleinheisler, Szalai i prawdopodobnie Sallai wyjdą na pierwszy mecz, niewiadomą pozostaje trzeci stoper, trzeci pomocnik i lewy wahadłowy. 

Wyniki, jak wspomniałem, są genialne. Problem tkwi w szczególe. Ostatni raz mierzyli się z drużyną z top 10 w roku 2017, kiedy dwa razy zbiła ich Portugalia. Tymczasem w grupie rywali z top 10 mają trzech. W kwalifikacjach mieli jeszcze dwa mecze z Chorwacją, i jeden z nich udało się nawet wygrać, ale już w drugim przegrali 0:3. A Chorwacja, cóż, mundial mundialem, ale nie powinna być uznawana za drużynę porównywalną z którymkolwiek z przeciwników grupowych. 

A to z kolei prowadzi nas do refleksji, że po trzech meczach, w których i Finom, i Węgrom życzymy oczywiście doskonałej zabawy, zawodnicy obu drużyny obejrzą resztę turnieju przed telewizorem. Może za cztery, wróć, trzy lata któryś z poznańskich klubów rozwinie się na tyle, żeby jego przedstawiciele, albo byli przedstawiciele, grali o coś więcej. Na ten moment dużych szans na to nie ma.

Zbigniew Jankiewicz
@der_zbigniew 
📷 

0 komentarze:

Prześlij komentarz