aosporcieaosporcieaosporcie

10 maja 2022

Ishak, Ishak, Król Mikael Ishak. O prawdopodobnie najważniejszej bramce sezonu

Mikael Ishak / foto: Damian Garbatowski

Sezon zbliża się ku końcowi, a do poznania ostatecznych rozstrzygnięć pozostały dwie kolejki. Wciąż jednak nie wiemy, kto zostanie mistrzem Polski, ale 32. seria spotkań mogła ustalić ostateczny wygląd tabeli. 

Do tej serii gier zarówno Lech Poznań, jak i Raków Częstochowa podchodziły do swoich meczów z takim samym dorobkiem punktowym. To jednak drużyna trenera Marka Papszuna zajmowała pierwsze miejsce w tabeli ze względu na lepszy bilans bezpośrednich meczów. Dodatkowo piłkarze z Częstochowy zbudowani zwycięstwem w Pucharze Polski mieli rozprawić się z nie walczącą już o nic w tym sezonie Cracovią. 

Poznań kocha Sergiu Hance

Cracovia dobrze zaczęła mecz. Piłkarze trenera Jacka Zielińskiego grali wysokim pressingiem i mocno przeszkadzali Rakowowi w kreowaniu gry. Z czasem jednak to gospodarze zaczęli dochodzić do głosu i przeważać w spotkaniu, co udokumentowali, strzelając gola w 38 minucie. Na listę strzelców wpisał się Vladislavs Gutkovskis. 

W tym momencie w Poznaniu zaczęto ogłaszać stypę oraz koronować zespół Rakowa jako nowego mistrza Polski. W drugiej połowie to też drużyna z Częstochowy miała dużą przewagę. Nie potrafiła jednak przekuć jej na kolejne gole. W 61 minucie trener Jacek Zieliński przeprowadził kluczowe zmiany w kontekście tego spotkania. Na boisku pojawili się Rivaldinho oraz Otar Kakabadze. Minutę później właśnie ta dwójka razem z Sergiu Hancą przeprowadziła akcję, która dała wyrównanie drużynie Pasów.

Częstochowianie niemal od razu rzucili się do ataku i przez ostatnie 25 minut atakowali bramkę strzeżoną przez Lukasa Hrosso. Kilkukrotnie stworzyli bardzo groźne sytuacje, lecz na ich drodze stawała między innymi poprzeczka czy też 35-letni golkiper Cracovii. Ostatecznie mecz zakończył się remisem 1:1, co ponownie wlało nadzieję w serca wszystkich fanów Kolejorza, gdyż teraz sprawa pierwszego miejsca była w rękach piłkarzy Lecha. 

Emocjonalny rollercoaster

Lech w Gliwicach miał do zrealizowania bardzo proste na papierze zadanie - wygrać mecz. Po pierwszej połowie można było wnioskować, że bez problemu zostanie ono zrealizowane. Kolejorz dominował, kontrolował grę, a przede wszystkim prowadził 1:0 po bramce Kuby Kamińskiego z 16 minuty. Wynik ten mógł być znacznie okazalszy, a druga połowa spokojniejsza, jednak piłkarze nie wykorzystali dogodnych sytuacji na podwyższenie wyniku. 

Druga połowa zaczęła się fatalnie. Już w pierwszej akcji po 30 sekundach od gwizdka rozpoczynającego drugie 45 minut padł gol dla Piasta. Damian Kądzior świetnie wykorzystał podanie Aleksandrosa Katranisa i strzałem po ziemi umieścił piłkę przy bliższym słupku bramki strzeżonej przez Mickeya van der Harta. 

Druga połowa była zupełnie inna niż ta pierwsza. Lech wyglądał, jakby mu nie zależało. Błędy, brak pomysłu na wykreowanie czegokolwiek. To drużyna trenera Waldemara Fornalika prowadziła grę i przeważała, tworząc kolejne sytuacje pod bramką Kolejorza. Nic nie zapowiadało, że Lech jest w stanie ponownie zaskoczyć obronę Gliwiczan. 

Końcówka podstawowego czasu gry, sporo nerwowości i ostrzejsza gra. Sędzia Paweł Raczkowski odgwizduje faul na Michale Skórasiu, po którym Lechici wywalczyli rzut rożny. Piłkę ustawia Nika Kwekweskiri, dośrodkowuje, Lubomir Satka zgrywa, Mikael Ishak strzela z główki i... szał radości wśród piłkarzy, sztabu szkoleniowego, kibiców na sektorze gości i w domach wszystkich kibiców Lecha Poznań. Piłka wpadła do siatki. Lech ponownie prowadzi, a do końca zostało zaledwie kilka minut. Jakże ważnych i stresujących minut. Każdy czekał, aż arbiter zakończy spotkanie i Lech będzie mógł świętować powrót na pozycję lidera. 

Czytaj też 👉 Jędrzej Grobelny pewnym punktem Warty Poznań. "Zaskakuje mnie pozytywnie z każdym dniem"

Dwa kroki ku historii 

Zostały dwa mecze. Derbowe spotkanie z Wartą Poznań oraz mecz z Zagłębiem Lubin. Plan jest prosty wygrać, a następnie świętować. Wszyscy w Poznaniu i Wielkopolsce marzą o mistrzostwie, a w tym sezonie może ono wyjątkowo smakować, kiedy to obchodzimy setną rocznicę założenia klubu. Wydarzenia z Gliwic bardzo przybliżyły Lecha do osiągnięcia tego celu, a komentarz w wykonaniu Piotra Skrzyńskiego do bramki Mikaela Ishaka może na długo zostać w pamięci kibiców. Trzeba jednak udowodnić swoją wyższość.  

Lech musi wygrać w Grodzisku z Wartą i czekać na to, co stanie się w Lubinie. Jeżeli drużynie Piotra Stokowca uda urwać się punkty drużynie Rakowa, a Lech swoje spotkanie wygra, to już przed ostatnią kolejką będzie mógł świętować mistrzostwo. W innym przypadku mecz z Zagłębiem na zakończenie sezonu będzie na śmierć i życie. Jest to jednak tylko gdybanie i piłkarze muszą na boisku pokazać, że zasługują na tytuł i wkroczenie do panteonu legend Kolejorza.   

Sezon zaczynał się z fatalnymi nastrojami. Bojkot trybun po najgorszym sezonie od lat, bez skompletowanej kadry i wieloma problemami. Nikt wtedy nie sądził, że Lech na dwie kolejki przed końcem sezonu będzie znajdował się na obecnej pozycji. Przez rok Lech zmienił się ze zwykłej larwy w pięknego motyla, który za chwilę może odbierać złote medale za mistrzostwo Polski.             

Patryk Skibiński
@Skiba9969
📷 Damian Garbatowski

0 komentarze:

Prześlij komentarz