aosporcieaosporcieaosporcie

1 marca 2018

Absolutnie zVARiowana końcówka na Bułgarskiej. Lech Poznań - Śląsk Wrocław 2:1

Słynny chłodny deszczowy wieczór w Stoke jest niczym przy tym, jaka pogoda panowała na Bułgarskiej podczas środowego spotkania 25. kolejki Ekstraklasy. Chociaż Lech Poznań długo męczył się ze Śląskiem Wrocław, a tak szybko jak gola strzelił, tak i po chwili stracił, to ostatecznie pokonał drużyną prowadzoną po raz tysięczny ponownie przez Tadeusza Pawłowskiego 2:1 i tym samym odrobił trzy punkty do drugiej Legii Warszawa, z którą zmierzy się już w niedzielę.

Blisko dziesięć stopni poniżej zera, środek tygodnia oraz słaba ostatnio postawa Kolejorza złożyły się wczoraj na fatalną frekwencję - na INEA Stadion przyszło zaledwie 4376 kibiców - to najgorszy wynik w historii zmodernizowanego obiektu. Wcześniej ten zaszczytny rekord należał do spotkania fazy grupowej Ligi Europy z Belenenses z września 2015 roku i wynosił 7934. Warto jednak mieć na uwadze, że wówczas kibice prowadzili protest w związku z mizerną postawą zespołu.

Niecałe pięć tysięcy kibiców musiało czekać aż do 80. minuty na gole i większe emocje. Wcześniej więcej dobrej gry pokazał bowiem Śląsk Wrocław. Tadeusz Pawłowski nie przywykł do grania defensywnej piłki, jego drużyna grała odważnie, jako jedna z niewielu przyjezdnych w ostatnim czasie nie dała się zdominować Lechowi jeśli chodzi o posiadanie piłki, a to wszystko przez skuteczny odpór na próbę pressingu ze strony Kolejorza.

Pierwszą poważniejszą sytuację miał jednak Lech. W 25. minucie bardzo solidny w tym spotkaniu Maciej Gajos odebrał piłkę zaledwie kilka metrów od pola karnego gości, a Niklas Barkroth posłał naprawdę dobre dośrodkowanie na głowę kapitana Dumy Wielkopolski. Futbolówka minęła jednak o kilkadziesiąt centymetrów słupek bramki strzeżonej przez Jakuba Słowika.

Aktywny w drużynie z Wrocławia był z pewnością król strzelców z minionego sezonu w barwach Lecha, a więc Marcin Robak. To też on jeszcze przed przerwą zmarnował najlepszą dla Śląska sytuację, kiedy z kilku metrów uderzył sporo nad bramką Buricia. Inna sprawa, że doświadczony napastnik był w tym momencie na spalonym, więc ewentualny gol zapewne i tak nie zostałby uznany.


Drugą część spotkania mocno otworzył Lech, kiedy to już w 46. minucie świetne dośrodkowanie Gumnego i zgranie Gytkjaera stworzyło ogromną szansę przed Radutem. Strzał rumuńskiego pomocnika, który to spotkanie rozpoczął na lewym skrzydle w fenomenalnym stylu wybronił jednak Słowik.

Ustawiony w tym spotkaniu po raz pierwszy od lipca 2016 roku i przegranego spotkania z Zagłębiem Lubin w systemie 1-4-4-2 Lech znacznie więcej pokazał właśnie po przerwie. Pomogły w tym dobre zmiany Nenada Bjelicy. Już po 15 minutach spotkania z konieczności Chobłenko musiał zmienić Koljicia, ale chorwacki szkoleniowiec w drugiej połowie dobrze wykorzystał pozostałe roszady. Mario Situm pozwolił Radutowi na przejście na prawą stronę, na której 27-latek mógł pokazać zdecydowanie więcej. To właśnie też on w 80. minucie podszedł do rzutu rożnego i kapitalnie dośrodkował na głowę Ołeksija Chobłenki, który pokonał Słowika, strzelając swojego pierwszego oficjalnego gola dla Kolejorza.

Radość Lecha nie trwała jednak więcej niż trwa zaparzenie herbaty. Już w 82. minucie fatalne ustawienie defensywy poznaniaków wykorzystał... Marcin Robak. Dla 35-latka był to już drugi gol w drugim meczu przeciwko Dumie Wielkopolski po jego odejściu z Bułgarskiej. A wystarczyło się nieco lepiej dogadać...

Zaledwie kilkanaście sekund później setkę zmarnował bardzo napompowany golem Chobłenko. Ukrainiec jeszcze w kolejnej akcji mógł zdobyć jedną z najpiękniejszych bramek w całym sezonie Ekstraklasy, jednak mimo świetnego przyjęcia i równie dobrego strzału piłka minimalnie minęła bramkę Słowika.


Ostatecznie jednak Lech zdobył na Bułgarskiej trzy punkty w niesamowitych okolicznościach. W 90. minucie inny rezerwowy Kamil Jóźwiak dośrodkował na głowę Vujadinovicia, który zgrał piłkę do Christiana Gytkjaera, który umieścił ją w siatce, ale cieszył się przez zaledwie ułamek sekundy, gdyż sędzia odgwizdał spalonego! Tego jednak nie było, co trafnie wykrył VAR, ku sporemu zaskoczeniu trenera Pawłowskiego. W pojedynku Gytkjaer - Robak w Poznaniu padł więc remis, który ostatecznie dał jednak Kolejorzowi trzy punkty.

Lech Poznań nie pokazał w środę wielkiego futbolu, ale hejtowany przez sporą część środowiska Nenad Bjelica zdobył póki co wiosną tyle samo punktów z Lechem co wielbiony i chwalony przez ekspertów Romeo Jozak z Legią. Niedzielny hit 26. kolejki Ekstraklasy zapowiada się więc co najmniej ciekawie.

Lech Poznań - Śląsk Wrocław 2:1 (0:0)
28.02.2018, INEA Stadion w Poznaniu, 20:30

Gole: 80' Ołeksij Chobłenko, 90' Christian Gytkjaer - 82' Marcin Robak

Lech: Jasmin Burić - Robert Gumny, Emir Dilaver, Nikola Vujadinović, Wołodymyr Kostewycz (85. Kamil Jóźwiak) - Nicklas Barkroth (59. Mario Situm), Maciej Gajos, Łukasz Trałka, Mihai Radut - Elvir Koljić (15. Ołeksij Chobłenko), Christian Gytkjaer

Śląsk: Jakub Słowik - Piotr Celeban, Rieder, Igors Tarasovs, Mariusz Pawelec - Sito Riera (70. Kamil Vacek), Augusto, Dragoljub Srnić, Robert Pich (66. Michał Chrapek) - Arkadiusz Piech (90. Sebastian Bergier), Marcin Robak

Kartki: Kostewycz, Radut, Gajos - Vacek

Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń)

Widzów: 4376

Piotrek Przyborowski

0 komentarze:

Prześlij komentarz