aosporcieaosporcieaosporcie

1 marca 2018

"Nie liczy się ilość, ale jakość" w wersji Atlético Madryt

W poniedziałek piłkarski świat obiegła dość zaskakująca informacja - Nicolás Gaitán i Yannick Ferreira Carrasco opuszczają Atlético Madryt, by dołączyć do chińskiego Dalian Yifang. Ruch ten, który pod wieloma względami wydaje się niezrozumiały, postanowilłem jednak rozłożyć na czynniki pierwsze. I wyszło, że to w sumie dobry deal Atleti.

Na pierwszy rzut oka można przyznać, że to ruch dość dziwny. Okienko już zakończone, Atlético wciąż nie do końca otrząsnęło się po zakazie transferowym, w kadrze po odejściu owej dwójki pozostaje zaledwie 19 zawodników, w tym kontuzjowany Lucas Hernández.

Pobieżnie patrząc też na tę sprawę, może dziwić sam fakt nowego klubu skrzydłowych. Beniaminek Chinese Super League, którego najdroższym transferem był do początku tego roku Yu Hanchao (nie martwcie się, jeśli Wam to imię i nazwisko nic nie mówi, chociaż trzeba przyznać, że Chińczyk w minionym sezonie był wiodącą postacią już w innym klubie - mistrzowskim Guangzhou Evergrande).

Przyszedł awans do CSL, nastał więc czas na poważniejsze ruchy kadrowe. Już w grudniu ogłoszono, że w nowym sezonie drużynę poprowadzi Lin Ma (to już Wam kompletnie nic nie musi mówić). Już w lutym natomiast zdecydowano się ściągnąć z West Hamu portugalskiego weterana José Fonte. 34-latek kosztował jednak niecałe sześć milionów euro.

Za chińskim futbolem stoją oczywiście gigantyczne pieniądze. Jak to się jednak stało, że nagle chiński beniaminek sprowadził piłkarzy, którzy co jakiś czas jednak grywali w zespole, który jako jedyny może postawić się jeszcze w obecnym sezonie Barcelonie? Wyjaśnić tę sprawę pomógł mi Maciej Koch (@maciekk20), dziennikarz Olé Magazynu, a także wielki fan Atleti:

- Dalian Yifang prowadzi Wang Jianlin, szef przedsiębiorstwa Dalian Wanda, które inwestowało w Atlético. Nie sprawdzili się u Simeone, w dużej mierze przez taktykę, ale myślałem, że to np. Anglia będzie ich następnym przystankiem.
Wydawało się bowiem logicznym ruchem, że doświadczony Argentyńczyk zawita do któregoś z klubów walczących w Premier League o utrzymanie, a Belg może liczyć na oferty choćby ze średniaków tychże rozgrywek (nie tak dawno temu do Watfordu trafił przecież grający znacznie mniej jesienią Gerard Deulofeu).

Gaitán w obecnym sezonie rozegrał w Primera División zaledwie 215 minut. Nie broniły go liczby ani występy. W całej erze Diego Simeone jego rodak pozostaje więc chyba największą transferową wtopą. Przecież w lipcu 2016 roku działacze Atleti zapłacili za niego Benfice 25 milionów euro, plasując go tym samym na siódmym miejscu wśród najdroższych transferów madryckiego klubu w historii. Podobnego zdania jest zresztą Maciek:

- Gaitán to prawdopodobnie największy grzech transferowy popełniony przez Cholo Simeone. Skrzydłowy Benfiki przez kilka okienek transferowych figurował na szczycie listy życzeń trenera Atleti. Może więc dziwić, że gdy Nico przeniósł się do Madrytu, zabiegający wcześniej o jego transfer Simeone nie znalazł nigdy pomysłu do wkomponowanie go do systemu gry swojego zespołu. Jego odejście od dłuższego już czasu wisiało w powietrzu. Biorąc pod uwagę skalę, na jaką rozczarował Nico, 18 milionów euro z Chin Atleti zapewne przyjęło z pocałowaniem ręki.
Wydaje się więc, że włodarze klubu z Wanda Metropolitano w przypadku Argentyńczyka postąpili rozsądnie. Wychowankowi Boca kilka dni temu stuknęła trzydziestka, młodszy już nie będzie, a strata siedmiu milionów na jego transferze jeszcze aż tak bardzo nie zaboli.

Inaczej wygląda jednak sytuacja z Carrasco. Belg miał poważne szanse na wyjazd na MŚ do Rosji. 24-latek w jesiennych meczach towarzyskich nie zagrał tylko i wyłącznie przez kontuzję kolana. Wcześniej nie tylko był regularnie powoływany przez selekcjonera Roberto Martíneza, ale w dodatku grał w kadrze Czerwonych Diabłów pierwsze skrzypce - w eliminacjach tegorocznego mundialu jedynie raz nie pojawił się w pierwszym składzie - w kończącym je spotkaniu z Cyprem pauzował bowiem za nadmiar żółtych kartek. W jego przypadku o odejściu z Atlético mogły jednak zadecydować sprawy pozasportowe, o których wspomina nasz ekspert:

- Belg pomimo znaczącego spadku formy jest w zupełnie innym momencie kariery niż Gaitán – ma 24 lata i realną perspektywę wyjazdu na mundial do Rosji. Od dłuższego czasu hiszpańska prasa bombardowała obóz Atleti, wyjawiając brudy, które rzekomo za uszami miał mieć Carrasco. Skrzydłowy nie potrafił (albo i nawet nie próbował) znaleźć wspólnego języka z resztą zespołu – ponoć jakiekolwiek relacje utrzymywał jedynie z Griezmannem i Gameiro, na boisku często otwarcie demonstrował swoje niezadowolenie z pozycji w zespole, co przekładało się na rozgrywanie swojego meczu, bez udziału partnerów z drużyny
Sprawą budzącą wątpliwości pozostaje kwota, za którą Rojiblancos sprzedali swojego skrzydłowego. Umiejący robić dobre interesy klub nie pozbywa się chłopaka, który dopiero wchodzi w najlepszy wiek dla piłkarza, za zaledwie 30 milionów euro. To stara się jednak w miarę racjonalnie wytłumaczyć Maciek:

- To oznaczałoby, że Atlético otrzyma niewiele ponad 20 milionów. Przy dzisiejszym rynku, chociażby za nadal niepodlegający wątpliwości potencjał belgijskiego zawodnika, Atleti powinno rozpocząć rozmowy od kwoty 40 milionów wzwyż. Tutaj jednak swoją cegiełkę mogły dołożyć znajomości z Wangiem Jianlinem, szefem grupy Dalian Wanda, która inwestowała w Atlético, a także prezesem klubu Dalian Yifang.
Jeden nie miał kompletnie formy, drugi był skonfliktowany z większą częścią szatni, być może nawet nie było mu po drodze z Simeone. Może Carrasco zdaje sobie sprawę z tego, że do Rosji i tak pojedzenie? Chociaż Belgia w ostatnich latach obrodziła w wielu ciekawych piłkarzy, to wciąż nie jest ich aż tylu, by z łatwością było zastąpić gościa, który w obecnym sezonie w lidze hiszpańskiej zanotował trzy gole i cztery asysty. Zresztą jego motywacja w sprawie wyjazdu do Chin oficjalnie jest taka:


Myślę, że powyższy komentarz (XD) idealnie oddaje transfer Belga do CSL. Jednak może to być jedna z ostatnich takich transakcji w najbliższym czasie. Chiński Związek Piłki Nożnej wprowadził bowiem podatek transferowy wynoszący 100%, toteż kluby powoli zaprzestają sprowadzania piłkarzy spoza Chin za wielkie kwoty. Najgłośniejszym przykładem jest Guangzhou Evergrande - mistrzowie kraju zamierzają postawić w kolejnych latach na rodzimych piłkarzy. Może takie coś przydałoby się też niektórym klubom z naszej Ekstraklasy?


Co do Atlético, to choć klub zostaje w tym momencie z 18 zdrowymi zawodnikami, to nie należy zapominać o tym, że do końca sezonu pozostało już tylko 12 meczów w Primera División. Problemem może być nadbagaż w postaci Ligi Europy, szczególnie, że Atleti ma patent na te rozgrywki. Nie należy jednak zapominać, że w zespole gra odpoczywający jesienią Diego Costa, bojowo nastawiony jest też inny nowy nabytek Vitolo. Simeone zawsze może też sięgnąć po kogoś z ekip młodzieżowych, a te w Madrycie mają przecież bardzo dobre. Wydaje się więc, że całe to zamieszanie ze skrzydłowymi wyjdzie na dobre klubowi, inna sprawa, co stanie się z tym duetem zawodników. Chociaż jak Carrasco tam nie pójdzie, to zawsze może się przerzucić na FIFĘ czy PES-a...

Piotrek Przyborowski

0 komentarze:

Prześlij komentarz