aosporcieaosporcieaosporcie

10 kwietnia 2015

Raport Kolejorz #24,5

Lech wychodzi z twarzą, Lech zagra w finale Pucharu Polski. Tak najłatwiej możemy podsumować czwartkowe spotkanie z Błękitnymi, chociaż emocji nie brakowało. Dziś tylko o starciu z drugoligowcem.

W roli przypomnienia
Jak pamiętamy, tydzień temu Lechici dali zarobić bukmacherom. Błękitni wygrali z Poznaniakami 3:1. Czy zasłużyli? Zdecydowanie tak, bo ich zaangażowanie budziło głęboki podziw. Jednak dzisiaj na INEA Stadionie nastroje były nieco inne. Nieco, bo nie powiem, żeby panowie zasłużyli na pochwałę…

Mamy finał
Chociaż starcie Lecha z Błękitnymi w Poznaniu nie zapowiadało się zbyt ciekawie, Kolejorz wygrał ostatecznie aż 5:1, co w przypadku takiej różnicy klas nie powinno nas dziwić. Należy jednak nadmienić, że droga do zwycięstwa była istnym torem przeszkód…

Pierwszą połowę Lechici rozpoczęli bardzo dobrze. Od początku weszli w mecz i nacierali na rywali. Nieoczekiwany zwrot akcji nastąpił jednak w 19. minucie spotkania. Wówczas po fatalnym błędzie Keity, a potem Arajuuriego, Błękitni prowadzili już 1:0. Piotr Wojtasiak otrzymał idealne dogranie od Wojciecha Fadeckiego i stadion zamilkł.

To co działo się później było po prostu istną męką. Lechici musieli bowiem strzelić 3 bramki aby doprowadzić chociaż do dogrywki. W 34. minucie, po karygodnym błędzie w obronie, zreflektował się Peulus Arajuuri, który głową wykończył idealne dośrodkowanie od Barry’ego Douglasa. Lechici przyłożyli się, co ewidentnie było widać. Na minutę przed końcem regulaminowego czasu pierwszej połowy nadzieje Lechitów przedłużył Darek Formella. TRZEBA sobie powiedzieć, że otrzymał on wprost niebiańskie podanie od Karola Linettego (patrząc na to dośrodkowanie normalnie widziałem Xaviego). Pierwsza połowa była na pół-korzyść Lecha.

W drugiej połowie wydawało się, że Lech od początku przyciśnie do muru rywali. Tymczasem Poznaniacy nie kwapili się do zdecydowanego ataku na bramkę Ufnala. Wreszcie w 74. minucie bramkę na wyrównanie wyniku w dwumeczu zdobył Dawid Kownacki. Do końca drugiej części spotkania wynik pozostał już bez zmian, ale Lech kontrolował grę.

W dogrywce widzieliśmy już tylko to, co zawsze, czyli skurcze, niepotrzebne kopnięcia, dyskusje, ale to wciąż Lech miał przewagę, co oczywiście wynikało z lepszego przygotowania kondycyjnego gospodarzy. Dzięki natarciom Lecha (choć do tej pory każde było małym deszczem z dużej chmury), równo w 100. minucie meczu bramkę strzelił Kasper Hämäläinen. Już w tym momencie finał był w rękach Lechitów, ale trzeba było donieść wynik do końcowego gwizdka. Ostatecznie w 106. minucie piątą bramkę dorzucił drugi raz Dawid Kownacki. Lech wygrywa, chociaż nerwów co nie miara.

Więcej o Lechu Poznań również na zaprzyjaźnionej stronie Poznański Lech!

Podsumowanie
Cóż mogę powiedzieć o Lechitach? Totalne D-N-O. Tak słabego Kolejorza nie widziałem już od dawna. Zdziwienie? Dla niektórych pewnie tak, po tym sprawozdaniu pomeczowym, jednak, jak widzicie, moje zdanie jest skrajnie inne.

Lech grał po prostu słabo. Nie jest argumentem to, że wygrali 5:1, bo mecz zawodowców z Ekstraklasy, z amatorami z drugiej ligi powinien w tym wypadku zakończyć się wynikiem co najmniej 8:0! Nie przesadzam, bo różnica klas jest w tym wypadku duża, a naszych piłkarzy stać na wiele więcej, co udowodnili chociażby w niedawnym szlagierze z Legią Warszawa.


BRAMKA: Gostomski super (poza bramką, ale to z winy obrony) - na pewno 10 razy lepszy niż znany pod pseudonimem drewniana wieża Jasmin Burić (redaktor naczelny usilnie stara się wyperswadować autorowi tego artykułu jego brednie na temat golkiperów Lecha).

OBRONA: Kędziora coś przygasł, Arajuuri dzisiaj słabiej niż zwykle, Kamiński nawet nieźle (naprawdę to napisałem?), Douglas dobrze, chociaż też stać go na więcej, ładna asysta.

POMOC: To co już mówiłem kiedyś: trio Trałka, Linetty, Hämäläinen jest wprost najlepszy w lidze. Oczywiście najjaśniejszym punktem jest Trała, który gra jak prawdziwy rozgrywający i biega od bramki do bramki. Potem ex aequo Karol i Kasper. Linetty zaimponował asystą, ale w ciągu meczu nie pokazywał pełni swoich możliwości. Nie rozumiem Kaspera, który np. podaje i stoi. Dla niego nie istnieje coś takiego jak bieganie.

SKRZYDŁA: Pozytywnie zaskakuje z Darek Formella, który z meczu na mecz gra co raz lepiej. Keita (choć za długo sobie nie pograł, bo zszedł w 27. minucie) nie pokazał nic specjalnego. Za to Pawłowski nie jest już tym Pawłowskim, co jeszcze niedawno (plusik za poświęcenie, kiedy obrońca wszedł mu nakładką w głowę, rozcinając przy tym skórę).

NAPAD: Jeszcze raz, co takiego? Kownacki? Śmieszne. Rozumiem, że strzelił dwa gole i można by pomyśleć, że grał nieźle. Tymczasem patrząc na grę Kownackiego mogę ją podsumować tak: na 120 minut gry tylko w ciągu dwóch minut grał super - w 74. minucie i 106., kiedy strzelał bramki na 3:1 i 5:1. Pozostałe 118 minut gry to w wykonaniu Kownasia zwykłe hasanie po boisku chłopca, któremu woda sodowa wyżłobiła już dziurę w głowie.

Tyle w dzisiejszym skróconym wydaniu. Na bardziej obszerne analizy zapraszamy już w niedzielę po spotkaniu z Koroną Kielce.

Autor: Jan Śmiełowski |  jachurzeski.aos@gmail.com | foto: Piotr Przyborowski / a o sporcie

5 komentarzy:

  1. Mam pytanie. Czy autor tekstu oglądał mecz? Po pierwsze bramkę na 4:1, w setnej minucie, zdobył Kasper Hamalainen. Poza tym, nie wiem, jak można twierdzić, że Lech grał "D-N-O" i nie starał się atakować w drugiej połowie, skoro statystyki mówią o 62. dośrodkowaniach, w tym połowa w drugiej części spotkania. Posiadanie piłki bliskie 80%... A przecież odrobić z nawiązką wynik z pierwszego meczu nikomu nie byłoby łatwo.
    Pomijając treść, artykuły przed opublikowaniem powinny być sprawdzane. Jest niestety dużo literówek i parę błędów. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, oglądałem mecz. W kwestii bramki na 4:1, potwierdzam - mój błąd. Moja ocena Lecha jest obiektywna i szczera. Nie ma sensu owijać w bawełnę. Trzeba powiedzieć wprost, że Lechici nie zagrali pierwszych skrzypiec po blamażu w Stargardzie. Różnica dwóch lig to dużo i takie sytuacje nie powinny mieć miejsca. Autor komentarza pyta się, czy oglądałem mecz, tymczasem sam podpiera się statystykami, a przecież to nie tylko od nich zależy, jak zespół gra. Również nie uważam, aby Lech wygrał spotkanie "z nawiązką", gdyż ten rezultat nie budzi podziwu. Tym bardziej, że doszło do DOGRYWKI, co jest, według mnie, kompletną porażką zarówno piłkarzy, jak i trenera.
    Co do błędów, to obecnie nie mamy w redakcji żadnych korektorów, więc mogą one występować. Jeśli natomiast autor chciałby nas wesprzeć w tej kwestii, zapraszamy na zakładkę "Dołącz Do Nas!".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Statystykami się jedynie wsparłem, aby udowodnić, że atakowali i to ostro. Brakowało skuteczności, szczęścia i sprawiedliwości ze strony sędziego. Różnica bramek z pierwszego kompromitującego półfinału była zbyt duża, żeby marzyć o awansie bez problemów. Wyobraźmy sobie, że to był pierwszy mecz z dwumeczu i, nawet "marne" 3:1, każdego by satysfakcjonowało. Więcej optymizmu!

      Cieszę się, że awansowali, bo gdyby odpadli bałbym się spojrzeć w oczy komuś z poza Poznania. :)

      Usuń
    2. Optymizm w moim przypadku objawia się dosyć często. Zaskakująco często, jednak w przypadku starcia Lecha z Błękitnymi nie byłem nastawiony optymistycznie. Różnica bramek, o której wspomina autor komentarza jest właśnie tym punktem, który najbardziej mnie zezłościł i dlatego nie jestem zadowolony z wyniku. Może gdyby wygrali z 7:0, żebym widział, że się ocknęli od początku meczu, to mówiłbym co innego. Ale ta bramka na 0:1...
      Również się cieszę, że awansowali, ale mogliby to zrobić w bardziej efektownym stylu.

      Usuń
    3. Pogdybajmy dalej... Wątpię, czy bramka dla Błękitnych by padła, gdyby sędzia uznał prawidłowo strzelonego gola Kownackiego. Potem był jeszcze karny na Pawłowskim. Dla mnie to w tym momencie jest 5:0...
      Już dużo lepiej to wygląda..
      A jak sobie przypomnimy pucharowe potyczki pod wodzą Mariusza Rumaka, to powinniśmy się cieszyć, że wygrali nieefektownie.

      Usuń