aosporcieaosporcieaosporcie

12 kwietnia 2015

Raport Kolejorz #25

Co za szansa: Legia przegrała na wyjeździe z Lechią Gdańsk 1:0. Idealna sytuacja dla Lechitów, by zająć pozycję lidera. I co?

Zacznijmy od pozytywów
Zanim przejdę do sprawozdania z meczu poruszę sprawę sprawności piłkarzy. Bardzo dobrą wiadomością jest wreszcie powrót do gry Darko Jevticia. Szwajcar przez długi czas nie mógł uporać się z nieustępliwą kontuzją pleców. Ostatecznie jednak, po długim leczeniu także za granicą, powrócił na Bułgarską i ma się świetnie, chociaż da się zauważyć, że jeszcze brakuje mu do formy z jesieni.

Drugą nowinką jest to, że uraz Szymona Pawłowskiego, którego piłkarz nabawił się w czwartkowym spotkaniu z Błękitnymi, nie okazał się groźny i Szymek (z obandażowaną głową) mógł wystąpić w dzisiejszym starciu z Koroną Kielce.

Korona w formie
Przed meczem Lecha z Koroną mówiono różne rzeczy. Jedni twierdzili, że Lech bez problemu rozprawi się z kielczanami. W końcu do tej pory przy Bułgarskiej Złocisto-krwiści nigdy jeszcze nie zdołali nawet strzelić gola! Po ostatniej niezbyt oszałamiającej grze Kolejorza, w Poznaniu nie brakowało jednak obaw.  Od wiosennej inauguracji Korona (obok Zawiszy) nie przegrała jeszcze ani jednego meczu, więc zapowiadało się dość interesująco. Tak też było…

Chcemy lidera…
… i niestety, tylko na chceniu się skończyło. Lech Poznań zremisował z Koroną Kielce 1:1, a tym samym pozostał na drugim miejscu w tabeli, z dwoma punktami straty do Legii.

Pierwsza połowa w wykonaniu Lecha, jak zwykle, zapowiadała się… nieźle, aczkolwiek spokojnie. Korona dopuszczała gospodarzy do swojej bramki, ale tylko do 19. minuty meczu. Później miały miejsce różne dziwne rzeczy. W 20. minucie Dariusz Formella porządnie sfaulował w polu karnym Luisa Carlosa, a Korona została nagrodzona rzutem karnym. W wyniku zamieszania przy wykonaniu stałego fragmentu gry ostatecznie Porcellis chybił i wciąż mieliśmy bezbramkowy remis. Ogólnie rzecz biorąc, tego dnia obrona Lecha nie prezentowała się najlepiej i popełniła kilka błędów. Jeden klops przydarzył się nawet Maciejowi Gostomskiemu, który mógł się zakończyć bramką dla rywali. Właściwie to się zakończył, ale, szczęśliwie, sędzia liniowy dopatrzył się spalonego (którego nie było) i do końca pierwszej połowy nikt nie zdołał już strzelić gola.

W drugiej częśći miało być lepiej i teoretycznie tak też było. Efektem natarć Lechitów był wreszcie gol w 58. minucie. Przepięknym strzałem popisał się wracający po przerwie Gergő Lovrencsics. Węgier przymierzył z daleka i od słupka, trochę szczęśliwie, ale bardzo efektownie, trafił do bramki Černiauskasa. Lechitom nie przyszło jednak długo nacieszyć się prowadzeniem. Zaledwie siedem minut później Kielczanie odpowiedzieli bramką wyrównującą, której strzelcem był, jeden z najlepszych na boisku, czyli Luis Carlos.

Inaczej niż ostatnio Skorża zdecydował się na zmiany wcześniej, ale nie przyniosły one oczekiwanego rezultatu, a końcowe dziesięć minut meczu było najzwyklejszą ligową kopaniną, na którą zwyczajnie nie dało się patrzeć. Przerzuty do przodu z pominięciem środka pola, strata, powrót do obrony, przejęcie, przerzuty z pominięciem środka, itd. itd. Wynik nie uległ już zmianie i fotel lidera znów wymknął się z rąk poznaniaków.


Brak wyciągniętych konsekwencji
Jak widać ostatnie wyczyny Lechitów w Pucharze Polski nie dały im do myślenia i dziś zespół nie zagrał na dobrym poziomie. Rozumiem, że mogli być zmęczeni, co dało się dostrzec od ok. 70. minuty meczu. W końcu w czwartek zagrali z Błękitnymi aż 120. Nie rozumiem jednak KOMPLETNEGO rozregulowania stylu gry! Trener Skorża po raz kolejny udowodnił, że nie umie ustawić drużyny tak, jak należy. Nie chcę tu mówić ogólnikowo, bo nie każdy mecz wygląda w ten sposób. Jednak fakt jest taki, że w Lechu wszystko dzisiaj szwankowało.

Po pierwsze, Gostomski nie umie szybko wznawiać gry, co odbija się wprost fatalnie. Po drugie, obrona, poza Arajuurim (mimo ostatniej wpadki w meczu z Błękitnymi) i Douglasem, leży na całej długości. Co robi Kamiński? Ten człowiek wygląda, jak połączenie bociana z kawałkiem drewna i szczudłami. Kędziora może nie gra źle, ale da się u niego dostrzec spadek formy. Gdzie są te piękne, długie dośrodkowania?

Po trzecie, środek pola. Tutaj nie mam za wiele do powiedzenia. Trałka - ABSOLUTNY LIDER, najlepszy pomocnik ligi. Linetty - fenomenalna gra ciałem, waleczny, ale mało widzi, jak na rozgrywającego. Hämälänen - przeciętnie, nieźle, nie umie biegać. Jevtić - wrócił dopiero po kontuzji, a gra lepiej niż wielu innych piłkarzy.

Po czwarte, skrzydła. Formella - super, do 20 minuty, kiedy sfaulował Luisa Carlosa w polu karnym, ale w tym zagraniu było trochę przypadku, ogólnie grał nieźle. Lovrencsics - mniej papryki do gulaszu, bo na każdy mecz wychodzi tak nabuzowany, że szybko się męczy i nic z tego nie ma. Pawłowski - twardziel, mimo urazu wszedł ze zmiany, ale nic nie pokazał - nie po raz pierwszy tej wiosny.

Po piąte, atak. Sadajew - agresywnie, bardzo agresywnie, zbyt agresywnie, ale w miarę. Nie rozumiem tylko, dlaczego on więcej przebywa na skrzydłach, zamiast w środku pola. Jak mi ktoś powie, że taka koncepcja to zamorduję. A Kownacki... wciąż jest jeszcze młody, dzisiaj zmianę dał niby niezłą, ale... no właśnie.

Kolejny raport muszę zakończyć niemiłym akcentem, ale cóż. Sami sobie Panowie na to zapracowujecie. 

Autor: Jan Śmiełowski |  jachurzeski.aos@gmail.com | foto: Piotr Przyborowski / a o sporcie

0 komentarze:

Prześlij komentarz