aosporcieaosporcieaosporcie
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą T-Mobile Ekstraklasa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą T-Mobile Ekstraklasa. Pokaż wszystkie posty

16 września 2014

9 września 2014

Raport Kolejorz #1

Od dziś ruszamy z cyklem Raport Kolejorz! Co tydzień we wtorek publikowany będzie artykuł specjalnie na temat Lecha Poznań. Analizować będziemy aktualną pozycję w lidze, sytuację w drużynie, nowinki, raporty meczowe i inne ciekawostki, czyli dosłownie wszystko, co związane z wicemistrzem Polski.

2 września 2014

13 sierpnia 2014

Lokomotywa, nie ekspres


Zarząd Lecha Poznań późnym czwartkowym wieczorem ogłosił, że trenerem Kolejorza nie jest już Mariusz Rumak. Postać znienawidzona przez sympatyków poznańskiej lokomotywy, która to pod jego wodzą ewidentnie zwolniła. Zastąpi go tymczasowo Krzysztof Chrobak. 

2 czerwca 2014

Lech z wicemistrzostwem i transferami. Wreszcie

Dzisiaj miałem przyjemność być na Starym Rynku podczas ceremonii wręczenia srebrnych medali piłkarzom Lecha Poznań za zdobycie wicemistrzostwa kraju. I trzeba przyznać, że cały dzisiejszy dzień może być dla kibiców Kolejorza naprawdę pozytywny.

16 maja 2014

Piłkarskie Zbrodnie: Gdańskie déjà vu

Lech Poznań przegrał dzisiaj na PGE Arenie w Gdańsku z tamtejszą Lechią 1:2. Wynik ten oznacza nie tylko to, że podopieczni Ricardo Moniza mają wciąż coraz większe szanse na awans do LE, ale przede wszystkim, że Kolejorz niemal na pewno stracił szanse na mistrzostwo kraju. I tu pojawia się małe déjà vu.

Koszmar z ulicy Traugutta 
To był 22 maja 2011 roku, więc za kilka dni minie trzecia rocznica tamtego pamiętnego starcia. Do końca sezonu zostały trzy kolejki. Lech w razie wygranej wszystkich spotkań zakwalifikowałby się do gry w europejskich pucharach. Tak się jednak nie stało, a wszystkiemu winna była właśnie porażka z Lechią. Lechiści, wygrywając, pozostawali w grze o Europę.


Dla poznaniaków wszystko układało się zgodnie z planem. Mimo że po drodze Luis Henriquez musiał wybijać piłkę z linii bramkowej, to Lech pierwszy objął prowadzenie. Akcję trzech zawodników, których w Poznaniu już nie ma, a więc Stilicia, Wilka i Ślusarskiego, wykończył ten ostatni.

Potem przez dużo czasu Lech miał wszystko pod kontrolą. Do tej feralnej 76' minuty. Wówczas Jakub Wilk zagrał ręką w polu karnym, a Tomasz Musiał musiał podyktować jedenastkę, którą na gola zamienił Abdou Razack Traoré. Kolejorza dopadła padaka, która sprawiła, że niecałe trzy minuty później Traoré po raz drugi pokonał bezradnego Kotorowskiego i Lechia wygrała 2:1.

A co było potem?
Lechia nie wykorzystała swojej historycznej szansy na awans do eliminacji Ligi Europy. Lechiści przegrali dwa ostatnie ligowe mecze i ostatecznie zajęli dopiero ósme miejsce. Lech oba spotkania wygrał, ale do Jagiellonii zabrakło mu trzech oczek.

Gdańszczan prowadził wówczas Tomasz Kafarski, który do dzisiaj pozostaje jedynym trenerem Lechii, który po powrocie gdańskiego klubu do Ekstraklasy, wytrzymał w nim dłużej niż sezon. Po nim przez ten klub przewinęło się jeszcze czterech trenerów aż doszliśmy do Moniza. Klub zmienił też swoją siedzibę. Z kolei szkoleniowcem Lecha był wtedy José Mari Bakero. Po nim w Kolejorzu jest do dzisiaj trenujący poznański zespół. Mariusz Rumak.

Tamten mecz pamięta też niewielu piłkarzy. W Lechii z obecnego składu w tamtym meczu zagrał tylko Deleu (!), co tylko potwierdza lawinę zmian, jaka dokonała się w Gdańsku. W przypadku Lecha tych zawodników jest nieco więcej. To Kotorowski, Wołąkiewicz i Henríquez. Oprócz nich w tamtym spotkaniu z obecnego Lecha grali jeszcze Injac i Arboleda, ale to już raczej gasnące legendy.

Czy i tym razem Lechia przegra wszystkie kolejne mecze i europejskich pucharów w Gdańsku znowu nie będzie? Czy dla Lecha to koniec marzeń o sukcesie, tak samo, jak to miało miejsce w sezonie 10/11? Zobaczymy już pod koniec czerwca!

20 grudnia 2013

Berg zbawcą Legii? Kim jest nowy trener mistrzów Polski?

Henning Berg - tak nazywa się nowy trener Legii Warszawa. To już pewnie większość czytająca ten tekst wie doskonale. Niektórzy tego pana zna przez pryzmat jego diabelskich 66 meczów w Manchesterze United. Niewielu wie o jego dokonaniach na ławce trenerskiej. A właściwie dokonaniach.

Zbawca Legii z Eidsvoll?
Obrońca urodzony w tym tytułowym mieście (notabene bardzo elficka ta nazwa) po zawieszeniu butów na kołku miał roczną przerwę, potem zaczął trenować norweskie Lyn. Wraz z drużyną z Frogner stadion już w pierwszym sezonie osiągnął spory (by nie powiedzieć, że największy w swojej karierze jako szkoleniowiec) sukces. W Tippeligaen jego drużyna zajęła trzecie miejsce, dające miejsce w eliminacjach Pucharu UEFA. W nim jednak zespół z Oslo odpadł w drugiej rundzie kwalifikacyjnej z Florą Tallinn (notabene dość pechowo, bo przez bramki wyjazdowe). Przez trzy kolejne sezony Lyn balansowało w okolicach siódmego miejsca, w 2008 roku obie strony się rozstały. I nie wyszło to wszystko zbyt dobrze dla samego klubu - przez problemy finansowe zaliczył dwie degradacje, a teraz gra w odpowiedniku polskiej II ligi (2. Divisjon).

Berg chwilę po odejściu z klubu ze stolicy został nowym szkoleniowcem Lillestrøm, z którym podpisał pięcioletni kontrakt. Wytrzymał jednak tylko do 2011 i jeszcze przed zakończeniem ówczesnego sezonu jego pracy z zespołem, został zwolniony (na trzy kolejki przed końcem sezonu! - nie tylko w Polsce takie rzeczy się więc zdarzają).

foto: sport.pl
Postanowił wyprowadzić się do Anglii. Tam przez 57 dni prowadził Blackburn Rovers, wygrał tylko raz i szybko z pracą na Ewood Park się pożegnał. Potem podobno wygrał jeszcze 2,5 miliona zaległej pensji (a może to gdzieś tam w Internecie pisali farsę?) i tyle jego menadżerskiej historii.

No, może nie do końca. Teraz rozpocznie on bowiem nowy etap w swoim życiu. Nie w swojej Norwegii ani też Anglii, ale na bardzo trudnym terenie. Polska to kraj, w którym szczypiornistki mogą awansować do półfinału MŚ (tekst o nich już wkrótce), skoczek może być mistrzem świata, żużlowcy mogą zdobyć drużynowe mistrzostwo świata, ale i tak najpopularniejszym sportem będzie piłka nożna. I tutaj właśnie kraj rządzony przez Marit Bjoergen się od ojczyzny Justyny Kowalczyk różni.

Norweg będzie pierwszym w historii polskiej ligi szkoleniowcem ze Skandynawii. To dość ciekawe, ale mimo że z tą krainą dzieli nas właściwie tylko Morze Bałtyckie, to jednak nad Wisłę trenerom z tamtejszych stron się jakoś do nas nie spieszyło. Zresztą nie pamiętam też żadnych graczy z tamtych stron, którzy odegrali jakąś ważniejszą rolę w naszych rozgrywkach.

Być liderem, stracić pracę
Tu pojawia się osoba trenera Jana Urbana. 51-latek właśnie stracił posadę najbardziej prestiżową, ale w klubie zostanie. Nie wiadomo, jaką rolę ma pełnić. Doradcy? To ma być połączenie obecnych funkcji Piotra Reissa i Sira Alexa Fergusona. O Szkocie jeszcze dzisiaj trochę będzie.

Wracając do byłego świetnego piłkarza kilku hiszpańskich drużyn, to z Legią nie żegna on się po raz pierwszy. I nie po raz pierwszy w takiej niezbyt smacznej sytuacji. Podobnie zarząd klubu rozstał się z nim w 2010 roku. Teraz jednak sytuacja jest trochę mniej zrozumiała. Ok, mistrz Polski nie awansował do LM, zajął ostatnie miejsce w grupie w LE, zakończył już zmagania w PP, ale bądź co bądź, to nadal jest aktualny lider T-Mobile Ekstraklasy. Już nie mówiąc o tym, że Urban doprowadził drużynę ze stolicy do tytułu najlepszej drużyny naszego kraju po raz pierwszy od 2006 roku.

Osobiście uważam, że trenerowi z takim doświadczeniem powinno okazać się trochę więcej szacunku. Przede wszystkim danie mu możliwości pracy do końca tego sezonu i szansa na obronienie mistrzostwa dałyby jakieś miarodajne efekty. A tak sprawę rozwiązano typowo po polsku, a zmiana na stanowisku trenera już nic nie może na razie zmienić na lepsze. Jedynie pogorszyć.

Znalazłem też wytłumaczenie, czemu zdecydowano się na zmianę trenera już teraz: Korzyścią dodatkową, na którą liczy Legia, zatrudniając Berga, ma być znajomość rynku transferowego. Od początku rozmów Norweg gotów był wyciągnąć kontakty pozwalające sprowadzić graczy wartościowych piłkarsko i w zasięgu finansowym klubu. Między innymi dlatego do zmiany doszło teraz, a nie po zakończeniu sezonu - tak napisał sport.pl.

Globalna Legia, Urbana żal
Norweg ma jednak plecy. Został polecony przez samego Sira Alexa Fergusona. Były szkoleniowiec Manchesteru United wypowiedział się dla portalu Legia.com, że Berg może być kiedyś trenerem z europejskiej czołówki. Pytanie tylko brzmi, jak odległa przyszłość to może być?

Tak komentował zmianę trenera twitter. Coraz to bardziej popularne w naszym kraju medium społecznościowe aktywnie zareagowało na zmianę na stanowisku szkoleniowca Legionistów. Rafał Stec z Gazety Wyborczej wypowiedział się w dość żartobliwy sposób na temat działań ekipy z Łazienkowskiej na arenie międzynarodowej (w nieco innym aspekcie):
Wszystko się tu oczywiście zgadza. Jednakże brazylijski klub zwykle dostarczał warszawiakom futbolowe odpadki lub nieokrzesane koty w worku talenty. Natomiast ciekawi mnie, czy gdyby Fergie nadal pełnił funkcję pierwszego trenera MU, to pozwoliłby na pracę w Legii jakiegokolwiek trenera np. z drużyn juniorskich Czerwonych Diabłów.

Michałowi Polowi (redaktorowi naczelnemu Przeglądu Sportowego) jest z kolei żal trenera Jana Urbana:
Nie mogę się zgodzić z tą opinią, bo mistrzostwo, Puchar, i Superpuchar Polski to jednak jest to coś. Chyba że dziennikarz ten oczekiwał od razu awansu do ćwierćfinału LM.

Norwedzy chwalą
Norweskie media pozytywnie wypowiadają się zarówno o Legii, jak i o jej nowym trenerze. Dużo prawdy powiedział jednak Kasper Wikestad, ekspert telewizji TV2: - W Warszawie od razu będą oczekiwać dobrych wyników. Bergowi będzie ciężko, jeśli od początku nie zacznie wygrywać - powiedział w wywiadzie cytowanym przez sport.pl.


Najciekawszą jednak informację opublikowali jednak dziennikarze Verdens Gang: Napisali oni bowiem, że do roli nowego trenera Legii przymierzany był również inny norweski szkoleniowiec Ole Gunnar Solskjaer, ale prawdopodobnie znajdzie zatrudnienie w angielskim West Bromwich Albion.

Podsumowanie
Je będziemy mogli wszyscy wystawić dopiero wkrótce. Może za pół roku, a może jeszcze później. Wszystko zależy teraz od cierpliwości Bogusława Leśnodorskiego. Prezes Legii jest człowiekiem dość ekscentrycznym, osobliwym i niecierpliwym. Miejmy nadzieję, że tą ostatnią cechą nie będzie on się kierował w najbliższym czasie. Bo Wojskowym obecnie jest potrzebna przede wszystkim stabilizacja.

10 listopada 2013

Na Rumaku do Europy czy do I ligi. O piłkarskich trenerach w Poznaniu, cz. 1

Początkowo ten wpis miał mieć inny tytuł: Kibice ich nienawidzą. Zarząd stoją za nimi górą. Po sobotnim meczu i dokładnym przeanalizowaniu różnych spraw, uznałem, że lepszy tekst będzie dotyczył po prostu podsumowania rundy jesiennej w poznańskich klubach, lecz skupiając się na postaci trenerów. Zaczniemy od Lecha, który szkoleniowców zwalnia niechętnie i rzadko. O ile na zachodzie takie sytuacje są standardem, to w naszym kraju trenerów częstszą metodą jest zwalnianie kołczów przed końcem sezonu/rundy i zabieranie im tym samym szansy na wprowadzenie lepszego oraz własnego stylu gry. Wyjątkiem jest właśnie zespół z Bułgarskiej, dlatego i o tamtejszych trenerach (dokładniej dwóch), chciałem tu coś napisać. Warta to już inna historia.

Guantanamera, czas wypi*rdolić Bakera...
Takim lekko niecenzuralnym hasłem posługiwali się kibice poznańskiej drużyny od mniej więcej późnej jesieni 2011 aż do samego końca kadencji Hiszpana na stanowisku trenera I drużyny, czyli do końcówki marca 2012. Następcą byłego świetnego pomocnika Barcelony został jego asystent - Mariusz Rumak. Tą historię znają niemal wszyscy. 


Podczas dzisiejszego sobotniego meczu z Ruchem nasunęło mi się pewne porównanie: Rumak to taki polski Arrasate (dla niebędących w temacie: trener Realu Sociedad), który objął schedę po szkoleniowcu, którego był asystentem. Philippe Montanier teraz trenuje ze średnimi wynikami Stade Rennais, z kolei Sociedad nie radzi sobie z presją wielu meczów. Tam jednak sytuacja była nieco inna. Francuz z Estadio Anoeta odchodził po rewelacyjnym sezonie uwiecznionym awansem do fazy play-off eliminacji Ligi Mistrzów.

Bakero z Bułgarskiej odchodził raczej w znacznie gorszych okolicznościach. Przegrana 0:3 z Ruchem była tylko swego dopełnieniem i potwierdzeniem słabej formy Kolejorza. Bask karierę na Stadionie Miejskim zaczął jako bohater od historycznego meczu z Manchesterem City, odchodził już w roli nieudacznika.

Na Rumaku do Europy
To z kolei hasło które na poznańskie trybuny przeniknęło po kilku niezłych występach drużyny prowadzonej przez młodego trenera. Rumak na początku miał pełnić swoją funkcję tylko tymczasowo, a na następcę zwolnionego szkoleniowca typowano takie wielkie nazwiska, jak choćby Dorinel Munteanu. Zarząd Lecha postawił jednak na młodego, a przede wszystkim polskiego fachowca. 

Człowiekowi, który dotąd trenował jedynie ekipy młodzieżowe (w Lechu i Jagiellonii), udało się na koniec sezonu 11/12 zająć czwarte miejsce, dające szanse gry w Lidze Europejskiej. Dziś już mało osób pamięta, że mogło być jeszcze lepiej, gdyby nie zremisowany bezbramkowo mecz z Widzewem w ostatnim meczu. Rumak i tak odniósł wielki sukces, dzięki czemu zagwarantował sobie pracę na kolejny rok.


12/13 miało być dla zarówno młodego szkoleniowca, jak i dla Lecha, sezonem przełomowym. Wszyscy w stolicy Wielkopolski liczyli na odzyskanie mistrzostwa. Misja się jednak nie udała, choć i wicemistrzostwo trzeba było zaliczyć jako sukces. Wybaczono odpadnięcie z europejskich pucharów z AIK Solną.


Litewski chamie...
Bardzo rasistowskie i skandaliczne hasło przywitało wszystkich Litwinów z Żalgirisu Wilno na poznańskim stadionie w rewanżowym meczu III rundy eliminacji LE. Lech zawiódł w dwumeczu ze słabszą na papierze ekipą na całej linii. Również transparent, który obraził wszystkich wszędzie, odbił się echem nie tylko w Polsce.

Od tego czasu różnie to bywało przy Bułgarskiej, lecz częściej kibice Lecha byli zawiedzeni postawą swoich ulubieńców, a przede wszystkim grą. Warto tutaj odnotować, że od meczu z Pogonią, Kolejorz u siebie nie przegrał. Odpadł jednak w tym czasie z Pucharu Polski, ulegając w ostatnim tygodniu z Miedzią Legnica aż 2:0.

Chcemy trenera, a nie jakiegoś frajera
To z kolei swego rodzaju gra słów. Historia zatoczyła bowiem koło. Pod koniec sezonu 11/12 kibice Poznańskiej Lokomotywy skrzyknęli się i założyli stronę o nazwie: Chcemy trenera, a nie jakiegoś Bakera. Wkrótce potem hasło to zaczęło być śpiewane na meczach ligowych.

Teraz zaczęli śpiewać podobnie o Rumaku. Teraz to w tym przypadku już czas przeszły. Zniecierpliwienie sięgnęło zenitu po wygranym meczu 3:1 z Górnikiem Zabrze. Fani nie zmienili wówczas decyzji, nawet mimo świetnej drugiej połowy.

Po meczu z Miedzianką, wystawili nawet trenera na Allegro. Aukcja została szybko usunięta, ale cena zdążyła osiągnąć cenę 100 000 004 złotych!

Podsumowanie
W sobotę na trenera już nikt nie śpiewał. Pomimo średniej pierwszej połowy. Nawet w momencie, gdy to Ruch Chorzów wyszedł na prowadzenie, to kibice pomagali zespołowi. Widać, że po trzech bramkach w końcówce w Poznaniu pewne napięcie zmalało. Również u szkoleniowca gospodarzy. Dostał on podobno w piątek ultimatum: z ostatnich sześciu meczach w 2013 roku Lech musi wygrać cztery. Jeśli zagra tak, jak w drugich połowach w meczach z Górnikiem i Ruchem, to ma na to szanse (a może i na więcej).

Kibice, dziennikarze i wszyscy ci, którym zależy na Lechu, muszą zrozumieć, że Kolejorz i Mariusz Rumak żyją teraz w pewnej symbiozie. Obie strony mogą sobie bez siebie poradzić, ale nie wiadomo, co by z tego wyszło. Wbrew temu, co chce jeden z blogerów na poznan.sport.pl, wicemistrzów Polski nie jest teraz stać na zatrudnienie drogiego trenera. Piłkarzy Lech nie kupuje. Niech więc kupi trenera! - tak brzmi tytuł tego wpisu. Ja tu mam swego rodzaju odpowiedź na ten tytuł i całą treść artykułu: Lech nie kupuje zawodników nie przez swoje widzimisię, ale przez to, że nie ma pieniędzy na nie. Inni dadzą od razu argument: jak to nie ma, jak inni kupują. Na to też mam swoją odpowiedź: inni kupują, a potem są blisko bankructwa, o czym poniekąd ostatnio pisałem.

Postscriptum
Po pierwsze, ten mecz zakończył świetną passę Jana Kociana, dla którego początek pracy w Polsce jest świetny. Po drugie, część druga, która poświęcona będzie Markowi Kamińskiemu, a właściwie ogólnie Warcie Poznań, pojawi się już wkrótce. I po trzecie, warto klikać w linki, które powinny być pisane czcionką w innym kolorze, ale na czarnym tle właściwie nic nie pasuje. No, niech Wam będzie - szary musi na razie wystarczyć. A, dobra. Po czwarte, mecze Górnik - Wisła i Lech - Ruch były takimi, które dają mi szansę myśleć, że ta liga będzie coraz lepsza.

5 kwietnia 2013

Rewolucja w Ekstraklasie, będzie 7 dodatkowych kolejek!

źr.: archiwum prywatne
No no, media dzisiaj poinformowały nas o tym, że rada nadzorcza Ekstraklasy SA przegłosowała w piątek rewolucyjny projekt reformy rozgrywek. Oznacza to nam, ni mniej, ni więcej, że od przyszłego sezonu czeka nas zamieszanie.

Punkty zdobyte w nazwanym przez media sezonie zasadniczym  (termin kojarzący nam się głównie ze sportami, które największą popularnością cieszą się za oceanem - koszykówką i hokejem), zostaną podzielone na pół i zaokrąglone w górę. Ale skoro mamy sezon zasadniczy, to gdzie faza play-off?

Otóż fazy play-off nie będzie. Zamiast tego czeka nas tzw. runda finałowa. Czyli w skrócie: oprócz standardowych 30 kolejek, czeka nas dodatkowych 7, o czym informuje nawet tytuł tego zacnego artykułu. Ekipy zostaną podzielone na dwie grupy: mistrzowską (miejsca 1-8) i spadkową (9-16), które zagrają każdy z każdym, ale tylko po jednym meczu. Drużyny z miejsc 1-4 i 9-12 po cztery spotkania rozegrają u siebie, reszta ekip tylko po trzy.

Logiki tego pomysłu z lekka nie widzę. Przecież podobny system stosowany był w sezonie 2001/2002 i tak szybko, jak zaistniał, zniknął. Ten najnowszy jest równie przedziwny. Jeżeli chcemy mieć tak dobrą ligę, jak na zachodzie (co nam na razie nie grozi), to trzeba i się na zachodzie wzorować. I mając tu na myśli zachód, zarząd Ekstraklasy chyba wzoruje się na nieco dalszym zachodzie, tym (po raz kolejny użyję tego terminu) zza oceanu, gdzie w MLS mają play-offy. Tyle, że nie należy zapominać, że my jesteśmy w Europie.

Jedyną z bardziej wartościowych lig europejskich, mających bardzo dziwny system, jest Belgia, która swoją drogą ma chyba najbardziej obecnie pojechany (inaczej ciekawy) system w całej Europie. I chyba z tego właśnie kraju nasi działacze wzięli (a wręcz zerżnęli) pomysł. Tam bowiem drużyny z miejsc 1-6 grają potem w fazie mistrzowskiej, ekipy z miejsc 7-14 walczą o europejskie puchary podzieleni w dwóch grupach, z których dwie najlepsze potem grają dwumecz o to, aby zagrać w barażach o II rundę eliminacyjną Ligi Europejskiej. W barażu tym grają z czwartą drużyną grupy mistrzowskiej. Dwie ostatnie ekipy po sezonie zasadniczym rozgrywają baraże o utrzymanie (pięć meczy między sobą). Ta gorsza, automatycznie spada z ligi, lepsza rywalizuje w kolejnych barażach, w grupie z trzema drużynami z drugiej ligi.

W Polsce wygląda na to, że będzie to wyglądać o wiele prościej, niż w Belgii. Myślę jednak, że pomysł jest niezbyt przemyślany, a na pewno nie przedyskutowany z klubami. - Z tego, co wiem, większość klubów nie była w tej sprawie w ogóle pytana o zdanie - tak powiedział prezes Górnika Artur Jankowski.

Jedynym plusem jest to, że nasze narodowe nieroby nasi piłkarze rozegrają więcej spotkań. Z tego nawet sami zainteresowani są zadowoleni oraz chociażby Lech Poznań. Ale ciekawszym pomysłem byłoby moim zdaniem poszerzenie ligi do np. 20 zespołów albo reaktywacją Pucharu Ekstraklasy, choć ten był nieco olewany przez nasze zespoły. Chociaż gdyby dać jako nagrodę awans do Ligi Europejskiej (a tym samy odebrać je za trzecie miejsce w lidze), sprawiłoby, że kluby na pewno nie podchodziły by do takich rozrywek bez szacunku. A wy - co myślicie o reformie Ekstraklasy? Piszcie!

1 kwietnia 2013

Lech wygrywa w pięknym stylu! Ale w piątek z Lechią...

Działo się jesienią na Bułgarskiej podczas meczu z Pogonią! / źr.: archiwum prywatne
Lech Poznań pokonał Pogoń Szczecin 2:0. I do tego na wyjeździe! Po raz szósty w historii! Tak, to pewnie już wiecie. Mnie zawiodło w Kolejorzu, a właściwie zawodzi, tylko jedna rzecz. Gra u siebie. No ale trzeba przyznać, że na wyjazdach spisują się świetnie, wygrali już po raz dziesiąty na boisku rywala! Jednakże trzeba się mocno bać przed najbliższym spotkaniem u siebie. Wszyscy mówią o złej passie jeżeli chodzi o zdobycze punktowe na Bułgarskiej. Ale statystyki goli strzelonych u siebie też nie są dobre. Lech po raz ostatni gola u siebie strzelił... Legii Warszawa 18 listopada 2012 roku! Mimo to, nasza Ekstraklasa jest, jaka jest (Legia zresztą też), więc drużyna Mariusza Rumaka nadal jest wiceliderem.

Jak mogliście się domyśleć (tudzież doczytać) z moich ostatnich postów, nie lubię zbytnio Aleksandyra (tak się chyba odmienia jego imię) Tonewa, a właściwie nie, że go nie lubię, ale po prostu nie mogłem pojąć, dlaczego ten utalentowany skrzydłowy nie mógł objawić swoich nadzwyczajnych umiejętności. No i przyszedł chyba przełomowy dla Bułgara tydzień (a właściwie okres czasu, bo to nieco dłużej niż siedem dni). 23-latek najpierw strzelił aż 3 gole Malcie (co akurat w moim mniemaniu nie jest jakimś wielkim dla niego osiągnięciem sportowym, ale psychicznie mogła go podnieść na duchu), ale potem zaliczył też asystę przeciwko Danii (uczestnik ostatniego Euro i MŚ). No a dzisiaj zaliczył bardzo ładne trafienie i miał duży wkład w wygraną gości.

W dzisiejszym spotkaniu ładnie spisywała się zresztą cała drużyna z Poznania, ale mimo wszystko, oprócz końcowych minut, spotkanie w Szczecinie było wyrównane, a Pogoń też miała swoje sytuacje i może podopiecznym Dariusza Wdowczyka (który wrócił po 5 latach przerwy, którą sobie zrobił, wiemy z jakich powodów).

Niestety w najbliższy piątek Lech zagra z Lechią Gdańsk. Drużyna ta jest taką piętą Achillesową dla Kolejorza. To ona odebrała im europejskie puchary w sezonie 2010/2011, wygrywając w Gdańsku. Tam zresztą Lechitom od dłuższego okresu czasu nie idzie. Jesienią rozpędzony zwycięstwami w niezłym stylu Lech, przyjechał na PGE Arenę i... przegrał 0:2. Lechia dzisiaj grała rewelacyjny futbol (podobny do tego Lecha w meczu z GKS-em), ale zaledwie zremisowała z Wisłą Kraków. To, że zawodnicy Bobo będą nieco przybici, wydaje się być pewnym plusem na piątkowych gospodarzy. Ale czy po raz kolejny, rozpędzona lokomotywa nie zostanie powstrzymana w najgorszym możliwym momencie znowu przez Gdańszczan? Tego dowiemy się już w piątek.

10 marca 2013

30 post i znowu o lidze.


To już mój 30 post, więc jest to swego rodzaju jubileusz, czy CÓŚ. Ale mniejsza z tym, tym razem wyjątkowo nie ma nic o Polonii W., nie ma też nic o Super Piątku. Dzisiaj jest mowa o teoretycznie jednym z najsłabiej zapowiadających się meczów tej kolejki - starciu Pogoni Szczecin z Piastem Gliwice.

Mecz na śniegu - tak można krótko scharakteryzować to spotkanie. Może nie jest to taki zupełny śnieg, bo jednak trochę zielonej murawy widać, to jednak mimo wszystko, arbiter Paweł Pskit wyszedł na płytę Stadionu Miejskiego im. Floriana Krygiera w Szczecinie z pomarańczową piłką Pumy, a i linie były w podobnym kolorze wymalowane.

Zanim zacznę moje liczne porównania, to rozpocznę od wyniku po pierwszej połowie. Prowadzili po niej bowiem 1:0 goście, którzy wykorzystali niedbalstwo obrony i trafili do siatki rywala. Zrobił to Tomas Docekal, któremu podał Ruben Jurado. Asysta tego drugiego mnie bardzo cieszy, gdyż mam go w jedenastce w Fantasy Lidze.

Ostatni raz Pogoń na żywo widziałem jeszcze w roku 2011, kiedy to na Stadionie Miejskim w Poznaniu, Warta mierzyła się jeszcze z pierwszoligową ekipą Portowców. Od tego czasu, sporo się zmieniło: Piotr Reiss gra dla Lecha Poznań, Pogoń gra w Ekstraklasie, ale mimo to nadal można znaleźć pewne porównania z tamtym meczem. Nadal o sile Dumy Pomorza stanowi Edi Andradina, który wtedy zaliczył nawet bramkę. Obecnie bardzo ważną częścią ekipy Artura Skowronka jest Takafumi Akahoshi (tego też mam w Fantasy Lidze), który w tamtym okresie stawiał w Pogoni pierwsze kroki i wchodząc na boisko w 63' minucie był mocno wygwizdywany (nie wiem do teraz dlaczego). Szkoda tylko, że Vuk Sotirović (strzelec bramki na 2:1 dla Pogoni w doliczonym czasie gry tego spotkania) przed tym sezonem przeszedł do serbskiej ekipy FK BSK Borča. Zresztą zobaczcie sobie skrót tego spotkania (był to mój pierwszy filmik z meczu Warty):


Porównań do tamtego spotkania mógłbym mnożyć. Pogoń wtedy również przegrywała 1:0, wtedy też miała karnego wtedy też wykonywał go Edi Andradina... i tu kończą się porównania, bo w dzisiejszym meczu najskuteczniejszy zagraniczny zawodnik w historii polskiej ligi przestrzelił jedenastkę - pewnie duże znaczenie miała w tym zasługę murawa, na której jak już wspomniałem leżał śnieg. 

Zresztą ten karny musiał być przestrzelony. Jeśli w tym sezonie Pogoń traciła pierwsza bramkę, to nie wygrała ani razu - na osiem takich przypadków tylko raz zremisowała.

W drugiej połowie Czech grający dla Piasta trafił drugiego gola. Tym razem główką z rzutu rożnego, wykonywanego przez Tomasza Podgórskiego. Po tym jeszcze Pogoń próbowała coś zrobić ale grała zbyt nijako i tak oto w pojedynku beniaminków, drużyna z południa Polski wygrała 2:0.

PS.: Tak zupełnie na koniec, to przypomniało mi się, że mój trzeci post był właśnie o pierwszej lidze i o... Pogoni Szczecin i Piaście Gliwice - wtedy rywalizowały obie te ekipy o Ekstraklasę - jak to w rok może się drastycznie zmienić.

1 marca 2013

Ach ten Lech, czyli Polonia i 5 miesięcy bez zwycięstwa.

Tłumy ludzi na spotkaniu z zawodnikami Lecha w Galerii Malta.
Sprecyzujmy. Chodzi mianowicie o zwycięstwo na własnym stadionie. Lech Poznań przy Bułgarskiej wygrał 6 października 2012 roku, kiedy to pokonał 4:0 Piasta Gliwice. To prawie pięć miesięcy temu. Nawet ostatni w tabeli GKS Bełchatów ostatnie (a zarazem jedyne) w tym sezonie zwycięstwo zaliczył u siebie później, bowiem 20 października ubiegłego roku.

Lech pierwszą połowę kompletnie przespał. A może dostał kulą w stopę po tym, jak w 6' minucie Łukasz Piątek idealnie przymierzył i przelobował Jaśka Burića? Któż to wie. Tonev miał najlepszą w pierwszej części spotkania okazję do pokonania Mariusza Pawełka - po tym jak sam były bramkarz Wisły Kraków wybijał piłkę, Bułgar trafił w poprzeczkę.

Druga połowa w wykonaniu Kolejorza była znacznie lepsza. No ale, jeżeli trafia się albo w Pawełka, albo w poprzeczkę, albo w ogóle się nie trafia w bramkę, to rzeczywiście można przegrać przy pewnej dozie szczęścia (dwie poprzeczki i przepiękny strzał Piątka). W ogóle statystyki tego meczu są ciekawe - Lech oddał 25 strzałów, a Polonia 9 strzałów. Tyle że obydwie te drużyny oddały tyle samo celnych strzałów - po 6.

Nie rozumiem nieco trenera Rumaka, który zdjął Ślusarskiego, zostawiając na boisku dwóch defensywnych pomocników. I tego, że Linetty nie grał od pierwszej minuty. Ale to są decyzje trenera, których negować nie będę. Gratuluję jednocześnie trenerowi Stokowcowi, który mimo ciężkiej sytuacji (w ostatnim dniu tracąc Adama Kokoszkę), potrafi jednak zrobić plan z niczego.

Chwalę Rafała Murawskiego, którego każdy strzał (mimo początkowych trudności) był coraz lepszy. Ale nie za to go chwalę. Po meczu nie tłumaczył się (jak w przeszłości gwiazdy naszej ligi), że coś poszło źle, że coś tam, trelelele. Powiedział, że zagrali bardzo słabo, że to oni zawinili - po prostu, że Kolejorz ten mecz spieprzył. I całkowicie się z tym zgadzam. 

Szkoda mi tylko tych kibiców, którzy kupili karnety na rundę. Najdroższe są po ponad trzy stówy, a i bilety na mecze są bardzo drogie, na Polonię zaczynały się od 18 złotych, ale nie oszukujmy się, że realnie kibice zapłacili dużo więcej (no bo najniższe stawki to te dla dzieci poniżej 13 lat na trybuny za bramkami).

Piłkarze Kolejorza się w drugiej połowie starali, ale pierwszą kompletnie zje... Dokończcie sobie sami! A wy, jak myślicie - co osiągnie w tym sezonie Lech i Polonia? Piszcie!

PS.: ParaFina - kto oglądał, ten wie o co chodzi!

22 lutego 2013

Wraca Ekstraklasa. Super Piątek już za nami.


Na boiska wracają najwięksi herosi światowej piłki nożnej klubowej. Największe gwiazdy, najlepsi strzelcy, najlepsi zawodnicy. Wraca T-Mobile Ekstraklasa! Dobrze, koniec tej ironii. Za nami już Super Piątek, w którym mogliśmy oglądać tradycyjnie dwa spotkania. Pierwszego nie ocenię, gdyż go nie oglądałem, ale przyznam, że wynik 3:0 dla Zagłębia w meczu z dobrą jesienią Pogonią, to dla mnie pogrom.

Jak zwykle, pomyliły mi się godziny i włączyłem telewizor już o 20:00. Obejrzałem studio przedmeczowe, wszystkie materiały, wywiady. I pomyślałem sobie, co by było, gdyby powstała Ekstraklasa TV. Jeśli miałaby powstawać bez współpracy z Canal+, to byłaby to raczej katastrofa.

Ogólnie oprawa tego całego spotkania była magiczna. Wszyscy - czyli zawodnicy, sędziowie, dzieci odprowadzające piłkarzy, trenerzy, dziennikarze - wszyscy mieli na sobie szaliki związane z akcją Wszyscy za Jednego - zorganizowaną przez stronę przemekpelka.pl i fundacji Avalon, które chcą pomóc w dramacie pana Przemka Pełki - komentatora znanego nam doskonale z komentowania meczów piłki nożnej (szczególnej tej angielskiej) i hokeja na lodzie. Akcja naprawdę fajna, a Panu Przemkowi życzę powrotu do zdrowia!

Wracając do oprawy, to zawodnicy Polonii na ten mecz wyszli w koszulkach z epoki z okazji tego, że Czarne Koszule grają w trykotach w takich właśnie barwach już 100 lat. Ciekawe tylko, czy nie denerwowały ich te sznurowadła, jak to je nazwał Tomasz Smokowski. Szkoda też, że tej całej pięknej oprawy nie widział prezes Polonii Ireneusza Króla.

Samo spotkanie, przynajmniej w pierwszej połowie pokazało nam, dlaczego polska liga jest taka, jak jest. Raz coś próbowała stworzyć Lechia Gdańsk, raz Polonia, ale w sumie to nic wielkiego z tego nie wynikało. Można więc było skupić się na tzw. ciekawostkach. Kibice Polonii po kilkunastu minutach dopingowania swojej ulubionej drużyny, na chwilę przycichli i wywiesili dużo mówiący baner, o tym, gdzie jest prezes Król.  Jestem w Wiedniu, robię przelew - tak brzmiało to zacznę hasło. Ostatnio głośno było o przelewach Króla z Kajman, i te sprawy. Fani stołecznej drużyny pokazali jednak, że nadal wieżą w człowieka-cudotwórcę, czyli trenera drużyny gospodarzy, skandując głośno w 31' i 74' minucie spotkania: Piotrek Stokowiec.

Z kolei w Lechii zadebiutował w tym meczu Mohammed Rahoui, który przez Kazia Węgrzyna (jestem jego fanem) nazywany był zawodnikiem z numerem 22.,dopóki jego redakcyjny kolega nie powiedział mu, jak wymawia się nazwisko Algierczyka.

Pierwsza połowa wiała nudą i zakończyła się wynikiem 0:0. Druga też taka była, raz atakowała jedna, raz druga, ale jakiś stuprocentówek to niestety na Konwiktorskiej nie oglądaliśmy... do 84' minuty, kiedy to po przepięknej akcji rezerwowy w tym meczu Michał Wiśniewski trafił do bramki strzeżonej przez Sebastiana Przyrowskiego. Akcji z pierwszej piłki, akcja dawno nie widziana na polskich boiskach. Dużą klasę pokazał też podający Wiśniewskiemu, Piotr Brożek, który chyba spadł na cztery łapy po tureckim romansie (w przeciwieństwie do swojego brata, który okupuje ławkę rezerwową w Recreativo Huelvo).

Nic nie zapowiadało, że będziemy mieli w tym spotkaniu jakieś emocje. A tu po golu dla Lechii do ataku rzuciła się Polonia i gola trafił młodziutki Miłosz Przybecki. Nieco lepiej po strzale tego zawodnika mógł zachować się bramkarz gości, Michał Buchalik.

Następnie obie drużyny jeszcze coś próbowały stworzyć, ale nic z tego nie wynikło i spotkanie zakończyło się podziałem punktów 1:1.

Warto dodać, że na widowni pojawił się trener najlepszej na świecie reprezentacji narodowej, Waldziu Fornalik i Marek Jóźwiak, w przeszłości menadżer piłkarski i dyrektor ds. transferów w Legii W.., obecnie już tylko menadżer. Cóż, życie.

Tak na koniec - a wy co sądzicie o kolejnej już rewolucji w Polonii, które miejsce zajmie stołeczna drużyna po tym sezonie? A i co myślicie o największym w historii transferze Górnika Zabrze - a mianowicie o pozyskaniu Irka Jelenia. Piszcie!

23 listopada 2012

Kto mistrzem jesieni? I dlaczego Polonia?



Legia Warszawa na 3 kolejki do końca rundy jesiennej pozostaje liderem T-Mobile Ekstraklasy. Ale to wcale nie oznacza, że to właśnie ona zostanie mistrzem jesieni. Jest kilka drużyn, które mają szansę odebrać Legii ten tytuł. I na pierwsze miejsce w tym pościgu wysuwa się Polonia Warszawa. Przyjrzyjmy się jednak wszystkim zespołom pierwszej piątki i odpowiedzmy sobie na pytanie: dlaczego to ta właśnie drużyna ma zostać mistrzem jesieni?

Legia Warszawa
W stołecznym klubie już od dobrych kilku sezonów marzą o powrocie na tron mistrzowski, jednak od kilku sezonów drużyna jest prze kogoś wyprzedzana. Szczególnie bolała na pewno zeszłoroczna przegrana na niemalże finiszu rozgrywek ze Śląskiem Wrocław (trzeba przyznać, że przyczynił się do niej w dużej mierze Lech Poznań, wygrywając na Pepsi Arenie). I w tym można upatrywać możliwość zdobycia tytułu nawet Mistrza Polski. Bo to w końcu obecnie najbogatszy polski klub, który ostatni raz mistrzostwo kraju... 6 lat temu. I, to już ostatni wreszcie argument, mają trio: Kosecki, Radović, Lluboja, którzy mecz mogą wygrać w pojedynkę. Ale są też dwa negatywnie świadczące o Legii argumenty. Pierwszy to obrona, która w tym sezonie gra najgorzej od lat, a drugi to... fakt, iż to właśnie po 12 kolejce poprzedniego sezonu Legia straciła po raz pierwszy pozycję lidera. Szanse na mistrzostwo jesieni: 90%


Polonia Warszawa

Już po samym tytule można wnioskować, kto wg mnie zostanie mistrzem jesieni. Uważam, że będą nim właśnie Czarne Koszule, z kilku przyczyn. Po pierwsze Polonia po raz ostatni triumfowała na przełomie XXI wieku. Po drugie jest to klub po przejściach związanych ze zmianą właściciela. Jeszcze przed tym sezonem mogli nawet zacząć grę od IV ligi, a zamiast nich miał występować twór o nazwie KP Katowice. Pomysł na szczęście upadł, Ireneusz Król przeniósł się do stolicy. Po trzecie ma fenomenalne pokolenie młodych piłkarzy, takich jak Łukasz Teodorczyk, czy Paweł Wszołek. I po czwarte, chcą wreszcie dokopać Legii i być od nich wyżej w tabeli. Po piąte w tej kolejce podejmą bardzo słabe Zagłębie Lubin. Szanse na mistrzostwo jesieni: 95%


Lech Poznań

Klub z żałującym grosza właścicielem już dawno mógłby grać w LM. Ale to właśnie przez Jacka Rutkowskiego, co roku (od momentu zdobycia mistrzostwa kraju) Lech ma problemy kadrowe. I w tym roku stało się podobnie. Nie ma tam ani dobrego napastnika, ani ofensywnego pomocnika. Ale jest młodzież i równie młody trener Mariusz Rumak. I to właśnie ekipa z Karolem Linettym i Szymonem Drewniakiem na czele mogą doprowadzić Kolejorza do upragnionego Mistrzostwa Polski. W tej kolejce czeka ich jednak ciężkie spotkanie z Podbeskidziem, z którym Lech od zawsze ma kłopoty. A potem mecz z Mistrzem Polski Śląskiem Wrocław. Szanse na mistrzostwo jesieni: 80%


Górnik Zabrze

Klub utytułowany, jak i obecnie biedny. Bo w Zabrzu od czasu spadku do I ligi jest krucho z kasą. Ale tu (podobnie jak w Lechu) jest świetna generacja piłkarzy, takimi jak Arkadiusz Milik, 'Prezes' Nakoulma czy Łukasz Skorupski. I jest też świetny trener - Adam Nawałka, który ze średnich piłkarzy, zrobił zgrany zespół. Jednak na mistrza jesieni mają już raczej tylko matematyczne szanse. Ale jakieś mają. Szanse na mistrzostwo jesieni: 60%


Lechia Gdańsk

Lechiści byli w tym sezonie już wszędzie. I w strefie spadkowej, i w środku tabeli. Teraz są w czołówce. I nareszcie grają na miarę oczekiwań kibiców i pięknego stadionu - PGA Areny. Tylko w najbliższej kolejce będą musieli sobie poradzić bez Traore. I tu pojawia się problem, gdyż w tym sezonie, kiedy nie gra Traore, Lechia nie wygrywa. Szanse na mistrzostwo jesieni: 55%


pp

20 sierpnia 2012

I po snach...


Europa pożegnała już dwa polskie kluby. Przygody zakończyły Lech Poznań i Ruch Chorzów. Trzeba uczciwie zaznaczyć, że Lech w rewanżu zaprezentował się o klasę wyżej niż w meczu z AIK Solna w Szwecji, gdzie przegrał 3:0, u siebie wygrał 1:0, ale to nie wystarczyło. Trzeba też uczciwie zaznaczyć, że Ruch miał trudniejszego rywala, od którego jednak dostał baty niegodne wicemistrzów Polski: przegrał u siebie 0:2 i w Czechach 0:5. Były to porażki pokazujące niestety poziom polskiego futbolu.

Jedynie Legia Warszawa w rewanżu pokazała, na co ją stać. Najlepszy (to się okaże) obecnie polski klub ( nie na papierze, a w rzeczywistości) odrobił wynik 2:1 z Austrii i wygrał z SV Ried 3:1, przechodząc do fazy play-off. Tam spotkają się z Rosemborgiem, z którym łatwo nie będzie, ale szanse są.  W przeciwieństwie do mistrza Polski - Śląska.

Ten pokazał, że na niego raczej nie warto liczyć. Ledwo przechodząc mistrzów Czarnogóry, awansowali co prawda do 3 rundy kwalifikacyjnej LM, ale tam Helsinborg pokazał, gdzie miejsce Polaków, wygrywając we Wrocławiu 3:0 i u siebie 3:1. Śląskowi przyszło więc grać tylko w play-off LE. I tu spotkało go niemiłe zaskoczenie - Hannover 98. 7 drużyna poprzedniego sezonu Bundesligi i ćwierćfinalista poprzedniej edycji LE. O przewidywaniach chyba więc nie muszę pisać...

Postanowiłem też dodać tu troszkę o pierwszej kolejce T-Mobile Ekstraklasy. W pojedynku upokorzonych w Europie, Lech wygrał u siebie 4:0 z Ruchem, miażdżąc go. Legia pokonała równie pewnie, takim samym wynikiem u siebie Koronę Kielce, a Śląsk... przegrał 2:1 z Widzewem.

pp

30 maja 2012

Piast i Pogoń... czyli o I lidze




Piast Gliwice (spadkowicz sprzed dwóch lat) oraz Pogoń Szczecin (ci spadli trochę wcześniej, bo po krucjacie Brazylijczyków w 2008 roku) wracają do Ekstraklasy.

Nie wiem co by tu napisać, ale przyznać mogę, że I liga momentami bywa ciekawsza niż ta najwyższa klasa rozgrywkowa. Stadiony też są niczego sobie (chociażby Arka Gdynia, Warta Poznań czy w końcu... Piast), a atmosfera na meczach równie dobra (a może nawet i lepsza).

Jestem z Poznania, więc kibicuje Lechowi. Warcie też. Byłem na meczach obu tych drużyn w tym sezonie. Na Lechu m.in. z Legią, na Warcie w ostatniej kolejce rundy jesiennej z... Pogonią (przegraną przez Wartę w 90 minucie) i spostrzegłem kilka podobieństw, m.in. to że oba kluby grają na Stadionie Miejskim. Do czasu, bo Lech (operator obiektu) chce od Warty za dużo kasy. Więc Warta w przyszłym sezonie chyba na 'Ogródku'.

A atmosfera w 'Ogródku' o niebo lepsza, jak jest 1500 widzów, niż na Stadionie Miejskim, jak jest 1500 osób. I taka sama atmosfera, jak na ostatnich meczach Warty, była w niedzielę w Gliwicach. Tyle, że kibiców było trochę więcej. Poza tym Piast grał z Zawiszą Bydgoszcz o awans. Grał lider z wiceliderem. Gospodarze wygrali 3:0, choć Bydgoszczanie też mogli wygrać.

W Szczecinie z kolei Pogoń miała dużo łatwiej. Grali ze spadkowiczami do II ligi - Wisłą Płock. Wygrali 3:0, choć nie powalili.

Jak widać, I liga to też jest pewien produkt, który zasługuje na pisanie, oglądanie i na... sponsora tytularnego. Był stosunkowo niedawno Unibet, ale w związku z debilną ustawą o sponsoringu, zakłady bukmacherskie musiały się z I ligi wyprowadzić. A szkoda. Może w przyszłym sezonie się to zmieni?

PS: Za rok w I lidze jeszcze piękniejszy stadion - ten, który znajduje się przy ulicy Kałuży w Krakowie.