aosporcieaosporcieaosporcie

4 listopada 2014

Talisca, czyli człowiek, który uratuje Dungę?


Za nami pierwsze spotkania rundy rewanżowej Ligi Mistrzów. Arsenal dał się strollować, Juventus doprawił swoich kibiców o zawał, wygrała wreszcie Benfica. Czy to właśnie w niej szeregach możemy znaleźć piłkarza, który okaże się zbawcą Dungi? Talisca ma ta pewno na to papiery.

Jak Talisca strzela, to Benfica wygrywa
Od razu mówię, że nie jest typowym napastnikiem, tylko zawodnikiem ofensywny, mogącym grać zarówno na 10 jak i skrzydłach. Tak czy inaczej, jest to gracz bardzo bramkostrzelny, a przez to człowiek, który może być lekarstwem na cało zło, które zapanowało w szeregach Canarinhos po nieudanym mundialu.

20-latek jest bardzo skuteczny, o czym świadczą jego statystyki ligowe. W dziewięciu meczach Primeira Ligi trafił dotąd aż ośmiokrotnie do bramki rywali.W Lidze Mistrzów na razie mu nie szło, podobnie zresztą jak całej Benfice, która też jednak w końcu wygrała, pokonując Monaco.

To było takie portugalskie spotkanie. Na ławkach trenerskich dwóch Portugalczyków: doświadczony Jorge Jesus i młody Leonardo Jardim (notabene były szkoleniowiec Sportingu, więc na Estádio da Luz go trochę nie lubią). Co prawda sama Benfica to mało portugalska drużyna, a raczej południowoamerykańska (w wyjściowej jedenastce wyszedł jeden Portugalczyk!), no ale jednak. Z kolei w Monaco mogliśmy dostrzec kilku zawodników, których wcześniej oglądali kibice z Primeira Lidze jak choćby João Moutinho.

Frajerski Arsenal
Nie można tego niestety inaczej opisać. Prowadzić u siebie z Anderlechtem Bruksela 3:0 i zaledwie zremisować 3:3. Mimo mojej ogromnej sympatii do Kanonierów, nie da się tego wyrazić innymi słowami. Szczęśliwi są na pewno posiadacze Anthony'ego Vanden Borre'a w fantasy lidze, gdyż to ten właśnie obrońca strzelił dwa z trzech goli dla mistrzów Belgii (z karnych, bo z karnych, ale jednak).

Oczywiście jest trochę żal Wojtka Szczęsnego, ale nasz eksportowy bramkarz tak naprawdę prezentował się w tym meczu całkiem dobrze. Spartaczyła obrona, bo atak jednak te trzy gole strzelił. Jeszcze jeden wniosek: nie wiem, jak Barcelona mogła sprzedać Alexisa Sáncheza, bez którego Arsenal w tym sezonie z pewnością straciłby kilka punktów więcej.

Żółto-czarny Dr Jekyll i Mr Hyde
Borussia w Bundeslidze przegrywa mecz za meczem (ten z Bayernem, o którym nieco więcej tutaj, oczywiście wybaczamy, ale porażek ze średniakami już nie), a w Lidze Mistrzów po czterech meczach ma komplet punktów, co jest wynikiem co najmniej dobrym.

Można się oczywiście spierać, że BVB w LM rywalizuje jednak z europejskimi średniakami (Galatasaray i Anderlecht) i z frajerskim Arsenalem, ale kolejna efektowna wygrana, tym razem 4:1 ze wspomnianymi już mistrzami Turcji, powinna robić wrażenie.

Koniec snu Łudogorca
Mistrzowie Bułgarii, którzy z dużym animuszem awansowali do Ligi Mistrzów, powoli jednak zaczynają stawać się chłopcami do bicia. Mimo niezłych wyników z Liverpoolem i Realem (minimalne porażki), przyszła wreszcie pierwsza dotkliwa klęska, którą można potraktować jako taki chrzest w Lidze Mistrzów.

Pogromcami podopiecznych Georgija Dermendjiewa okazał się FC Basel, o którym pisałem już dawno dawno temu, który pokonał Łudogorec przed własną publicznością 4:0. Krytykować Bułgarów jednak nie będę, bo... no wiadomo.

Allergi - człowiek-fuksiarz
Z Milanem zrobił, to co zrobił, z Juventusem zdołał już skompromitować się w niemal wszystkich grupowych meczach Ligi Mistrzów, ale Stara Dama ma jednak sześć punktów po czterech meczach i wciąż może uniknąć ponownej kompromitacji.



Olympiakos pokazał jednak charakter. Andrea Pirlo też. Ten sezon na razie mu nie wychodził, ale ostatnio do formy powrócił, a dzisiaj to jego fantastyczny gol z rzutu wolnego otworzył woreczek z bramkami na Juventus Stadium. Ostatecznie padł wynik 3:2 dla turyńczyków, ale coś czuję, że to mistrzowie Grecji na wiosnę wciąż będą grali przy akompaniamencie hymnu wykonywanego przez Royal Philharmonic Orchestra.

Co się działo na pozostałych stadionach?
Sen Malmö raczej też się kończy. Wygrana nad Olympiakosem może być jedynymi w tym sezonie punktami Szwedów w Lidze Mistrzów. Tym razem zwycięskie okazało się Atlético, które zwyciężyło 2:0 i pewnie zmierza do 1/8 finału.

Real, podobnie jak BVB, też ma 12 punktów, zresztą absolutnie zasłużonych. Tym razem Królewscy pokonali Liverpool nieco skromniej, bo tylko 1:0, ale to na ich konto poleciały kolejne trzy punkty. A Brendan Rodgers chyba nie wie, co zrobić z rozgrywkami, na które kibice na Anfield tak długo czekali.

Zenit to z kolei drużyna, która prezentuje się ciekawie, ale do awansu jeszcze sporo drogi. Rosjanie tym razem ulegli Bayerowi Leverkusen 1:2, a bohaterem spotkania został strzelec dwóch goli dla Niemców, Son Heung-Min. Cóż, taka grupa.

Kolejne mecze Ligi Mistrzów już jutro i miejmy nadzieję, że jutrzejsze spotkania dostarczą nam więcej emocji niż te dzisiejsze, bo o tych nie będziemy z pewnością pamiętali przez najbliższe kilkanaście lat. Niemniej to i tak są cudowne rozgrywki i niech tak zostanie.


Autor: Piotrek Przyborowski |  piotrek.przyborowski@gmail.com

1 komentarz: