aosporcieaosporcieaosporcie

4 maja 2013

To nie jest koniec hiszpańskiej piłki!

Ten post może wydawać się Wam nieco nieobiektywny, ale jestem fanem hiszpańskiej tiki-taki i całego futbolu z kraju z Półwyspu Iberyjskiego. Śmieszą mnie niektóre komentarze pojawiające się na różnych forach, że Primera División to liga upadająca i bankrutująca. Może pod względem finansowym rzeczywiście nie dzieje się w całej Hiszpanii najlepiej, ale sportowa strona tego pięknego kraju jest rewelacyjna. Śmieszą mnie też komentarze, że to koniec epoki wielkich Barcy i Realu. No bo jak końcem wielkich drużyn mamy nazwać przegrane półfinały europejskiej Ligi Mistrzów z rewelacjami rozgrywek (Bayern i Borussia). Jest to śmiech na sali. Końcem to mógł być brak awansu Liverpoolu do tych elitarnych rozgrywek. Wtedy był koniec wielkiej ery The Reds i Rafy Beniteza. Końcem mogło być bankructwo ŁKS-u Łódź (choć ta drużyna już wcześniej upadła), ale na Boga - półfinał Ligi Mistrzów!? No bez przesady.

Chciałbym przedstawić tutaj moją wymarzoną jedenastkę (a nawet nieco więcej niż tylko podstawowi zawodnicy) na przyszły sezon FC Barcelony i Realu Madryt. Obie te drużyny na pewno chciały w tym sezonie być najlepsze w Europie, Barca chciała pokazać, że wpadki z PSG i Milanem były właśnie tylko wpadkami, a Królewscy chcieli zdobyć tą upragnioną Décimę. Nie udało się. Trudno. Ale już teraz działacze zarówno z Katalonii, jak i ze stolicy, powinni zastanowić się, jak ich drużyny powinny wyglądać w przyszłym sezonie. Zaczniemy od tych pierwszych.

Oczywiście jest to jedynie moja wymarzona jedenastka z rezerwowymi i jest to raczej wszystko niemożliwe. No może nie w stu procentach. Może zacznę więc od trenera. Już teraz wiemy, że w przyszłym sezonie na pewno trenować na Camp Nou będzie Tito Vilanova. Niemniej jednak Philippe Montanier z Realem Sociedad wykonał w tym sezonie (nie tylko zresztą w tym) świetną robotę. Kontrakt z nim nie jest jeszcze przedłużony, a wygasza po tym sezonie. 

Thibaut Courtois jest osobą, którą widziałbym w bramce Dumy Katalonii. Młody Belg wypożyczony jest z Chelsea, która z pewnością widziałaby go w swoich szeregach. Ale jako rezerwowego? No bo Petr Cech póki co się nigdzie nie wybiera, a Courtois na ławce? Nonsens. Istnieje jeszcze inna możliwość - Atlético Madryt wypożyczy go na kolejny sezon. Dlatego też sprowadziłbym do Barcelony Williego Caballero z Malagi, dla którego ten sezon jest zdecydowanie życiowy. Nie kosztowałby tak dużo jak Courtois, chociażby dlatego, że podobnie jak Valdes ma 31 lat, a także z powodu problemów finansowych drużyny z nad oceanu. Obaj golkiperzy są do kupienia za około 20 milionów euro. José Pinto kontrakt ma do końca przyszłego sezonu, ale potem karierę raczej zakończy. Z kolei Victor Valdes chce po przyszłym sezonie odejść i zmienić klimat.

W obronie umieściłbym dwóch nowych graczy. Zacznę od tych, którzy zostaliby w składzie. Jordi Alba moim zdaniem świetnie wkomponował się do drużyny. Zmiennikiem Alby byłby Adriano. Éric Abidal to ktoś więcej niż piłkarz (podobnie jak Puyol), więc w klubie zostać powinien, choćby w sztabie szkoleniowym. Gerrard Pique w tym sezonie był najlepszym środkowym obrońcą. Widziałbym w nim nowego kapitana zespołu. Nowymi środkowymi defensorami zostaliby: David Luiz oraz Iñigo Martínez. Pierwszy w Chelsea prezentuje się rewelacyjnie, podobnie jak ten drugi w Sociedad. Obaj są młodzi, Brazylijczyk dysponuje kapitalnym strzałem, z kolei Hiszpan nie byłby taki drogi. Dla takiego klubu, jak Barcelona, nie jest problemem wydanie na obydwu około 40 milionów euro. Wiem, że posadzenie na ławce legendy Barcy - Carlosa Puyola byłby czymś nieprawdopodobnym, ale jego kolega ze środka (Pique), śmiałoby go zastąpił. Poza tym, Blaugrana powinna mieć kilku klasowych środkowych obrońców. Marc Bartra powinien zostać wypożyczony, gdyż jest graczem perspektywicznym, ale na podstawowego obrońcę jeszcze się nie nadaje. Na koniec jeszcze prawa obrona. Tutaj widziałbym Carlosa Martíneza, czyli kolejny pewny punkt ekpipy z San Sebastian. Nie kosztowałby dużo (około 5 milionów euro) i byłby świetnym rywalem dla Daniego Alvesa. Martína Montoyi nie bałbym się wypożyczyć. 

Na pozycji defensywnego pomocnika nie zmieniałbym nic. Sergio Busquets to obecnie według mnie najlepszy zawodnik na tej pozycji na świecie. Natomiast Alex Song ten sezon miał średni, ale ma potencjał i jeżeli latem nie powróci do Arsenalu, to byłby niezłym zmiennikiem Hiszpana. A może nawet osiągnąłby na południu Hiszpanii coś więcej? Jest jeszcze Javier Mascherano, który na środku obrony mógłby miejsca nie zagrzać. Więc czemu by nie powrócić na defensywnego pomocnika? Albo nie powrócić do Liverpoolu?

W pomocy widziałbym Andresa Iniestę oraz Isco. Ten pierwszy jest klasą samą w sobie, ten drugi to prawdziwy brylancik Malagi. Jest zdeklarowanym fanem ekipy z Camp Nou, a jego idolem jest Leo Messi. Kosztowałby nieco ponad 20 milionów euro. Istnieje tylko jeden problem - nazywa się Real i jest z Madrytu. Jeżeli nawet nie udałoby się pozyskać młodego Hiszpana, to jego starszy rodak - Xavi z pewnością prezentowałby podobną formę, jak zawsze. Czyli wysoką. Innym rozwiązaniem jest Thiago, który ma bardzo duży potencjał.  Nie będę się rozpisywał o takich pomocnikach, jak: Jonathan dos Santos czy Sergi Roberto, którzy częściej występują w drużynie rezerw niż siadają na ławce w pierwszej drużynie. Jest jeszcze Cesc Fàbregas, który może być zarówno napastnikiem, jak i pomocnikiem i jest zawodnikiem, który idealnie wpisuje się w system Barcy.

W ataku obok Pedro i Messiego, widziałbym Radamela Falcao. I to jest akurat jedynie marzenie. Kolumbijczyk nie przejdzie do Barcy z kilku powodów. Pierwszy jest Portugalczykiem i chętnie widziałby go w Chelsea, do której ma przejść i on i sam piłkarz w przyszłym sezonie. Drugi to dość wysoka cena - około 60-70 milionów euro! Dlatego być może to Tello będzie idealnym rozwiązaniem. No bo Alexis w tym sezonie sobie nie poradził i są szanse, że tego lata Katalonię opuści. Podobnie jak David Villa, którego bardzo szanuję, ale myślę, że i jego dni w Blaugranie są policzone. Mam jeszcze jedną żartobliwą propozycję - transfer Mario Balotelliego. W końcu tylko on umie pokonać ostatnimi czasy Niemców, ale to transfer z gatunku impossibile i głupie, bo po co Barcie taki kontrowersyjny piłkarz, jak utalentowany i szalony Włoch. Poza tym raczej nie pasuje on do stylu drużyny jeszcze Tito Vilanovy, a i w Milanie czuje się całkiem nieźle.

A wy - kogo kupilibyście do Dumy Katalonii? I czy uważacie, że Tito powinien pozostać szkoleniowcem drużyny z Camp Nou? Piszcie! I oczekujcie części drugiej ze składem-marzenie Realu Madryt!

20 kwietnia 2013

Finał Pucharu Ligi Francuskiej, czyli jak to robią w kraju Napoleona!

Jestem właśnie po finale piłkarskiego Pucharu Ligi Francuskiej, który miałem przyjemność obejrzeć za pośrednictwem Canal+ Family. Ze świetnym komentarzem Tomasza Smokowskiego i dobrym ekspertem, jakim bez wątpienia jest Stefan Białas. Ale mój post nie będzie poświęcony jakości dziennikarstwa w tej stacji, a Pucharowi Ligi właśnie. Nie tylko temu francuskiemu.

Stade de France, sobota, wieczór, kibice obu drużyn z flagami w barwach swoich ulubionych klubów. Brak agresji, pirotechniki (do niej akurat nic nie mam), brak wszelkich zgrzytów. Fajna, rodzinna wręcz atmosfera. A jednocześnie świetna gra dwóch niezłych drużyn. Nie piszę teraz o finale Pucharu Świata w szyciu na czas, ale o finale Pucharu Ligi Francuskiej, w którym zmierzyły się Saint-Étienne i Stade Rennais. Gra tych pierwszych podobała mi się już w półfinale tych rozgrywek, kiedy to po rzutach karnych pokonali oni Lille. Tych pierwszych w tej edycji Pucharu Ligi nie widziałem, ale w lidze i owszem. Będąc w Bretanii przejeżdżałem nawet obok stadionu Czerwono-Czarnych. O samym finałowym spotkaniu długo pisać nie będę. Zieloni wygrali 1:0 po golu Brandão i tym samym drużyna trenera Christophe Galtiera po raz pierwszy od 31 lat coś wygrała, a kurtka samego szkoleniowca, niczym płaszcz José Mourinho, przejdzie do historii Choć przyznam szczerze, że Rennais atakowli do samego końca, a gdyby Diallo umieścił piłkę w bramce Ruffiera w 87' minucie, to byłby to chyba najładniejszy gol tej edycji tych rozgrywek. Tak swoją drogą, ciekawym rozwiązaniem jest to, że zwycięzcy nie otrzymują medali, tylko miniaturowe puchary. Chciałem w tym poście bardziej rozpisać się o samym pomyśle Pucharu Ligi, który we Francji sprawdza się w 100% - zarówno pod względem sportowym, jak i marketingowym.

Puchar Ligi Francuskiej powstał w roku 1994. Obecnie zwycięzca tych rozgrywek, oprócz dość osobliwego trofeum, dostaje też bilet. Bilet do 3 rundy eliminacyjnej Ligi Europejskiej. Niedawno pisałem o tym, że Puchar Ligowy w Polsce byłby ciekawym zamiennikiem wielkiej reformy, ale tylko wtedy, gdyby zwycięzca otrzymał właśnie prawo do gry w europejskich pucharach. Bo jak wszyscy wiemy, w polskiej piłce istniał już taki twór, jakim był Puchar Ekstraklasy, a wcześniej Puchar Ligi Polskiej. Szansa na powrót tych rozgrywek jest, choćby dlatego, że reaktywacją PLP przed sezonem 1999/2000 obok Ryszarda Raczkowskiego zajął się... obecny prezes PZPN Zbigniew Boniek. W tamtych rozgrywkach w celu nadania im wysokiej rangi ustalone zostały duże premie finansowe za przejście każdej rundy, a zwycięzca zarobił łącznie 1,3 mln złotych, jednak wtedy zwycięzca nie dostawał prawa do gry w Europie. Poza tym, sama organizacja nie stała na wysokim poziomie, o czym świadczy brak sponsorów i to, że finał w 2009 roku odbył się na... przestarzałym Stadionie MOSiR-u w Wodzisławiu Śląskim, a poniżej prezentuję ostatnią bramkę w historii Puchar Ekstraklasy.


Warto także dodać, że wedle informacji pojawiających się przed sezonem 2009/2010, Puchar Ekstraklay został zlikwidowany również ze względu na brak zainteresowania jakiejkolwiek stacji telewizyjnej. We Francji takich problemów nie ma. Mecz finałowy odbywa się na słynnym Stade de France, a mecze pokazuje publiczna telewizja - finał nadano na France 2.

Podsumowując, myślę że warto przywrócić Puchar Ekstraklasy, a finał zorganizować na jedynym z naszych europejskich stadionów. Swoją drogą, 4 lata to jednak szmat czasu. Wtedy Wrocław cieszył się z Pucharu Ekstraklasy i zdobycia prawa do organizacji Euro 2012. Dzisiaj Odra gra w 3 lidze, a Śląsk jest aktualnym Mistrzem Polski... jak ten świat się zmienia.

11 kwietnia 2013

Co za mecz w Bazylei, czyli dowód na to, że Liga Europejska jest ciekawsza!

W miniony wtorek oglądaliśmy jeden z najlepszych meczów w historii piłki nożnej. Przynajmniej tak uważają polskie serwisy, sprzyjające jedynej słusznej niemieckiej drużynie. Nie chcę się tu wdawać w polemikę w kibicami i Kibicami owego klubu, przejdę więc do właściwego tematu tego postu. A mianowicie do dwumeczu Tottenhamu z Bazyleą.

Patrząc w program telewizyjny liczyłem na to, że obejrzę sobie w czwartkowy wieczór niezłe spotkanie, a ponieważ nie mam dostępu do kanału nSport, natomiast mam do paczki Canal+, miałem nadzieję, że C+ Sport pokaże właśnie spotkanie Kogutów z Czerwono-Niebieskimi. I tak się na szczęście stało. Jeszcze większą radość wywołała na mnie informacja, że spotkanie te skomentują wspólnie Adam Marchliński i Filip Surma, którzy na standardy kanału z Wiertniczej, są świetnymi ekspertami.

Mimo głosów niektórych znawców, którzy przed spotkaniem uważali, że wynik 2:2 na White Heart Line, premiuje z marszu drużynę FC Basel, ja uważałem inaczej, mimo że bardzo cenię tą drużynę i kibicuję jej, o czym mogliście się na pewno dowiedzieć w moim pierwszym poście. Drużyna Villasa-Boasa mimo wszystko to drużyna angielska, ci się nigdy nie poddają (finał na Camp Nou z udziałem Man Utd i Bayernu). 

Nie zawiodłem się tym spotkaniem. Mieliśmy w nim niemal wszystko - deszcz, pot, łzy, dogrywka, czerwona kartka, rzuty karne. Takie spotkania aż chce się oglądać. Zaczęło się w 23' minucie od gola Clinta Dempseya, który wykorzystał złe warunki atmosferyczne, a właściwie to, że na mokrej murawie obrońca gospodarzy Aleksandar Dragović potknął się i przewrócił, a Amerykanin sprytnie to wykorzystał. Już cztery minuty później mieliśmy wyrównanie, po kontrze Basel i podaniu od Marco Strellera gola zdobył Egipcjanin Mohamed Salah. Mecz ten był jak niezła walka bokserska - cios za cios. 

W drugiej połowie to jednak gospodarze jako pierwsi objęli prowadzenie. Aleksandar Dragović zrehabilitował się za błąd przy bramce dla gości i wyprowadził swój zespół na prowadzenie. I gdy Szwajcarzy już się witali z półfinałem (co dla nich byłoby wielkim sukcesem) gola zdobył... Clint Dempsey, który po rzucie wolnym przyjął piłkę na klatkę piersiową i uderzył lewą nogą. I gdy gracze z Londynu byli w pewnej euforii (bo w końcu to dawało im dogrywkę) wydarzyła się kolejna niesamowita rzecz. Jan Vertonghen faulem zatrzymał Marco Strellera, który byłby w sytuacji sam na sam i dostał za to zasłużoną czerwoną kartkę. Koguty całą dogrywkę były zmuszone grać w dziesiątkę.

Dogrywkę, podobnie jak drugą połowę, lepiej zaczęli gospodarze. Piłka po atomowym strzale Mohameda El Elneny'ego musnęła jednak tylko słupek. W 111' minucie na boisku pojawiła się legenda klubu ze St. Jakob-Park - Alexander Frei, który po sezonie ma zostać dyrektorem sportowym klubu FC Luzern, którego trenerem jest były reprezentant Polski Ryszard Komornicki. Ciekawe jednak jest to, czy w razie jakiegoś większego sukcesu w LE, napastnik nie zechcę zmienić swojej decyzji o zakończeniu kariery. Szwajcar od razu po pojawieniu się na płycie stadionu miał świetną sytuację, ale jego strzał został zablokowany przez jednego z obrońców z Londynu. Mimo tego, że gospodarze w dogrywce mieli przewagę, to nie mieli szczęścia, więc czekały nas rzuty karne. 

Seria rzutów karnych nie była już taka wyrównana. Bazylea jedenastki wykonywała bezbłędnie, natomiast w drużynie Kogutów Tom Huddlestone strzelił w ten sam róg, w który rzucił się bramkarz gospodarzy Yann Sommer, a Emmanuel Adebayor fatalnie spudłował. Marcelo Díaz w czwartej kolejce strzelił na tyle skutecznie, że pokonał Brada Friedela i zapewnił swojej drużynie awans do półfinału.

Ten mecz potwierdza nam, że Liga Europejska jest ciekawą alternatywą dla Ligi Mistrzów. Może i o tej pierwszej wszyscy nie piszą i nie robią o nich materiałów do głównych Faktów, ale i to też sprawia, że LE jest bardziej kameralna, a przez to również w wielu sytuacjach ciekawsza. Spotkanie to pokazało nam też, że dogrywki nie są zawsze nudne i nieciekawe, a także, że drużyny w nich grające nie zawsze czekają tylko na serię rzutów karnych. I wreszcie, mecz ten uświadomił nam, że następuje zmiana pokoleniowa wśród trenerów - starli się w tym ćwierćfinale bowiem dwaj młodzi szkoleniowcy - 35-letni André Villas-Boas i 38-letni Murat Yakin. W ogóle w Bazylei stawiają na młodych. Przed Yakinem, Szwajcarski zespół trenowany był przez 37-letniego (obecnie) Heiko Vogela, a jeszcze przedtem przez Thorsten Fink (obecnie mającego 45 lat).