aosporcieaosporcieaosporcie

11 kwietnia 2013

Co za mecz w Bazylei, czyli dowód na to, że Liga Europejska jest ciekawsza!

W miniony wtorek oglądaliśmy jeden z najlepszych meczów w historii piłki nożnej. Przynajmniej tak uważają polskie serwisy, sprzyjające jedynej słusznej niemieckiej drużynie. Nie chcę się tu wdawać w polemikę w kibicami i Kibicami owego klubu, przejdę więc do właściwego tematu tego postu. A mianowicie do dwumeczu Tottenhamu z Bazyleą.

Patrząc w program telewizyjny liczyłem na to, że obejrzę sobie w czwartkowy wieczór niezłe spotkanie, a ponieważ nie mam dostępu do kanału nSport, natomiast mam do paczki Canal+, miałem nadzieję, że C+ Sport pokaże właśnie spotkanie Kogutów z Czerwono-Niebieskimi. I tak się na szczęście stało. Jeszcze większą radość wywołała na mnie informacja, że spotkanie te skomentują wspólnie Adam Marchliński i Filip Surma, którzy na standardy kanału z Wiertniczej, są świetnymi ekspertami.

Mimo głosów niektórych znawców, którzy przed spotkaniem uważali, że wynik 2:2 na White Heart Line, premiuje z marszu drużynę FC Basel, ja uważałem inaczej, mimo że bardzo cenię tą drużynę i kibicuję jej, o czym mogliście się na pewno dowiedzieć w moim pierwszym poście. Drużyna Villasa-Boasa mimo wszystko to drużyna angielska, ci się nigdy nie poddają (finał na Camp Nou z udziałem Man Utd i Bayernu). 

Nie zawiodłem się tym spotkaniem. Mieliśmy w nim niemal wszystko - deszcz, pot, łzy, dogrywka, czerwona kartka, rzuty karne. Takie spotkania aż chce się oglądać. Zaczęło się w 23' minucie od gola Clinta Dempseya, który wykorzystał złe warunki atmosferyczne, a właściwie to, że na mokrej murawie obrońca gospodarzy Aleksandar Dragović potknął się i przewrócił, a Amerykanin sprytnie to wykorzystał. Już cztery minuty później mieliśmy wyrównanie, po kontrze Basel i podaniu od Marco Strellera gola zdobył Egipcjanin Mohamed Salah. Mecz ten był jak niezła walka bokserska - cios za cios. 

W drugiej połowie to jednak gospodarze jako pierwsi objęli prowadzenie. Aleksandar Dragović zrehabilitował się za błąd przy bramce dla gości i wyprowadził swój zespół na prowadzenie. I gdy Szwajcarzy już się witali z półfinałem (co dla nich byłoby wielkim sukcesem) gola zdobył... Clint Dempsey, który po rzucie wolnym przyjął piłkę na klatkę piersiową i uderzył lewą nogą. I gdy gracze z Londynu byli w pewnej euforii (bo w końcu to dawało im dogrywkę) wydarzyła się kolejna niesamowita rzecz. Jan Vertonghen faulem zatrzymał Marco Strellera, który byłby w sytuacji sam na sam i dostał za to zasłużoną czerwoną kartkę. Koguty całą dogrywkę były zmuszone grać w dziesiątkę.

Dogrywkę, podobnie jak drugą połowę, lepiej zaczęli gospodarze. Piłka po atomowym strzale Mohameda El Elneny'ego musnęła jednak tylko słupek. W 111' minucie na boisku pojawiła się legenda klubu ze St. Jakob-Park - Alexander Frei, który po sezonie ma zostać dyrektorem sportowym klubu FC Luzern, którego trenerem jest były reprezentant Polski Ryszard Komornicki. Ciekawe jednak jest to, czy w razie jakiegoś większego sukcesu w LE, napastnik nie zechcę zmienić swojej decyzji o zakończeniu kariery. Szwajcar od razu po pojawieniu się na płycie stadionu miał świetną sytuację, ale jego strzał został zablokowany przez jednego z obrońców z Londynu. Mimo tego, że gospodarze w dogrywce mieli przewagę, to nie mieli szczęścia, więc czekały nas rzuty karne. 

Seria rzutów karnych nie była już taka wyrównana. Bazylea jedenastki wykonywała bezbłędnie, natomiast w drużynie Kogutów Tom Huddlestone strzelił w ten sam róg, w który rzucił się bramkarz gospodarzy Yann Sommer, a Emmanuel Adebayor fatalnie spudłował. Marcelo Díaz w czwartej kolejce strzelił na tyle skutecznie, że pokonał Brada Friedela i zapewnił swojej drużynie awans do półfinału.

Ten mecz potwierdza nam, że Liga Europejska jest ciekawą alternatywą dla Ligi Mistrzów. Może i o tej pierwszej wszyscy nie piszą i nie robią o nich materiałów do głównych Faktów, ale i to też sprawia, że LE jest bardziej kameralna, a przez to również w wielu sytuacjach ciekawsza. Spotkanie to pokazało nam też, że dogrywki nie są zawsze nudne i nieciekawe, a także, że drużyny w nich grające nie zawsze czekają tylko na serię rzutów karnych. I wreszcie, mecz ten uświadomił nam, że następuje zmiana pokoleniowa wśród trenerów - starli się w tym ćwierćfinale bowiem dwaj młodzi szkoleniowcy - 35-letni André Villas-Boas i 38-letni Murat Yakin. W ogóle w Bazylei stawiają na młodych. Przed Yakinem, Szwajcarski zespół trenowany był przez 37-letniego (obecnie) Heiko Vogela, a jeszcze przedtem przez Thorsten Fink (obecnie mającego 45 lat).

0 komentarze:

Prześlij komentarz