aosporcieaosporcieaosporcie
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reprezentacja Polski w piłce nożnej. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą reprezentacja Polski w piłce nożnej. Pokaż wszystkie posty

19 grudnia 2014

Arkadiusz Milik - polski Ibrahimović?

Ostatnio naprawdę wiele czytamy o Arku Miliku. Polski napastnik grający formalnie dla Bayeru Leverkusen, jest obecnie na wypożyczeniu w Ajaksie Amsterdam. Podczas jego krótkiej przygody w Bundeslidze, nie dało się zauważyć naprawdę mocnych stron tego piłkarza. Wydaje się jednak, że Arek znalazł swoje miejsce i kto wie, czy nie zagrzeje go dłużej…

15 listopada 2014

15 października 2014

Niemożliwe staje się możliwe


Polska, biało-czerwoni! - takie okrzyki skandowali kibice po spotkaniu Reprezentacji Polski z Mistrzem Świata, Niemcami! Aż 56 934 kibiców na Stadionie Narodowym w Warszawie oglądało historyczne zwycięstwo naszych Orłów nad tegorocznym zdobywcą pucharu świata. Tyle emocji, tyle zdartych gardeł, a jakie są fakty?

12 października 2014

Polskie Dumy Narodowe: Cud nad Wisłą!


Rozpoczynamy nowy cykl felietonów na aosporcie: Polskie dumy narodowe. Będziemy w nim wspominać świeższe i trochę starsze wydarzenia, które były ważne w historii naszego sportu. Na pierwszy ogień 11 października 2014 roku, Polska wygrała z Niemcami 2:0. Takiej historii nikt się nie spodziewał. Po mistrzostwach w siatkówce wszyscy pokochali innych piłkarzy, piłkarzy siatkowych, którzy zdobyli mistrzostwo świata. Tymczasem nasi ulubieni kopacze wygrali z mistrzami świata i to 2:0! 

11 października 2014

Nadszedł ten dzień!


To dziś, jedenastego października 2014 roku, reprezentacja Polski stanie przed 19 z kolei historyczną szansą na pokonanie Niemiec. Nasi piłkarze są już ultrazmotywowani, Janusze z twarzami pomalowanymi na biało-czerwono nie mogą się doczekać pierwszego gwizdka, a Niemcom trzęsą się ze śmiechu nogi na samą myśl o naszym Robercie Lewandowskim.

7 września 2014

2 czerwca 2014

Krzychowiak w Anderlechcie? Czy byłby to dobry wybór?


W niedzielny wieczór całą sportową Polskę obiegły informacje na temat bardzo prawdopodobnego transferu Grzegorza Krychowiaka do Anderlechtu Bruksela. Czy takowy transfer miałby w ogóle rację bytu i byłby opłacalny dla naszego pomocnika?

Najbardziej znani polscy Belgowie
W historii mieliśmy już kilku poważnych zawodników z kraju nad Wisłą, którzy wyruszyli na podbój kraju frytek. Pewnie wielu z Was jako tego najbardziej rozpoznawalnego wymieniłoby Marcina Wasilewskiego, który przez lata stanowił o sile właśnie stołecznej drużyny, do której rzekomo dołączyć by miał 24-latek.


Rzeczywiście Wasyl na Stade Constant Vanden Stock jest żywą legendą, chociaż już tam nie gra. Z klubem mógł rozstać się na pewno lepiej (a może to klub z nim), ale i tak 143 mecze i 20 goli (jak na obrońcę!) w ciągu sześciu lat to i tak świetne statystyki. Nie wspominając już o czterech mistrzostwach Belgii, jednym pucharze i kilku meczach w Lidze Mistrzów.

Niemniej najbardziej pamiętanym Polakiem w Belgii powinien czuć się Włodzimierz Lubański, który był super-snajperem Lokeren. W ciągu ośmiu lat spędzonych w tym klubie strzelił dla niego 82 w blisko 200 meczach! Jednak jeśli chodzi o osiągnięcia, to tutaj pan Włodzimierz już takimi świetnymi jak Wasilewski pochwalić się nie może. To tylko wicemistrzostwo kraju, finał krajowego pucharu i ćwierćfinał ówczesnego Pucharu UEFA. 

Nie należy zapominać też o dwóch gagatkach z Warszawy, czyli braciach Żewłakowach. Michał zanim stał się filarem defensywy Olympiakosu, podobną rolę odgrywał w Beveren, Excelsiorze i wreszcie... Anderlechcie. W sumie też zaliczył blisko 200 meczów. No i dwa mistrzostwa.


Z kolei przygodę jego brata Marcina można jednak bardziej powołać do tej Lubańskiego. Grając w kilku bowiem belgijskich klubach wiele nie osiągnął, jedynie dwa krajowe finały pucharu. Niemniej spędził w tamtejszej lidze blisko 9 lat (z przerwami), grając w: Beveren, Excelsiorze, Gent i Dender. Spośród tych wszystkich klubów najlepiej wspomina ten drugi, w którym przez siedem sezonów zaliczył 81 goli.

Nie wszystkim się potoczyło
W powyższym paragrafie przedstawiłem niemal wymarzone (albo przynajmniej niezłe) piłkarskie przygody. W Belgii nie zawsze jednak wszystkim wychodziło.

Nie trzeba szukać daleko wstecz. Seweryn Michalski do Mechelen z GKS-u Bełchatów wędrował jako nadzieja polskiej piłki. Wrócił po pół sezonu z podkulonym ogonem i próbuje odbudować się w Jagiellonii Białystok.

Jeśli już przy Jadze jesteśmy, to Grzegorzowi Sandomierskiemu odejście z białostockiej drużyny do Genk też nie pomogło. Sandomierz w barwach tego zespołu nie zaliczył jeszcze ani jednego oficjalnego występu, w międzyczasie był na wypożyczeniach w trzech różnych zespołach (w tym w Jagiellonii), nigdzie jednak się nie przebił (no może w Białymstoku, ale jego byłego klubu nie było na niego stać).

Dawid Janczyk to z kolei człowiek, który jest niestety idealnym przykładem piłkarza, który zmarnował sobie karierę nie przez słabą grę, ale przez coś zupełnie innego. O tym jednak nie zamierzam tu pisać. Wspomnę za to o jego przygodzie z belgijską piłką. Ta nie była zła. W 2009 roku w Lokeren zdołał strzelić nawet 14 goli w 31 meczach. Pomógł mu wtedy do Belgii przedostać się właśnie Włodzimierz Lubański. Potem jednak Dawid posłuchał najprawdopodobniej złych ludzi, przeniósł się na wypożyczenie do Germinalu i tam już tak dobrze nie było. Co się działo później, to już chyba niestety wiecie.

Z kolei Błażej Radler (iście czarny humor - umieszczenie tego nazwiska pod Janczykiem) zaliczył w Belgii zaledwie epizod. Zagrał pół sezonu w Tubize, z którym... spadł z ekstraklasy. Wrócił szybko do kraju i teraz gra w Chojniczance Chojnice.

No i na koniec wreszcie Waldemar Sobota, który jest w sumie wielką niewiadomą. Niby te blisko 30 meczów w tym sezonie rozegrać zdołał (może to przez format Jupiler Pro League), niby swoje zrobił. Sądzę jednak, że możliwości i zapewne też same aspiracje bardzo błyskotliwego skrzydłowego reprezentacji Polski są nieco większe. Więc z osądzeniem tego transferu jeszcze nieco poczekam.

A Krychowiak?
No właśnie. Czy podstawowy zawodnik drużyny Ligue 1, bądź co bądź, wciąż będącej bardzo cenioną ligą w Europie, powinien nagle odejść do Belgii? To naprawdę ciężki orzech do zgryzienia.

Z jednej strony: tak! Możliwość gra w Lidze Mistrzów, co roku trofeum, na pewno też większa pensja niż w Reims. Teoretycznie łatwo jest się stamtąd wypromować jeszcze wyżej i trafić do: albo lepszego klubu Ligue 1, albo powędrować do Premier League.

Z drugiej: nie! Anderlecht co roku dostaje baty w LM, więc czy warto jest się w niej ośmieszać tylko dla możliwości w niej grania? Poza tym Jupiler Pro League i tak jest uznawana wciąż za słabszą od Ligue 1. O popularności już nic nie mówiąc.

Osobiście wolałbym Krychowiaka w przyszłym sezonie ujrzeć w innym klubie ligi francuskiej. W mocniejszym, w takim, w którym miałby szansę na regularną grę w europejskich pucharach. Inaczej mógłby powtórzyć przygodę Soboty, którego transfer przez jednych uważany jest za dobry, a przez innych za fatalny.

Transfer defensywnego pomocnika pewny jednak jeszcze nie jest. Muszę więc Was spytać teraz o opinię: gdzie powinien grać Grzegorz Krychowiak w przyszłym sezonie. Powinien zostać w Ligue 1, a może Bundesliga? Czy ten Anderlecht? Piszcie! I oceniajcie a o sporcie w nowej odsłonie!

12 maja 2014

Takiej szansy nigdy nie było. Wygramy wreszcie z Niemcami?

Już jutro reprezentacja Polski na Imtech Arenie podejmie reprezentację Niemiec. Ekipę, z którą łączy nas dość długa historia. W tej piłkarskiej ani razu nie okazaliśmy się zwycięscy. Udawało nam się remisować, byliśmy nawet trzy minuty od wygranej, ale na victorię nadal czekamy.

Cóż - w moim dość krótkim życiu przeżyłem trzy pamiętne spotkania z reprezentacją naszych zachodnich sąsiadów, które rzeczywiście do dzisiaj pamiętam. A Wy które z nich pamiętacie? Zaczniemy od tego chronologicznie ostatniego.

2011
PGE Arena w Gdańsku, 6 września 2011. Mecz Polska - Niemcy przy pełnych trybunach. Wielkie nadzieje, wielkie emocje. Skończyło się jednak jak zawsze, czyli gorzej niż być mogło. Najpierw obie drużyny strzeliły sobie po golu. Potem zaczęły się jeszcze większe emocje. Rzut karny dla naszej reprezentacji w 90' minucie, trafia go Kuba Błaszczykowski. Dariusz Szpakowski już nie może się podtrzymać, krzyczy wniebogłosy. A potem... słynna interwencja Wawrzyniaka, gol Cacau w 94' minucie, z jakieś czterdzieści sekund po końcu doliczonego czasu gry. Było jak nigdy, a skończyło się jak zawsze.



Od tego czasu zmieniło się dużo. Niemcy do jutrzejszego meczu nie przystąpią już jako wicemistrzowie Europy - my z kolei nie zagramy już jutro pod wodzą Franciszka Smudy. Ba! Die Nationalelf wciąż trenowana jest przez tego samego szkoleniowca - Joachima Löwa. U nas oprócz wspomnianego już wcześniej Franza zdołał przewinąć się jeszcze Waldemar Fornalik. O poziomie aktualnym sportowym obu reprezentacji chyba nie muszę się rozpisywać.

2008
Ach, od tego spotkania minęło już sześć lat, więc nie dziwota, że akurat jego skrót zdecydowałem się obejrzeć. Już pierwsze kilkanaście sekund wyraźnie mi pokazało, że jednak te kilka lat w naszym futbolu były prawdziwym remontem (który zresztą ciągle trwa), a nie remontadą. Śmiem nawet twierdzić, że wielu z kibiców, którzy wówczas udali się na Wörthersee Stadion w Klagenfurcie, nie wie, gdzie teraz gra Wojciech Łobodziński. A on akurat jeszcze sobie dorabia na emeryturę w Miedzi Legnica.



To był bardzo trudny mecz dla Łukasza Podolskiego.Wówczas grający dla Bayernu Monachium napastnik zdobył dwa gole dla reprezentacji Niemiec. Po żadnym z nich nie manifestował żadnej radości. Jest przywiązany do Polski, a szczególnie do Górnika Zabrze, którego stał się nawet ostatnio udziałowcem. Oba trafienia padły po dwóch mega-klopsach naszej reprezentacji. Wtedy to było niemiłe zaskoczenie, a teraz smutna codzienność.

2006
I wreszcie przechodzimy do meczu, który ja pamiętam naprawdę dobrze, może z uwagi na świetne interwencje Artura Boruca. No i oczywiście do dzisiaj przypomina mi się co jakiś czas David Odonkor. Ten czarnoskóry skrzydłowy to jest dopiero gość! Wówczas jego rajdy były naprawdę ciekawe, zaliczył asystę przy golu, o którym za chwile. Paradoksalnie dla Odonkora był to jeden z najlepszych występów w reprezentacyjnej karierze, podczas której zaliczył 16 meczów. Po tamtych MŚ przeniósł się do Betisu, w którego barwach w ciągu pięć lat zaliczył zaledwie 51 spotkań, co jak na Primera División jest wynikiem godny pożałowania. Przez całą jego piłkarską przygodę nie omijały go jednak kontuzje, przez które ostatecznie postanowił zawiesić buty na kołku w wieku zaledwie 29 lat.


Z tamtego pojedynku zapamiętałem te cholerne trzy minuty ułożone z tych kółeczek u dołu ekranu. Chwilę po tym, jak informacja ta pojawiła się na ekranie, Niemcy strzelili nam gola. A w tamtym spotkaniu naprawdę zasługiwaliśmy na remis. Graliśmy przez piętnaście minut w osłabieniu, po tym jak z boiska wyleciał Radosław Sobolewski. Teraz myślę, że kwadransa w takim stylu jak wtedy byśmy dzisiaj nie przetrwali.

A jak będzie jutro?
Zacznę od ciekawostki. Otóż we wszystkich czterech spotkaniach mógł wystąpić Artur Boruc. Jako jedyny piłkarz. Mógł, ale ktoś go nie lubił. Nie muszę chyba pisać, o kim mowa. W każdym razie przy golu w 2006 roku błąd popełnił Dariusz Dudka (przynajmniej jemu najbardziej oberwało się od Jerzego Engela), który w piątek z Legią wszedł, ale i tak sromotnie poległ. Wracając do Króla Artura, to ten jutro najprawdopodobniej wyjdzie na boisko z opaską kapitańską. Nareszcie.


Niektórzy martwią się, że jutrzejsze spotkanie Niemcy oleją. Nie wiedzą jednak, że to nie w ich stylu. Poza tym kadra naszych zachodnich sąsiadów, mimo braku gwiazd z Borussii i Bayernu, jest naprawdę zacna. Bo powiedzmy sobie szczerze - kadra ligowa made in Germany to wciąż kadra lepsza niż nasz zlepieniec.

Czy jutro pokonamy Niemcy? Naprawdę sobie tego, a przede wszystkim Wam życzę. I żeby tylko jutro po meczu kibice nie musieli znowu mówić: Piłka nożna to taka dyscyplina sportu, w której gra na boisku 22 zawodników, przez 90 minut, a na końcu i tak wygrywają Niemcy.

26 marca 2013

Czas zacząć spektakl! Czyli mecz z moją



Nasza Reprezentacja grała dzisiaj z moją ulubioną Ekipą - San Marino. Widać było, jacy są szczęśliwi, wychodząc w ogóle na murawę, na której grały największe drużyny Europy (oczywiście oprócz pewnej ekipy z gr. A). Fajnie było też to, że dzieciaki wychodzące z piłkarzami na murawę z fundacji Mam Marzenie i SOS Wioski Dziecięce. W ogóle plusów tego meczu było więcej. W tym poście postaram się podać Wam kilka z nich. 

Na boisko nie wyszedł Jakub Błaszczykowski. Dlaczego? Bo coś mu się stało z pachwiną podczas strzału na przedmeczowej rozgrzewce. I śmiać mi się chciało, jak to usłyszałem. Nie ten piłkarzyna wyjdzie sobie na jakieś polskie, takie typowe boisko, gdzie grają dzieciaki i niech zobaczy, jak ich pachwiny cierpią podczas strzałów. I kolejnym plusem jest to, że za niego na placu gry pojawił się Kamil Grosicki. I dobrze, bowiem... to on nasz hymn śpiewał najgłośniej - brawo! Równie dobrze hymn zaśpiewał Bartek Salamon (mój chłop z Poznania). Kolejnym plusem jest to, że Eugen Polanski również hymn zaśpiewał (tak, Ludovic ty ciule, ty nie umiesz nawet słowa po polsku powiedzieć!). 116. w historii kapitanem drużyny narodowej został Robert Lewandowski. Normalnie pewnie by mu to mogło dodać skrzydła, ale to przecież mecz z najfajniejszą reprezentacją świata.

Prywatnie, szanuję San Marino za to, że mimo, iż wszyscy mają ich za słabeuszy, oni przyjmują to, ale i tak cieszą się piłką. Tak swoją drogą, to doczekali się nawet strojów adidasa.

Nie strzeliliśmy gola w pierwszej minucie. Ba! Nie strzeliliśmy gola w pierwszych piętnastu minutach, w których mieliśmy jedenaście rzutów rożnych! I ci światowi piłkarze nie wykorzystali ani jednego.

Wreszcie, jeśli my nie mogliśmy strzelić gola, to pomógł nam norweski sędzia., gdyż za rękę Della Valle, dostaliśmy karnego. Aldo Simoncini był bardzo blisko obrony karnego uderzanego przez Lewandowskiego, ale mieliśmy szczęście.

W 28' minucie jakimś cudem trafiliśmy drugiego gola! Strzelił Łukasz piszczek, który od piątkowego meczu jest napastnikiem jest obrońcą.

Całe spotkanie irytował mnie Maciej Iwański, komentujący mecz na TVP1. Czy on nie rozumie, że piłkarska  liga San Marino jest w strukturach FIFA i UEFA, a to, że nie jest zawodowa, nie oznacza, że od razu wszyscy piłkarze w niej grający to amatorzy, jak to wszystkich zawodników nazywał dziennikarz.

Dis Jacka Gmocha w przerwie meczu - bezcenne (J. Kurowski: - Były gwizdy. J. Gmoch - Ja nie słyszałem. J. Kur. - Bo tu grube szyby są.).

Ciekawe, czy w drugiej pan Maciej czyta mój blog, bo na początku drugiej połowy powiedział, że San Marino to drużyna złożona niemal (a nie w całości) z amatorów. Na początku drugiej połowy pojawiła się też nasza gołodupna gwiazda - chyba nie muszę mówić, o kogo chodzi.

Lewandowski zaszalał. Drugi karny, teraz chociaż dobrze strzelił. Przypominam, że te dwa gole są pierwszymi naszego napastnika od meczu z Grecją.

I co, panie Fornalik. Przed meczem na Polsatu Sport powiedział pan, że Teo zawiódł w poprzednim meczu (grał tylko 10 minut!), a tu taka niespodzianka. A gdzie Milik... na ławce!

W 90' minucie Rinaldi miał taką sytuację, że aż szkoda, że jej nie wykorzystał. Właściwie, gdyby nie Boruc, to pewnie San Marino wkopałoby nam gola. Obrona po raz kolejny się wykazała. Sytuacja ta zemściła się na Południowcach - w doliczonym czasie gry Kuba Kosecki trafił do bramki rywali na 5:0.

Mecz zakończył się też takim wynikiem, ale gra nie powalała, jak to zresztą zwykle bywa.

Tak na koniec: kondolencje dla rodziny zmarłego dziś trenera Jerzego Wyrobka [*].

17 października 2012

Basen Narodowy, Sędzia niezbyt zawodowy.

Po pierwszej połowie

Jesteśmy po pierwszej połowie meczu z Anglią. Wynik niezbyt korzystny - przegrywamy 0:1, choć o wiele więcej sytuacji mieliśmy my. Ale niestety skuteczności brakuje. Piszczek, Ojgen i Ludwik nie rozgrywają zbyt dobrego spotkania i to według mnie ci właśnie zawodnicy są do zmiany... tyle że za Piszczka kto? Perquis, czy jak mu tam.

Dobre spotkanie rozgrywają Lewandowski, Grosicki. Pozytywnie zaskoczył mnie Glik, który póki co błędów nie popełnia. Szpaka nareszcie da się słuchać, a dach wreszcie zamknięty... tylko chyba o jakąś dobę za późno. O tej sytuacji nie chcę mi się zbytnio pisać, bo wszyscy już o tym napisali. Dodam tylko, że jak zwykle wszyscy zwalają wszystko na wszystkich... jak to w Polsce często bywa.

Może by dać szansę Sobiechowi. Ale Fornalik raczej da szansę pograć Piechowi, chyba nie muszę pisać dlaczego. No dobra, idę oglądać drugą połowę. Mam nadzieję, że będzie w niej więcej skuteczności, niż w tej pierwszej... i zapraszam na więcej po meczu.

Po drugiej połowie

W drugiej połowie graliśmy równie dobrze, a może i lepiej. Glik trafił bramkę i chwała mu za to. Ludwik miał asystę... poza tym faktem nic nie zrobił, ale pomimo wszystko lepiej niż w pierwszej części zagrał.

O panu Gianluce Rocchim miałem napisać już po pierwszej połowie. Chłop prezentował taką formę, jak niedawno niejaki Tomasz Wajda (sędzia meczu Warta Poznań - Wisła Kraków) i w ogóle cała ta hałastra z PZPN'u... czyli do d**y.

Ale cóż. Należy cieszyć się z remisu z drużyną o prawie 50 miejsc wyżej w rankingu FIFA i o lidze lepszej od naszej o kilkaset lat świetlnych.

14 września 2012

Mecze w TV Trwam. Czyli ciąg dalszy historii PPV.


Gdyby jeszcze rok temu ktoś by pomyślał o tym, że teraz za jeden, powtarzam JEDEN mecz reprezentacji Polski w piłce nożnej będziemy musieli płacić 20 złotych, aby ten mecz obejrzeć... w telewizji.

Tak bowiem, w drugiej dekadzie XXI wieku mecze Orłów (obecnie) Fornalika nie są dostępne dla typowego kibica w otwartej telewizji. Taka sytuacja zdarzyła się po raz pierwszy w historii. Nie jest to zrozumiałe dla nikogo, a w szczególności dla osób starszych, którzy od lat mecze reprezentacji oglądali w TVP. Ale teraz już tak może nie być.

Niemiecka firma Sportfive (właściciel praw telewizyjnych do pokazywania meczów s-kadry) nie dogadał się w sprawie nowego kontraktu z TVP. Nie ma się co zresztą dziwić - niemiecki dysponent zaoferował holendarnie wysoką cenę biorąc pod uwagę polskiej piłki ogółem obecnie. Za jeden mecz chce mniej więcej 1 miliona euro. Do tego miliona jeszcze wrócimy, ale nie uprzedzajmy faktów. Na te wygórowane ceny TVP się nie zgodziła. Sportfive był w kropce, bo chciał zarobić na meczach krocie, a tu taki klops. I wtedy pojawiło się PPV.

PPV czyli pay-per-view (w dosłownym tłumaczeniu płać za oglądanie) jest systemem wynalezionym, jak wiele innych czasami debilnych nowinek - w USA, a całość zaczęła się kształtować już w 1951 roku! Ale wracając do tematu, Sportfive zdecydowało się na pokazanie meczu w tym właśnie systemie. Potrzebowała jednak partnera, który by wysłał na pierwszy mecz do Czarnogóry swoją ekipę dziennikarzy, sprzęt, itd. Początkowo zgłosiły się N, Cyfra+ i Cyfrowy Polsat. Wszystkie te 3 platformy chciały wysłać swoją ekipę, w zamian pokazując mecz za pośrednictwem swoim. Sportfive zgodziło się na ten ruch. I gdy wydawało się, że do Czarnogóry pojadą 3 różne ekipy, na dzień przed meczem z PPV zrezygnowało N, chwilę później to samo zrobiła Cyfra+. Oficjalnie obydwie platformy bały się ewentualnej kary od KRRiT. Nieoficjalnie natomiast obydwie platformy bały się bardziej UOKiK, który na dniach miał wydać decyzje w sprawie fuzji N i C+ (jak się dziś okazało był to dobry ruch, gdyż urząd zgodził się na fuzję). Tak więc do Czarnogóry pojechała tylko ekipa Polsatu. I tu się zaczyna totalna porażka...

O ile mecz sam w sobie był bardzo interesujący (Polacy zremisowali 2:2), sama realizacja i wszystko wokół też, to jednak wyniki sprzedaży PPV już takie nie super nie były. Według oficjalny informacji około 100 tysięcy osób wykupiło dostęp do meczu. To co prawda 2 mln złotych ze sprzedaży, ale biorąc pod uwagę wszystkie koszty związane z transmisją, nie jest to duży zysk. 

Kolejny mecz z Mołdawią już i na boisku (wygrana 2:0 po BARDZO słabym meczu), i w przypadku wyników PPV był fatalny. Po raz kolejny liczba oscylowała wokół 100 tysięcy. Po raz kolejny spośród platform usługa była dostępna tylko w Cyfrowym Polsacie.

No tak, te dwa mecze z w miarę dobrą Czarnogórą i słabą Mołdawią bez transmisji za darmo jeszcze przeżyjemy. Ale jak to nie obejrzeć meczu z Anglią w takiej TVP?! A no można... mecz zostać może pokazany w TV Trwam.

I tu wracamy do tego miliona euro. Tyle chce właśnie wyłożyć ojciec Rydzyk za mecz. I jeśli Sportfive nie dogada się z TVP (daj Boże, żeby się dogadała - przy okazji taka aluzja z tym Bogiem), to mecz z Anglią możemy obejrzeć w TV Trwam. Telewizja z Torunia już podobno dogaduje się z jakimś znanym komentatorem, który miałby ten mecz skomentować dla stacji. Ale Trwam nie chce pozostać tylko na jednym meczu, gdyż być może wykupi całe eliminacje. To by w sumie było ciekawe.

I z punktu mojego, i z tego typowego kibica lepiej, jeżeli mecz pokaże za darmo którakolwiek z telewizji byle za darmo... ale Trwam... O mój Boże!

pp

PS: A tak w ogóle to polskie prawo jest chore (wiem, że powinienem to wiedzieć już wcześniej). Dlaczego mecze Polaków nie mogą być na takim np. Polsat Sporcie (tylko stacje ogólnodostępne), a w takim PPV to tak. I po drugie. Dlaczego nie ma w tym samym dokumencie napisane o meczach koszykarzy, siatkarzy, piłkarzy ręcznych, hokeistów, itd. w ogólnodostępnych stacjach. Czy to są gorsze sporty? Na pewno nie pod względem aktualnego poziomu. 

16 czerwca 2012

Mecz o wszystko. Jak zwykle, lecz inaczej.

Reprezentacja Polski staje dzisiaj przed wielką szansą. Przed szansą na awans do ćwierćfinału Mistrzostw Europy w piłce nożnej. W tym stuleciu takiej szansy jeszcze nie mieli. Ba! Od 26 lat nie wyszli z grupy wielkiego turnieju.

Mecze o wszystko mieliśmy i na EURO 2008, i na Mundialu w 2006 roku, i na Mundialu w 2002 roku. Ale to były zawsze drugie mecze. Nigdy nie trzeci. Ale w tym roku jest inaczej. Zachowaliśmy szansę do ostatniego meczu. Nigdy w XXI wieku nie było tak, że wystarczyło tylko wygrać, nawet 1:0. W tym roku jest taka szansa. I to w turnieju rozgrywanym u siebie. Taka okazja może się w tym stuleciu już nie powtórzyć.

Czy Lewandowski i spółka poradzą sobie z drużyną, która była w podobnej sytuacji, jak my teraz, w 2008 roku? Czesi potrzebowali wtedy zwycięstwa nad Turkami. Po emocjonującym meczu (który oglądałem na izbie przyjęć podczas kontroli mojego złamanego palca) Czesi przegrali 3:2, pomimo prowadzenia 2:0 tracąc bramki w... 75, 87 i 89 minucie.

My już raz z Czechami ważny mecz wygraliśmy pamiętny mecz na Stadionie Śląskim. Wtedy trafienie zaliczył m.in. obecny kapitan reprezentacji - Kuba Błaszczykowski. Oby i teraz miał taką skuteczność, jak wtedy.

Obstawiam jednak wynik 1:0 dla naszych, choć nerwówka będzie na pewno do końca. Mecz na Stadionie Miejskim we Wrocławiu już od 20:45. Do obejrzenia w TVP1 (też w HD) oraz na sport.tvp.pl.

10 maja 2012

Jaka kadra, taki hymn



Nasza reprezentacja jest jak hymn naszych kibiców. Niby fajny, niby wszyscy ją odbierają pozytywnie, a jednak nie wszyscy. I ja się z tym zdaniem się zgadzam.

Choć do hymnu nic nie mam, to miałem innych faworytów. Choćby piosenka zespołu InoRos i Libera. Ale do pań z zespołu Jarzębina nic nie mam. I choć wiem, że niektórzy uważają to za parodię hymnu kibiców, to wiem, że takie osoby też sobie 'Koko Euro Spoko' nucą. A to przecież hit kibiców, a nie muzyków z Opery!

A nasza kadra niestety nie powala. O ile nic nie mogę powiedzieć o powołaniach młodych piłkarzy, o tyle irytuje mnie powołania piłkarzy, którzy nie grają w swoich klubach, a takich jest kilku.

Zacznę od bramkarzy. I tu mogę wymienić bramkarza Łukasza Fabiańskiego (którego szanuję), ale który zagrał w tym sezonie w Arsenalu w... 6 meczach. W żadnym w Premier League. Wolałbym Boruca, ale to marzenie. No to chociaż Kuszczak, który w ostatnich 2 miesiącach zagrał 13 meczów. Ale dla Smudy, to że wypożyczony z MU bramkarz gra teraz, to nie znaczy, ze zasłużył na Euro. Ba! Według 'Franza' nie zasłużył on nawet na listę rezerwową. Tyle, że w ostatnich 5 latach Fabiański rozegrał mniej spotkań w Arsenalu, niż Kuszczak w MU i Watford! A to jednak ten pierwszy na Euro pojedzie. Na liście rezerwowej znalazł się Grzegorz Sandomierski, który pewnie znalazł by się w kadrze, gdyby nie podjął rok temu decyzji i belgijskich wojażach.

Irytuje mnie też (podobnie jak Jana Tomaszewskiego) powołanie piłkarzy, którzy grali w młodzieżówkach innych krajów. A Boenisch to w ogóle mnie za przeproszeniem wku***a! No bo piłkarz, który właściwie rok nie gra, odbiera szansę na grę w s-kadrze np. Przemysławowi Kaźmierczakowi.

Pomocników mamy w miarę dobrych. I tyle w tym temacie.

Napastnicy... Robert Lewandowski... duża przepaść... Rafał Wolski... bardzo duża przepaść... Sobiech i Brożek (!!!).

No cóż, sądzić będziemy po Euro.