aosporcieaosporcieaosporcie

15 kwietnia 2015

Hiszpańska lekcja piłkarska. Pierwsze ćwierćfinały LM


Jesteśmy po pierwszych ćwierćfinałowych spotkaniach Ligi Mistrzów. Wczoraj mecze niezłe, ale bez goli, dzisiaj mecze cudowne, a do tego z bramkami. Hiszpańskie i około-hiszpańskie kluby po raz kolejny nie zawiodły.

Bezbramkowe Derby Madrytu
Spotkanie o miano najlepszej drużyny w stolicy gorącego kraju Półwyspu Iberyjskiego tym razem pozostało nierozstrzygnięte. Posługując się nomenklaturą bokserską, Atlético kilkukrotnie było wczoraj na Vicente Calderón już na deskach, ale do ostatecznego ciosu jednak nie doszło. W Realu zbyt altruistycznie w kilku niezłych sytuacjach zachował się Karim Benzema (!), po raz n-ty w starciu z lokalnym rywalem kompletnie niewidoczny był Cristiano Ronaldo.

Ozdobą spotkania były niezłe efekty specjalne, szczególnie te z wykorzystaniem krwi - ta polała się wczoraj w Madrycie dosłownie. To właśnie na twarzy Mario Mandžukicia w pewnym momencie zaroiła się ta iście czerwona substancja. Starcia Chorwata z Danim Carvajalem też momentami były naprawdę ostre. Mimo wszystko, wydaje się, że Milorad Mažić udźwignął ciężar gatunkowy tego spotkania.

Juventus wreszcie europejski?
W ostatnich latach Stara Dama, brzydko mówiąc, we Włoszech dymała, kogo tylko chciała (zresztą nadal to robi, również w tym sezonie). Antonio Conte jeśli chodzi o osiągnięcia Juve w europejskich pucharach czymkolwiek większym się jednak pochwalić teraz nie może. Za to Massimiliano Allegri może przebić swojego starszego o dwa lata kolegę już w swoim pierwszym roku na Juventus Stadium - awansować do półfinału Ligi Mistrzów.

Po pierwszym meczu z Monaco mistrzowie Włoch mogą być zadowoleni. Wygrali 1:0 po trafieniu Arturo Vidala z rzutu karnego, który został podyktowany za faul na Álvaro Moracie. Hiszpan wraz z Carlosem Tévezem wczoraj świata nie zbawili, ale powiedzmy sobie szczerze, że zawodnicy z Księstwa w defensywie bronią się niemal genialnie. Tak samo zresztą grają z kontry. W rewanżu jednak tego robić nie będą mogli, a to stwarza już pewne problemy...

Lopetegui 3:1 Guardiola
Kto by się spodziewał (może poza mną), że Porto poradzi sobie jednak z Bayernem? No właśnie. Osłabieni przez kontuzje swoich podstawowych zawodników Bawarczycy kompletnie nie poradzili sobie na Estádio do Dragão, a trzecia (!) drużyna Ligi (wtedy jeszcze) ZON Sagres (teraz NOS) z poprzedniego sezonu bez skrupułów wykorzystała wszystkie błędy mistrzów Niemiec w defensywie i wygrała 3:1.

Pierwsze dwa trafienia dla Porto są dziełem krnąbrnego Ricardo Quaresmy. Najpierw (już w trzeciej minucie) trafił z rzutu karnego, podyktowanego za faul na wracającym do zdrowia Jacksonie Martínezie, a siedem minut później już bez niczyjej pomocy pokonał po raz drugi Manuela Neuera. Co prawda na te dwa trafienia zdołał jeszcze jakoś odpowiedzieć golem Thiago Alcántara, ale na bramkę wspomnianego już Martíneza w drugiej połowie (po fatalnym błędzie Boatenga), Bawarczycy już nie potrafili zareagować.

Mój artykuł sprzed startu tego sezonu może się więc jednak sprawdzić (możecie go przeczytać tutaj), chociaż Bayernu nie można jeszcze oczywiście skreślać. W rewanżu w Monachium nie zagrają dwaj podstawowi boczni obrońcy - zarówno kapitan Danilo, jak i Alex Sandro dostali dzisiaj po żółtej kartce i są teraz zmuszeni do pauzowania.

Barcelona gniecie i... strzela sama sobie
Paris Saint-Germain na Parc des Princes dzisiaj nie istniało. Zespół Laurenta Blanca, typowana przez wielu po odprawieniu z kwitkiem Chelsea jako faworyta do zwycięstwa w całej Lidze Mistrzów, została dzisiaj wręcz znokautowana przez maszynkę zwaną FC Barcelona. Katalończycy zdołali pokonać mistrzów Francji na ich stadionie 3:1 i trudno powiedzieć, który ich gol był piękniejszy.

Ten dzień należał chyba jednak do wirtuoza z Urugwaju i nie mowa to o Edinsonie Cavanim. Luis Suárez rozegrał dla Barcelony dzisiaj chyba swój najlepszy mecz po transferze z Liverpoolu. Niemniej, chronologicznie najpierw należy wspomnieć o cudownej akcji z pierwszej połowy, w której Messi podał do Neymara, a ten pewnie wykorzystał swoją sytuację. W drugiej części do akcji włączył się jednak Gryzoń - ten wpierw kapitalną akcją z lewej strony minął bezradnych defensorów gospodarzy, w tym Mawella, a w kolejnej swoim szturmie na bramkę Sirigu minął Davida Luiza w decydującym momencie... zakładając mu sito! PSG tego dnia nie istniało, o czym świadczy fakt, że nawet gola strzeliła dla nich... Blaugrana. Samobójcze trafienie po mocnym wstrzeleniu piłki przez Van Der Wiela zaliczył Jérémy Mathieu.

Barcelona zmiażdżyła swojego rywala z Paryża, Porto sprawiło naprawdę miłą niespodziankę, a sen Monaco może się już niedługo skończyć. Najciekawiej w rewanżu będzie z pewnością na Estadio Santiago Bernabéu i Allianz Arenie, niemniej wszystkie mecze już teraz zapowiadają się pasjonująco!

Autor: Piotrek Przyborowski | @P_Przyborowski |  piotrek.przyborowski@gmail.com

0 komentarze:

Prześlij komentarz