aosporcieaosporcieaosporcie

3 lutego 2014

El fin de semana: Gdzie dwóch się bije, tam Atlético korzysta

Tytuł banalny, ale zarazem chyba wszystko mówiący. Tak, tym razem chętni będą mogli przeczytać moje wypociny na temat niemal zakończonej już 22. kolejki Primera División, w której jak zwykle nie brakowało: goli, zaskoczeń, błędnych decyzji sędziego i... starć kibiców Barcelony i Realu na portalach społecznościowych. Zaczynamy.

Psychiko - mamy problem!

Wielu psychologów może mieć dużo do roboty po tym weekendzie. Stała się bowiem rzecz niesamowita. Nieprawdopodobna, wręcz niewyobrażalna. I nie mam tu wcale na myśli zwycięstwa Betisu, o którym jeszcze napiszę. Mowa tu o kibicach Barcelony, u niektórych z nich mózgi mogły po meczu z Valencią wręcz eksplodować. Jak bowiem racjonalnie nazwać fakt, że Duma Katalonii po raz pierwszy od 51 ligowych kolejek nie jest już liderem La Ligi. Ani Tito Vilanova, ani tym bardziej Gerardo Martino nie wiedzą, co znaczy być drugim. Co znaczy być tylko wiceliderem. Teraz jednak ekipa z Katalonii przede wszystkim powinna skupić się na dalszej części rozgrywek, bo meczów do końca jeszcze cała masa, a także na Manchesterze City, który w Premier League prezentuje się wzorowo.

Pizzi magikiem?
Oczywiście nie chodzi mi tutaj o wypożyczonego z Benfiki do Espanyolu zawodnika, tylko o Juana Antonio Pizziego, pod wodzą którego Valencia zaczyna wreszcie grać coś ciekawszego. W lidze co prawda zaliczył wpadkę z Celtą, ale: wygrał w Derbach Walencji no i, a może przede wszystkim pokonał Barcelonę na jej terenie. To z kolei jest sztuka, której do soboty w tym sezonie nie dokonał nikt. Dodatkowo Argentyńczyk na razie szokuje nieco swoimi roszadami personalnymi. O ile rozstanie się z Éverem Banegą, który był nieco skłócony z kibicami z Mestalla, to nie mogę za cholerę nic, jak mógł sprzedać Sergio Canalesa do Realu Sociedad. Wypożyczyć - rozumiem, ale sprzedać?! Ten chłopak ma dopiero 22 lata i mógł jeszcze dla Valencii dużo dobrego zrobić. Teraz jednak będzie musiał spalić pożar, który z pewnością będzie w San Sebastián po niedzielnym meczu...

Montanier - opłacało się?
Wyłapane na profilu Sociedad na FB. Przysłane przez
kibiców z Senegalu! / foto: facebook.com/RealSociedadFutbol
Ok, ja wszystko rozumiem. Ambicje, może kasa. Ale zostawić drużynę, która zaraz może zagrać w Lidze Mistrzów i związać się ze średniakiem Ligue 1, który (jak już teraz wiemy) tym średniakiem na razie pozostanie. Moim zdaniem, Philippe Montanier opuszczając Anoetę popełnił duży błąd, który teraz źle skutkuje dla obu stron. Duet tworzony przez Francuza i Arrasate był naprawdę silny, obaj rozłożeni na czynniki pierwsze zdają się być nieco zbyt słabymi lub niepełnymi. Zespół z Bretanii może i zacznie grać coraz lepiej (są na to duże szanse), ale ogierem Ligue 1 to nie będzie (przynajmniej na razie). Sociedad z kolei ze słabszymi gra całkiem poprawnie, ale z lepszymi drużynami, co pokazała Liga Mistrzów i niedzielny pojedynek z Atlético kompletnie sobie nie radzi. Zdarzają się jej przebłyski, jak np. wygrana w Derbach Kraju Basków, ale wydaje mi się, że ta ekipa w najbliższych latach będzie raczej stabilnie zmierzać w kierunku sukcesów w Lidze Europy. A skoda, bo szansa na coś więcej była.

Bo tak w ogóle, wracając jeszcze do Montanier: w maju zeszłego roku wybrałem tego 49-letniego szkoleniowca do mojej wymarzonej jedenastki jako trenera tej drużyny. Ech, co to były za czasy.

Atlético liderem, taka sytuacja
Konrad, niewątpliwie świetny ekspert od hiszpańskiej piłki, a zarazem mój redakcyjny kolega, świetnie spuentował to, jak wygląda obecnie tabela Primera División. Rojiblancos w 100% wykorzystali potknięcie Blaugrany i wskoczyli na fotel lidera po raz pierwszy od... piłkarskich epok prehistorycznych (przyznam się bez bicia - to było tak dawno temu, że nawet nie zdecydowałem się na poszukiwania). Co do jeszcze wygranego przez drużynę Cholo 4:0 meczu z RSSS, to miło było znowu oglądać w akcji na Vicente Calderón Diego. Już w tym artykule (który w sumie jest niczym Apokalipsa św. Jana) napisałem, że przeznaczeniem Brazylijczyka jest gra w Madrycie.

Tutaj jeszcze też coś muszę dodać. We wspomnianym wyżej już wpisie o zespole z Vicente Calderón wspomniałem, że João Miranda będzie walczyć w tym sezonie o miejsce w pierwszym składzie. Zostałem w jednym z komentarzy ostro zjechany i przyznam szczerze, że muszę posypać głowę popiołem. Brazylijczyk naprawdę rozgrywa świetny sezon i w niedzielnym pojedynku strzelił on już 3 gola w tym sezonie (1 w lidze, 2 w LM), co jak na środkowego obrońcę jest bardzo dobrym wynikiem.

Ktoś tu się sparzył
Zrobili to piłkarze w białych koszulkach, a może bardziej ich trener? Real wiedział, że na San Mamés łatwo nie będzie, ale chyba nie spodziewał się, że po ostatnich łatwych zwycięstwach w Bilbao, teraz będzie aż tak trudno. A było. Królewscy zremisowali 1:1, ale tak naprawdę do zapamiętamy z tego pojedynku? Na pewno normalnie zapamiętalibyćmy ładną akcję wicemistrzów kraju, wykończoną przez duet Cristiano Ronaldo - Jesé Rodríguez (gola strzelił ten młodszy), chyba jeszcze piękniejsze trafienie Ibai Gómeza, ale nie ma tak łatwo.

Sytuacją, która będzie przez najbliższy tydzień (i to minimum) opisywana i komentowana będzie wydarzenie z 75' minuty. Nie będę go opisywał, bo trochę by to zajęło, a całość nie byłaby równie miarodajna, co ten filmik:


video: dailomotion.com/realmadridplay

No cóż: moim zdaniem arbiter Ayza Gámez w tej sytuacji zachował się poprawnie, chociaż oczywiście mógł nieco lepiej opanować cały ten burdel, który nam się na boisku zrobił. Podobnie jak ja uważa Juan Andújar Oliver, czyli taki hiszpański pan Sławek z Canal+, który jest ekspertem dziennika Marca. Ale oczywiście po meczu (jak i już w jego trakcie) wybuchła w Internecie wielka w dyskusja, w której racje mają wszyscy i nic.

Szkoda, że już go nie ma
Na koniec oczywiście jeszcze wiadomość weekendu, która jednak do radosnych nie należy. W wieku 75-lat w sobotę 1 lutego zmarł Luis Aragonés. Na boisku to legenda Atlético Madryt (172 gole w 372 meczach!), na ławce najbardziej zasłynął jako kreator drużyny marzeń, czyli reprezentacji Hiszpanii, z którą zdobył w 2008 roku mistrzostwo Europy. Mikołaj, z którym miałem przyjemność komentować mecz właśnie Rojiblancos świetnie ujął to, co i ja uważam: to ojciec drużny Vicente del Bosque. Szkoda, po prostu wielka szkoda, że tacy ludzie zaczynają powoli odchodzą.

Na koniec jeszcze czas jednak na nieco bardziej radosne informacje. Otóż: po pierwsze, udało mi się przekroczyć 20 tysięcy odwiedzin (wow!), za co wam bardzo dziękuje! Po drugie, na pewien czas Igrzysk Olimpijskich w Soczi wyruszam w góry, tyle że do Czech. Zamierzam stamtąd wysmarować kilka ciekawych wpisów. A, jeszcze jedno. A wy - co myślicie o sytuacji z meczu Athletic - Real oraz jakie jest Wasze najlepsze wspomnienie związane z Luise Aragonésem? Piszcie!

PS: Kompletnie zapomniałem napisać czegoś o wygranej Betisu! A one w tym sezonie nie należą do częstych. Verdiblancos (przewidziałem to!) wygrali 2:0 z Espanyolem, ale ich sytuacja w tabeli nadal jest nie do pozazdroszczenia. Oba gole strzelił Rubén Castro i wspominam o nim nie z byle powodu. Mam go w jedenastce w fantasy lidze (polecam już teraz Wam w to zagrać!), a przez swoją jesienną absencję był mega tani. Żałuję tylko posadzenia na ławce Piattiego i Jesé, ale cóż.

25 stycznia 2014

Gangsta skład ver. Milan


Tak mógł czuć się nie tylko Kevin-Prince Boateng, ale i kibice Milanu w tym sezonei / video: youtube.com

Nieprawdopodobne rzeczy dzieją się w tym sezonie na San Siro. Tym razem nie chodzi jednak Inter, który notabene ma dość duże szanse na powrót do europejskich pucharów, tylko Milan, który jest blisko ich starty. Massimiliano Allegri miał doprowadzić drużynę Rossoneri do 19. Scudetto w historii. Tymczasem póki co ten sezon jest dla zespołu z Mediolanu chyba najgorszym w tym wieku.

Baśka wchodzi do gry
W porę (a może właśnie za późno?) jednak zainterweniowały decyzyjne z klubie osoby. Silvio Berclusconi wraz z córką Barbarą w końcu podjęli decyzję o zwolnieniu nieudolnego w tym sezonie trenera rodem z Livorno. Potem władze Milanu poszły o krok dalej i wzorem Barcelony, kiedy ta namaściła na następcę Francka Rijkajda Pepa Guardiolę, zatrudniła na stanowisku szkoleniowca pierwszej drużyny byłego gracza zespołu z Via Filippo Turati 3. To Clarence Seedorf.

Man in black
Oczywiście to nie pierwsza sytuacja, w której to trenerem został w przeszłości zawodnik danej drużyny. Jednakże jest to pierwsza od dawien dawna sytuacja, kiedy to na stanowisku menadżera liczącej się w świecie ekipy staje człowiek o mocno czekoladowej skórze. I nie ma tutaj grama rasizmu czy czegokolwiek w tym stylu. Chodzi mi tylko o to, że trudno znaleźć właśnie podobnych pod względem koloru skóry trenerów w wielkich klubach.

Czas stworzyć własny gang
Samuraj, Żabojad, Murzyn - wbrew pozorom to nie są wcale nowi bohaterowie Niezniszczalnych (notabene już w tym roku premiera trzeciej części!), a zimowe ruchy Milanu na rynku transferowym. Co pierwsi dwaj z nowych nabytków, czyli Keisuke Honda i Adil Rami byli jeszcze załatwiani za czasów Allegriego, to trzeba przyznać, że idealnie wpisują się oni w ideologię dżender, która najprawdopodobniej zawita na San Siro. Ma to być drużyna złożona z jednej strony z grzecznych chłopców, a z drugiej z boiskowych świrów. Taka typowa gangsta, która będzie przejeżdżać się na wszystkich. W tej sytuacji żałować można tylko tego, że latem odszedł Kevin-Prince Boateng, który też wojownikiem jest świetnym.

Trzeba przyznać, że skład Milan to ma całkiem niezły, w przeciwieństwie do tego, co niektórzy uważają. Kaká, który powoli odzyskuje formę, choć pewnie takiej sprzed odejścia do Realu to już nie osiągnie, wciąż może stanowić o sile zespołu. Riccardo Montolivo to też człowiek obdarzony wielką mądrością w grze. Stephan El Shaarawy ma w tym sezonie wahania formy, ale to nadal jest jeden z największych talentów światowej piłki. Jest jeszcze jeden z krnąbrnych Brazylijczyków, czyli Robinho, który wynosił się do ojczyzny z Włoch już tyle razy, ile podrożał koszt transferów Bale'a i Neymara razem wzięte. No i nie zapominajmy jeszcze o jednym z ogniw mediolańskiej machiny...

Mediolański Mourinho?
- Seedorf przypomina mi Mourinho - tak powiedział ostatnio Mario Balotelli. Trzeba przyznać, że włoskiemu super-napastnikowi rzadko zdarza się, by kogoś chwalił. A jeszcze rzadziej, by był to ktoś ze środowiska piłkarskiego. Super Mario w tym konkretnym wypadku zachował się więc szczególnie. Nie był co prawda nigdy pupilkiem José Mourinho (potwierdza nam to tezę, że plusy z plusami nie reagują zbyt dobrze), ale cenił Portugalczyka za jego warsztat. Podobne zdanie ma też o Holendrze. Ciekawe jednak, jak będzie wyglądała ich współpraca...

Jak uratować przegrany już sezon?
Na koniec jeszcze jedno pytanie: czy sezon, który dla Milanu może być najgorszym od... sezonu 1930/31?! Wtedy to Rossoneri zajęli dwunaste miejsce w Serie A. Teraz są na pozycji jedenastej, ale znając życie w rundzie rewanżowej powinni nieco poprawić swoje wyniki. W pucharach raczej w przyszłym sezonie zagrają, ale Liga Mistrzów to zapewne nie będzie. No chyba, że drużynie z San Siro uda się wygrać te rozgrywki. Tak naprawdę najbardziej elitarna liga świata to w sumie jedyna szansa na naprawienie sezonu. Taki półfinał choćby na pewno osłodziłby kibicom z Mediolanu tą fatalną kampanię. Łatwo jednak na taki sukces nie będzie, a wszystko przez Atlético Madryt.

Tak szczerze mówiąc, to bardzo trudno jest przewidzieć, czy Clarence Seedorf odnajdzie się w nowej roli, a jego Milan zacznie grać wreszcie i pięknie, i skutecznie. Bo przecież może się okazać po sezonie, że tak naprawdę całe to zamieszanie na ławce trenerskiej nie miało żadnego znaczenia i trzeba będzie się pogodzić z wizją braku gry w europejskich pucharach. Znając jednak Holendra, jakoś trudno jest mi w to uwierzyć...

13 stycznia 2014

Gala, która jednak zachwyciła!

Wydawałoby się, że już nic nie może nas zaskoczyć podczas rozdania Złotej Piłki. Zrobił się z tego niezły cyrk, wypowiedzi czy to Ronaldo, czy to Messiego, czy i Ribéry'ego coraz bardziej rozśmieszały większość kibiców. A już najśmieszniejsze były ewentualne bojkoty tych dwóch pierwszych panów, bo akurat tego, żeby Francuz zapowiadał absencję podczas dzisiejszej uroczystości w Zurychu, chyba nie słyszałem.

Jedenastka roku
Może zaczniemy od zestawienia najlepszych piłkarzy zeszłego roku, to została ona wybrana w miarę mądrze. Osobiście może zastanowiłbym się nad kilkoma zawodnikami, którzy raczej dostali się do niego dzięki zasługom za całą karierę, a nie poprzedni sezon, chociaż oczywiście wszyscy oni to absolutnie gracze ze światowego topu. Ciekawi mnie tylko, jaki był zawód niektórych polskich niemieckich kibiców, kiedy to jednak wyświetlono przy napastnikach filmik ze Zlatanem Ibrahimoviciem, a nie naszym Robertem Lewandowskim.

Dżołk & goal
Skoro już o Szwedzie mowa, to był on też autorem jednej z najzabawniejszych wypowiedzi podczas całej gali. Kiedy Ruud Gullit (to był chyba słynny Holender, a nie ta miła pani, która prowadziła całe show z nim?) spytał zawodnika PSG o to, który z tercetu najlepszych napadziorów strzeliłby najwięcej goli, ten odpowiedział: - Wszyscy strzeliliby ewentualnie tyle, co ja! 

Gol Ibracadabry z towarzyskiego starcia z Anglią został też uznany za trafienie roku. Całkiem też zasłużenie, choć pewnie dryblas ten wolałby taką bramkę strzelić na przełomie czerwca i lipca tego roku. Dla pocieszenia kibiców jego i drużyny Trzech Koron jeszcze raz niesamowity strzał z meczu w Solnej:


źr.: youtube.com/FIFATV

Panie też grają...
...a najlepszą z nich została w tym roku... eee... bramkarka reprezentacji Niemiec, Nadine Angerer. Trzeba przyznać, że byłem lekko zawiedziony, bo od lat kibicuję Marcie - jednej z niewielu piłkarek, którą znam (jest jeszcze m.in. super-blondi z USA, czyli Hope Solo). Tutaj zdjęcie, które chyba zdobywczyni nagrody nie przedstawia, ale to takie urozmaicenie tekstu dla chęci zarobku na reklamach:

Były piękne chwile
Nie można jednak stwierdzić, że nie było momentów wzruszenia na scenie. Mi przede wszystkim w pamięć zapadło wręczenie Honorowej Złotej Piłki dla Pelé. Nawet jeśli niektórzy uważają, że została ona wręczona na wyrost (czy takowi są, to śmiem wątpić), ale naprawdę to była piękna chwila. I dla samego obecnie honorowego prezydenta New York Cosmos (o tej drużynie przeczytacie w stworzonym przeze mnie artykule na Wikipedii - cóż, trzeba się lansować). A oto wspomniana honorowa nagroda:

Reakcja tego nie tylko wielkiego piłkarza i ambasadora futbolu, ale i też wspaniałego człowieka była niesamowita. Swoją drogą cała sala dała mu też owację na stojąco, zresztą całkowicie zasłużenie.

Drugim super momentem było przyznanie Złotej Piłki Cristiano Ronaldo, a właściwie wzruszenie Portugalczyka (tak - piszę to jako kibic Barcelony i Levante - znowu kryptoreklama!). Napastnik Realu Madryt naprawdę nie krył się i zaczął płakać jak małe dziecko (zresztą 99% z nas zareagowałoby tak samo).

Teorie spiskowe
A teraz mój ulubiony dział, czyli wszystkie czarne historie. Większość oczywiście z FB, twittera i innych społecznościowych shitów.

Może na początek mina Ribéry'ego w momencie, kiedy dowiedział się, że jego błaganie o Złotą Piłkę poszło w pi.., która mówi sama za siebie.:


Druga teoria spiskowa została usnuta przez mojego innego kolegę, Zbyszka. Mam nadzieję, że mi wybaczy, że to udostępniłem, ale nie mogłem się oprzeć, bo ma sporo racji:

Przez ostatnie lata w walce o Złotą Piłkę kibicowałem Ronaldo, uważając, że na to zasłużył. Teraz, po czterech wygranych Messiego, zrozumiałem, że jest to po prostu farsa, Ballón d'Blatter. Dziś z całego serca kibicowałem Messiemu, bo byłby to ostateczny dowód, że nie ma powodu, żeby się tym ekscytować, jest jak jest. Teraz rozumiem, że tej nagrody nie przyznaje prezes. Złotą Piłkę przyznają media. Mam nieodparte wrażenie, że Blatter strzelił sobie w stopę , mówiąc o "grzecznym chłopcu" i "wydawaniu pieniędzy na fryzjera". Tajemnicą poliszynela jest, że nie jest on powszechnie lubianym prezesem. Kiedy ta absurdalna wypowiedź została nagłośniona, każdy choć trochę znający się na piłce poczuł empatię dla Ronaldo, a ci z prawem do głosowania postanowili go wesprzeć, nie z powodu dobrej gry, lecz utarcia nosa Blatterowi. W poprzednich latach silnie dawał o sobie znać stereotyp Ronaldo jako lalusia i rozpieszczonego dzieciaka. Na minus również działał fakt, że grał w Realu, postrzeganym powszechnie jako klub, który do wszystkiego doszedł wydając astronomiczne pieniądze. Do tego jest najdroższym piłkarzem świata, co umacnia powyższe przekonanie, o jego arogancji i grze "pod siebie". Z kolei Messi odwrotnie: był kreowany na grzecznego, pokornego chłopca z Rosario, który nie wie co to chciwość i egoizm, zawsze podaje i gra zespołowo. Co więcej, na koszulce dumnie nosi napis "UNICEF". W poprzednich latach obserwowałem wyraźną przychylność w stosunku do Argentyńczyka w różnorakich artykułach prasowych. Ostatnio - wręcz przeciwnie. Ośmielam się stwierdzić, że gdyby nie szwajcarski prezes FIFA, piąta z rzędu Złota Piłka powędrowałaby w ręce Leo Messiego.
źr.: facebook.com

I kolejna, tutaj to raczej poniekąd obrona selekcjonera naszej reprezentacji, Adama Nawałki:
Tutaj należy dopowiedzieć, że były trener Górnika Zabrze uznał w plebiscycie na Roberta Lewandowskiego za najlepszego piłkarza globu. Podobnie uczynił jeszcze jego vis-a-vis... z Jamajki.

Podsumowanie
Trudno, naprawdę trudno napisać coś ciekawego i mądrego na koniec, więc niech najlepiej takim podsumowaniem będzie jeszcze jeden mem, tym razem stworzony przez notabene świetnego i kreatywnego artystę R4six: