aosporcieaosporcieaosporcie
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Liga Mistrzów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Liga Mistrzów. Pokaż wszystkie posty

25 stycznia 2014

Gangsta skład ver. Milan


Tak mógł czuć się nie tylko Kevin-Prince Boateng, ale i kibice Milanu w tym sezonei / video: youtube.com

Nieprawdopodobne rzeczy dzieją się w tym sezonie na San Siro. Tym razem nie chodzi jednak Inter, który notabene ma dość duże szanse na powrót do europejskich pucharów, tylko Milan, który jest blisko ich starty. Massimiliano Allegri miał doprowadzić drużynę Rossoneri do 19. Scudetto w historii. Tymczasem póki co ten sezon jest dla zespołu z Mediolanu chyba najgorszym w tym wieku.

Baśka wchodzi do gry
W porę (a może właśnie za późno?) jednak zainterweniowały decyzyjne z klubie osoby. Silvio Berclusconi wraz z córką Barbarą w końcu podjęli decyzję o zwolnieniu nieudolnego w tym sezonie trenera rodem z Livorno. Potem władze Milanu poszły o krok dalej i wzorem Barcelony, kiedy ta namaściła na następcę Francka Rijkajda Pepa Guardiolę, zatrudniła na stanowisku szkoleniowca pierwszej drużyny byłego gracza zespołu z Via Filippo Turati 3. To Clarence Seedorf.

Man in black
Oczywiście to nie pierwsza sytuacja, w której to trenerem został w przeszłości zawodnik danej drużyny. Jednakże jest to pierwsza od dawien dawna sytuacja, kiedy to na stanowisku menadżera liczącej się w świecie ekipy staje człowiek o mocno czekoladowej skórze. I nie ma tutaj grama rasizmu czy czegokolwiek w tym stylu. Chodzi mi tylko o to, że trudno znaleźć właśnie podobnych pod względem koloru skóry trenerów w wielkich klubach.

Czas stworzyć własny gang
Samuraj, Żabojad, Murzyn - wbrew pozorom to nie są wcale nowi bohaterowie Niezniszczalnych (notabene już w tym roku premiera trzeciej części!), a zimowe ruchy Milanu na rynku transferowym. Co pierwsi dwaj z nowych nabytków, czyli Keisuke Honda i Adil Rami byli jeszcze załatwiani za czasów Allegriego, to trzeba przyznać, że idealnie wpisują się oni w ideologię dżender, która najprawdopodobniej zawita na San Siro. Ma to być drużyna złożona z jednej strony z grzecznych chłopców, a z drugiej z boiskowych świrów. Taka typowa gangsta, która będzie przejeżdżać się na wszystkich. W tej sytuacji żałować można tylko tego, że latem odszedł Kevin-Prince Boateng, który też wojownikiem jest świetnym.

Trzeba przyznać, że skład Milan to ma całkiem niezły, w przeciwieństwie do tego, co niektórzy uważają. Kaká, który powoli odzyskuje formę, choć pewnie takiej sprzed odejścia do Realu to już nie osiągnie, wciąż może stanowić o sile zespołu. Riccardo Montolivo to też człowiek obdarzony wielką mądrością w grze. Stephan El Shaarawy ma w tym sezonie wahania formy, ale to nadal jest jeden z największych talentów światowej piłki. Jest jeszcze jeden z krnąbrnych Brazylijczyków, czyli Robinho, który wynosił się do ojczyzny z Włoch już tyle razy, ile podrożał koszt transferów Bale'a i Neymara razem wzięte. No i nie zapominajmy jeszcze o jednym z ogniw mediolańskiej machiny...

Mediolański Mourinho?
- Seedorf przypomina mi Mourinho - tak powiedział ostatnio Mario Balotelli. Trzeba przyznać, że włoskiemu super-napastnikowi rzadko zdarza się, by kogoś chwalił. A jeszcze rzadziej, by był to ktoś ze środowiska piłkarskiego. Super Mario w tym konkretnym wypadku zachował się więc szczególnie. Nie był co prawda nigdy pupilkiem José Mourinho (potwierdza nam to tezę, że plusy z plusami nie reagują zbyt dobrze), ale cenił Portugalczyka za jego warsztat. Podobne zdanie ma też o Holendrze. Ciekawe jednak, jak będzie wyglądała ich współpraca...

Jak uratować przegrany już sezon?
Na koniec jeszcze jedno pytanie: czy sezon, który dla Milanu może być najgorszym od... sezonu 1930/31?! Wtedy to Rossoneri zajęli dwunaste miejsce w Serie A. Teraz są na pozycji jedenastej, ale znając życie w rundzie rewanżowej powinni nieco poprawić swoje wyniki. W pucharach raczej w przyszłym sezonie zagrają, ale Liga Mistrzów to zapewne nie będzie. No chyba, że drużynie z San Siro uda się wygrać te rozgrywki. Tak naprawdę najbardziej elitarna liga świata to w sumie jedyna szansa na naprawienie sezonu. Taki półfinał choćby na pewno osłodziłby kibicom z Mediolanu tą fatalną kampanię. Łatwo jednak na taki sukces nie będzie, a wszystko przez Atlético Madryt.

Tak szczerze mówiąc, to bardzo trudno jest przewidzieć, czy Clarence Seedorf odnajdzie się w nowej roli, a jego Milan zacznie grać wreszcie i pięknie, i skutecznie. Bo przecież może się okazać po sezonie, że tak naprawdę całe to zamieszanie na ławce trenerskiej nie miało żadnego znaczenia i trzeba będzie się pogodzić z wizją braku gry w europejskich pucharach. Znając jednak Holendra, jakoś trudno jest mi w to uwierzyć...

26 maja 2013

Bayern Monachium drużyną na lata? Nie wydaje mi się...


Bayern Monachium wygrał Ligę Mistrzów. To już pewnie większość z Was wie. Bawarczycy pokonali w finale Borussię Dortmund 2:1. To już pewnie też wiecie. Już przed tym meczem część mądrych i mądrzejszych prorokowali, że drużyna z Allianz Areny będzie wielką drużyną na lata. Bo po pierwsze mają młodych i perspektywicznych graczy, po drugie są blisko wygrania wszystkiego, co się da wygrać, a po trzecie od nowego sezonu będą mieli jednego z najlepszych trenerów na świecie - Pepa Guardiolę. Ale czy naprawdę Bawarczycy mogą czuć się taką ekipą? Przedstawię Wam kilka faktów, że tak nie będzie.

Jeżeli chodzi o ten cały wiek ekipy jeszcze Juppa Heynckesa to wcale nie prezentuje się to całkiem nieźle. Co prawda średnia wczorajszego finału, jeżeli chodzi o wiek pierwszej jedenastki, wynosiła nieco ponad 26,3. Niby to mało, ale jak spojrzymy w dowód większości zawodników, to widzimy, że większość z nich podchodzi już pod trzydziestkę, a we wczorajszym finale zawodników poniżej 25. roku życia było raptem czterech: Boateng, Alaba, Martinez i Mueller. Prawdą jest jednak, że we wczorajszej jedenastce FCB najstarszym graczem był Franc Ribery (30 lat). Tymczasem w Borussii średnia jedenastki wynosiła dokładnie 25,09, a byłaby jeszcze lepsza, gdyby nie jej kapitan - 32-letni Roman Weidenfeller. W drużynie Jürgena Kloppa na boisku oprócz bramkarza nie było żadnego piłkarza mającego więcej niż 27 lat. Dodatkowo, nie licząc Błaszczykowskiego i Piszczka, nie było żadnego piłkarza mającego więcej niż 25 lat. Tak więc, jeżeli szejkowie i inni bogacze nie wykupią drużyny z Dortmundu (a tak się raczej stanie), to drużyna z Signal Iduna Park wydaje się być bardziej perspektywiczną.

Gwiazda Południa wygrała w tym sezonie niemal wszystko, co się dało wygrać. Co prawda, to tylko dwa trofea, ale w perspektywie mają jeszcze finał Pucharu Niemiec z VfB Stuttgart (który raczej wygrają), a potem Superpuchar Europy, Superpuchar Niemiec i KMŚ. Wydaje się więc, że raczej we wszystkich tych meczach Bayern będzie faworytem i wygra te spotkania. Ale nawet jeżeli wygra, to nie powinien popadać w hurraoptymizm. Przypomnę choćby Inter Mediolan z sezonu 2010/2011, kiedy też wygrał wszystko, a teraz nie awansował nawet do LE.

I tutaj ważny jest trzeci element - trener. Wspomniany już Jupp Heynckes zrobił wiele dobrego dla drużyny z Monachium, więc rozstanie z nim wcale nie musi być najlepsze dla klubu. A Pep Guardiola według wielu jest rewelacyjnym trenerem, ale niektórzy uważają że tylko dla FC Barcelony. Nie wiadomo, jak poradzi sobie poza Hiszpanią, z nieco innym stylem gry, a przede wszystkim z innymi podopiecznymi. Tak swoją drogą ciekawe jest to, co pocznie niemiecki szkoleniowiec, który decyzji o emeryturze tak do końca jeszcze nie podjął.

Trzeba jednak przyznać, że to lato w europejskim futbolu będzie niezwykle ciekawe i może zadecydować o przyszłości wielu piłkarskich potęg. A Wy - co myślicie o Bayernie? Piszcie!

4 maja 2013

To nie jest koniec hiszpańskiej piłki!

Ten post może wydawać się Wam nieco nieobiektywny, ale jestem fanem hiszpańskiej tiki-taki i całego futbolu z kraju z Półwyspu Iberyjskiego. Śmieszą mnie niektóre komentarze pojawiające się na różnych forach, że Primera División to liga upadająca i bankrutująca. Może pod względem finansowym rzeczywiście nie dzieje się w całej Hiszpanii najlepiej, ale sportowa strona tego pięknego kraju jest rewelacyjna. Śmieszą mnie też komentarze, że to koniec epoki wielkich Barcy i Realu. No bo jak końcem wielkich drużyn mamy nazwać przegrane półfinały europejskiej Ligi Mistrzów z rewelacjami rozgrywek (Bayern i Borussia). Jest to śmiech na sali. Końcem to mógł być brak awansu Liverpoolu do tych elitarnych rozgrywek. Wtedy był koniec wielkiej ery The Reds i Rafy Beniteza. Końcem mogło być bankructwo ŁKS-u Łódź (choć ta drużyna już wcześniej upadła), ale na Boga - półfinał Ligi Mistrzów!? No bez przesady.

Chciałbym przedstawić tutaj moją wymarzoną jedenastkę (a nawet nieco więcej niż tylko podstawowi zawodnicy) na przyszły sezon FC Barcelony i Realu Madryt. Obie te drużyny na pewno chciały w tym sezonie być najlepsze w Europie, Barca chciała pokazać, że wpadki z PSG i Milanem były właśnie tylko wpadkami, a Królewscy chcieli zdobyć tą upragnioną Décimę. Nie udało się. Trudno. Ale już teraz działacze zarówno z Katalonii, jak i ze stolicy, powinni zastanowić się, jak ich drużyny powinny wyglądać w przyszłym sezonie. Zaczniemy od tych pierwszych.

Oczywiście jest to jedynie moja wymarzona jedenastka z rezerwowymi i jest to raczej wszystko niemożliwe. No może nie w stu procentach. Może zacznę więc od trenera. Już teraz wiemy, że w przyszłym sezonie na pewno trenować na Camp Nou będzie Tito Vilanova. Niemniej jednak Philippe Montanier z Realem Sociedad wykonał w tym sezonie (nie tylko zresztą w tym) świetną robotę. Kontrakt z nim nie jest jeszcze przedłużony, a wygasza po tym sezonie. 

Thibaut Courtois jest osobą, którą widziałbym w bramce Dumy Katalonii. Młody Belg wypożyczony jest z Chelsea, która z pewnością widziałaby go w swoich szeregach. Ale jako rezerwowego? No bo Petr Cech póki co się nigdzie nie wybiera, a Courtois na ławce? Nonsens. Istnieje jeszcze inna możliwość - Atlético Madryt wypożyczy go na kolejny sezon. Dlatego też sprowadziłbym do Barcelony Williego Caballero z Malagi, dla którego ten sezon jest zdecydowanie życiowy. Nie kosztowałby tak dużo jak Courtois, chociażby dlatego, że podobnie jak Valdes ma 31 lat, a także z powodu problemów finansowych drużyny z nad oceanu. Obaj golkiperzy są do kupienia za około 20 milionów euro. José Pinto kontrakt ma do końca przyszłego sezonu, ale potem karierę raczej zakończy. Z kolei Victor Valdes chce po przyszłym sezonie odejść i zmienić klimat.

W obronie umieściłbym dwóch nowych graczy. Zacznę od tych, którzy zostaliby w składzie. Jordi Alba moim zdaniem świetnie wkomponował się do drużyny. Zmiennikiem Alby byłby Adriano. Éric Abidal to ktoś więcej niż piłkarz (podobnie jak Puyol), więc w klubie zostać powinien, choćby w sztabie szkoleniowym. Gerrard Pique w tym sezonie był najlepszym środkowym obrońcą. Widziałbym w nim nowego kapitana zespołu. Nowymi środkowymi defensorami zostaliby: David Luiz oraz Iñigo Martínez. Pierwszy w Chelsea prezentuje się rewelacyjnie, podobnie jak ten drugi w Sociedad. Obaj są młodzi, Brazylijczyk dysponuje kapitalnym strzałem, z kolei Hiszpan nie byłby taki drogi. Dla takiego klubu, jak Barcelona, nie jest problemem wydanie na obydwu około 40 milionów euro. Wiem, że posadzenie na ławce legendy Barcy - Carlosa Puyola byłby czymś nieprawdopodobnym, ale jego kolega ze środka (Pique), śmiałoby go zastąpił. Poza tym, Blaugrana powinna mieć kilku klasowych środkowych obrońców. Marc Bartra powinien zostać wypożyczony, gdyż jest graczem perspektywicznym, ale na podstawowego obrońcę jeszcze się nie nadaje. Na koniec jeszcze prawa obrona. Tutaj widziałbym Carlosa Martíneza, czyli kolejny pewny punkt ekpipy z San Sebastian. Nie kosztowałby dużo (około 5 milionów euro) i byłby świetnym rywalem dla Daniego Alvesa. Martína Montoyi nie bałbym się wypożyczyć. 

Na pozycji defensywnego pomocnika nie zmieniałbym nic. Sergio Busquets to obecnie według mnie najlepszy zawodnik na tej pozycji na świecie. Natomiast Alex Song ten sezon miał średni, ale ma potencjał i jeżeli latem nie powróci do Arsenalu, to byłby niezłym zmiennikiem Hiszpana. A może nawet osiągnąłby na południu Hiszpanii coś więcej? Jest jeszcze Javier Mascherano, który na środku obrony mógłby miejsca nie zagrzać. Więc czemu by nie powrócić na defensywnego pomocnika? Albo nie powrócić do Liverpoolu?

W pomocy widziałbym Andresa Iniestę oraz Isco. Ten pierwszy jest klasą samą w sobie, ten drugi to prawdziwy brylancik Malagi. Jest zdeklarowanym fanem ekipy z Camp Nou, a jego idolem jest Leo Messi. Kosztowałby nieco ponad 20 milionów euro. Istnieje tylko jeden problem - nazywa się Real i jest z Madrytu. Jeżeli nawet nie udałoby się pozyskać młodego Hiszpana, to jego starszy rodak - Xavi z pewnością prezentowałby podobną formę, jak zawsze. Czyli wysoką. Innym rozwiązaniem jest Thiago, który ma bardzo duży potencjał.  Nie będę się rozpisywał o takich pomocnikach, jak: Jonathan dos Santos czy Sergi Roberto, którzy częściej występują w drużynie rezerw niż siadają na ławce w pierwszej drużynie. Jest jeszcze Cesc Fàbregas, który może być zarówno napastnikiem, jak i pomocnikiem i jest zawodnikiem, który idealnie wpisuje się w system Barcy.

W ataku obok Pedro i Messiego, widziałbym Radamela Falcao. I to jest akurat jedynie marzenie. Kolumbijczyk nie przejdzie do Barcy z kilku powodów. Pierwszy jest Portugalczykiem i chętnie widziałby go w Chelsea, do której ma przejść i on i sam piłkarz w przyszłym sezonie. Drugi to dość wysoka cena - około 60-70 milionów euro! Dlatego być może to Tello będzie idealnym rozwiązaniem. No bo Alexis w tym sezonie sobie nie poradził i są szanse, że tego lata Katalonię opuści. Podobnie jak David Villa, którego bardzo szanuję, ale myślę, że i jego dni w Blaugranie są policzone. Mam jeszcze jedną żartobliwą propozycję - transfer Mario Balotelliego. W końcu tylko on umie pokonać ostatnimi czasy Niemców, ale to transfer z gatunku impossibile i głupie, bo po co Barcie taki kontrowersyjny piłkarz, jak utalentowany i szalony Włoch. Poza tym raczej nie pasuje on do stylu drużyny jeszcze Tito Vilanovy, a i w Milanie czuje się całkiem nieźle.

A wy - kogo kupilibyście do Dumy Katalonii? I czy uważacie, że Tito powinien pozostać szkoleniowcem drużyny z Camp Nou? Piszcie! I oczekujcie części drugiej ze składem-marzenie Realu Madryt!

13 lutego 2013

Domowa multiliga, główkomania, czyli euro środa.


No cóż, polskie stacje już takie są. Mówię oczywiście o sytuacji, iż ani TVP1, ani nSport nie zdecydowały się na transmisje na swoim kanale hitowego starcia Realu Madryt z Manchesterem United. Nie powiem, dwumecz Szachtar Donieck - Borussia Dortmund zapowiadał się równie ciekawie i rozumiem, że zwykły Wiesław (od razu przepraszam wszystkich noszących to zacne imię) wolałby zobaczyć polskie trio, ale myślę, że kibiców Czerwonych Diabłów i Królewskich w Polsce jest znacznie więcej...

Nie ma tego złego, blablabla... jak się ma Jedynkę (teraz w HD), a także w miarę szybki Internet, to można sobie zrobić taką własną, domową multiligę. Nawet nie piracąc, gdyż doszły mnie słuchy, iż obydwa mecze można sobie było kupić za 9 zł na onecie.

Zanim w końcu zacznę oceniać sam mecz, to chciałbym postawić tezę, iż znając życie komentujący mecz w Telewizji Polskiej pan Jacek Laskowski (razem z Rafałem Ulatowskim) o wiele bardziej wolałby komentować mecz odbywający się na Santiago Bernabeu (w C+ pan Jacek komentował La Ligę).

Dobrze, oceniając pierwszą połowę - najpierw tą na Donbas Arenie. Od początku podobała mi się gra kapitana gospodarzy Dario Srny, o którym jeszcze tu wspomnę. Ale pierwszą naprawdę niezłą sytuację miał w 16' minucie Felipe Santana, którego strzał główką odbił się od poprzeczki bramki strzeżonej przez Andrija Pjatowa. W 23' minucie wspomniany przeze mnie już Srna nieźle strzelił z dystansu. W tej sytuacji Roman Weidenfeller miał jeszcze szczęście, ale już 8 minut później po rzucie wolnym strzelanym przez... kapitana Szachtara nie, nie miał już nic do powiedzenia. Inna sprawa, że trochę źle ustawił i mur, i siebie.

Polacy byli na boisku i się starali. Dobry strzał w 35' minucie oddał Kuba Błaszczykowski, ale Pjatow nie miał żadnych problemów z jego wybronieniem. I potem już była 41' minuta i gol Roberta Lewandowskiego, który po dośrodkowaniu Mario Goetze miał dość dużo szczęścia nie trafiając w piłkę, można powiedzieć, że wyglądało to trochę, jak przepiękny zwód. Był to już piąty gol Polaka w tej edycji LM.


W 62' minucie na boisku pojawił się Douglas Costa, zmieniając dobrze grającego, pozyskanego zimą Taisona. Była to zmiana bardzo istotna. W 68' minucie Brazylijczyk po fatalnym błędzie Matsa Hummelsa trafił na 2:1.

W 73' minucie Robert Lewandowski dostał świetne podanie od Goetze, ale minimalnie chybił. Minutę później Fernandinho podbił oko Kubie Błaszczykowskiemu - uderzył, chyba niechcący, Polaka ręką w twarz. Howard Webb tego nie widział i nie zareagował. Chcący, niechcący - jak to mówi mój mistrz pan Roman Kołtoń - to zgodnie z przepisami jest żółta kartka za uderzenie niechcące, a za to, uczynione z premedytacją, czerwień. A byłaby to druga żółć na Brazylijczyka.

W 80' minucie na boisku za Błaszczykowskiego pojawił się Leitner. Trzeba przyznać, że kapitan naszej reprezentacji rozegrał solidne spotkanie.

Siedem minut później, zrehabilitował się Mats Hummels, który trafił główką po rzucie rożnym. W ogóle to była akcja obrońców - dośrodkował mu Marcel Schmelzer.

Przenosimy się na Santiago Bernabeu. Tutaj Danny Welbeck, mimo iż Man United jakoś świetnie nie grał, to dzięki Anglikowi strzelili gola główką po rzucie rożnym w 20' minucie.W 28' minucie Cristiano Ronaldo oddał niezły strzał zza pola karnego, ale mimo niepewnych interwencji Davida De Gei, tym razem zachował się w miarę dobrze, ale minutę później było już 1:1, a gola strzelił... Ronaldo, a trafił on... głową po pięknej asyście Angela Di Marii, który dzisiaj grał dzisiaj świetne zawody. Potem jeszcze w 38' minucie przepięknym podaniem do Oezila popisał się Alonso, strzał Niemca w niezłym stylu wybronił jednak De Gea. 

W drugiej połowie w 60' minucie w pełnym biegu wślizgiem szansę na strzelenie gola miał Fabio Coentrao, ale po raz kolejny dobrze zachował się... krytykowany przeze mnie De Gea (tak ogólnie, to nie grał, aż tak źle).

W 70' minucie po raz kolejny strzelał Ronaldo, tym razem świetnie zachował się Rio Ferdinand. Dwie minuty później próbował Van Persie (i to dwukrotnie!), ale dobrze zachował się Diego Lopez. 9 minut później znowu klasę pokazał hiszpański golkiper, łapiąc strzał Khediry.

W 83' minucie bardzo dawno nie widziany na pozycji pomocnika, pojawił się Pepe. Był to jego pierwszy występ po kontuzji.

W 92' minucie po raz kolejny pokazał się Robin Van Persie, ale na wysokości zadania stanął Diego Lopez, wybijając na rzut różny, którego o dziwo sędzia Felix Brych rozegrać już nie pozwolił, mimo iż czas doliczony jeszcze nie upłynął.

Podsumowując oba spotkania, całkiem nieźle zachowywali się na Santiago Bernabeu bramkarze (mimo kilku niepewnych interwencji De Gei w pierwszej połowie), a Na Donbas Arenie napastnicy. W obu dwumeczach sprawa awansu jest jeszcze otwarta, ale trzeba przyznać, że gospodarze rewanżów są w nieco lepszej sytuacji. Jako ciekawostkę warto dodać, że trzy z sześciu goli padły po strzałach głowom.

Tak na zupełny koniec - UEFA po raz kolejny pokazała klasę, zmieniając system wyświetlania reklam na bandach. Od zawsze, rozgrywki UEFA były kojarzone właśnie z tym, że reklamy przez cały mecz się nie zmieniały, a tu taka niespodzianka... znana już nam z Euro 2012. W dodatku banery są w o wiele gorzej jakości i rozdzielczości. Co prawda i tak całość wygląda na wysokim poziomie, ale tylko patrzeć, jak za 2-3 lata w najbardziej elitarnych rozgrywkach klubowych ujrzymy dziadowskie animacje rodem z większości polskich stadionów. A wy, jak oceniacie ogólnie działania tej instytucji w ostatnich latach? Piszcie!

PS.: Widzieliście najnowszą reklamę Opla Astra z udziałem PL Trio? Nie, no to proszę bardzo...

20 grudnia 2012

I już po losowaniu, a jutro koniec świata...


Dawno już nie pisałem, ale nareszcie przyszła przerwa świąteczna, dzięki której będę miał znaczenie więcej czasu na pisanie. No to zaczniemy od dzisiejszego losowania 1/8 finału Ligi Mistrzów.

Losowanie jak zwykle odbyło się w szwajcarskim Nyonie. Jak zwykle obecny był Gianni Infantino i... jak zwykle Arsenal i Milan dostali od losu po dupie.

Drużyna Wengera już po raz trzeci z rzędu dostaje dużego kopniaka. W sezonie 2010/2011 Kanonierzy wylosowali FC Barcelonę, a rok później Milan. W tym roku trafili na Bayern. Mocny i solidny Bayern, jednak w ostatnim meczu w Pucharze Niemiec ledwo poradził sobie z Augsburgiem. Wracając do Arsenalu. Ostatni raz w ćwierćfinale wystąpili w sezonie 2009/2010, w którym przegrali jednak w dwumeczu z... Barceloną.

Również Milan po raz kolejny nie miał szczęścia. Rossoneri w zeszłym sezonie wygrali co prawda w 1/8 rozprawili się ze wspomnianym wcześniej Arsenalem, to potem i tak odpadli przeciwko... Barcelonie, ale wcześniej dwukrotnie przegrywali w fazie pucharowej z angielskimi - Tottenhamem i Manchesterem United. W tym roku trafili chyba ze wszystkich drużyn najgorzej, bo na... Barcelonę, z którą w zeszłym sezonie rywalizowali w fazie grupowej, a potem we wspomnianym wcześniej ćwierćfinale.

Teoretycznie łatwo ma Juventus. Stara Dama trafiła na Celtic Glasgow. Teoretycznie, bowiem jak dobrze wiemy Mistrzowie Szkocji w tym sezonie poradzili sobie z... Barceloną, więc czemu by nie z Juventusem, który chociaż wygrał trudną grupę z Chelsea i Szachtarem, to nie musi być takim wielkim faworytem, choć posiadanie Pirlo na boisku może to zadanie ułatwić.

Wydaje się, że najsłabszym dwumeczem będzie starcie Galatasaray z Schalke, ale według mnie takie niby słabe mecze, często okazują się najbardziej dramatyczne, takimi z dużą liczbą bramek i sytuacji podbramkowych - czyli dwumeczem najlepszym. Faworytem mimo wszystko wydaje się drużyna z Niemiec, której Latający Holendrzy powinni zapewnić awans. Ale Turcy łatwo ćwierćfinału nie oddadzą.

Polonia Dortmund trafiła na Szachtar Donieck. I wszystkie polskie portale piszą, że trafili najgorzej, jak mogli. A ja w to wątpię, bo mimo, że bardzo cenię i lubię Szachtar, to jednak Borussia powinna spokojnie brazylijską ukraińską drużynę pokonać.

W 1/8 nie zabraknie także pojedynku iberyjskiego, w którym FC Porto zmierzy się z Malagą, która mimo odcięcia kurka z kasą od Muhamadów, jednak awansowała do fazy pucharowej. Myślę, że może to być jeden z najrówniejszych dwumeczy. I wyczuwam rzuty karne, kończąc.

Valencia też w sumie wiele szczęścia nie miała. Wylosowała Paris Ibra Germain, ale na pozycji straconej wcale nie są. Jak widać np. Man City, forsa nie gra. Mimo to, gracze z Estadio Mestalla mają problemy z los treneiros, więc mogą mieć pewien problem z awansem.

A na sam koniec zostawiłem sobie hit tej fazy, czyli starcie Manchesteru United z Realem Madryt. To będzie (chyba, nie jestem pewien) pierwszy mecz na Old Trafford dla CR7 od czasu gry dla Czerwonych Diabłów. Ale czy wyobrażam sobie Ligę Mistrzów bez jednej z tych drużyn. Tak, w końcu w zeszłym roku Man Utd. odpadł w fazie grupowej. I m.in. z tego powodu w ćwierćfinale w tym sezonie zagrają Królewscy.

W najbliższym czasie (jeszcze przed końcem roku) spróbuję nieco podsumować rok 2012 w sporcie. A działo się wiele. Jeszcze w tym tygodniu pojawi się też co nieco o 1/16 LE, ale jak wiemy, jest w niej o wiele więcej drużyn, więc będę musiał na to poświęcić nieco więcej czasu. I jeszcze jedno... a wy, jak myślicie, kto wystąpi w finale na Wembley? Piszcie!

PS: Jutro koniec świata! Więc to może być nasze ostatnie spotkanie. Ale jeśli nie, to jutro kolejny wpis!

13 listopada 2012

Afera w Barcie. Czy to już koniec wielkiego trio?


Hiszpańskie media ogarnęła nowa wojna. Tym razem jednak nie pomiędzy Realem, a FC Barceloną. Chodzi o konflikt między zawodnikami tej drugiej ekipy. Otóż m.in. hiszpańska "Marca" donosi o rzekomym konflikcie między Lionelem Messim i Davidem Villą. Konflikt ten miał się rozpocząć po meczu z Celtikiem Glasgow w LM, kiedy to Argentyńczyk skrytykował swojego kolegę z drużyny za samolubną grę. Sytuację zaogniły nagrania z ostatniego ligowego spotkania z Mallorcą.

Jak podaje madrycki dziennik, piłkarze od pewnego czasu ze sobą nie rozmawiają, a poza boiskiem kontaktują się poprzez innych zawodników Blaugrany: Alvesa, Mascherano i Pinto. Niezbyt miła atmosfera pomiędzy piłkarzami zaogniła się już podczas meczu z mistrzem Szkocji. W tym meczu Duma Katalonii nie popisała się skutecznością, za co trzykrotny zdobywca Złotej Piłki obwinił właśnie Mistrza Świata i Europy. Według Messiego, Villa grał zbyt samolubnie, przez co jego drużyna nie wygrała, ba! Nie zdobyła nawet punktu. Wzajemne pretensje super-napastników zarejestrowały kamery telewizyjne.


Skutki konfliktu mogliśmy też zauważyć podczas ostatniego meczu ligowego z Mallorcą (w którym zresztą po raz kolejny raz Barca nie popisała się w obronie tracąc 2 gole). Na skrótach ze spotkań można zauważyć, że Argentyńczyk i Hiszpan unikają siebie, jak ognia.


"Marca" przypomina też w swoim artykule, że w przeszłości Messi popadał w konflikty z innymi napastnikami napastnikami Barcy takimi jak Zlatan Ibrahimović, Samuel Eto'o i Bojan Krkić. Wszystkich z wymienionych snajperów w Barcelonie już nie ma. I według dziennika, taki los może podzielić Villa.

Z jednej strony mogę zgodzić się z tym, że Messi w kontaktach w szczególności z innymi napastnikami Barcy aniołkiem nie jest, ale żeby po jednej porażce oskarżać go i Villę o wielki konflikt to lekka przesada. Tamten mecz nie wyszedł całej drużynie, a nie tylko tym dwóm zawodnikom (choć szczerze mówiąc, to Messi strzelił honorową bramkę, a nie Villa), więc nie można napisać, że tylko Ci dwaj zawalili i przez to się kłócą.

Z drugiej strony Messi z większością drużyny nigdy się nie kłócił (przynajmniej do mediów nic takiego się nie wydostało), a to dowodzi, że jeśli konflikt faktycznie jest, to Villa coś na sumieniu też musi mieć. Ale cała ta historia może też dowieść, że to tylko zwykła manipulacja mediów, w szczególności dziennika "Marca", który jakoś o Dumie Katalonii zwykle przychylnie to nie pisze. Obaj panowie podchodzą przecież do swojego zawodu na serio, więc jak w każdej pracy, konflikt może się mały zdarzyć, ale może to być pojedyncza sprzeczka.

A wy, jak myślicie. Czy konflikt faktycznie jest, czy to tylko wymysł dziennikarzy? Piszcie!

pp

23 lutego 2012

Fenomen FC Basel i...



Patrząc na dzisiejsze wyniki Ligi Mistrzów możemy dojść do wniosku, że futbol, jak był, tak zawsze będzie nieprzewidywalny. Bo, jak inaczej można spojrzeć na to, że FC Bazyla (znana większości pod nazwą FC Basel) - mistrz Szwajcarii, drużyna właściwie do niedawna odnosząca znaczące sukcesy tylko na arenie międzynarodowej, pokona finalistę LM sprzed niecałych dwóch lat - Bayern Monachium, drużynę, która w składzie ma piłkarzy po stokroć droższych, lepiej zarabiających i przede wszystkim o wiele bardziej znanych nie tylko w Europie. Ale, jednak stało się. Bazylea pokonała Bayern 1:0 po trafieniu Valentina Stockera w... 86 minucie spotkania. Choć całego widowiska nie oglądałem, to przyznam, że po skrócie spotkania zaprezentowanym nam w Polsacie przyznaję, że pomimo bombardowania bramki Yanna Sommera przez galaktyczne trio - Gomez, Ribery i Robben, to lepsze sytuacje mieli jednak gospodarze.

Zastanawia mnie jeszcze jednak sytuacja. Jak mecz komentowali komentatorzy niemieckiej stacji telewizyjnej SAT.1, która posiada jednak swój oddział i w Austrii, i właśnie w Szwajcarii. Za kim byli, to wiedzą już chyba tylko oni sami. Ja też miałem rozbite serce. Bo z jednej strony jestem fanem całej Bundesligi (za co pewnie byłbym w Niemczech posądzony - 'no jak, za wszystkimi!?), to jednak jestem też kibicem FC Bazylei, którą podziwiam od czasu wyeliminowania, chyba jeszcze potężniejszego zespołu niż FCB - Manchesteru United. 

Teraz tylko czekać na rewanż na Allianz Arenie, której w tym sezonie nie zobaczymy na pewno w LM ostatni raz, gdyż finał tegorocznej edycji LM przecież właśnie tam się odbędzie. I może w nim zabraknąć gospodarza tego obiektu - FC Bayernu Monachium.