aosporcieaosporcieaosporcie

2 maja 2015

Raport Kolejorz #28


Miały być emocje, miał być puchar, miała być radość. Emocje były, do 45. minuty. Co do reszty... cóż, od czego by tu zacząć?


W pigułce
W meczu finałowym o Puchar Polski, na Stadionie Narodowym w Warszawie, Lech Poznań przegrał z Legią Warszawa 1:2. Zanim przejdę do sedna, streśćmy wydarzenia z dzisiejszego spotkania.

Pierwsza połowa: nie bójmy się tego powiedzieć, Lech grał jak natchniony… do 29. minuty spotkania. Nacierali, stwarzali sobie okazje. W 20. minucie nieszczęśliwie dla Legii bramkę samobójczą wbił Jodłowiec. W tym momencie z pewnością radość była. Lech nie zamierzał się cofać, grał wciąż do przodu. Punkt zwrotny nastąpił jednak już po niecałych 10 minutach. Wówczas środkowy obrońca Legii zreflektował się za swój błąd strzelając bramkę na 1:1. Od tego momentu Lech wyraźne osłabł, ale to jeszcze nie był najgorszy moment. Do szatni piłkarze schodzili z mieszanymi uczuciami, chociaż było widać wyraźną przewagę Lecha. Nie dam sobie powiedzieć, że nie: pierwsza połowa zdecydowanie dobra w wykonaniu Lechitów.

No i na tym koniec pochwał, bo czas na drugą połowę… I znów się powtórzę, ponieważ słowo, którego używam w swoich raportach od dłuższego czasu, idealnie ukazuje to, jak wygląda gra poznańskich piłkarzy – „DNO”. W drugiej połowie oglądaliśmy zupełnie inne zespoły. Legia wyszła pewnie, jak wojownicy. Lech? … jak oldboje. Nie mam zielonego pojęcia, co Skorża podał piłkarzom w przerwie, ale wiem, że nie był to napój izotoniczny, ponieważ Lecha w drugiej połowie zwyczajnie nie było. Zniknęli. W 55. minucie Saganowski podniósł na 1:2 i tak już zostało do końca. Na tym poprzestańmy, bo nie mam siły pisać o tym, ile okazji mieli Lechici do tego, żeby wyrównać wygrać ten mecz.

Co wy robicie?! Kolejorz, co wy robicie?!
Lech cudem przedostał się do finału. Po przeprawie z Błękitnymi była realna szansa na wygraną. No, w teorii na pewno była szansa. Po dzisiejszym meczu doszedłem jednak do wniosku, że jak zwykle teoria nie idzie w parze z praktyką.

Kolejorz przegrał i niestety zrobił to na własne życzenie. Po pierwszej połowie chyba w życiu nie przypuszczałbym, że mecz może się zakończyć wynikiem 1:2. Piłkarze (i nie tylko oni) po raz kolejny zawiedli swoich kibiców i po raz kolejny jest mi za nich wstyd. To co obejrzałem utwierdziło mnie w przekonaniu, na jak niskim poziomie wygląda gra Lecha. Tragedia, farsa, blamaż, katastrofa… nie wiem, jakich słów mogę jeszcze użyć. Zwykle winą obarczam zawodników, potem trenera. Dziś obarczam cały klub.

Piłkarze
Po pierwsze, oczywiście piłkarze, bo wcale nie mam zamiaru ich pominąć. Zupełnie nie wiem, co dziś wyprawiał Maciej Gostomski. Ten człowiek wyglądał dziś jak strach na wróble – stał, przewracał się, straszył i nikt się go nie bał. Może już czas pomyśleć na zatrudnieniem nowego trenera bramkarzy, albo nad solidnym wzmocnieniem w tej części boiska, bo Gostomski udowodnił dzisiaj, że jego gra w Ekstraklasie jest kompletną pomyłką.

Obrona… Kędziora słabo, zawiodłem się. Arajuuri dzielnie, uratował kilka sytuacji. Kamiński przeciętnie. Douglas dobrze, chociaż bezsensowne wejście łokciem i druga żółta kartka. Pomocnicy super, ale tylko w pierwszej połowie. Trałka trzyma poziom, Linetty coś tam walczy, Hämäläinen, jak zwykle, mocno szarpał. W drugiej wszyscy grali tak, jakby im odcięli prąd.

Pawłowski mnie zawiódł – biegł bez sensu do przodu, nawet nie patrzył gdzie i tracił co chwilę piłkę. Kownacki dobrze, walecznie, ale do 25. minuty – potem jego poziom gry już nie opadał, a PIKOWAŁ w dół. A Zaur? Zawsze się uśmiecham, kiedy mam coś o nim napisać. Może w skrócie: najpierw nieźle, potem tragicznie.

Trener
Panie Macieju, CO SIĘ DZIEJE?! Gdzie ten trener, który dwukrotnie zdobywał ze swoim klubem tytuł mistrza kraju? Gdzie ten trener, który dwukrotnie zdobywał Puchar Polski? Jak słyszę te wszystkie opowieści, to aż mnie mdli. Nie wiem nawet, od czego mam zacząć wymieniać Pańskie absurdalne wyczyny. Myślę jednak, że wszystko jest spowodowane brakiem odpowiedniego ustawienia drużyny.

Od dawna się zastanawiam, czy w słowniku Pana Macieja figuruje takie słowo, jak: taktyka. Ten trener może i ma jakiś pomysł. Nie zarzucam mu tego, ale jeśli się ma jakiś plan, to należy dążyć do jego zrealizowania, a trener wydaje się w ogóle nie mieć o tym pojęcia. Widać, że zespół ma grać jakimś stylem (spokojny atak i przesuwanie się pod bramkę). Jednak w wykonaniu Lecha sznurek, zamiast iść wzdłuż linii obrony, pomocy, a potem ataku, idzie mniej więcej tak: Bramkarz -> Obrona -> Bramkarz -> Obrona -> […] . Raz po raz pokaże się Trała, raz po raz dojdzie podanie do Kaspera. I co? … i nic.

Innym faktem jest to, że aby była gra musi być psychika, a tej wydaje się kompletnie brakować poznańskim piłkarzom. I tutaj znów: od czego jest trener? Przecież to on jest odpowiedzialny, za dobre przygotowanie mentalne zespołu. I co? … i znów nic.

Jeśli Skorża chce jeszcze odnieść jakikolwiek sukces w tym sezonie, to musi się poważnie zastanowić na sensem swojego pobytu w Poznaniu. Teraz, po nieudanym meczu morale zespołu spadną na pewno diametralnie i wątpię, aby nasz szkoleniowiec był wstanie jeszcze je odbudować.

Zarząd
I wreszcie to, o czym chyba jeszcze nigdy nie wspominałem – nieodżałowany Pan Karol Klimczak i Piotr Rutkowski. CO TO JEST?! To jest drużyna? W takim razie, gdzie są piłkarze? Bo ja tu nie widzę piłkarzy. Ja tu widzę amatorów! Liga zawodowa piłki nożnej - czy nie takie hasło widnieje pod logiem T-Mobile Ekstraklasy? Więc o co chodzi? Porównywałem sobie ostatnio szacowaną wartość składu Lecha za czasów Jacka Zielińskiego/Jose Maria Bakero i teraz, za czasów Skorży. Wyszło na to, że obecny skład Lecha jest wart aż o POŁOWĘ MNIEJ, niż jeszcze niecałe pięć lat temu. Czy właśnie taką politykę prowadzi Lech? Jeśli tak, to gratuluję – może za następne 5 lat Kolejorz będzie najbardziej wartościową drużyną… w drugiej lidze…

Tyle na dziś, nie mam siły pisać o niczym innym. Lech po raz kolejny dał ciała i udowodnił, że nie nadaje się ani do Ekstraklasy, ani nigdzie indziej, a już tym bardziej do LE, gdzie podobno mają zamiar startować… z czym?

Autor: Jan Śmiełowski |  jachurzeski.aos@gmail.com 

0 komentarze:

Prześlij komentarz