aosporcieaosporcieaosporcie

4 stycznia 2015

El amor es ciego


Real Sociedad wygrał w niedzielny wieczór z Barceloną 1:0 i pnie się w górę tabeli. W zupełnie innych nastrojach są natomiast fani klubu z Katalonii, których ulubieńcy w tym sezonie... grają po prostu piach.

Trudno jest być kibicem Barcelony od pewnego momentu. Duma Katalonii gra słabo, w drużynie nie widać prawie żadnej świeżości, a w tym sezonie nawet jej wyniki są słabe. Bywało już bowiem tak, nawet po erze Guradioli, że Blaugrana nie grała bardzo efektownie, ale chociaż trochę efektywnie. Od kilku miesięcy jest jednak inaczej, a doskonałymi przykładami takiej sytuacji są porażki z PSG, Realem Madryt oraz teraz Realem Sociedad. Może i to są jedyne w tym sezonie porażki drużyny z Camp Nou, ale trudno się dziwić, że i one bardzo rażą jej fanów. Barcelona, jeszcze niedawno symbol jakości i pięknego futbolu, teraz nie ma ani tego, ani tego.

Martwi mnie, że Luis Enrique jak na razie nie ma pomysłu na to, gdzie postawić na nim Luisa Suáreza, Neymara oraz Leo Messiego razem. W niedzielę ten trzeci, a zarazem zdecydowanie najważniejszy w całej układance, rozpoczął spotkanie na ławce rezerwowych! Tak, Messi na ławce! Pomysł z Munirem od pierwszej minuty jednak nie wypalił, a Argentyńczyk na boisku pojawił się już od początku drugiej części, w której jednak obraz Barcelony zbytnio się nie zmienił. Owszem, Blaugrana zaczęła grać nieco lepiej, Messi wprowadził nieco zamieszania, podobnie jak Neymar, który pojawił się nieco później za Pedro, ale poza tym nic. Zero, null.

Ten rok, podobnie jak niedzielne starcie z Sociedad (które Baskowie notabene wygrali po samobóju Alby) może być dla całej Barcelony naprawdę słaby. Trybunał Arbitrażowy do spraw Sportu kilka dni temu ogłosił swoją decyzję o podtrzymaniu zakazu transferowego dla Dumy Katalonii, a oznacza to, że ta w tym roku żadnego piłkarza nie pozyska. Jest to o tyle wielki koszmar dla klubu, gdyż wydaje się, iż letnia rewolucja kadrowa dobrego efektu nie przyniesie. Trudno bowiem na razie wskazać, by którykolwiek z piłkarzy, którzy przyszli przed sezonem (może poza bramkarzami, oni robią na razie swoje i nie zawodzą), wprowadzili do zespołu jakąś nową jakość. Suárez i Rakitić zawodzą, inni grają rzadko (Rafinha) lub prawie wcale (Douglas - chociaż może to i lepiej), a jeszcze inni nie wykazują się niczym szczególnym (Mathieu). Prawdę mówiąc, przy takiej padace, jaką widziałem na Anoecie, nie zdziwiłbym się, gdyby Thomas Vermaelen okazał się naprawdę niezłym transferem. Tylko ten najpierw musiałby wreszcie zagrać...


Jakby to powiedzieli jednak Hiszpanie, El amor es ciego (Miłość jest ślepa), więc Barcelonę kochać będę nadal. Miłość ta jednak jest obecnie wystawiona na próbę, zresztą nie tylko w moim przypadku. Czytając sobie wiele komentarzy w Internecie, wydaje mi się, że jedyną rzeczą, które mogą być pozytywne w tym roku, to ewentualne wybory na nowego prezydenta. Chociaż te przewidywane są dopiero na 2016, to nie wydaje mi się, że obecne władze odważyłby się przeciągać tę farsę jeszcze przez rok, jeśli nie uda się w tym sezonie zdobyć żadnego trofeum. A wtedy już czeka nas wielki comeback Joana Laporty i, być może, powrót do ciekawych sytuacji nie tylko na boisku.

Autor: Piotrek Przyborowski | @P_Przyborowski |  piotrek.przyborowski@gmail.com

0 komentarze:

Prześlij komentarz