aosporcieaosporcieaosporcie

24 maja 2014

Więcej niż mecz. Więcej niż klątwy

Bez Ardy Turana, ale z Diego Costą - takiego scenariusza chyba jeszcze nie przewidzieliśmy. Turek poza kadrą meczową na to spotkanie, a Brazylijczyk z hiszpańskim paszportem od pierwszej minuty - tak Atlético rozpocznie jedno ze swoich najważniejszych spotkań w historii. Spotkanie, które na pewno zapamiętamy.

Przełamać klątwy
Jest kilka przekleństw, które dotyczy obu zespołów. Real od lat czeka na La Décimę, czyli dziesiąty Puchar Europy. Z kolei Atlético od lat uważane było przez swoich kibiców za pechowe. No może nie przez swoich, bo ci zawsze byli ze swoim klubem. Niemniej Rojiblancos na swoje pierwsze od lat trofeum czekali długo. Wreszcie zaczęli się odbudowywać zwycięstwami w Lidze Europy, w końcu w tym sezonie zdobyli swoją La Décimę, czyli dziesiąte mistrzostwo kraju (chociaż akurat za takie nazewnictwo na Vicente Calderón by mnie zabili).

Od lat Materace były jednak uważane w finałach za tych, którzy nawet grając w przewadze i tak mecz przegrają. Tutaj znowu odwołujemy się do LE, ale chyba i tak najważniejszym finałem był ten z zeszłego roku - na Santiago Bernabéu, kiedy to przyjezdni okazali się lepsi od swojego największego rywala w finale Pucharu Króla.

I tak najważniejszą klątwą Ligi Mistrzów jest ta związana z obroną tytułu. Tego nie dokonał jeszcze nikt i jeszcze przez przynajmniej sezon ta akurat klątwa zostanie podtrzymana. Bayern poległ bowiem na całej linii w półfinałowych starciach z Realem.

Wygra lepszy? Czy sprytniejszy?
Carlo Ancelotti i Diego Simeone to naprawdę wielcy stratedzy. Włoch swój zespół dopieścił i zrobił zupełnie nową wersję ekipy, która pod wodzą José Mourinho bezskutecznie próbowała dostać się do finału tych elitarnych rozgrywek. Natomiast Cholo zmienił na Vicente Calderón tak naprawdę wszystko - podejście do meczów, taktykę, piłkarzy.

Nie od dzisiaj jest też wiadome, który z panów jest większym motywatorem i bardziej energiczny. W Lizbonie może to jednak już nie mieć bezpośrednio żadnego wpływu - tam głównym kluczem do zwycięstwa może być spryt. A przecież Mou tam nie będzie.

To będzie jednak pojedynek, w którym nie trenerzy będą mieli największe znaczenie. To przede wszystkim piłkarze powinni stworzyć wielkie show i pewnie tego wszyscy oczekujemy. Osobiście uważam, że ważnego gola w tym meczu strzeli Koke, a całość wygra Atlético - bo to im się po prostu należy! Macie inne zdanie? Piszcie! A już o 20:45 wszyscy słyszymy się tylko w TakSięGraTV!

17 maja 2014

El fin de semana: Czy sen Atlético zamieni się w koszmar?

Najważniejszy mecz sezonu może nie porwał tak jak niedawne El Clásico, ale na pewno był spotkaniem, które zostanie zapamiętane na wiele lat. Atlético zremisowało na Camp Nou i absolutnie zasłużenie zdobyło swoje 10. mistrzostwo Hiszpanii.

Mogę powiedzieć, że czuję się teraz wielkim prorokiem. Przed sezonem przewidziałem to, co się dzisiaj spełniło - triumf Rojiblancos. Teraz jedynie można mieć lekkie obawy, czy to Atlético w przyszłym sezonie będzie miało jeszcze jakiekolwiek szanse na obronę tytułu?

Przełamali hegemonię
Na Półwyspie Iberyjskim od lat rządzili dwaj magnaci z Barcelony i Madrytu. W tym sezonie po 10 latach ta farsa passa wreszcie została przełamana. Niedawno mieliśmy właśnie jubileusz ostatniego mistrzostwa spoza Camp Nou i Santiago Bernabéu. To był rok 2004 i niesamowity Rafa Benítez i jego Valencia.

Nietoperze zdobyły wówczas dublet. Zgarnęły też Puchar UEFA. W sumie to w obu tych historiach widzimy wiele analogii. Mocny trener, niedoceniani w innych klubach zawodnicy, finał europejskiego pucharu. Czy Atlético powtórzy historię ekipy z Mestalla?

Będą rozbiory?
Po sezonie 03/04 i w latach kolejnych Valencię konsekwentnie rozbrajano. Zaczęto od podebrania trenera. Benítez odszedł do Liverpoolu. Później wykupiono największe gwiazdy, które cieszyły kibiców na Mestalla.

Pieniądze z wygranej w lidze i kolejnych sprzedawancyh piłkarzy były oczywiście inwestowane. Niestety taki np. Joaquín, który przyszedł z Betisu w 2006 roku za rekordową dla klubu sumę 25 milionów euro nie spełnił pokładanych w nim nadziei.

Warto też mieć na uwadze, że sytuacja w Valencii była jednak wtedy trochę inna, gdyż klub powrócił na mistrzowski tron po zaledwie przerwie niebytu.

Teraz pojawiają się oczywiście po prostu podobne obawy. O ile sam Diego Simeone raczej na Vicenete Calderón pozostanie, to nie wiadomo, co stanie się z zawodnikami, którzy obecnie są filarami jego zespołu.

Thibaut Courtois już teraz przymierzany jest na pierwszego bramkarza Chelsea. Do Londynu miałby przenieść się również Diego Costa. Za Koke klub ze stolicy miałby zażądać przeolbrzymiej kwoty 60 milionów euro, ale i na niego zapewne znajdzie się jakiś chętny?

El sueño del Atlético
Jedno jest pewne. Ten sezon dla Atlético jest magiczny. Jest, bo może być jeszcze lepszy, jeśli Cholo i spółka pokonają za tydzień na Estádio da Luz w finale Ligi Mistrzów Real Madryt. Dla Królewskich sam Puchar Hiszpanii to o wiele za mało. Na La Décimę czekają za długo.

Do tego spotkania jeszcze na pewno wiele się jednak wydarzy, a i tutaj będziecie mogli przeczytać odpowiednią zapowiedź. Ja sam zapraszam na nie wraz z Michałem Kędzierskim. Skomentujemy je na antenie TakSięGra TV.

16 maja 2014

Piłkarskie Zbrodnie: Gdańskie déjà vu

Lech Poznań przegrał dzisiaj na PGE Arenie w Gdańsku z tamtejszą Lechią 1:2. Wynik ten oznacza nie tylko to, że podopieczni Ricardo Moniza mają wciąż coraz większe szanse na awans do LE, ale przede wszystkim, że Kolejorz niemal na pewno stracił szanse na mistrzostwo kraju. I tu pojawia się małe déjà vu.

Koszmar z ulicy Traugutta 
To był 22 maja 2011 roku, więc za kilka dni minie trzecia rocznica tamtego pamiętnego starcia. Do końca sezonu zostały trzy kolejki. Lech w razie wygranej wszystkich spotkań zakwalifikowałby się do gry w europejskich pucharach. Tak się jednak nie stało, a wszystkiemu winna była właśnie porażka z Lechią. Lechiści, wygrywając, pozostawali w grze o Europę.


Dla poznaniaków wszystko układało się zgodnie z planem. Mimo że po drodze Luis Henriquez musiał wybijać piłkę z linii bramkowej, to Lech pierwszy objął prowadzenie. Akcję trzech zawodników, których w Poznaniu już nie ma, a więc Stilicia, Wilka i Ślusarskiego, wykończył ten ostatni.

Potem przez dużo czasu Lech miał wszystko pod kontrolą. Do tej feralnej 76' minuty. Wówczas Jakub Wilk zagrał ręką w polu karnym, a Tomasz Musiał musiał podyktować jedenastkę, którą na gola zamienił Abdou Razack Traoré. Kolejorza dopadła padaka, która sprawiła, że niecałe trzy minuty później Traoré po raz drugi pokonał bezradnego Kotorowskiego i Lechia wygrała 2:1.

A co było potem?
Lechia nie wykorzystała swojej historycznej szansy na awans do eliminacji Ligi Europy. Lechiści przegrali dwa ostatnie ligowe mecze i ostatecznie zajęli dopiero ósme miejsce. Lech oba spotkania wygrał, ale do Jagiellonii zabrakło mu trzech oczek.

Gdańszczan prowadził wówczas Tomasz Kafarski, który do dzisiaj pozostaje jedynym trenerem Lechii, który po powrocie gdańskiego klubu do Ekstraklasy, wytrzymał w nim dłużej niż sezon. Po nim przez ten klub przewinęło się jeszcze czterech trenerów aż doszliśmy do Moniza. Klub zmienił też swoją siedzibę. Z kolei szkoleniowcem Lecha był wtedy José Mari Bakero. Po nim w Kolejorzu jest do dzisiaj trenujący poznański zespół. Mariusz Rumak.

Tamten mecz pamięta też niewielu piłkarzy. W Lechii z obecnego składu w tamtym meczu zagrał tylko Deleu (!), co tylko potwierdza lawinę zmian, jaka dokonała się w Gdańsku. W przypadku Lecha tych zawodników jest nieco więcej. To Kotorowski, Wołąkiewicz i Henríquez. Oprócz nich w tamtym spotkaniu z obecnego Lecha grali jeszcze Injac i Arboleda, ale to już raczej gasnące legendy.

Czy i tym razem Lechia przegra wszystkie kolejne mecze i europejskich pucharów w Gdańsku znowu nie będzie? Czy dla Lecha to koniec marzeń o sukcesie, tak samo, jak to miało miejsce w sezonie 10/11? Zobaczymy już pod koniec czerwca!