aosporcieaosporcieaosporcie

12 sierpnia 2018

Strzela "Pawka", to są brawka. Lech Poznań - Zagłębie Sosnowiec 4:0

Trener Ivan Djurdjević w kolejnych meczach zamyka usta swoim krytykom. Tym razem przekonali się o tym ci, którzy uważali, że Paweł Tomczyk nie jest piłkarzem na miarę Kolejorza. Tymczasem Pawka w niedzielę zaliczył występ niemal perfekcyjny, strzelając dublet i dodatkowo jeszcze asystując przy bramce otwierającej wynik. Ostatecznie Lech Poznań pokonał Zagłębie Sosnowiec 4:0 i jest samodzielnym liderem Ekstraklasy.

Mało osób pewnie to teraz pamięta, ale Paweł Tomczyk w rozgrywkach ligowych w barwach Dumy Wielkopolski zadebiutował już jakiś czas temu. 16 grudnia 2016 roku trener Nenad Bjelica dał mu siedem minut w spotkaniu z Cracovią. Jeszcze w pierwszym wiosennym spotkaniu z Bruk-Betem czekający wówczas na 19. urodziny napastnik usiadł na ławce rezerwowych, ale do końca tamtego sezonu dostał już tylko pół godziny w trzech epizodach w rundzie finałowej. 

Kolejny sezon spędził na wypożyczeniu w Podbeskidziu, w którym był gwiazdą. 11 goli i 4 asysty sprawiły, że latem znający go z rezerw Kolejorza Ivan Djurdjević dał mu szansę w pierwszym zespole. Kiedy wszedł z Gandzasarem, zawiódł na całej linii. Popełniał proste błędy i nie wykorzystał więcej niż stuprocentowej sytuacji. Lech miał plan by go ponownie wypożyczyć, ale chętnych z Ekstraklasy brakowało. Pragnęła go natomiast niemal cała I liga, ale na to nie chciał przystać Djurdjević.

Koniec końców Tomczyk pozostał więc w Lechu, w wyjazdowym spotkaniu ze Śląskiem zaliczył całkiem niezłe wejście z ławki, z Genkiem w ofensywie najlepiej zagrał lewy defensor (w tym meczu wahadłowy) Wołodymyr Kostewycz, a Pawka prawdziwy popis dał dopiero w dzisiejszym starciu z beniaminkiem Ekstraklasy.

Trener Dariusz Dudek już w przedmeczowej wypowiedzi nie ukrywał, że dzisiaj zdobycia trzech punktów przez jego podopiecznych to on raczej się nie spodziewa. Zagłębie szczególnie na swojej lewej stronie stworzyło Kolejorzowi prawdziwą autostradę. Szaleli tam zarówno ustawiony wyżej Maciej Makuszewski, który wyraźnie dzięki temu zabiegowi odżył, a także Kamil Jóźwiak, rozgrywający jedne ze swoich najlepszych zawodów w niebiesko-białych barwach.

W przedmeczowej zapowiedzi wspominałem, że celem Lecha w niedzielę powinno być strzelenie jak najszybciej pierwszego gola. Trener Djurdjević był chyba tego samego zdania, a jego piłkarze idealnie się do tego planu dostosowali, trafiając do bramki Kudły już w siódmej minucie. Świetne podanie otwierające Rafała Janickiego dotarło właśnie do Tomczyka, który stanął sam na sam z golkiperem gości. Zamiast jednak próbować samemu strzelać na bramkę, postanowił podać do lepiej ustawionego Amarala. Portugalczyk nie mógł strzelić łatwiejszego debiutanckiego gola w Ekstraklasie - napastnik po prostu trafił do pustej bramki.

Wtedy rozpoczął się Pawka Show. W 20. minucie Kamil Jóźwiak po profesorsku obsłużył Macieja Makuszewskiego. Ten najpierw się rozejrzał, a potem popisał się no-look passem w kierunku Tomczyka. 20-latek pewnym strzałem, który jeszcze odbił się od poprzeczki, przywitał się tym razem już na całego z Ekstraklasą.


Jeszcze przed przerwą Tomczyk zaliczył jednak dublet. Po kolejnej wrzutce Makuszewskiego z prawej strony główką na bramkę Kudły uderzał Amaral. Strzał Portugalczyka bramkarz Zagłębia jeszcze obronił, ale na dobitkę poznaniaka nie mógł już w żaden sposób odpowiedzieć. Tak oto w ciągu niecałych 45 minut wychowanek Kolejorza stał się jego najskuteczniejszym zawodnikiem w Ekstraklasie w nowym sezonie. Dwa gole ma też co prawda Tiba, ale on jeszcze nie asystował i jako jedyny zagrał w wyjściowym składzie we wszystkich dotychczasowych czterech meczach.

Po przerwie, zgodnie z przewidywaniami (chociaż Tomczyk zapowiadał, że chce hattricka) gospodarze zwolnili, mając gdzieś z tyłu głowy czwartkowy rewanż z Genkiem. Sosnowiczanie mieli swoje sytuacje, ale byli rażąco nieskuteczni za sprawą m.in. wypożyczonego z Legii Vamary Sanogo.

Lech wyczekał więc rywala, a dobił go po stałym fragmencie gry. Wprowadzony na boisku 64. minucie Maciej Gajos nie miał jeszcze zbyt wielu okazji, by dotknąć futbolówkę, gdy podszedł do rzutu wolnego zza 20 metra. Jak za najlepszych swoich czasów, gdy trafiał z podobnej pozycji jeszcze w barwach Jagiellonii na Łazienkowskiej, uderzył fenomenalnie, nie dając żadnych szans bramkarzowi gości. Uśmiech na twarzy Gajowego - bezcenny.

Kolejorz zrobił swoje, wysoko wygrywając z beniaminkiem z Sosnowca. Po raz ostatni Lech czterema golami wygrał w marcu, pokonując 5:1 Jagiellonię. Tak wysokich zwycięstw nie było jednak wiele więcej w ostatnich miesiącach. Dlatego wynik cieszy, ale w tym momencie dla Djurdjevicia i spółki najważniejszy jest już czwartkowy rewanż z Genkiem. A oni na lewej stronie obrony będą dysponowali jednak kimś groźniejszym niż, bez urazy, Nuno Malheiro...

Lech Poznań - Zagłębie Sosnowiec 4:0 (3:0)
12.08.2018, Stadion Miejski w Poznaniu, 18:00

Gole: 7' João Amaral, 20' 41' Paweł Tomczyk, 70' Maciej Gajos

Lech: Jasmin Burić - Rafał Janicki, Nikola Vujadinović, Vernon De Marco - Kamil Jóźwiak (84' Darko Jevtić), Tomasz Cywka (64' Maciej Gajos), Pedro Tiba, Piotr Tomasik - Maciej Makuszewski, João Amaral (73' Dioni) - Paweł Tomczyk

Zagłębie S.: Dawid Kudła - Michael Heinloth, Arkadiusz Jędrych, Piotr Polczak, Nuno Malheiro - Adam Kokoszka, Bartłomiej Babiarz (82' Junior Torunarigha) - Konrad Wrzesiński (85' Adam Banasiak), Tomasz Nowak, Žarko Udovičić (67' Giacomo Mello Corbelini) - Vamara Sanogo

Kartki: Janicki, Makuszewski - Sanogo, Polczak, Mello

Sędzia: Wojciech Myć (Lublin) | bardzo solidny mecz tego młodego arbitra

Widzów: brak

Ocena aosporcie.pl: Żeby tylko taki niebiesko-biały koncert chopinowski powtórzyć też w czwartek



Piotrek Przyborowski
📷 Oskar Jahns / aosporcie.pl

0 komentarze:

Prześlij komentarz