aosporcieaosporcieaosporcie

15 sierpnia 2018

O coś więcej niż tylko o marzenia

Nie tylko o swoje własne marzenia, ale także o wielkie pieniądze, punkty do rankingu i przede wszystkim szacunek u kibiców powalczy już jutro Lech Poznań. Jeśli okaże się na tyle lepszy, że przejdzie Genk, będzie to potraktowane przez fanów niczym legendarna już wygrana z Manchesterem City czy remisy z Juventusem. Początek spotkania już w czwartek o 20:45.

Od tamtych spotkań zmieniło się niemal wszystko. Stara Dama rządzi niepodzielnie w Serie A, The Citizens za sprawą Pepa Guardioli przekroczyli w minionym sezonie liczbę stu punktów w Premier League. I chociaż Kolejorz wówczas zaprezentował się w starciach z tymi rywalami wybornie, to tym razem nie ma marginesu błędu. Nie może stracić gola. Wówczas, by awansować, będzie musiał strzelić cztery. I chociaż w ostatnim meczu ligowym zespół Ivana Djurdjevicia tego dokonał, to powiedzmy sobie szczerze - Genk to jednak drużyna ciut lepsza od Zagłębia Sosnowiec, po którym Lech przejechał się w niedzielę 4:0.

Sezony zmarnowanych szans
Kasa, którą Lech może zarobić na awansie do IV rundy Ligi Europy, nie rzuca na kolana, bo to raptem 300 tysięcy euro. To jednak wciąż suma, która pokryłaby np. mniej więcej 1/3 transferu Pedro Tiby. Prawdziwa fortuna zaczyna się dopiero od momentu awansu do fazy grupowej, a od niej Kolejorz jest tak daleko jak Legia Warszawa od stabilizacji.

Najważniejsze są jednak rankingowe punkty, na których nadmiar Lech w ostatnich latach nie mógł narzekać. 7.000 - tyle wynosi póki co współczynnik Dumy Wielkopolski. To o wiele za mało, by dać rozstawienie w III rundzie (które poznaniacy mieli jeszcze w minionym sezonie!), ale wystarczająco, by mieć ósmy największy współczynnik podczas losowania I rundy oraz pewne rozstawienie w II rundzie. 

Jeśli jednak Lech w dalszym ciągu będzie utrzymywać tendencję z ostatnich lat i zdobywać po punkt na sezon (tak było w 13/14, 14/15 oraz 17/18), to już wkrótce może być ciężko o nawet rozstawienie już podczas II rundy. Wtedy zamiast FK Sarajewo czy Szachtiora Soligorsk już drugim rywalem Kolejorza w Lidze Europy mogą być takie firmy jak choćby Galatasaray.

Oczywiście współczynnik w części (dokładniej 20%) zależy też od sumy punktów uzyskanej przez całą naszą ligę. Niemniej, najważniejsze jest, by to sam Lech regularnie punktował w europejskich pucharach. Najlepiej, byśmy jednak już za rok nie musieli obserwować losowania LE, lecz spoglądali uważniej na Ligę Mistrzów. Do tego droga jest jednak bardzo daleka. Wydaje się, że nawet dłuższa niż do przejścia Genku

Niczym doświadczony bokser
Jutrzejszy rywal Kolejorza w niedzielę w meczu z Oostende (czyli 11. drużyną minionego sezonu) oszczędzał siły przed czwartkowym rewanżem. Trener Philippe Clement miał ten przywilej, że mógł pozwolić sobie na posadzenie na ławce aż siedmiu piłkarzy, którzy rozpoczęli mecz z Lechem i wystawienie piłkarzy o przynajmniej do jakiegoś stopnia podobnych umiejętnościach.

Genk długo męczył się na boisku rywala, ale ostatecznie wyczekał jak zawodowy pięściarz i dobił w 79. i 84. minucie. Warto jednak dodać, że gole koniec końców strzelili nasi starzy przyjaciele - Leandro Trossard i wprowadzony na plac gry na początku drugiej połowy Rusłan Malinowski.

Zawodnicy Smerfów przynajmniej do jakiegoś stopnia będą więc w czwartek całkiem nieźle wypoczęci. Z drugiej strony, Ivan Djurdjević też nie może narzekać. Mecz z Zagłębiem Sosnowiec mógł potraktować od pewnego momentu niczym sparing. Lech szybko strzelił trzy bramki, a wszystko to za sprawą świetnie dysponowanego w niedzielę Pawła Tomczyka.

Kto stanie przed historyczną szansą?
Teraz najwięcej pytań dotyczy właśnie linii ataku. Chociaż Pawka zaliczył świetny występ w meczu z sosnowczanami, nie wydaje mi się, by dostał szansę od pierwszych minut w czwartek. Na jego miejsce wróci Christian Gytkjaer, który w meczu z Zagłębiem odpoczywał. Wątpię, żeby trener Djurdjević ponownie zechciał postawić na ten duet - miał swoje kilkanaście minut w meczu z Belgii i wówczas nie oczarował.

Cała nadzieja powinna opierać się więc w portugalskim duecie. Pedro Tiba w pierwszym spotkaniu z Genkiem nie mógł wystąpić z powodu nadmiaru żółtych kartek i Lech mocno to odczuł. Djurdjević wzmocnił środek pola, stawiając tam na trio Cywka, Gajos, Trałka. Wątpliwe, że tę trójkę zobaczymy wspólnie w czwartek. Kolejorz musi zagrać ofensywniej, więc bardziej prawdopodobne jest, że jeden z tej trójki dołączy właśnie do portugalskiego rozgrywającego. Gdyby brać pod uwagę ostatnie występy, powinien być to Cywka.

W pierwszym starciu z Genkiem na boisku zabrakło też rozgrzewającego się podczas drugiej połowy João Amarala, który w niedzielę zanotował swoje debiutanckie trafienie w Ekstraklasie. Chociaż trener Dumy Wielkopolski tłumaczył to po meczu, mówiąc, że jakość (szczególnie ta fizyczna) defensorów Belgów była na tyle duża, że 26-latek mógłby łatwo przepaść wśród takich byczków, coś nie wydaje mi się, że zaprezentowałby się dużo gorzej niż Darko Jevtić, który rozpoczął tamto spotkanie w pierwszym składzie. W meczu z Zagłębiem Szwajcar wszedł tylko na końcówkę i biorąc pod uwagę jego występ w Belgii, nie obraziłbym się, gdyby został na ławce również jutro.

Wiele wskazuje na to, że Ivan Djurdjević w czwartek może skorzystać z wariantu, który sprawdził się w niedzielę. Wyżej ustawiony Maciej Makuszewski wyraźnie odżył, a Kamil Jóźwiak w spotkaniu z beniaminkiem zaprezentował wręcz galaktyczny jak na naszą ligę poziom. Ta dwójka do spółki z takimi piłkarzami jak Amaral, Tiba czy Gytkjaer naprawdę może sprawić problemy zupełnie nowej i niezgranej defensywie Genku.

Jakimkolwiek wynikiem zakończy się jutrzejsze spotkanie i przez to dwumecz z Genkiem, Lech musi zaprezentować lepszą piłkę niż w pierwszym spotkaniu. Belgowie póki co nie mieli okazji w obecnym sezonie mierzyć się z zespołem, który postanowił zrzucić ich do defensywy. Nie wiadomo więc, jak zareagowaliby na takie zachowanie Kolejorza. Szczególnie, że w czwartek na Bułgarską ponownie zawitają nie tylko kibice, ale i ponoć też zorganizowany doping. Lepszego momentu na tzw. remontadę w najbliższych latach Lech może po prostu nie mieć.



Piotrek Przyborowski
📷 Oskar Jahns / aosporcie.pl

0 komentarze:

Prześlij komentarz