aosporcieaosporcieaosporcie

12 sierpnia 2018

Czas pożegnań. Szymon Pawłowski odchodzi z Lecha Poznań

Szymon Pawłowski - piłkarz, który w wielu meczach w pojedynkę ciągnął Lecha Poznań. Zawodnik, który był jednym z głównych architektów mistrzostwa Polski w sezonie 2014/2015, w którym strzelił 9 goli i dołożył 10 asyst. Wreszcie bohater tragiczny, któremu kontuzje uniemożliwiły dalsze budowanie swojej legendy przy Bułgarskiej. Po wielu tygodniach spekulacji w sobotę 31-latek rozwiązał za porozumieniem stron swój kontrakt z Kolejorzem i w najbliższym sezonie zagra w Zagłębiu Sosnowiec.

Paradoksalnie gdyby ten transfer ogłoszono nieco wcześniej w tym tygodniu, to popularny Szymek mógłby zadebiutować w barwach nowego zespołu... właśnie w Poznaniu. Beniaminek Ekstraklasy już w niedzielę przyjedzie do stolicy Wielkopolski, by podreperować swój dość ubogi dorobek - chociaż trzy punkty po trzech meczach i bilans 5:4 aż tak źle nie wygląda.

Restart 
Dla wychowanka MSP Szamotuły przeprowadzka do Sosnowca ma być swego rodzaju katharsis po fatalnym okresie, który rozpoczął się zimą 2017. To właśnie wtedy jego pozycja w Lechu zaczęła mocno słabnąć, chociaż początek miał ponoć miejsce już w końcówce poprzedniego roku. Na jego postawę na treningach zaczął narzekać ówczesny trener Kolejorza, Nenad Bjelica. Co ciekawe, w debiucie Chorwata na ławce trenerskiej Lecha to własnie Pawłowski był jego kapitanem.

Wiosną podczas pierwszego sezonu Bjelicy skrzydłowy najpierw stracił miejsce w pierwszym składzie, a później nawet na ławce rezerwowych. W rundzie finałowej tylko dwukrotnie pojawił się na boisku - z Bruk-Betem oraz kończącym sezon spotkaniu z Jagiellonią. Pewnie wtedy jeszcze nie przypuszczał, że kolejnym pracodawcą w jego CV będzie pierwszy z tych klubów.

Jego przenosiny na zasadzie wypożyczenia do Niecieczy wydawały się strzałem w dziesiątkę. Klub o sporych aspiracjach, ale bez przesadnej presji kibiców (w praniu wyszło, że jednak właściciele Bruk-Betu ze spokojem nadrabiali za niejedną grupę fanów). Na jego przeprowadzkę do Małopolski nalegał ówczesny trener Słoników, Mariusz Rumak. 

Od gwiazdy do persony non grata
To właśnie za jego kadencji Rumaka Pawłowski przyszedł do Lecha z Zagłębia Lubin. Wówczas ten transfer traktowano jako wielki sukces władz Kolejorza. I takim rzeczywiście był. Skrzydłowy zamienił Dolny Śląsk na Wielkopolskę po tym, jak wygasł jego kontrakt z Miedziowymi. Niemal z miejsca stał się bardzo ważnym ogniwem drużyny. 

W sumie dla Lecha rozegrał 153 spotkania, w których strzelił 27 goli i zanotował 30 asyst. Spośród tych najładniejszych - kiedy wpisuje się frazę 'Szymon Pawłowski Lech Goal', to niemal od razu wyskakuje to ze zremisowanego przez Kolejorza 2:2 meczu z Ruchem Chorzów już za kadencji trenera Urbana.


Pawłowski najbardziej powinien być jednak w Poznaniu zapamiętany przez pryzmat tego, czego dokonał w rundzie finałowej sezonu 2014/2015. Chyba najlepszy swój mecz w niebiesko-białych barwach rozegrał właśnie wtedy, kiedy wypracował wszystkie trzy bramki w spotkaniu ze Śląskiem Wrocław (3:0, 2 gole i asysta), strzelił gola Lechii (2:1), asystował w starciu z Pogonią (1:0) oraz dał popis podczas pamiętnego meczu z Górnikiem Zabrze (6:1, gol i 3 asysty). Tego mistrzostwa Polski nie byłoby wtedy, gdyby nie pochodzący z Połczyna-Zdroju skrzydłowy.

Padł ofiarą Bjelicy?
Wracając jednak do ostatnich, zdecydowanie gorszych dla Pawłowskiego czasów. W Bruk-Becie w minionym sezonie nie układało się nic - począwszy na klubowych kontach społecznościowych, kończąc na grze pierwszej drużyny. Spośród trzech różnych trenerów (Rumak, Maciej Bartoszek oraz Jacek Zieliński), aż dwóch było w przeszłości związanych z Lechem (chociaż z Pawłowskim Zieliński nie miał okazji oczywiście współpracować). Żaden z tych szkoleniowców nie wpłynął jednak nie tylko na samego Szymka, ale i na całą drużynę.

Trzy gole i cztery asysty to ostatecznie nie jest aż tak fatalny bilans, mając na uwadze resztę swoich kolegów z zespołu. Pawłowski był w stanie często w pojedynkę walczyć z Lechem o mistrzostwo Polski, Bruk-Betu nie zdołał jednak samodzielnie utrzymać w Ekstraklasie. Chociaż już w grupie spadkowej to jego dwie asysty przyczyniły się do dwóch wygranych, to ostatecznie bardzo dziwnie zarządzany klub ostatecznie spadł do I ligi. Do niej Pawłowskiemu nie było jednak spieszno.

Chociaż gdy latem wrócił do Kolejorza, w nim nie było już Nenada Bjelicy, nietrudno stwierdzić, że to właśnie Chorwat na swój sposób przyczynił się do odejścia skrzydłowego z Bułgarskiej. Latem 2017 sprowadził Mario Situma, Denissa Rakelsa czy Niklasa Barkortha. I wiadomo, że Pawłowski raczej swoją formą w Bruk-Becie pokazał, że kres jego kariery w Lechu jest blisko, to czy owa trójka wykręciła dużo lepsze liczby niż Polak w Niecieczy? Śpieszę z odpowiedzią! Nie.

Nigdy nie zapomnę, gdy jeszcze w Turbokozaku z grudnia zeszłego roku Pawłowski na pytanie o to, jaki jest jego cel w najbliższym czasie, odpowiedział: Chcę jeszcze zagrać w Lechu. I chociaż to życzenie się już raczej nie spełni, mało jest takich piłkarzy, którzy w jakiś sposób przywiązują się w obecnych czasach do klubowych barw. Za to i wiele goli i asyst, które Pawłowski dawał Kolejorzowi w ostatnich altach, należy mu się ogromny szacunek.

Jego odejście do Zagłębia Sosnowiec jest jednak w pełni zrozumiałe. Zawodnikowi w przyszłym roku kończył się kontrakt, zresztą bardzo wysoki. Lech wiedział, że na jego sprzedaż nie ma raczej szans. Dlatego pozbycie się finansowego balastu w postaci kontraktu skrzydłowego był mu na rękę. Podobnie jak sam Pawłowski jest z pewnością szczęśliwy, że trafia do klubu, gdzie będzie regularnie grać. W Lechu Ivana Djurdjevicia nie miałby na to wielu szans.



Piotrek Przyborowski
📷 Piotrek Przyborowski / aosporcie.pl

0 komentarze:

Prześlij komentarz