aosporcieaosporcieaosporcie

28 września 2018

Kapitan Bomba


Jasmin Burić, Łukasz Trałka, Thomas Rogne, Pedro Tiba. Razem nie wyglądają jak czwórka do brydża, ale to właśnie oni mają stanowić trzon szatni Lecha Poznań. I chociaż nowa rada drużyny wreszcie musiała zostać wybrana, to jej skład budzi pewne wątpliwości. Czy słuszne?

Z jednej strony wydaje się, że jej skład jest w miarę rozsądny - latem Kolejorz miał co prawda stać się bardziej polski, ale tylko na tych zapowiedziach poprzestał. W jego kadrze wciąż znajduje się 12 obcokrajowców, więc ich przedstawiciel powinien znaleźć się w radzie drużyny. Ostatecznie pojawiło się ich jednak aż dwóch - pierwszy (Rogne) w klubie oficjalnie jest od 9 miesięcy, ale większość tego czasu spędził w gabinetach lekarskich i rehabilitacyjnych; drugi zaś (Tiba) może i jest jednym z najdroższych zawodników w historii Lecha, ale dołączył do niego przecież zaledwie tego lata. A przypomnijmy też, że Tiba włada wyłącznie portugalskim oraz hiszpańskim - i chociaż w szatni z pewnością znajdzie się spora grupa mówiąca którymś z tych języków, to jednak jego wybór wydaje się dość zaskakujący.

Podobnie jak teoretycznie niespodzianką powinien być powrót opaski kapitańskiej barki Łukasza Trałki. Doświadczony pomocnik, który w minionym sezonie przeżył prawdziwy renesans formy, był kapitanem mistrzowskiego Lecha z 2015 roku. Swoją funkcję przestał pełnić w wyniku afery komórkowej wiosną zeszłego roku, kiedy to Nenad Bjelica wściekł się, gdy... w szatni zadzwonił telefon siedmiokrotnego reprezentanta Polski.

Później kapitanem był Maciej Gajos, ale chyba wszyscy, łącznie z nim samym, lecz oprócz chorwackiego szkoleniowca zdawali sobie sprawę, że się po prostu do tej roli nie nadaje. Nie zdziwiło nas więc, kiedy latem już pod wodzą trenera Ivana Djurdjevicia Gajowy kapitanem nie był. Problem w tym, że tak naprawdę tej funkcji nie pełnił nikt.

Początkowo Djurdjević, przynajmniej na jakiś czas, chciał wprowadzić przy Bułgarskiej system rotacyjny. Opaska co spotkanie trafiała więc do kogoś innego. Kamil Jóźwiak, Maciej Makuszewski, Christian Gytkjaer - sporo nowych twarzy czy to w sparingach, czy w starciach o punkty dowodziło jedenastką Kolejorza na boisku. Podobnie jednak jak ten system nie sprawdził się w reprezentacji Brazylii (ta wszak odpadła już w ćwierćfinale mundialu), tak nie zdał też egzaminu w Lechu. Liderem na boisku i tak pozostawał Trałka. To jego najczęściej widzimy w dyskusjach z sędziami, to też on potrafi wrzasnąć na kolegów, gdy po prostu nie idzie (czyli całkiem często w obecnym sezonie). Dlatego nie można się dziwić, że opaska powróciła właśnie do 34-latka.

Pytanie tylko, na jak długo. On, podobnie jak Jasmin Burić, są w klubie zdecydowanie najdłuższej z obecnej kadry. Biorąc pod uwagę staż przy Bułgarskiej, ich wybór na kapitanów wydaje się tym bardziej logiczny. W momencie, gdy Lech ogłosił jednak nową radę drużyny, w mediach pojawiły się też informacje na temat tego, że... obaj w najbliższym czasie mogą opuścić Dumę Wielkopolski i to być może nawet już tej zimy. A wraz z nimi z Lecha odejść mogą też równie doświadczeni jak na obecną kadrę poznaniaków Gajos oraz Darko Jevtić.

Lech Poznań przechodzi nie tyle rewolucję, co ewolucję. Pytanie tylko, czy w takiej sytuacji nie warto byłoby powierzyć jednak szatni piłkarzom, z którym wiąże się jakieś plany. Stabilizacja chociaż w tej kwestii byłaby teraz dla Kolejorza bezcenna. Teraz kapitanów mamy bowiem czterech, ale już za chwilę do brydża może nam brakować całej pary...


Piotrek Przyborowski
📷 Oskar Jahns / aosporcie.pl

0 komentarze:

Prześlij komentarz