aosporcieaosporcieaosporcie

21 czerwca 2015

O krok od pokera: Real Madryt - Barcelona 2:0


W dwóch spotkaniach rozegranych w piątek i niedzielę w Palacio de los Deportes w Madrycie gospodarze odnieśli dwa zwycięstwa. Wygranie jakiegokolwiek z najbliższych meczów zakończy rywalizację i zapewni im tytuł mistrza Hiszpanii. Co więcej, jako że Królewscy zwyciężyli już w Superpucharze, Pucharze Króla i Eurolidze mogą skompletować w tym sezonie tzw. pokera.

W pierwszym spotkaniu padł wynik 78:72 (27:20, 20:20, 12:13, 19:19). Wszystkie kwarty były bardzo wyrównane, ale po wygranej w pierwszej Real nie dopuszczał rywala na zbyt krótki dystans, chociaż siedmio/sześciopunktowe prowadzenie ulegało raczej zmniejszeniu niż zwiększeniu, to madrytczycy powracali do pierwotnego dystansu w końcowych minutach kwart.

Obie drużyny nie chciały zbytnio ryzykować, aczkolwiek zdarzały się głupie błędy. Później jednak obu drużynom uleciała koncentracja, czego kwintesencją była trzecia kwarta, gdzie rzucono zaledwie 25 punktów. Liczba rzutów z nieprzygotowanych pozycji, prostych strat, nieporozumień w podaniach osiągnęła wtedy apogeum. W przerwie między trzecią a czwartą częścią meczu zarówno Pablo Laso, jak i Xavi Pascual zadbali o większą motywację swoich zawodników. No, może raczej tylko Laso, którego podopieczni osiągnęli cztery minuty przed końcem 11-punktową przewagę 66:55. Wtedy o czas poprosił Pascual i widać było zupełnie inną Barcelonę. Za sprawą trafiającego z nieprawdopodobnych pozycji Mario Hezonji (trzy trójki w czterech akcjach!) strata uległa zmniejszeniu do czterech oczek, 70:66. Impas został jednak przełamany, świetna akcja Sergio Rodrígueza wyrwała gospodarzy z letargu. Zdesperowani goście uciekli się do przerywania akcji faulami w celu zaoszczędzenia czasu, ale rzuty osobiste były egzekwowane ze sporą dokładnością. Koniec końców Real totalnie kontrolował parkiet w ostatniej minucie i nie pozwolił na doprowadzenie do dogrywki.

→ W niedzielę Sergio Llull rozegrał niesamowity mecz. Pięć trójek nawet na fanach Barcelony zrobiło wrażenie!

Drugi mecz wyglądał o tyle podobnie, że zakończył się wygraną Realu, a przewaga osiągnięta po pierwszej kwarcie na koniec uległa zmniejszeniu o jeden punkt: 100:80 (31:10, 18:22, 26:24, 25:24). Na tym analogie się kończą. W piątek Real po dziesięciu minutach prowadził siedmioma punktami, a w niedzielę przewaga wynosiła... 21 oczek. Fenomenalnie z dystansu trafiał Sergio Llull, który rzucił... pięć trójek. Skonsternowani goście zdobyli jedynie 2/3 dorobku rozgrywającego Królewskich, a warto zaznaczyć, że dzięki świetnemu pod koszem Gustavo Ayónowi oraz zbierającemu wszystko Andresowi Nocioniemu. W drugiej kwarcie popisał się Justin Doellman, który praktycznie w pojedynkę starał się ciągnąć ofensywę Barcelony. Z kolei u Królewskich aktywni byli Rudy Fernández i Jaycee Carroll. Przeciętnie wyglądał natomiast brylujący w piątek Sergio Rodríguez, który odciążył Llulla. Po przerwie ten wrócił na parkiet, wraz z Rudym, Ayónem i Reyesem uspokoił kolegów, dzięki czemu zaczynająca lepiej grać Barcelona tym razem nie odrobiła nic, a gospodarze wrócili do prowadzenia oscylującego wokół 20 punktów. Ostatnie dziesięć minut to już spokojna kontrola gry i rozluźnienie w obronie, ale gracze Barcelony również nie widzieli szans na odrobienie strat, co pozwoliło Królewskim wygrać kwartę jednym punktem.

Następne spotkanie obu drużyn odbędzie się w środę 24 czerwca w Barcelonie, gospodarze będą pod olbrzymią presją. Jeżeli uda im się odnieść dwa zwycięstwa, decydujący mecz będzie miał miejsce w niedzielę 28 czerwca w Palacio.

Autor: Zbigniew Jankiewicz @zbig_realista | zbig.jankiewicz@gmail.com 

0 komentarze:

Prześlij komentarz