aosporcieaosporcieaosporcie

20 czerwca 2015

Czy to już czas Kamila Glika?


Dopiero co skończyły się rozgrywki ligowe w większości z najwyższych klas rozrywkowych w Europie, a transferowe spekulacje już zaczynają nabierać rozpędu. Najnowsze plotki odnoszą się do polskiego obrońcy grającego we włoskiej Serie A, Kamila Glika. Skąd wzięło się tak wiele zainteresowanie kapitanem Torino?

Przyznam szczerze, na początku plotki łączące Polaka z takimi klubami jak Manchester City, czy Borrusia Dortmund wydawały mi się śmieszne. Owszem, zdobył on najwięcej bramek spośród wszystkich obrońców w Europie (gorsi od niego byli i Sergio Ramos i Gerard Pique) i na pewno zostawiał wiele serca na boisku, ale czy to wystarczający cechy zawodnika, który ma grać w klubach z absolutnego szczytu? Bo cokolwiek by mówić o Torino, to jednak pomiędzy turyńskim klubem, a tymi z Manchesteru i Zagłębia Ruhry istnieje spora różnica klas.

Chcąc rozwiać swoje wątpliwości sięgnąłem do liczb. Wprawdzie statystyki w futbolu nie dają pełnego obrazu formy zawodnika czy jego faktycznych umiejętności, ale na pewno są przydatne w ocenie jego możliwości. Porównałem reprezentanta Polski z Martinem Demichelisem, argentyńskim obrońcą Manchesteru City i z Matsem Hummelsem, kapitanem BVB oraz reprezentacji Niemiec. Spośród nich Glik spędził najwięcej czasu na boisku. Rozegrał prawie 2800 minut, drugi w tej konkurencji jest Demichelis (2500 minut), a ostatni Niemiec. Świadczyć to może o solidności i stabilnej formie naszego zawodnika, który nie jest ułomkiem i unika kontuzji. Dalsze porównania również wychodzą na korzyść naszego zawodnika. Ma więcej przechwytów (w przeciągu całego sezonu 84, Demichelis - 74, Hummels - 52), więcej bloków (24, Hummels - 13, Demichelis - 9) oraz skuteczność odbiorów na poziomie 85%. Wynik naprawdę imponujący. W statystykach przegrywa jedynie jeżeli chodzi o procent wygranych pojedynków powietrznych (Mats Hummels - 69.65%, Glik - 50,60%) i w ilości żółtych kartek (Glik - 8, Hummels - 2, Demichelis - 6), ale te ostatnie mogą świadczyć o dwóch rzeczach. Z jednej strony jest to znak, że nasz zawodnik czasem musi ratować się faulem, ale jednocześnie jest to oznaka bezpardonowości. Glik nie boi się złapania żółtego kartonika czy ostrzejszego potraktowania rywala. Nie boi się kontuzji, bo jest świadomy swojej siły. Także ostro wchodząc w rywala wślizgiem, czy czasem traktując go ostrzej łokciem, pokazuje, kto tak naprawdę rządzi na boisku, z kim napastnicy powinni się w trakcie gry liczyć. A to właśnie psychiczna przewaga może decydować o zwycięstwie, lub przegranej.

Moje wątpliwości zostały więc częściowo rozwiane. Tak, Kamil Glik zasługuje na jakościowy skok w górę, ponieważ za rozegrany sezon po prostu na to zasługuje. Bardzo dobre statystyki, czy miano najlepszego strzelca wśród obrońców w Europie powodują, że plotki łączące go z wielkimi firmami powinny być traktowane poważnie. Kamil musi pamiętać jednak o kilku sprawach. Po pierwsze, o swoim byłym klubowym koledze Cercim, który przechodził do Atlético jako król strzelców ligi włoskiej, a okazał się jednym z największych niewypałów minionego sezonu. Czy zawiodły problemy z aklimatyzacją, czy też poziom ligi hiszpańskiej okazał się dla niego za wysoki, a może oba czynniki? Prawda najprawdopodobniej leży gdzieś pośrodku. Losy Glika wszyscy będziemy śledzić z zapartym tchem, bo to kolejny reprezentant naszego kraju, który zyskał sobie uznanie za granicą, a to może mieć wyłącznie pozytywne efekty w przyszłości

Autor: Mateusz Cholewa | matichol96@gmail.com

0 komentarze:

Prześlij komentarz