aosporcieaosporcieaosporcie

27 stycznia 2015

Przepowiednie Nadala się sprawdziły. Berdych z Murrayem w półfinale


Mówił, że może nie dać rady i tak też się stało. Mimo to wczorajsza porażka Rafaela Nadala z Tomášem Berdychem powinna dziwić. W półfinale Czech spotka się z Andy Murrayem, który dotąd miał dziwne szczęście co do drabinki...

Nadal tym razem (nawet) bez finału
28-letni Hiszpan w ostatnich dwóch latach zatrzymywał się na finale i jego kibice (do których się zaliczam) liczyli na to, że tym razem nadejdzie przełamanie. Jednak wszystkich zaskoczyła słaba dyspozycja Hiszpana przeciwko Tomášowi Berdychowi, którego pokonał wcześniej... siedemnaście razy z rzędu. Zagrał bardzo defensywnie, praktycznie nie istniał na korcie, z czego skrupulatnie skorzystał Czech, wygrywając pierwsze dwie partie 6:2, 6:0. W następnym secie Hiszpan wyszedł bardziej zmotywowany, silniejszy mentalnie i fizycznie. Jak na ironię, walka Nadala w trzecim secie przypominała mecz jego ulubionej drużyny piłkarskiej, Realu Madryt, z lokalnym rywalem Atlético. Wszystko: koncentracja, motywacja, chęć walki było na najwyższym poziomie, jedynie pod względem sportowym remontada była skazana na niepowodzenie. Nie udało się przełamać Czecha, który zanotował 66% celności pierwszego serwisu, co jest stosunkowo dobrym wynikiem, zważywszy, że wygrał 82% takich piłek. Dwa pierwsze sety pozwoliły mu nabrać niesamowitej wręcz pewności siebie, dzięki czemu nawet maksymalnie skoncentrowany Nadal nie radził sobie z jego mocnymi piłkami, dodatkowo zagrywanymi z zegarmistrzowską precyzją. Ostatni set zakończył się wygraną Berdycha 7:6.

Wcześniej 29-latek pokazywał, że zmiana trenera wyszła mu na dobre i wreszcie jest w stanie walczyć o najwyższe cele. Pokonał 3:0 Alejandro Fallę, Jürgena Melzera, Viktora Troickiego i Bernarda Tomica. Na turnieju w Melbourne nie stracił jeszcze nawet seta. Co ciekawe, poza spotkaniem z Troickim, zawsze jeden z setów znajdował rozstrzygnięcie dopiero w tie-breaku.

Brytyjczyk nie zawiódł
W półfinale Berdych spotka się z byłym pracodawcą swojego trenera, Andym Murrayem. Szkot miał jak dotąd nieprawdopodobne wręcz szczęście do drabinki. W pierwszej rundzie poradził sobie z nieznanym szerzej Yukim Bhambrim, później oddał tylko sześć gemów Marinko Matoseviciowi i o jeden więcej João Sousie. Dopiero w czwartej rundzie pierwszego seta w turnieju stracił przeciwko Grigorowi Dimitrovowi, zwanemu bułgarskim Federerem. Ku jego szczęściu, zawodnik z Bałkan dwa dni wcześniej stoczył pięciosetowy pojedynek z Marcosem Baghdatisem, który z pewnością czuł w nogach. Po obejrzeniu drabinki, większość kibiców dochodziła do wniosku, że w ćwierćfinale spotka się z oryginalnym Federerem. Jednak Szwajcar sensacyjnie z turniejem pożegnał się już w trzeciej rundzie, po porażce z Andreasem Seppim. Włoch również nie zaszedł daleko, rundę później, mimo wygrania pierwszych dwóch setów, uległ Australijczykowi Nickowi Kyrgiosowi. Hitem internetu stała się jedna z wymian, której po prostu nie da się opisać: 


I oczywiście właśnie 20-letni Australijczyk, 53. rakieta świata, stanął naprzeciwko Szkota w ćwierćfinale, przegrywając jednak w trzech setach.

Kto wyjdzie z tego zwycięski?
Murray wydaje się faworytem, jeśli spojrzymy na liczby. Jednak moim zdaniem może mieć spory problem. Zwycięstwo z Nadalem dało Berdychowi niesamowity zastrzyk pewności siebie. Jego trener na pewno zadba o motywację, chcąc udowodnić coś byłemu podopiecznemu. Szkot nie miał jeszcze okazji mierzyć się z rywalem z pierwszej dziesiątki (Dimitrov jest jedenasty), dlatego nie może powiedzieć, że osiągnął na tym turnieju sukces. To może podziałać jak obosieczny miecz, z jednej strony będzie chciał wreszcie zagrać mecz, który zachwyciłby kibiców, z drugiej - Berdych ma trochę większe doświadczenie, jeżeli można to tak nazwać. Warto również nadmienić, że Murray ma tendencję do, eufemistycznie rzecz ujmując, denerwowania się, gdy coś mu nie wychodzi. Jeżeli siódma rakieta świata będzie w stanie to wykorzystać, trafiać pierwszym serwisem, posyłać wiele winnerów, doprowadzając rywala do pasji - zagra w finale.  
Autor: Zbigniew Jankiewicz  zbig.jankiewicz@gmail.com

0 komentarze:

Prześlij komentarz