aosporcieaosporcieaosporcie

26 stycznia 2015

Bez dramatu? Bo ze Szwedami!


Reprezentacja Polski pokonała Szwecję 24:20 i w sumie mogłoby się wydawać, że tym razem obyło się bez jakiejś spektakularnej dramaturgii w samej końcówce. Może to dlatego, że naszym rywalem była właśnie drużyna Trzech Koron?

Nie ukrywamy, że dotychczas Mistrzostwa Świata w piłce ręcznej były u nas traktowane nieco po macoszemu. Wszystko niestety przez brak czasu, jakiś kompletny rozgardiasz w naszym innym niż sportowym życiu. Niemniej, reprezentacją w miarę śledziliśmy, by móc powiedzieć, że przed spotkaniem 1/8 finału ze Szwecją mogliśmy czuć lekki niepokój. Mecz z Danią był jednym z najgorszych od lat, które oglądałem. Polacy grali fatalnie w przodzie, a i w defensywie popełniali najprostsze błędy - jednym słowem: kicha. Jeśli dodatkowo przeanalizujemy naszą impotencję przy rzutach karnych z meczu z Arabią Saudyjską, to naprawdę nasze obawy mogły być jednak uzasadnione.

Radość komentatorów TVP Sport po tym, kiedy to dowiedzieli się, że naszymi rywalami w 1/8 finału będą jednak Szwedzi dawała powody do optymizmu. Owszem - też uważam, że z Francuzami, którzy zdeklasowali dzisiaj przecież bardzo dobrze grającą na tym turnieju Argentynę aż 33:20, byłoby nam dużo trudniej. Może wciąż patrzę na tę drużynę przez pryzmat tych wielkich Trójkolorowych, którzy w fantastycznym stylu wygrywali Mistrzostwa Świata w 2009 (ten turniej szczególnie pamiętam) oraz 2011 roku. Wracając jednak do Szwedów, to nasze ostatnie wspomnienia z meczów z nimi też były już przed tym starciem całkiem niezłe. Podczas zeszłorocznych Mistrzostw Europy rozgromiliśmy ich aż 35:25, a bohaterem między naszymi słupkami był wówczas Piotr Wyszomirski. Równie nieprawdopodobnym spotkaniem było to z 2012 roku, kiedy to również na ME przegrywaliśmy z nimi po pierwszej połowie 9:20, by ostatecznie zremisować 29:29. W tym meczu bohaterem był strzelający lawinowo Bartłomiej Jaszka.

W dzisiejszym spotkaniu mieliśmy taki nieco pomieszanie tych dwóch scenariuszów, tylko w lżejszej formie i z innymi bohaterami. Po pierwszej połowie przegrywaliśmy 10:11, ale w drugiej odsłonie odrobiliśmy to ze znaczną nawiązką. Pozytywnie zaskoczył Michał Daszek, strzelec czterech goli. Z kolei w naszej bramce kapitalnie spisywał się tym razem Sławek Szmal, którego skuteczność obron skończyła się na przeszło 32%.

Czas zemsty
To pewnie nawet dobry tytuł na kolejny artykuł, który, jeśli tylko starczy mi czasu, z pewnością powstanie przez ćwierćfinałowym starciem z Chorwacją, czyli rywalem, którym Polakom strasznie nie leży. Wystarczy tylko spojrzeć na ostatnie cztery mecze z nimi na wielkich imprezach. Bilans ten dla naszej reprezentacji jest fatalny, bowiem to cztery porażki. W meczu z tą ekipą trzeba być bardzo uważnym do samego końca, o czym świadczy fakt, że podczas zeszłorocznych ME i tych sprzed pięciu już lat nawet udawało się podopiecznym czy to Bieglera, czy Wenty, z Chorwatami prowadzić, a jednak ostatecznie to zawsze oni byli lepsi. Porażki te oznaczały najczęściej koniec drogi do finału MŚ (2009, 2011) czy wspomnianych już ME (2010, 2014). Jak będzie tym razem? Oby lepiej.

Jeśli pokonamy w środowy wieczór tę niezwykle utytułowaną bałkańską drużynę, to w półfinale naszym rywalem będzie ktoś z egzotycznej pary Niemcy/Katar. Egzotycznej, bo tej pierwszej drużyny na MŚ w tym roku w ogóle nie powinno być. Nasi zachodni sąsiedzi znaleźli się tam trochę dzięki przypadkowi, a w dużej mierze dzięki swojemu wielkiemu lobby. Z kolei gospodarze tej imprezy to naprawdę ciekawa drużyna, niemalże klubowa, złożona z zawodników z przenajróżniejszych krajów. Zresztą... tutaj możecie przeczytać nieco więcej o reprezentacji Kataru.

Tak czy inaczej, awans do ćwierćfinału Mistrzostw Świata należy już traktować jako sukces. Poprawiliśmy rezultat z hiszpańskiego mundialu, z którego odpadliśmy już w 1/8 finału z Islandią, która tym razem zakończyła już rywalizację, przegrywając w 1/8 finału z Danią. A my gramy dalej, gramy po mistrzostwo świata!

PS: Nie wiem, skąd ten nawyk, ale pisząc o reprezentacji Polski, trudno mi nie pisać w pierwszej osoby liczby mnogiej. No cóż, taki już nawyk. Wszystkich, którym to przeszkadza, oczywiście przepraszam.

Autor: Piotrek Przyborowski | @P_Przyborowski |  piotrek.przyborowski@gmail.com

0 komentarze:

Prześlij komentarz