aosporcieaosporcieaosporcie

5 kwietnia 2013

Rewolucja w Ekstraklasie, będzie 7 dodatkowych kolejek!

źr.: archiwum prywatne
No no, media dzisiaj poinformowały nas o tym, że rada nadzorcza Ekstraklasy SA przegłosowała w piątek rewolucyjny projekt reformy rozgrywek. Oznacza to nam, ni mniej, ni więcej, że od przyszłego sezonu czeka nas zamieszanie.

Punkty zdobyte w nazwanym przez media sezonie zasadniczym  (termin kojarzący nam się głównie ze sportami, które największą popularnością cieszą się za oceanem - koszykówką i hokejem), zostaną podzielone na pół i zaokrąglone w górę. Ale skoro mamy sezon zasadniczy, to gdzie faza play-off?

Otóż fazy play-off nie będzie. Zamiast tego czeka nas tzw. runda finałowa. Czyli w skrócie: oprócz standardowych 30 kolejek, czeka nas dodatkowych 7, o czym informuje nawet tytuł tego zacnego artykułu. Ekipy zostaną podzielone na dwie grupy: mistrzowską (miejsca 1-8) i spadkową (9-16), które zagrają każdy z każdym, ale tylko po jednym meczu. Drużyny z miejsc 1-4 i 9-12 po cztery spotkania rozegrają u siebie, reszta ekip tylko po trzy.

Logiki tego pomysłu z lekka nie widzę. Przecież podobny system stosowany był w sezonie 2001/2002 i tak szybko, jak zaistniał, zniknął. Ten najnowszy jest równie przedziwny. Jeżeli chcemy mieć tak dobrą ligę, jak na zachodzie (co nam na razie nie grozi), to trzeba i się na zachodzie wzorować. I mając tu na myśli zachód, zarząd Ekstraklasy chyba wzoruje się na nieco dalszym zachodzie, tym (po raz kolejny użyję tego terminu) zza oceanu, gdzie w MLS mają play-offy. Tyle, że nie należy zapominać, że my jesteśmy w Europie.

Jedyną z bardziej wartościowych lig europejskich, mających bardzo dziwny system, jest Belgia, która swoją drogą ma chyba najbardziej obecnie pojechany (inaczej ciekawy) system w całej Europie. I chyba z tego właśnie kraju nasi działacze wzięli (a wręcz zerżnęli) pomysł. Tam bowiem drużyny z miejsc 1-6 grają potem w fazie mistrzowskiej, ekipy z miejsc 7-14 walczą o europejskie puchary podzieleni w dwóch grupach, z których dwie najlepsze potem grają dwumecz o to, aby zagrać w barażach o II rundę eliminacyjną Ligi Europejskiej. W barażu tym grają z czwartą drużyną grupy mistrzowskiej. Dwie ostatnie ekipy po sezonie zasadniczym rozgrywają baraże o utrzymanie (pięć meczy między sobą). Ta gorsza, automatycznie spada z ligi, lepsza rywalizuje w kolejnych barażach, w grupie z trzema drużynami z drugiej ligi.

W Polsce wygląda na to, że będzie to wyglądać o wiele prościej, niż w Belgii. Myślę jednak, że pomysł jest niezbyt przemyślany, a na pewno nie przedyskutowany z klubami. - Z tego, co wiem, większość klubów nie była w tej sprawie w ogóle pytana o zdanie - tak powiedział prezes Górnika Artur Jankowski.

Jedynym plusem jest to, że nasze narodowe nieroby nasi piłkarze rozegrają więcej spotkań. Z tego nawet sami zainteresowani są zadowoleni oraz chociażby Lech Poznań. Ale ciekawszym pomysłem byłoby moim zdaniem poszerzenie ligi do np. 20 zespołów albo reaktywacją Pucharu Ekstraklasy, choć ten był nieco olewany przez nasze zespoły. Chociaż gdyby dać jako nagrodę awans do Ligi Europejskiej (a tym samy odebrać je za trzecie miejsce w lidze), sprawiłoby, że kluby na pewno nie podchodziły by do takich rozrywek bez szacunku. A wy - co myślicie o reformie Ekstraklasy? Piszcie!

1 kwietnia 2013

Lech wygrywa w pięknym stylu! Ale w piątek z Lechią...

Działo się jesienią na Bułgarskiej podczas meczu z Pogonią! / źr.: archiwum prywatne
Lech Poznań pokonał Pogoń Szczecin 2:0. I do tego na wyjeździe! Po raz szósty w historii! Tak, to pewnie już wiecie. Mnie zawiodło w Kolejorzu, a właściwie zawodzi, tylko jedna rzecz. Gra u siebie. No ale trzeba przyznać, że na wyjazdach spisują się świetnie, wygrali już po raz dziesiąty na boisku rywala! Jednakże trzeba się mocno bać przed najbliższym spotkaniem u siebie. Wszyscy mówią o złej passie jeżeli chodzi o zdobycze punktowe na Bułgarskiej. Ale statystyki goli strzelonych u siebie też nie są dobre. Lech po raz ostatni gola u siebie strzelił... Legii Warszawa 18 listopada 2012 roku! Mimo to, nasza Ekstraklasa jest, jaka jest (Legia zresztą też), więc drużyna Mariusza Rumaka nadal jest wiceliderem.

Jak mogliście się domyśleć (tudzież doczytać) z moich ostatnich postów, nie lubię zbytnio Aleksandyra (tak się chyba odmienia jego imię) Tonewa, a właściwie nie, że go nie lubię, ale po prostu nie mogłem pojąć, dlaczego ten utalentowany skrzydłowy nie mógł objawić swoich nadzwyczajnych umiejętności. No i przyszedł chyba przełomowy dla Bułgara tydzień (a właściwie okres czasu, bo to nieco dłużej niż siedem dni). 23-latek najpierw strzelił aż 3 gole Malcie (co akurat w moim mniemaniu nie jest jakimś wielkim dla niego osiągnięciem sportowym, ale psychicznie mogła go podnieść na duchu), ale potem zaliczył też asystę przeciwko Danii (uczestnik ostatniego Euro i MŚ). No a dzisiaj zaliczył bardzo ładne trafienie i miał duży wkład w wygraną gości.

W dzisiejszym spotkaniu ładnie spisywała się zresztą cała drużyna z Poznania, ale mimo wszystko, oprócz końcowych minut, spotkanie w Szczecinie było wyrównane, a Pogoń też miała swoje sytuacje i może podopiecznym Dariusza Wdowczyka (który wrócił po 5 latach przerwy, którą sobie zrobił, wiemy z jakich powodów).

Niestety w najbliższy piątek Lech zagra z Lechią Gdańsk. Drużyna ta jest taką piętą Achillesową dla Kolejorza. To ona odebrała im europejskie puchary w sezonie 2010/2011, wygrywając w Gdańsku. Tam zresztą Lechitom od dłuższego okresu czasu nie idzie. Jesienią rozpędzony zwycięstwami w niezłym stylu Lech, przyjechał na PGE Arenę i... przegrał 0:2. Lechia dzisiaj grała rewelacyjny futbol (podobny do tego Lecha w meczu z GKS-em), ale zaledwie zremisowała z Wisłą Kraków. To, że zawodnicy Bobo będą nieco przybici, wydaje się być pewnym plusem na piątkowych gospodarzy. Ale czy po raz kolejny, rozpędzona lokomotywa nie zostanie powstrzymana w najgorszym możliwym momencie znowu przez Gdańszczan? Tego dowiemy się już w piątek.

26 marca 2013

Czas zacząć spektakl! Czyli mecz z moją



Nasza Reprezentacja grała dzisiaj z moją ulubioną Ekipą - San Marino. Widać było, jacy są szczęśliwi, wychodząc w ogóle na murawę, na której grały największe drużyny Europy (oczywiście oprócz pewnej ekipy z gr. A). Fajnie było też to, że dzieciaki wychodzące z piłkarzami na murawę z fundacji Mam Marzenie i SOS Wioski Dziecięce. W ogóle plusów tego meczu było więcej. W tym poście postaram się podać Wam kilka z nich. 

Na boisko nie wyszedł Jakub Błaszczykowski. Dlaczego? Bo coś mu się stało z pachwiną podczas strzału na przedmeczowej rozgrzewce. I śmiać mi się chciało, jak to usłyszałem. Nie ten piłkarzyna wyjdzie sobie na jakieś polskie, takie typowe boisko, gdzie grają dzieciaki i niech zobaczy, jak ich pachwiny cierpią podczas strzałów. I kolejnym plusem jest to, że za niego na placu gry pojawił się Kamil Grosicki. I dobrze, bowiem... to on nasz hymn śpiewał najgłośniej - brawo! Równie dobrze hymn zaśpiewał Bartek Salamon (mój chłop z Poznania). Kolejnym plusem jest to, że Eugen Polanski również hymn zaśpiewał (tak, Ludovic ty ciule, ty nie umiesz nawet słowa po polsku powiedzieć!). 116. w historii kapitanem drużyny narodowej został Robert Lewandowski. Normalnie pewnie by mu to mogło dodać skrzydła, ale to przecież mecz z najfajniejszą reprezentacją świata.

Prywatnie, szanuję San Marino za to, że mimo, iż wszyscy mają ich za słabeuszy, oni przyjmują to, ale i tak cieszą się piłką. Tak swoją drogą, to doczekali się nawet strojów adidasa.

Nie strzeliliśmy gola w pierwszej minucie. Ba! Nie strzeliliśmy gola w pierwszych piętnastu minutach, w których mieliśmy jedenaście rzutów rożnych! I ci światowi piłkarze nie wykorzystali ani jednego.

Wreszcie, jeśli my nie mogliśmy strzelić gola, to pomógł nam norweski sędzia., gdyż za rękę Della Valle, dostaliśmy karnego. Aldo Simoncini był bardzo blisko obrony karnego uderzanego przez Lewandowskiego, ale mieliśmy szczęście.

W 28' minucie jakimś cudem trafiliśmy drugiego gola! Strzelił Łukasz piszczek, który od piątkowego meczu jest napastnikiem jest obrońcą.

Całe spotkanie irytował mnie Maciej Iwański, komentujący mecz na TVP1. Czy on nie rozumie, że piłkarska  liga San Marino jest w strukturach FIFA i UEFA, a to, że nie jest zawodowa, nie oznacza, że od razu wszyscy piłkarze w niej grający to amatorzy, jak to wszystkich zawodników nazywał dziennikarz.

Dis Jacka Gmocha w przerwie meczu - bezcenne (J. Kurowski: - Były gwizdy. J. Gmoch - Ja nie słyszałem. J. Kur. - Bo tu grube szyby są.).

Ciekawe, czy w drugiej pan Maciej czyta mój blog, bo na początku drugiej połowy powiedział, że San Marino to drużyna złożona niemal (a nie w całości) z amatorów. Na początku drugiej połowy pojawiła się też nasza gołodupna gwiazda - chyba nie muszę mówić, o kogo chodzi.

Lewandowski zaszalał. Drugi karny, teraz chociaż dobrze strzelił. Przypominam, że te dwa gole są pierwszymi naszego napastnika od meczu z Grecją.

I co, panie Fornalik. Przed meczem na Polsatu Sport powiedział pan, że Teo zawiódł w poprzednim meczu (grał tylko 10 minut!), a tu taka niespodzianka. A gdzie Milik... na ławce!

W 90' minucie Rinaldi miał taką sytuację, że aż szkoda, że jej nie wykorzystał. Właściwie, gdyby nie Boruc, to pewnie San Marino wkopałoby nam gola. Obrona po raz kolejny się wykazała. Sytuacja ta zemściła się na Południowcach - w doliczonym czasie gry Kuba Kosecki trafił do bramki rywali na 5:0.

Mecz zakończył się też takim wynikiem, ale gra nie powalała, jak to zresztą zwykle bywa.

Tak na koniec: kondolencje dla rodziny zmarłego dziś trenera Jerzego Wyrobka [*].