aosporcieaosporcieaosporcie

27 listopada 2020

Wszystko dobre, co nie kończy się jak mecze Lecha. Fatalna seria "Kolejorza" w ostatnich minutach

Motto Lecha Poznań brzmi "nigdy się nie poddawaj". Niestety piłkarze trenera Dariusza Żurawia jakby ostatnio zapominali o jego treści w doliczonym czasie gry.

94. minuta wczorajszego meczu na Stade Maurice Dufrasne. Rezerwowy Laurent Jans pomyka lewą stroną boiska i dośrodkowuje na głowę Konstandinosa Laifisa. Nieupilnowany przez Lubomira Satkę Cyrpyjczyk pokonuje Filipa Bednarka i daje olbrzymią radość ekipie gospodarzy, a zarazem zadaje kolejny bolesny cios w ostatnich tygodniach Lechowi.


Bramka dla Standardu Liege w doliczonym czasie gry była oczywiście czymś, nad czy kibice Kolejorza mogą i będą ubolewać. Wydaje się, że w obecnym sezonie powinni się już jednak przyzwyczaić do tego, że Duma Wielkopolski kończyć meczów nie potrafi. A już na pewno bez straty przynajmniej gola.

Takie spotkania możemy oczywiście podzielić na dwie grupy. Tę pierwszą stanowią spotkania, w których zespół trenera Dariusza Żurawia tracił gole w zupełnie niegroźnych sytuacjach, tj. w momencie, kiedy wynik meczu był już dawno ustalony. Tak właśnie było w otwierającym sezon meczu z Odrą Opole w Pucharze Polski, w którym Filip Bednarek dał się zaskoczyć Sebastianowi Boneckiemu w 91. minucie (3:1). Podobnie było z trafieniem Michała Żyry dla Piasta w jedynym wyjazdowym zwycięstwie poznaniaków w obecnym sezonie przeciwko Piastowi (4:1). Pod tę grupę należy też podłożyć trafienie Nuneza w spotkaniu z Benficą w 93. minucie (2:4), bo w tym przypadku to Portugalczycy i tak by w tamtym pojedynku zwyciężyli.


Drugą grupę stanowią jednak zupełne kompromitacje, które sprawiły, że Lech stracił ligowe (lub wczoraj pucharowe) punkty. Przecież jeszcze na dziesięć minut przed końcem wyjazdowego meczu z Zagłębiem na inaugurację Ekstraklasy prowadził z Miedziowymi 1:0, a mimo to przegrał (1:2). Chwilę później na 120 sekund przed ostatnim gwizdkiem zremisował właściwie wygrane spotkanie z Wisłą Płock (2:2). 

Aż wreszcie przyszedł teraz prawdziwy hattrick. Gol młodziutkiego Skibickiego i dobicie w doliczonym czasie gry przez Rafaela Lopesa w meczu z Legią w Warszawie (1:2), stracone dwa punkty po wybitnej akcji Daniela Szelągowskiego z Rakowem (3:3), a teraz kompromitacja w Liege, gdzie grając w dziesiątkę Lech najpierw dał sobie wbić gola, później stracił zawodnika, a na sam koniec stracił choćby punkt.

Niedawno do słownika Cambridge weszło wyrażenie "Let's all do the Poznań". Jak tak dalej pójdzie to już niedługo dołączy też do niego "Let's not finish like Poznań". 

Piotrek Przyborowski
 @P_Przyborowski
📷 Lech Poznań / Przemek Szyszka

0 komentarze:

Prześlij komentarz