aosporcieaosporcieaosporcie

13 lipca 2017

(Niemal) blamaż "Kolejorza" w Norwegii. FK Haugesund - Lech Poznań 3:2

FK Haugesund na kwadrans przed końcem prowadziło z Lechem Poznań przed własną publicznością aż trzema golami. Ostatecznie spotkanie zakończyło się wynikiem 3:2 dla gospodarzy i chociaż nie jest to tragiczny wynik, to Kolejorz w Norwegii zdecydowanie zawiódł.

Nie należy szukać wymówek i próbować usprawiedliwiać Dumę Wielkopolski. Poznaniacy zagrali na Haugesund Stadion po prostu słabo i gdyby nie zryw, na który porwali się po stracie trzeciego gola, przyszłotygodniowe starcie przy Bułgarskiej mogłoby już jedynie być formalnością. 

Oczywiście liczby nie grają, więc nie będziemy już tu wyliczać tego wszystkiego, w czym Lech jest bogatszy lub lepszy, ale dwumecz z ekipą, która w swojej lidze (dodajmy - 28. na naszym kontynencie, dziesięć lokat pod Ekstraklasą) powinien zostać rozstrzygnięty już w pierwszym meczu. Kiedyś Kolejorz pojechał do Norwegii jak po swoje - w 2009 roku Fredrikstad dostało u siebie baty 1:6 i do Poznania przyjechało już tylko na wycieczkę (choć w rewanżu wygrało 2:1).

Teraz trzecia drużyna minionego sezonu pojechała na mecz z klubem, którego największym sukcesem jest... przegrany finał Pucharu Norwegii z 2007 roku. Dajcie spokój! Rozumiem, że niektórzy (szczególnie z Twitterowiczów) rzeczywiście wpadli już w trakcie spotkania w lekką paranoję, lecz nie można umniejszać tej porażki, która w istocie do 75. minuty wyglądała na kolosalną.

Niektórzy już zaczęli pastwić się nad transferami. Jest to trochę śmieszne, bowiem w spotkaniu z Haugesund zagrał zaledwie jeden nowy zawodnik - JEDEN. Christian Gytkjaer pokazał się w kilku sytuacjach z niezłej strony, lecz wydaje się, iż wystawienie nieogranego jeszcze zawodnika w tak ważnym meczu to był chyba błąd trenera Nenada Bjelicy. Owszem, w tygodniu przed meczem kontuzję złapał dotąd podstawowy (sic!) napastnik Lecha Nicki Bille Nielsen (rzekomo widziany wczorajszego wieczoru w okolicach Wrocławskiej), ale w Poznaniu został też zdrowy Marcin Robak, który nie pojechał do Norwegii z zespołem, bo... chce opuścić klub. W tym momencie cisną mi się na klawiaturę okropne słowa.

Meczu w Norwegii nie zawalili więc nowi gracze, ale... stary (sic! po raz drugi) środek pola i nowa defensywa, którą w 23. minucie kompletnie ośmieszył Liban Abdi. Somalijczyk po pierwsze wparował sobie w pole karne zupełnie niepilnowany, a następnie zrobił defensorom Kolejorza przysłowiową jesień średniowiecza. Gumny, Trałka, Nielsen, Kostewycz. W takim ekstremalnym ustawieniu to można grać za przeproszeniem z Górnikiem Gonin, ale nie w ważnym meczu pucharowym. Inna sprawa, że trener Bjelica już nie mógł skorzystać z kontuzjowanych (sic! po raz trzeci) Vernona De Marco oraz Emira Dilavera, z kolei Nikola Vujadinović pewnie nawet nie zdołał się jeszcze rozpakować w Poznaniu, choć do Norwegii został zabrany.

Już dwie minuty później gospodarze mogli podwyższyć prowadzenie, ale piłka po strzale z rzutu wolnego ostatecznie odbiła się jedynie od poprzeczki bramki strzeżonej przez Putnockiego. Po stronie Lecha w pierwszej połowie dwukrotnie próbował za to obwiniany po spotkaniu za słabe wykonywanie swoich nominalnych zadań środkowego pomocnika Maciej Gajos.

Eksperymentalna obrona Lecha po raz drugi popisała się w 71. minucie. To właśnie wtedy ze świetną kontrą wyszła ekipa gospodarzy, z prawej strony została posłana kapitalna piłka do Abdiego (ten, chociaż mogło się tak wydawać, nie był na pozycji spalonej), a potem ostatecznie futbolówkę w siatce umieścił Haris Hajradinović. Gdzie byli stoperzy w tej sytuacji? No właśnie, też się dotąd zastanawiam.

Kolejny i już ostatni norweski (aczkolwiek żadna z bramek dla Haugesund nie padła po strzale piłkarza z tej kraju) cios nastąpił kilka chwil później, bo około 180 sekund po strzale na 2:0. Po raz kolejny poznaniacy stracili piłkę na połowie rywala, tym razem przejął ją jednak kapitan Filip Kiss. Słowak dość szczęśliwie przeszedł jednego z poznaniaków, podał idealnie w kierunku Shuaibu Ibrahima, a ten z dużym sprytem pokonał Putnockiego, który zdecydował się na odważniejsze wyjście z ławki. Znowu: gdzie byli stoperzy? Gdzie byli środkowi pomocnicy?

Ten gol podziałał już chyba na wyobraźnię Lechitów. Może już przeczuwali poznańskie reakcje na norweskie wydarzenia? Szybka (wreszcie!) akcja Kolejorza lewą stroną, którą zresztą głównie podopieczni Bjelicy w tym spotkaniu atakowali, dośrodkowanie Jevticia i... gol głową (!) Radosława Majewskiego.

Do końca meczu na Hagesund Stadion istnieli już tylko goście. Lech próbował, nawet całkiem się starał i to przyniosło efekt już w doliczonym czasie gry. Wprowadzony na boisku w końcówce Mihai Răduţ przedarł się w swoim stylu w pole karne gospodarzy, został sfaulowany, a Kolejorz zyskał dzięki temu jakby nowe życie. Jedenastkę pewnie na gola zamienił Jevtić.

W Poznaniu paniki więc nie będzie. Duma Wielkopolski już kiedyś przegrała w pierwszym meczu wyjazdowym jednym golem: mniej więcej trzy lata temu w spotkaniu z Nõmme Kalju (1:0 dla ekipy z Estonii). W rewanżu Lechici pewnie zwyciężyli jednak 3:0 i awansowali dalej (o tym, że w kolejnej rundzie było słynne Stjarnan jest już mniej ważne).

→ Czytaj też: Miało być Monaco, mogło być Lazio, jest Dynamo Kijów. Tomasz Kędziora pójdzie w ślady Teodorczyka?

Wnioski po tym meczu? Po pierwsze, ten nowy Lech Poznań musi się jeszcze ze sobą zgrać, a stoperzy (ci nominalni!) muszą jak najszybciej wejść do gry. W minionym sezonie Kolejorz dysponował przecież najsilniejszą defensywą w lidze, a teraz musi być ona stworzona niemal od nowa. Po drugie, niech już nigdy Poznańska Lokomotywa nie będzie zmuszana do gry w trzecim komplecie strojów. W czwartkowy wieczór w Haugesund zagrała w żółtych trykotach. Była to pierwszy mecz, w których Lech użył trzeciego kompletu od... wyjazdowego spotkania ze Stjarnan. Są chyba jednak lepsze tradycje, które należy podtrzymywać.

Kolejne wnioski/żale/porady dopiero w niedzielę. To właśnie wtedy trzecia siła Ekstraklasy rozpocznie nową batalię o mistrzostwo Polski. Początek wydaje się prosty, bowiem do Poznania przyjedzie beniaminek - Sandecja Nowy Sącz. Z drugiej strony... te beniaminki potrafiły w ostatnich latach sprawiać niespodzianki. Oby jednak nie tym razem. Początek spotkania o 18:00.

FK Haugesund - Lech Poznań 3:2 (1:0)
13.07.2017, Haugesund Stadion, 19:00

Gole: 23' Abdi, 71' Hajradinović, 74' Ibrahim - 75' Majewski, 90+3' Jevtić

Haugesund: Per Bråtveit - Kristoffer Haraldseid, Frederik Pallesen Knudsen, Vegard Skjerve, Alexander Stølås - Sondre Tronstad, Filip Kiss, Bruno Leite, Liban Abdi (72' Tor Arne Andreassen) - Harid Hajradinović (79' Frederik Gytkjaer) - Shuaibu Ibrahim (82' Erik Huseklepp)

Lech: Matúš Putnocký - Robert Gumny, Łukasz Trałka, Lasse Nielsen, Wołodymyr Kostewycz - Maciej Gajos (84' Mihai Răduţ), Abdul Aziz Tetteh, Radosław Majewski - Maciej Makuszewski (79' Nicklas Barkroth), Christiaj Gytkjaer (79' Deniss Rakels), Darko Jevtić

Kartki: Hajradinović, Kiss, Stølås - Gumny, Majewski, Tetteh (wszyscy żółte)

Sędzia: Alain Bieri (Szwajcaria)

Autor: Piotr Przyborowski | @P_Przyborowski | piotrek.przyborowski@gmail.com

0 komentarze:

Prześlij komentarz