aosporcieaosporcieaosporcie

19 stycznia 2016

Dwie pieczenie na jednym ogniu, czyli czemu z Warty odszedł Pawłowski

Bartosz Pawłowski formalnie od stycznia jest wolnym zawodnikiem. Jego kontrakt z Wartą Poznań wygasł z końcem roku i, chociaż ten był podstawowym bramkarzem Zielonych, to jednak umowa nie została przedłużona. Dlaczego?

21-latek do Warty przyszedł z Sokoła Kleczew zimą zeszłego roku. Wówczas Warta ściągnęła go z drużyny będącej absolutną rewelacją rundy jesiennej sezonu 14/15. Kiedy poznaniak stał między słupkami kleczewskiej drużyny (a było tak w 13 spotkaniach), to tylko dwa z nich Sokół przegrał.

Wychowanek Lecha zdecydował się jednak na powrót do stolicy Wielkopolski. I trzeba powiedzieć, że nie bronił źle. Oczywiście zdarzały mu się pewne mniejsze lub większe wpadki, ale bądź co bądź Duma Wildy właśnie z nim w składzie zdołała wywalczyć prawo gry w barażach o udział w II lidze. W 15 wiosennych meczach poprzedniego sezonu w III lidze w sumie wyciągał piłkę 11 razy, ale aż osiem meczów zakończył bez straty gola (w sumie w lidze Warta tych spotkań rozegrała wtedy 15).

→ Krzysztof Biegański: Fotel lidera będzie nasz! [WYWIAD]

Latem akurat na niego żaden chętny się jednak nie znalazł, a przynajmniej nikt w mediach o tym nie wspomniał. Pawłowski więc pozostał na Drodze Dębińskiej, by ponownie walczyć z Wartą o awans. W pierwszych meczach nowego sezonu trener Tomasz Bekas konsekwentnie stawiał na Jędrzeja Dorynka, bo jego starszy kolega narzekał na drobny uraz. Swoją szansę dostał dopiero w 5. kolejce i od tego czasu był już etatowym bramkarzem Warty. Jesienią jednak w 12 meczach zaliczył tylko cztery czyste konta, ale Duma Wildy z nim w bramce przegrała tylko raz - z jego poprzednim klubem, Sokołem Kleczew.

Mimo niezłych wyników na papierze, Pawłowski ostoją w bramce nie był. Zaliczył kilka lepszych spotkań, ale zdarzało mu się popełnić błędy, przez które cierpieć musiała cała drużyna. Grał efektownie, ale nie zawsze efektywnie. Jak się dowiedzieliśmy, to klub nie chciał z nim przedłużyć kontraktu, najprawdopodobniej nie z powodów finansowych. A jeśli nie o kasę chodziło, to tylko możemy się domyślać, o co tak naprawdę poszło...

Mateusz Filipowiak - numer jeden w bramce Warty na wiosnę | foto: Warta Poznań

Jedno jest pewne - Warta po raz kolejny upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu. Po pierwsze, pozbyła się niechcianego zawodnika, a po drugie osłabiła konkurencję. Tak trzeba bowiem nazwać ściągnięcie z wypożyczenia z Jaroty Jarocin Mateusza Filipowiaka. Ten jesienią zaliczył aż dziewięć czystych kont (!), co jest niewątpliwie wynikiem niezwykłym. Miał więc swój spory udział przy sensacyjnych wynikach ekipy z Jarocina, która teraz wydaje się głównym konkurentem Warty w walce o baraże. Tak więc, Zielonym udało się za darmo pozbawić wielkiego rywala bardzo ważnego ogniwa.

Wydaje się, że  wiosną między słupkami Wart stać będzie właśnie Filipowiak. O miejsce z nim w pierwszym składzie powalczy jego rówieśnik, a więc Dorynek. Obaj mają po 19 lat i jeśli nic się nie zmieni, za kilka lat z powodzeniem będą grać na ekstraklasowych boiskach.

Autor: Piotrek Przyborowski | @P_Przyborowski | piotrek.przyborowski@gmail.com | foto: Roger Gorączniak

0 komentarze:

Prześlij komentarz