aosporcieaosporcieaosporcie

10 listopada 2017

Król Artur kończy swoją posługę

Artur Boruc to postać, jakich mało. Bramkarz, który niemal w pojedynkę wybronił nam honor na Mistrzostwach Świata w 2006 roku i Euro 2008, dzisiaj zagra swój ostatni mecz w reprezentacji Polski. Rywalem Urugwaj.

Patrząc z perspektywy dzisiejszej potęgi, jaką jesteśmy w piłkarskim świecie reprezentacyjnym, aż dziw bierze, że wspomniane wyżej turnieje były jedynymi wielkimi, na których Król Artur miał okazję wystąpić. I chociaż na każdym razem rozegrał tylko po trzy spotkania, bo więcej nie mógł (Polska zarówno w Niemczech, jak i w Austrii i Szwajcarii odpadała przecież w grupie), to jednak jego osoba zawsze była z nimi kojarzona pozytywnie. Bo powiedzmy sobie szczerze - gdyby nie Boruc, to w 2006 roku nikt nawet nie miałby wkur*a na fantastyczne dośrodkowanie Davida Odonkora w doliczonym 90. minucie, po którym gola strzelił nam Oliver Neuville, bo po prostu już dawno byłoby po sprawie. Mecz z Niemcami do dzisiaj uznawany jest przez wielu za jeden z najlepszych w karierze Boruca.


Nie ukrywam - nie jestem stary, dlatego mecz Polski z Niemcami był jednym z moich pierwszych z reprezentacją. Mistrzostwa Świata 2006 były z pewnością moim debiutem na wielkim turnieju, podobnie jak zresztą Boruca. I obok wspaniałych chrupek w kształcie piłek od jednego ze sponsorów mundialu (oprócz kształtu miały też cudowny waniliowy smak), dwóch goli Bartka Bosackiego (którego chwilę później podziwiałem podczas wycieczki szkolnej na treningu Lecha), haniebnego wyrzucenia z turnieju przez gospodarzy Argentyny oraz niesamowitych batalii od półfinałów w górę, to właśnie parady bramkarskie siedlczanina zapamiętałem z tamtego mundialu najbardziej.

I chociaż określenie posługa bardziej pasuje to księży, to jednak nie należy ukrywać, że do Boruca ten termin pasuje. Po pierwsze, znane jest jego przywiązanie do religii, o czym dobitnie przekonali się kibice podczas jednych z pamiętnych Old Firm Derby. Po drugie, Artur często między słupkami w trykocie z Orzełkiem na piersi wyczyniał dosłownie rzeczy nie z tej ziemi.

Jego przygoda z reprezentacją toczyła się w podobnej atmosferze jak cała kariera. Raz na wozie, raz pod wozem, ale, co go przecież świetnie charakteryzuje, nigdy się nie poddawał. Na Euro 2012 nie zagrał przez konflikt z Franciszkiem Smudą, w który popadł po słynnej amerykańskiej aferze alkoholowej, po której z kadrą rozstał się też Michał Żewłakow. Obaj panowie zresztą byli też głównymi bohaterami słynnego gola w meczu z Irlandią Północną, kiedy to Żewłak w niefortunny sposób pokonał feralnie interweniującego w tej sytuacji golkipera.

Artur Boruc swoją przygodę z reprezentacją rozpoczął w 2004 roku w towarzyskim meczu z Irlandią, a zakończy już dzisiaj. Rywalem Urugwaj, czyli po raz czwarty przyjdzie mu się zmierzyć z rywalem z Ameryki Południowej. Tylko raz w sparingu z Ekwadorem udało mu się zachować czyste konto. Dzisiaj to nie jednak to jest najważniejsze. Te będą bowiem emocje towarzyszące temu niezwykle wzruszającemu momentowi. 65 meczów w kadrze nie zdarzają się często.

Królu Arturze, dziękujemy!

Autor: Piotr Przyborowski | @P_Przyborowski | piotrek.przyborowski@gmail.com | foto: Wikipedia.org / Roger Gorączniak

PS: A kto wie, jeśli naszych bramkarzy (odpukać w niemalowane!) dopadną jakieś kontuzje, może to niekoniecznie jest definitywne pożegnanie Boruca z kadrą? Przecież po aferze amerykańskiej też już się żegnał!

0 komentarze:

Prześlij komentarz