aosporcieaosporcieaosporcie

23 grudnia 2015

Plewienie federacji


Święta to czas zwykle pojednania, szczęścia i przebaczania sobie, również w gronie rodzinnym. No cóż... my wiemy, że dla pewnych dwóch panów najbliższe Boże Narodzenie za dobre nie będzie. A FIFA tą typową wielką jedną rodziną (już) na pewno nie jest.

Jak wszyscy doskonale wiemy (niektórzy od dawna, inni od wiosennych wyborów, jeszcze inni dopiero od paru dni) - FIFA, światowa organizacja piłkarska ma wiele wspólnego z pospolitą organizacją przestępczą. Od czasów przejęcia sterów przez brazylijskiego prawnika, handlarza bronią i przyjaciela najkrwawszych dyktatorów - João Havelange'a pranie brudnych pieniędzy, szemrane interesy, kontrakty podpisywane wyłącznie za zgodą prezydenta i przede wszystkim obracające się od prawa do lewa miliardy dolarów stały się codziennością. W poniedziałek postawiono pierwszy krok do powrotu do normalności - zawieszeni na osiem lat zostali następca i planowany sukcesor następcy brazylijskiego bossa.

Sepp Blatter i Michel Platini, bo to o nich mowa, nie zawsze działali w kooperatywie, ale ich mechanizm działania w niektórych fazach był do złudzenia podobny.

Pierwszy z nich niedługo po elekcji Havelange'a został pierwszym sekretarzem - drugą osobą w FIFA. Przez prawie dwadzieścia lat bez zmrużenia oka wykonywał polecenia Brazylijczyka i stojącego za ich obecnością w federacji Horsta Dasslera, właściciela Adidasa, szarej eminencji w federacji. Koniec końców w 1994, pięć lat po śmierci Dasslera, postanowił przyspieszyć wejście na stołek prezydenta i zaczął przekonywać zdezorientowanych działaczy krajów związkowych, że odcina się od szefa i zależy mu na naprawie FIFA. Na jego nieszczęście o wszystkim dowiedział się Havelange i szybko ugasił jego entuzjazm, ale mimo to udało się zamieść sprawę pod dywan, a po czterech latach Blatter pokojowo przejął władzę... to znaczy miał kontrkandydata, ale na wszystkim zaważyły głosy działających bezinteresownie działaczy z trzeciego świata, których głosy są demokratycznie warte tyle, co głosy przedstawicieli federacji, w których futbol stoi na wyższym poziomie.

W międzyczasie Szwajcar porozumiał się z Platinim, wielkim piłkarzem chcącym zrobić karierę w FIFA. Francuz, angażując się w politykę po zakończeniu barwnej kariery zrobił wszystko, żeby pozbawić się jakiegokolwiek szacunku w piłkarskim światku. I analogicznie do opisanych powyżej wydarzeń, w marcu tego roku ówczesny szef UEFA spróbował puczu, ujawniając rąbka afer z Blatterem w roli głównej i zarazem stawiając siebie w roli wybawiciela. I tutaj pojawia się różnica - został przejrzany.


Decyzja Blattera o podaniu się do dymisji mimo demokratycznie wygranych wyborów szczerze mnie zszokowała, ale natychmiast wszystko wróciło do normy, kiedy ogłosił, że pozostanie na stołku do wyborów, których termin wyznaczony został na luty. Z niszczarkami pracującymi 24/7 nie powinien obawiać się bardzo surowego wyroku sądowego, może obawiać się tylko dawnych przyjaciół, którym może zebrać się na szczerość. 

Co do kandydatów na nowego prezydenta, chęć uczestniczenia w wyborach zgłosili: Gianni Infantino, czyli popularny Łysy z UEFA; Francuz Jérôme Champagne, były dyplomata, potem pracownik FIFA; Mosima Tokyo Sexwale - polityk i działacz przeciw apartheidowi z RPA; jordański książę Ali bin al-Hussein oraz szejk Shaikh Salman Bin Ebrahim Al Khalifa z Bahrajnu, szef piłkarskiej federacji Azji i niedawny sekundant Platiniego. 

Osobiście chciałbym, żeby zwycięzcą okazał się ktoś spoza Europy. Champagne jest w moich oczach spalony jako współpracownik Blattera przez kilkanaście lat, z kolei mimo całej sympatii dla Łysego z UEFA nie jestem w stanie wyobrazić sobie, żeby można było dojść na tak wysokie stanowisko nie biorąc nic pod stołem. Szejkowi z Bahrajnu również nie ufam, bliskowschodni oligarchowie całe życie skupieni są na gromadzeniu pieniędzy i nie wierzę, żeby nagle odstąpił od tego zwyczaju. A poparcie niedawnego prezesa UEFA tym bardziej nie pomaga.

I tutaj zostaje dwójka kandydatów: Sexwale i al-Hussein. Nie wierzę, żeby znali się na piłce w większym stopniu, ale pierwszy ma w CV spory sukces polityczny, poświęcił sporą część życia walcząc o słuszną sprawę i jako nowy prezydent mógłby przeprowadzić głębszą reformę. Z kolei za księciem Jordanii przemawia bardzo prozaiczny powód: nigdy nie brakowało mu pieniędzy i nie miałby po co kraść. Jest też lepiej wyedukowany od Sexwalego i bardziej obyty w realiach współczesnego świata.

Ale mam nadzieję, że to nie koniec porządków w europejskim i światowym futbolu. Osób do pożegnania nie trzeba daleko szukać - chociażby p.o. prezesa UEFA - Ángel María Villar jest podejrzewany o kierowanie spółdzielnią wyznaczającą sędziów z Hiszpanii na mecze międzynarodowe, a prawie każde jego działanie nastawione jest w pierwszej kolejności na umocnienie utrzymywanej od 1988 roku władzy.

Autor: Zbigniew Jankiewicz @zbig_realista | zbig.jankiewicz@gmail.com

0 komentarze:

Prześlij komentarz