aosporcieaosporcieaosporcie

17 lipca 2020

Manuel Arboleda | #StranieriDekady


Wracamy do cyklu, w którym wspominamy byłych zagranicznych zawodników Lecha Poznań. Tym razem w #StranieriDekady czas na Manuela Arboledę, przyjaciela Franciszka Smudy i chyba jednego z najlepiej wspominanych w stolicy Wielkopolski piłkarzy spoza naszego kraju. 

Aż trudno uwierzyć, ale od momentu, kiedy Kolumbijczyk opuścił Kolejorza minęło już sześć lat. Do Polski przeprowadził się w 2006 roku, ale zanim trafił do Poznania, to najpierw przybrał barwy Miedziowych. Do Zagłębia Lubin został sprowadzony właśnie przez popularnego Franza, któremu potem nie odmówił transferu do Poznania właśnie. Zanim to jednak nastąpiło Arboleda wraz z Zagłębiem zdobył tytuł mistrza Polski 2007 pod wodzą innego trenera mocno kojarzącego się z Poznaniem, Czesława Michniewicza.

Kolumbijski stoper pojawił się w Lechu Poznań zaledwie rok po słynnej fuzji z Amicą Wronki i dołączył do Kolejorza w tym samym momencie, co m. in. Semir Stilic, Jasmin Burić czy Robert Lewandowski. W przeciwieństwie do na przykład Lewandowskiego Arboleda nie musiał walczyć o miejsce w wyjściowej jedenastce i już w swoim pierwszym sezonie w barwach Dumy Wielkopolski łącznie na boisku pojawił się aż 47 razy!

Nic więc dziwnego, że uczuciowy, choć ogromny obrońca szybko zakochał się w Poznaniu, zwłaszcza, gdy wśród tych 47 spotkań znajdziemy starcia z m.in. Austrią Wiedeń, AS Nancy czy Udinese Calcio, w których zresztą Kolumbijczyk odgrywał kluczową rolę.  Co oczywiste dla defensora w sezonie 2008/09 Arboleda nie strzelał zbyt często (2 razy w Ekstraklasie i 1 gol w Pucharze UEFA), ale godna uwagi jest jednak inna jego statystyka - przez cały sezon 2008/2009 Maniek tylko trzykrotnie został ukarany żółtą kartką w meczach ligowych. Jego zespół, zresztą jak zawsze pod wodzą Smudy, zakończył sezon na najniższym stopniu podium. Dodatkowo wywalczył również Puchar Polski.


W następnym sezonie czkawką odbił się brak zmian i wyciskanie z zawodników maksimum przez późniejszego selekcjonera reprezentacji Polski. W zespole prowadzonym przez już Jacka Zielińskiego po zaledwie sześciu kolejkach kolumbijski defensor doznał urazu, który nie pozwolił mu zagrać aż w dziesięciu spotkaniach. Wcześniej mieliśmy jeszcze tym razem mniej udane kwalifikacje do europejskich pucharów - po rzutach karnych poznaniacy okazali się słabsi od Club Brugge, z którym odpadli w czwartej rundzie eliminacji do nowego tworu, jakim wtedy była Liga Europy, która zastąpiła wcześniejszy Puchar UEFA.

To był jednak przede wszystkim sezon mistrzowski dla Lecha Poznań, w którym jednym z architektów był właśnie Arboleda - bardzo ważny, choć może nie do końca przepisowy okazał się jego odbiór w Chorzowie, po którym Siergiej Kriwiec strzelił gola na 2:1, a chwilę później w Krakowie samobójczym golem do remisu doprowadził Mariusz Jop. Co było dalej, wiemy już wszyscy.

Tytuł mistrzowski zwiększył szansę na długą przygodę Lecha Poznań w Europie, choć już bez Roberta Lewandowskiego, to nadal mocnego. Kolumbijczyk wystąpił we wszystkich europejskich starciach poznaniaków, także tych pamiętnych z Juventusem Turyn (3:3), Manchesterem City (3:1) -  w meczu z Anglikami Arboleda strzelił nawet dość przypadkowego, choć jakże ważnego gola na 2:1, gdy piłka trafiła w jego głowę po nieudanym wybiciu obrońców. Piękną przygodę w pucharach w sezonie 2010/11 podopieczni Jacka Zielińskiego, a później Jose Mari Bakero opłacili jednak niepowodzeniem w lidze, zajmując w niej dopiero piąte miejsce. Dodatkowo do historii przeszło starcie defensora Lecha z ex-reprezentantem Polski, Ebim Smolarkiem, podczas którego Kolumbijczyk miał wsadzić ówczesnemu napastnikowi Polonii Warszawa palec w cztery litery.


Już za kadencji Mariusza Rumaka Arboledę prześladowały liczne kontuzje, a Kolejorza wicemistrzostwa i nieudane starty w europejskich pucharach. To właśnie wtedy niejako na miejsce Arboledy sprowadzony został inny z bohaterów naszego, cyklu Paulus Arajuuri (o fińskim kolosie więcej przeczytacie tutaj), który w przeciwieństwie do Kolumbijczyka doczekał mistrzostwa w 2015 roku. Rok wcześniej Manuel "łajaj łajaj" Arboleda zakończył swoją przygodę z Lechem i tym samym piłkarską karierę. Od tego czasu zajmował się hodowlą krów, otworzył swoje centrum handlowe, zabawiał się w menadżerkę i choć zapowiadał powrót do piłki na całego, to ostatecznie już się nigdy nie stało.

Nic dziwnego, że Arboleda wciąż ma sentyment do niebiesko-białych barw i wielu poznańskich kibiców darzy go wciąż wielkim uznaniem. Przecież to właśnie z nim w składzie przeżywaliśmy najpiękniejsze chwile w poznańskim futbolu w XXI wieku. Zwłaszcza to mistrzostwo w 2010 roku po 17 latach smakowało szczególnie. Bez Mańka w składzie mogłoby ono nie być zresztą możliwe.

📷 Marcin Rajczak / Lech Poznań; grafika: Piotrek Przyborowski / aosporcie.pl; Archiwum Lecha Poznań

0 komentarze:

Prześlij komentarz