aosporcieaosporcieaosporcie

11 lipca 2020

Vincent Słomiński: Musiałem pójść do normalnej pracy, by móc spełnić marzenia o Igrzyskach


Ten rok miał być dla niego prawdziwym ukoronowaniem kariery sportowej. Vincent Słomiński, kanadyjkarz Stomilu Poznań, zamiast walczyć o Igrzyska Olimpijskie w Tokio, musiał jednak powalczyć o zapewnienie swojej rodzinie godziwego życia i zdecydował się rozpocząć pracę w Szwecji. Teraz wicemistrz świata powrócił już do stolicy Wielkopolski i w rozmowie z aosporcie.pl zapowiedział, że jego celem numer jeden wciąż jest wyjazd do stolicy Japonii.

Piotrek Przyborowski: - To był miał być dla Pana wielki rok, być może najważniejszy w karierze. Miał Pan powalczyć w parze z Tomaszem Kaczorem o udział w Igrzyskach Olimpijskich w Tokio. Te ostatecznie zostały przełożone, a Pan musiał mocno zrewidować swoje plany. Czy wraz z pozostałymi kajakarzami i kanadyjkarzami spodziewaliście się decyzji o przełożeniu Igrzysk, czy może liczyliście jednak gdzieś z tyłu głowy, że dojdą one do skutku już w tym roku?

Vincent Słomiński: - Z informacji, którego do nas docierały, zdawaliśmy sobie sprawę, że Igrzyska mogą zostać przełożone. Nie myśleliśmy jednak, że ta nowa data zostanie wyznaczona na 2021 rok. Łudziliśmy się gdzieś, że będzie to co najwyżej kilka miesięcy, aż się już cała sytuacja z wirusem nieco uspokoi. Ostatecznie Igrzyska przełożone zostały jednak o rok i tak naprawdę nic na to nie mogliśmy i nie możemy poradzić.

- Zgadza się Pan ze słowami trenera Tomasza Kryka, który w wywiadach jeszcze przed ogłoszeniem decyzji o przełożeniu Igrzysk na przyszły rok wielokrotnie podkreślał, że powinny się one odbyć co najwyżej miesiąc lub dwa miesiące później?

- Zgadzam się z taką opinią na ten temat. Przełożenie Igrzysk aż o rok to jest jednak trochę za dużo. Nasz cały system przygotowawczy po prostu w tym momencie runął, a my jesteśmy tak naprawdę właściwie rok w plecy.

- Michał Kudła, z którym rozmawialiśmy jakiś czas temu, planował w tym roku zakończenie kariery, a w takiej sytuacji musiał przełożyć tego typu plany na rok 2021. Decyzja o przełożeniu Igrzysk Pana również raczej nie uradowała. Z powodu braku stypendium zdecydował się Pan pomóc swojemu tacie w jego firmie w Szwecji. Nie bał się Pan, że na tej decyzji straci Pana forma czysto sportowa?

- Jeśli ta moja przerwa od treningów okazałaby się nieco dłuższa, to rzeczywiście mógłby to być problem, a moja forma pewnie by na tym ucierpiała. Celowo wszystko zaplanowałem jednak w taki sposób, aby ta przerwa między trenowaniem wywołana moim wyjazdem do pracy była jak najkrótsza. Nie trenowałem przez dwa miesiące, ale tak naprawdę odpuściłem z konieczności jedynie treningi na wodzie. Cały czas próbowałem stosować jakiś trening zastępczy, by być w odpowiednim rytmie. Teraz nie odczuwam więc wielkiej różnicy i wpływu przerwy, którą poświęciłem pracy.

Vincent Słomiński po nadejściu pandemii zdecydował się na wyjazd do Szwecji i pracę w firmie swojego taty. - Wiedziałem, że na tej decyzji moja kariera sportowa aż tak nie ucierpi - podkreśla w rozmowie z aosporcie.pl / foto: Vincent Słomiński / Archiwum prywatne

- A czy w wyjeździe do Szwecji pomógł fakt, że Pana tata doskonale zdaje sobie sprawę z tego, czym jest dla Pana kanadyjkarstwo, bowiem sam w przeszłości parał się tym sportem?

- Poniekąd tak. Wiadomo, że gdybym nie miał takich możliwości, by wyjechać za granicę i popracować u taty, pewnie musiałbym się zastanowić nad jakimś innym wyjściem, by mieć po prostu jakieś środki na życie i tym samym móc utrzymać formę sportową. Fakt, że mój tata ma firmę, bardzo więc mi pomógł.

- Teraz powrócił Pan już do kraju i tym samym wznowił regularne treningi. Jak wygląda jednak Pana sytuacja sportowa, biorąc pod uwagę, że Pana partner Tomasz Kaczor wciąż dochodzi do siebie po kontuzji barku?

- Aktualnie przygotowuję się do startów w jedynce na te zawody, które odbędą się jeszcze w obecnym sezonie. W przyszłym sezonie, jeśli Tomek już będzie mógł trenować w miarę normalnie, rozpoczniemy przygotowania do Igrzysk w taki sposób, jaki planowaliśmy to w tym roku. Od początku cyklu szkoleniowego, czyli od września, będziemy schodzili prawdopodobnie na dwójki i rozpoczniemy wspólne treningi, by uzyskać jak najwyższą formę na przyszły rok.

- O miejsce na Igrzyskach powalczy Pan najprawdopodobniej przeciwko parze Michał Kudła - Mateusz Kamiński. Czy w związku z tym, że są to Pana kumple, których doskonale Pan zna już od wielu lat, tego typu zawodom będzie towarzyszyć jakiś dodatkowy smaczek? 

- Ja tego tak nie odczuwam. Dla mnie oni są przyjaciółmi i kolegami. Tyle czasu ze sobą spędzamy, że nie ma między nami żadnych zgrzytów i żaden z nas nie chce innemu robić pod górkę. Między nami panuje po prostu czysta rywalizacja sportowa w duchu fair play. Na zawodach dajemy z siebie wszystko. Po starcie każdy uściśnie ze sobą rękę czy przybije piątkę i żyjemy dalej. Normalnie ze sobą rozmawiamy i wszystko jest tak, jak powinno być.

Mateusz Kamiński i Vincent Słomiński wielokrotnie razem walczyli o najwyższe cele. W przyszłym roku staną przeciwko sobie w walce o bilet na Igrzyska Olimpijskie. Obaj panowie pozostają jednak w świetnych relacjach. / foto: PZKaj

- Wcześniej pomocy szukał pan w Polskim Związku Kajakowym i swoim klubie, Stomilu Poznań, którego jest Pan de facto wizytówką już od wielu, wielu lat. Czy mimo ostatecznie braku finansowego wsparcia w tej kwestii, w okresie pandemii mógł Pan liczyć na jakąś inną formę pomocy ze strony swojego klubu?

- Klub wspiera mnie finansowo w takim stopniu, na jakie ma możliwości. Mamy też załatwionego sponsora, więc jakieś pieniądze dostaję, ale oczywiście nie są to jakieś kolosalne kwoty. Byłem więc zmuszony wyjechać za granicę. Nie ukrywam, że były też prowadzone jakieś rozmowy z Polskim Związkiem Kajakowym pod koniec ubiegłego roku. Miałem poniekąd obiecane, że jeśli będę się prezentował z dobrej strony w trakcie zawodów i sprawdzianów poprzedzających Igrzyska, to dostanę jakieś finansowane ze strony Związku. Później to było jednak stale przekładane, aż w końcu dowiedziałem się, że niestety nie dostanę żadnego wsparcia ze strony PZKaj.

- Ma Pan w swoim dorobku medale mistrzostw świata i mistrzostw Europy. Czy ewentualny awans na Igrzyska będzie dla Pana jednak największym sukcesem sportowym w karierze?

- Wiadomo, że Igrzyska to są zawody czterolecia i najważniejsza impreza na świecie. Wyjazd na nie to z pewnością będzie dla mnie największy prestiż w mojej karierze i zrobię wszystko, by tego dokonać! 

- Teraz przed Panem być może najważniejszy rok w sportowej karierze. A czy ma Pan już jakieś plany na po Igrzyskach? Po karierze?

- Nie ukrywam, że podobnie jak Michał Kudła, ja także planowałem zakończenie kariery po Igrzyskach. Teraz jednak poważnie się zastanawiam, jak potoczy się ta moja ścieżka życiowa. Na pewno skupię się na tym, by dokończyć studia. Cały czas je przekładam, ale uczelnia na szczęście bardzo mi pomaga i pozwala zaliczać mi przedmioty w takich terminach, które mi pasują. Po Tokio będę miał już najprawdopodobniej na tyle dużo czasu, że po prostu je wreszcie ukończę.

- W przeszłości w wywiadach wspominał Pan o tym, że choć sport to dla Pana największa pasja, to lubi Pan czasem od niego nieco odpocząć, grając na gitarze czy też w gry komputerowe. Czy teraz, a więc już po założeniu rodziny, wciąż potrafi Pan znaleźć czas dla siebie?

- Tak, to akurat się nie zmieniło. Może nie mam już aż tak wiele czasu, by bawić się w te rzeczy w takim stopniu jak kiedyś. Nie ukrywam jednak, że nadal mam ten kontakt z komputerem. Dla mnie gry komputerowe, brzdękanie na gitarze czy oglądanie jakichś seriali animowanych to po prostu prawdziwy czas relaksu. 

Vincent Słomiński – urodzony 1992 w Człuchowie, ale od lat mieszkający w Poznaniu kajakarz i kanadyjkarz, wicemistrz świata oraz medalista Mistrzostw Europy, wielokrotny mistrz Polski, złoty medalista Akademickich Mistrzostw Świata oraz medalista Uniwersjady. 

Piotrek Przyborowski
📷 Vincent Słomiński / Archiwum prywatne; Polski Związek Kajakowy

0 komentarze:

Prześlij komentarz