aosporcieaosporcieaosporcie

13 kwietnia 2020

Piotr Wojciechowski: Przy tworzeniu przepisów odnośnie koronawirusa ktoś wyraźnie zapomniał o sportowcach


Mieli przygotowywać się do sezonu i mistrzowskich imprez, a zamiast tego musieli przedwcześnie wrócić ze zgrupowania w Macedonii Północnej do kraju i odbyć dwutygodniową kwarantannę, którą zdecydowali się spędzić w klubie. - Rozważaliśmy pozostanie na Bałkanach, ale koniec końców mijałoby się to z celem - mówi Piotr Wojciechowski, trener kajakowego Energetyka Poznań. I dodaje: - Ministerstwo Sportu powinno zareagować. Sportowcy muszą mieć możliwość trenowania!

Kajakarze Energetyka Poznań marzec spędzali na zgrupowaniu w Ochrydzie, urokliwym miasteczku położonym nad Jezioremm Ochrydzkim w pobliżu granicy z Albanią. W związku z pandemią koronawirusa skorzystali z opcji #LOTdoDomu i przedwcześnie wrócili do kraju. By nie zarazić swoich bliskich i w celu podtrzymania formy przymusową dwutygodniową kwarantannę postanowili spędzić wspólnie w przystani nad Wartą. Choć kwarantanna dobiegła już końca, to dopiero początek problemów nie tylko poznańskich kajakarzy, ale i całego sportu. O tym i nie tylko porozmawialiśmy z trenerem Energetyka, Piotrem Wojciechowskim.

Piotrek Przyborowski: - Na jakim etapie przygotowań byli Pańscy podopieczni podczas zgrupowania w północnomacedońskiej Ochrydzie?

Piotr Wojciechowski: - To było zgrupowanie przed całym sezonem. Byli tam członkowie młodzieżowej i juniorskiej kadry narodowej, w większości zeszłoroczni medaliści Mistrzostw Polski, którzy przygotowywali się do mistrzostw świata w swoich kategoriach wiekowych.

- Czy pojawienie się pandemii sprawiło, że imprezy, do których się przygotowywali, zostały teraz podobnie jak Igrzyska przełożone na przyszły rok?

- Na chwilę obecną federacja światowa odwołała wszystkie zawody do końca maja. Jeszcze dalej posunęła się federacja europejska, które odwołała wszystko aż do połowy sierpnia. W tym momencie można powiedzieć, że mistrzostwa Europy juniorów i młodzieżowców, które miały odbyć się w Moskwie, zostaną przesunięte... albo nie odbędą się wcale.

- Czytałem, że tak naprawdę w momencie, kiedy do Ochrydy dotarły wieści o pierwszych zarażeniach w kraju, ulice tego położonego nieopodal granicy z Albanią miasteczka z dnia na dzień zupełnie opustoszały. Jak Maceodnia Północna zareagowała na koronawirusa? 

- Pierwsze przypadki koronawiursa w Macedonii Północnej pojawiły się w dwóch górskich miasteczkach, które od razu zostały odcięte od reszty kraju. W samym Ochradzie do momentu naszego wyjazdu nie wykryto tam żadnego przypadku zarażenia wirusem. O trzech pierwszych zarażonych w tym mieście dowiedzieliśmy się, jak już byliśmy w Polsce. Były to osoby, które wracając do kraju zostały przebadane na lotnisku i trafiły do izolacji domowej. W samej Macedonii kiedy tylko wykryto pierwsze przypadki, szkoły zostały zamknięte, a w dwa dni później to samo spotkało też większość punktów usługowych, w tym restauracji.


- Wydarzyło się to mniej więcej w połowie naszego zgrupowania. Od tego momentu posiłki mieliśmy dostarczane do pokoi, gdyż sami nie mogliśmy ich nawet odebrać z lokalu. Nasze dni przebiegały w rytmie hotel - trening - hotel - trening. Do bazy, w której trenowaliśmy, mieliśmy mniej więcej 300 metrów. Początkowo wszystko było ok, ale z czasem musieliśmy podzielić treningi na pięcioosobowe grupy, gdyż w więcej osób nie mogliśmy się po prostu spotykać.

- Początkowo wraz z klubem myśleliście nad pozostaniem w Macedonii. Dlaczego ostatecznie zdecydowaliście się na powrót do kraju?

- Rzeczywiście na początku nawet niektórzy rodzice naszych zawodników sugerowali nam, byśmy pozostali w Macedonii dłużej, argumentując to nieco spokojniejszą sytuacją niż w Polsce. Tam z dnia na dzień przepisy jednak też były znacząco zaostrzane. Tak naprawdę dwa dni po naszym wyjeździe i tak byśmy już nie mogli tam normalnie trenować. W takiej sytuacji pozostanie tam mijałoby się kompletnie z celem.

- Co z samochodem i sprzętem, który pozostał w Macedonii? Jeszcze niedawno zakładaliście, że może on tam pozostać aż do końca głównej fali pandemii.

- Ostatecznie zdecydowaliśmy się dać ogłoszenie w Internecie i w środę zgłosili się do mnie czterej przewoźnicy. Jeden z nich dostał też jakieś inne zlecenie i przy okazji weźmie nasze przyczepy oraz sprzęt. W kierunku Polski wyruszy w piątkowy poranek, więc wszystko powinno powrócić do nas znacznie szybciej, niż myśleliśmy.

- Jak w związku z pandemią zmieni się cały plan treningowy Pańskich podopiecznych?

- Praktycznie każdy jest zdany sam na siebie. Obecne przepisy podcinają nam nieco skrzydła. Wydaje mi się, że rządzący nieco zapomnieli o sportowcach przy ich tworzeniu. Nie zapominajmy, że wielu z nich to zawodowcy, którzy teraz nie mogą nawet pójść się przebiec i tym samym uniemożliwia się im wykonywanie ich zawodu. To też rzutuje na naszą, czyli trenerów pracę. Przecież zaraz to my będziemy rozliczani z wyników poszczególnych zawodników na imprezach mistrzowskich.


- Większość państw, z którymi mamy kontakt poprzez innych zawodników, umożliwiają tym sportowcom wyczynowym trening, a u nas oberwało się od razu wszystkim. Do kraju wracają członkowie kadry narodowej czy olimpijskiej i mają problem. Tak naprawdę mogą jedynie robić teraz coś w domu czy mieszkaniu. Jak chociaż mają tę piwnicę, to mogą zorganizować tam sobie prowizoryczną siłownię. Moim zdaniem, dużo więcej powinno w tej sprawie zrobić Ministerstwo Sportu. W tej chwili jesteśmy bowiem trochę pozostawieni sami sobie.

- W środowisku kajakarskim pojawiały się różne opinie na temat choćby przełożenia Igrzysk Olimpijskich na przyszły rok. Sądzi Pan, że w związku z obecną sytuacją ich przesunięcie było jednak dobrą decyzją?

- Po tym, jak reaguje wiele państw, przełożenie tych Igrzysk to chyba jednak była jedyna możliwa opcja. Tak naprawdę w tym momencie wiele dyscyplin nie jest w stanie dokończyć kwalifikacji olimpijskich, co dopiero mówiąc o przygotowaniach do samych Igrzysk. Do pewnego momentu rzeczywiście wyglądało to jednak trochę inaczej. Zresztą mamy przykład szwedzki, gdzie nie zareagowano jakoś rygorystycznie na pandemię, a statystyki zachorowań i zgonów są tam podobne jak w innych krajach. Mamy też przykład postępowania takiego, jaki jest teraz w Polsce, gdzie tak naprawdę nie wiem, co mogą nam jeszcze zakazać. Jeśli taki stan potrwa dalej, to w przyszłym roku na Igrzyskach wyjdzie to nam bokiem i winni będą oczywiście trenerzy i zawodnicy.

- Ogólnie moim zdaniem, będzie więcej ofiar związanych nie z koronawirusem, lecz z tym, że ludzie nie mogą teraz chodzić do pracy. Nie jesteśmy krajem, którego obywatele mają mnóstwo oszczędności i mogą sobie pozwolić na taki przymusowy urlop. Firmy będą zamykane, wzrośnie też bezrobocie. Oczywiście należy ograniczać zbiorowiska ludzkie, ale trzeba też pomyśleć nad organizacją takiego życia, w którym ludzie stracą jak najmniej. Bo to, że kryzys związany z pandemią i tak nas mocno zaboli, jest już bardziej niż pewne.

Piotr Wojciechowski  – były kajakarz, a obecnie trener Energetyka Poznań; zdobywca w sumie 29 medali Mistrzostw Polski w różnych kategoriach wiekowych; absolwent Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu oraz Liceum Ogólnokształącego Mistrzostwa Sportowego w Poznaniu, w którym obecnie pracuje jako trener.

Piotrek Przyborowski
📷 Polski Związek Kajakowy; Piotr Wojciechowski; Energetyk Poznań

0 komentarze:

Prześlij komentarz