aosporcieaosporcieaosporcie

30 kwietnia 2018

Koszmar z ulicy Bułgarskiej. Lech Poznań - Górnik Zabrze 2:4

Blisko 12 lat - tyle minęło od momentu, kiedy Lech Poznań po raz ostatni stracił w meczu przy Bułgarskiej aż cztery gole. Koszmar, którego nikt sobie nawet w stolicy Wielkopolski przed sobotnim meczem z Górnikiem Zabrze nie wyobrażał, niespodziewanie się ziścił. Kolejorz oprócz dotkliwej porażki 2:4 utracił jednak coś jeszcze cenniejszego - fotel lidera Ekstraklasy. Ten trafił w posiadanie... Legii Warszawa.

Drużyna Nenada Bjelicy nie poradziła sobie z presją, którą nałożyła na niego piątkowa wygrana Wojskowych, którzy przed własną publicznością pokonali 3:1 Koronę Kielce. Spotkanie z Górnikiem Zabrze nie tylko uwypukliło pewne problemy trapiące Kolejorza, ale także samo w sobie dostarczyło kilku paradoksów.

Lech bez podstawowych ogniw nie istnieje
Mecz z Górnikiem nie był bowiem spotkaniem, w którym Duma Wielkopolski zaprezentowała się jakoś tragicznie. Choćby w pierwszej połowie było wręcz przeciwnie i wydaje się, że wynik 0:2, z którym piłkarze schodzili do szatni, był dla poznaniaków niesprawiedliwy.

Nie należy jednak ukrywać, że pod względem gry obronnej był to jeden z najgorszych występów Lecha w obecnym sezonie. W tej formacji niewiele funkcjonowało tak jak powinno, a pewnie spory wpływ miał na to brak Roberta Gumnego. Nastolatek, który jest jedną z rewelacji tych rozgrywek, w spotkaniu z Górnikiem nie mógł wystąpić z powodu żółtej kartki, którą ujrzał w ostatnim ligowym starciu z Zagłębiem Lubin.

W sobotę wariant z Mario Situmem dał Bjelicy teoretycznie szansę wykorzystania ofensywnych umiejętności swojego rodaka. Tyle tylko, że oba gole dla Górnika w pierwszej połowie padły z po akcjach z prawej strony boiska, co oznacza, że na wstawieniu 26-latka na tę pozycję Lech sporo stracił czysto pod względem defensywy.

To nie był pierwszy mecz, kiedy okazało się, że układanka pod nazwą 'Lech' bez jednego ważnego elementu zupełnie się rozsypuje. Najlepszym tego przykładem niech będzie lutowe spotkanie z Koroną Kielce, kiedy nie mógł wystąpić Łukasz Trałka. W środku pola z konieczności zagrał wówczas Emir Dilaver i zaprezentował się poniżej wszelkiego poziomu - podobnie, lecz pod innym względem, miało to miejsce również w sobotę. Już w drugiej połowie za celowe kopnięcie przeciwnika kolanem Węgier powinien bowiem zostać wyrzucony z boiska.

Eksperyment, na który Bjelica zdecydował się w drugiej połowie, czyli posłanie na prawą stronę Gajosa, również się nie sprawdził. Można było zastanowić się nad ustawieniem na tej pozycji nominalnego przecież prawego defensora Dilavera i ustawieniu w środku solidnego Janickiego. Teraz to już jednak tylko gdybanie.

Kocur Jóźwiak i twarda głowa Gytkjaera
Chociaż w pierwszej połowie strzał tylko i wyłącznie Górnik, to paradoksalnie znacznie lepiej grał Lech. Jednym z najlepszych piłkarzy na boisku w tej części spotkania był bez wątpienia Kamil Jóźwiak. Młody skrzydłowy już na samym początku popisał się sprytnym strzałem, lecz piłka po jego uderzeniu obiła słupek bramki strzeżonej przez Tomasza Loskę. Z kolei, kiedy międzyrzeczanin znalazł się w sytuacji sam na sam ze swoim kolegą z młodzieżówki, to właśnie bramkarz gości okazał się wówczas lepszy.


Swoje dwie okazje miał też Christian Gytkajer, który nieco zwolnił ze strzeleckiego szlaku - w ostatnich czterech meczach trafił jedynie tydzień temu w spotkaniu z Zagłębiem. Co ciekawe - obie po uderzeniach głową. Wydaje się jednak, że do dobrej formy z pierwszej części sezonu wrócił Loska, bowiem za każdym razem to właśnie on był górą w pojedynkach z duńskim napastnikiem.

Dwa strzały życia
Podopieczni Marcina Brosza popisali się natomiast dwoma strzałami życia. Marcin Urynowicz w obecnym sezonie częściej strzelał w III-ligowych rezerwach Górnika, zresztą do sobotniego spotkania z Lechem czekał na swoje debiutanckie trafienie w Ekstraklasie. Udało się to w 18. minucie, kiedy to po dośrodkowaniu (a jakże!) Rafała Kurzawy 22-latek świetnie przymierzył w okienko bramki strzeżonej przez bezradnego w tej sytuacji Matusa Putnockiego.

Jeśli Loska w bramce zabrzan tego dnia niemal szalał, to tego samego nie można powiedzieć w kontekście słowackiego golkipera Lecha, dla którego było to jedno z najsłabszych spotkań w Kolejorzu. W 35. minucie doświadczony bramkarz wypluł piłkę po strzale Szymona Żurkowskiego, a do siatki bez problemów skierował ją... środkowy obrońca Górnika, Mateusz Wieteska.

Zimny prysznic po przerwie...
Jeśli pierwsza część dostarczyła fanom Lecha bardzo słabego wyniku w obliczu całkiem niezłej gry, to druga odsłona sobotniego spotkania odwróciła ten stan rzeczy. Duma Wielkopolski musiała atakować, ale robiła to dość ślamazarnie, a w dodatku popełniała kolejne banalne, jak na jej dotychczasowe występy, błędy w defensywie.

Kryminałem jest gol numer trzy dla gości, który padł w 68. minucie po... rzucie z autu, po którym chyba swoją najciekawszą asystę w obecnym sezonie zaliczył wspomniany już wcześniej Kurzawa (łącznie ma już ich na swoim koncie aż 16!). Owszem, piłka po drodze do bramki zaliczyła kilka kozłów, a ostatecznie do siatki skierował ją Szymon Matuszek, ale to, że nikt jej w tym czasie nie wybił, można potraktować jako mały skandal. Postawa Putnockiego i przy tym golu nie powaliła - Słowak powinien bowiem w tej sytuacji wykazać się większym zdecydowaniem i wyjść do wyrzuconej piłki.

W 73. minucie zrobiło się już praktycznie po meczu. Po kolejnej, już czwartej akcji z prawej strony (tej, na której zabrakło Gumnego) Kurzawa strzelił w kierunku bramki. Chociaż tę próbę zatrzymał jeszcze Putnocky, na dobitkę Damiana Kądziora nie zdołał już odpowiedzieć. Atmosfera przy Bułgarskiej zrobiła się co najmniej grobowa, ale taki wynik i tak nie tłumaczy zachowania części kibiców, którzy zdecydowali się opuścić po tym golu stadion. Inna sprawa, czy kibice to najtrafniejsze określenie w kontekście tych osób.

...i słodko-gorzki powrót Makiego
139 dni zajął powrót Macieja Makuszewskiego na boisko. Ta ultraszybka rekonwalescencja nie odbiła się jednak na jakości dośrdokowań skrzydłowego, którego celem do końca sezonu będzie nie tylko mistrzostwo z Lechem, ale także wywalczenie sobie biletu na MŚ do Rosji.


Maki na placu gry zameldował się tuż po czwartym golu dla Górnika i już po 120 sekundach mógł świętować pierwszą po powrocie asystę. To właśnie po jego podaniu z lewej flanki piłkę do bramki zdołał skierować Ołeksij Chobłenko. Dla młodego Ukraińca było to drugie trafienie w barwach Kolejorza od lutowej bramki w spotkaniu ze Śląskiem Wrocław.

Pierwszy od czasów Rengifo
Nieco upiększyć ten fatalny wynik zdołał jeszcze w doliczonym czasie gry Maciej Gajos. Kapitan Lecha już w samej końcówce zdołał grać znowu bliżej środka, czego efektem było jego przepiękne trafienie przewrotką. Jak trafnie przypomniał Bartosz Nosal (dziennikarz Gazety Wyborczej i współautor bloga Numer 10) ostatnim piłkarzem Kolejorza, który popisał się podobnym strzałem był... Hernán Rengifo. Peruwiańczyk trafił w ten sposób do bramki 25 września 2007 w przegranym przez Lecha 2:3 spotkaniu 1/16 finału Pucharu Polski przeciwko Polonii Warszawa.

Mimo tych dwóch bramek Lech nie odmienił już losów tego spotkania i przegrał drugi mecz z rzędu przed własną publicznością. To kolejny z paradoksów towarzyszących Lechowi w ostatnim czasie. Gra przy Bułgarskiej w fazie finałowej miała być dla niego zaletą, tymczasem dotychczas jest zupełnie na odwrót. A nie zapominajmy, że do Poznania przyjadą jeszcze zarówno Jagiellonia, jak i Legia...

Z pewnością Lech, a tym bardziej jego kibice nie mogą teraz wpaść w żadną histerię. Taki mecz to oczywiście zimny prysznic, ale tak naprawdę szczęście Kolejorza stanowi fakt, że wciąż to wszystko zależy od tylko i wyłącznie niego. Komplet punktów w ostatnich czterech meczach sezonu da Lechowi pierwsze od 2015 roku mistrzostwo Polski bez względu na wyniki przeciwników. W tym momencie należy jak najszybciej zapomnieć o tym fatalnym spotkaniu i rozpocząć przygotowania przed kolejnym. A to przecież ciężki wyjazd do Płocka...


Lech Poznań - Górnik Zabrze 2:4 (0:2)
28.04.2018, INEA Stadion w Poznaniu, 20:30

Gole: 75' Ołeksij Chobłenko, 93' Maciej Gajos - 18' Marcin Urynowicz, 35' Mateusz Wieteska, 69' Szymon Matuszek, 73' Damian Kądzior

Lech Poznań: Matus Putnocky – Mario Situm, Emir Dilaver, Nikola Vujadinović, Wołodymyr Kostewycz – Łukasz Trałka, Maciej Gajos, Radosław Majewski (73. Maciej Makuszewski)– Tymoteusz Klupś (46. Ołeksij Chołbenko), Chrystian Gytkjaer, Kamil Jóźwiak

Górnik Zabrze: Tomasz Loska – Mateusz Wieteska, Dani Suarez, Paweł Bochniewcz, Adrian Gryszkiewicz (90. Adam Wolniewicz) – Damian Kądzior, Szymon Matuszek, Szymon Żurkowski, Rafał Kurzawa – Daniel Smuga (80. Dariusz Pawłowski), Marcin Urynowicz (87. Michał Koj)

Kartki: Majewski, Vujadinović, Dilaver - Bochniewicz, Wieteska, Gryszkiewicz, Loska (wszyscy żółte)

Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń)

Widzów: 28 629

Piotrek Przyborowski
📷 Oskar Jahns / aosporcie.pl

0 komentarze:

Prześlij komentarz