aosporcieaosporcieaosporcie

25 kwietnia 2018

Jak Franek Smuda czynił przy Bułgarskiej cuda. Co słychać u innych byłych trenerów Lecha? (cz. II)

José Mari Bakero bryluje dzisiaj na głównej stronie Internetowej hiszpańskiego dziennika Marca. To więc wręcz idealny moment na drugi (pierwszy możecie przeczytać tutaj) odsłonę tekst z serii, w którym wspominamy wszystkich trenerów, którzy w XXI wieku mieli okazję pracować w Lechu Poznań. Dzisiaj czas jednak nie na legendę Barcelony, lecz szkoleniowca, który przy Bułgarskiej zasłynął wieloma słynnymi powiedzonkami, ale także doprowadził Kolejorza do największego sukcesu na arenie międzynarodowej od lat 90. Panie i Panowie - Franciszek Smuda.

Nie ulega wątpliwości, że decyzja Jacka Rutkowskiego o zakupie Dumy Wielkopolski była jedną z najważniejszych w najnowszych dziejach klubu. Ten zarządzany był do tego momentu przez osoby wywodzące się ze środowiska kibicowskiego - ówczesnym prezesem był obecnie dowodzący Stowarzyszeniem Kibiców Lecha Poznań, Radosław Majchrzak). Chociaż paradoksalnie to właśnie w tym okresie, a w szczególności w 2004 roku po zdobyciu przez drużynę Czesława Michniewicza Pucharu Polski atmosfera wokół klubu była chyba najlepsza w tym milenium, to sporym wciąż sporym problemem były pieniądze, a właściwie ich brak.

Amica okazała się więc dla zadłużonego po uszy Lecha (mowa tu o 20 milionach złotych) prawdziwym wybawieniem. Teraz już mało kto pamięta, że Rutkowski długo wahał się pomiędzy wyborem klubu, który połączy ze swoim zespołem z Wronek. Dużo mówiło się chociażby o... Widzewie Łódź. Ostatecznie opcja Kolejorza zwyciężyła głównie przez to, że w Poznaniu remontowano już wówczas stadion, choć ówczesne plany nie zakładały rzecz jasna tak potężnego obiektu. To zmieniło się dopiero po tym, jak Polska i Ukraina zostały gospodarzami Euro 2012.

Rutkowski swoje porządki rozpoczął od zmiany szkoleniowca. Wybór padł na tego, który często pojawiał się w kontekście Lecha na trenerskiej giełdzie - Franciszka Smudę. Ten w sezonie 2005/2006 doprowadził Zagłębie Lubin nie tylko do trzeciego miejsca w lidze, ale także finału Pucharu Polski, w którym jednak Miedziowi musieli jednak uznać wyższość Wisły Płock.

Franciszek Smuda o współżyciu z poznaniakami

Pierwsze dwa sezony były dla Smudy, jak i całego zespołu głównie wielkim placem (prze)budowy. Trzeba było coś zrobić ze sporą grupą piłkarzy, których nowy Lech odziedziczył po Amice. Jego poprzednik, Czesław Michniewicz swego czasu zasłynął taką oto wypowiedzią:

- Jesteśmy jak Athletic Bilbao, nie zatrudniamy cudzoziemców 

Kolejorz Smudy obcokrajowców sprowadzał czasem nawet hurtowo. Niemniej, w tamtych czasach przewinęło się przez Bułgarską kilku ciekawych stranieri, z którymi Franz oczywiście nie zawsze miał po drodze. Kilku ciekawych piłkarzy do pierwszego zespołu jednak sprowadził. Choćby w kontekście Anderson Cueto dobrotliwie mówił:

- Jednego piłkarza trzeba potraktować pałą, żeby się starał, a innego podrapać za uszkiem

Franciszek Smuda to oczywiście żywa kopalnia cytatów, niejednokrotnie całkiem zresztą dowcipnych. Kiedy Lech w pewnym momencie zameldował się na fotelu lidera, rzekł, że: z Poznania może mnie wyrwać jednie Real Madryt. Natomiast legendarną już wypowiedzią była ta o grze przy Bułgarskiej:

– Przed własną publicznością padliny grać nie można. Musimy przez dziewięćdziesiąt minut być "desperados"!

Oczywiście pobyt Franciszka Smudy w Poznaniu nie powinien być zapamiętany jedynie rzez te wiele ciekawych czy czasem nawet zabawnych anegdotek. To właśnie za kadencji Smudy do Lecha trafiło wielu piłkarzy, którzy rok po jego odejściu świętowali w Poznaniu mistrzostwo Polski. Arboleda, Stilić czy Peszko to piłkarze, którzy wnieśli do Lecha ogromną jakość. Nie należy też zapominać o pewnym skromnym napastniku, który trafił do stolicy Wielkopolski ze Znicza Pruszków. I chociaż krążyło wiele opowieści o tym, że początkowo Franz uznał Roberta Lewandowskiego za tzw. drewno, oficjalnie zaprzeczył temu wiele lat później Cezary Kucharski, ówczesny agent Lewego. Do Ekstraklasy piłkarza, który zaraz być może zostanie nowym graczem Realu Madryt, wprowadził właśnie Smuda. I dokonał tego w Kolejorzu.

W swoim trzecim sezonie doświadczony szkoleniowiec osiągnął też wreszcie z Lechem solidne wyniki także na boisku. Awansował do 1/16 finału Pucharu UEFA (ach, gdybyś się Marcinie Kikucie nie wywalił w tym rewanżu z Udinese, to może ten zespół jeszcze by się rzucił w ostatniej akcji do ataku), zdobył Puchar Polski i wydaje się, że gdyby nie tylko trzecie miejsce na finiszu Ekstraklasy, to pozostałby dłużej przy Bułgarskiej. Ostatecznie jednak po wypełnieniu swojego kontraktu w bardzo cywilizowanych (szczególnie jak na polskie warunki) okolicznościach rozstał się z Kolejorzem i... wrócił do Zagłębia Lubin.

foto: Roger Gorączniak 

Okazało się, że jego kolejny pobyt na Dolnym Śląsku był jednak jeszcze krótszy niż ten poprzedni. W październiku 2009 roku zgłosiła się po niego bowiem reprezentacja Polski. Smuda dostał ciężkie zadanie przygotowania drużyny na Mistrzostwa Europy 2012, których nasz kraj był współgospodarzem. Przez dwa i pół roku kadra rozegrała 34 mecze towarzyskie, Franz przetestował całą rzeszę (sic!) piłkarzy, również tych mających z Polską niezbyt wiele wspólnego (aka Ludovic Obraniak). Euro 2012 to jedna z największych misji w karierze Smudy, której ten jednak nie podołał. Po remisach z Grecją i Rosją kadra swój udział w turnieju zakończyła po koszmarnej porażce z Czechami we Wrocławiu.

Franek bawi się w Kamikadze
Smudę na stanowisku selekcjonera zastąpił Waldemar Fornalik, a były trener Lecha chciał odpocząć od futbolu. W styczniu 2013 skusiła go jednak, wydawać by się mogła oferta kamikadze, którą dostał od  SSV Jahn Ratyzbona, czerwonej latarni 2. Bundesligi. Rezultat tego eksperymentu był jednak fatalny. W 12 meczów pod wodzą Franza zespół zanotował trzy remisy i aż osiem porażek i z hukiem opuścił drugi poziom rozgrywkowy. Smuda nie okazał się strażakiem, który ugasiłby w Ratyzbonie pożar.

Przyszedł więc czas na powrót do polskiego nomen-omen piekiełka i wejście (po raz trzeci!) do tej samej rzeki. Smuda w czerwcu 2013 objął Wisłę Kraków i już w swoim pierwszym sezonie wykręcił z Białą Gwiazdą piąte miejsce - najlepsze dla klubu z Reymonta od mistrzostwa Polski z 2011 roku. Drugiego sezonu z Wisłą nie dokończył - zwolniony został na początku marca 2015, kiedy jego drużyna zajmowała w tabeli szóste miejsce. Wielu kibiców Wisły do dzisiaj nie rozumie, dlaczego klub zdecydował się zakończył współpracę z tak cenionym szkoleniowcem, szczególnie, że jego następcy nie zbliżyli się do wyniku Franza z sezonu 2013/2014.


Sam Smuda w wywiadach często wspomina o czasach, kiedy to po zakończeniu kariery piłkarskiej przyszło mu pracować w Stanach Zjednoczonych przy konserwacji zbiorników ropy w rafinerii. Wydaje się, że żadna praca nigdy nie była mu straszna, więc po ryzykownej ofercie z Ratyzbony na kilkanaście dni przed Wigilią 2016 zdecydował się przejąć znajdujący się w równie fatalnej sytuacji Górnik Łęczna.

I ta misja ostatecznie okazała się dla charyzmatycznego trenera nieudana, Zielono-Czarni na koniec sezonu zajęli przedostatnie miejsce w tabeli i tym samym opuścili Ekstraklasę. Trzeba jednak przyznać, że gdyby nie gol strzelony przez Arkadiusza Siemaszkę w meczu z Ruchem, przygoda Smudy z Łęczną mogłaby potrwać dłużej. Ogólnie rzecz biorąc, Smuda wyciągnął bowiem drużynę z Lubelszczyzny z głębokiego marazmu - patrząc tylko na tabelę w okresie jego pracy w Górniku, ten uplasowałby się w Ekstraklasie na 13. pozycji.

Powrót na stare śmieci
W I ligę Smudzie nie chciało się bawić i latem zeszłego roku opuścił Łęczną. Wówczas zaczęto spekulować, że może to już odpowiedni moment na emeryturę. Franz po raz kolejny postanowił jednak odpowiedzieć krytykom w swoim stylu i wrócił do klubu, w którym odnosił największe sukcesy - Widzewa Łódź!

Franciszek Smuda jest na tyle zdeterminowany, żeby awansować z Widzewem, że nie są mu straszne wszelkie kontuzje

By dodać tej historii jeszcze więcej romantyzmu, warto zauważyć, że czterokrotny mistrz Polski to teraz klub, który wciąż dopiero się odradza. Mimo dobrej sytuacji finansowej oraz olbrzymiego zaplecza kibicowskiego, Widzew wciąż nie może powrócić na szczebel centralny krajowego futbolu. W zeszłym sezonie w tabeli grupy pierwszej III ligi przegonił go nie tylko największy wróg, czyli ŁKS, ale także... Finishparkiet Drwęca Nowe Miasto Lubawskie. 

Wydaje się, że pod wodzą Smudy Widzewowi uda się jednak wreszcie awansować. Po 24 kolejkach Czerwona Armia ma na swoim koncie 53 punkty i przewodzi tabeli, mając dwa oczka przewagi nad drugą Lechią Tomaszów Mazowiecki. Przy dobrych wiatrach, w momencie, kiedy reprezentacja Polski będzie przygotowywać się do odlotu do Rosji, Franciszek Smuda w tym samym czasie może świętować awans z Widzewem do II ligi. Football, bloody hell.

Nieco ponad miesiąc temu pojawił się w tym dokładnie miejscu pierwszy z serii tekstów o byłych trenerach Kolejorza. W nim macie okazję zapoznać się z historią szkoleniowców, którzy mieli okazję go trenować na samym początku XXI wieku. Bez czego nie istniałby Czesław Michniewicz? Dlaczego Lech był zarządzany przez Rumcajsa i Cypiska? Który były trener Lecha dopiero niedawno zaliczył swoje pożegnanie z Afryką? Tego dowiecie się właśnie z tego tekstu!

źródła:
Piotrek Przyborowski
📷 Roger Gorączniak 

0 komentarze:

Prześlij komentarz