aosporcieaosporcieaosporcie

10 marca 2017

Arka zatopiona, "Kolejorz" chce tego mistrzostwa! Arka Gdynia - Lech Poznań 1:4

Lech Poznań rozpieszcza w 2017 tak swoich kibiców, że aż ciężko napisać coś o nim odkrywczego. Tym razem poznaniacy przejechali się po przyjaciołach z Pomorza. Arka Gdynia poległa u siebie z Kolejorzem 1:4, a ten przynajmniej na chwilę wskoczył na fotel lidera Ekstraklasy.

Na boisku może się pojawić ktokolwiek, a i tak będzie szło - tak w skrócie można by określić samograja, który został stworzony przez Nenada Bjelicę. W Gdyni Chorwata zabrakło przy linii bocznej z powodu kary nałożonej przez Komisję Ligi w tygodniu, ale nie przeszkodziło to jego drużynie w kolejnej demolce.

Piątkowe spotkanie przy ulicy Olimpijskiej było świętem piłkarskim w czystej jego postaci. Mecz przyjaźni, wszak na trybunach dopingowali członkowie Wielkiej Triady, przed spotkaniem nie bez powodu odśpiewano (z podkładem muzycznym!) hymn Lecha Poznań. Ten notabene brzmi o niebo lepiej o tego gdyńskiego, ale nie w tym rzecz. Najważniejsze, że kibice naprawdę świetnie się bawili, a do tego obejrzeli bardzo dobre zawody.

Jeśli trener gospodarzy Grzegorz Niciński miał jakiś plan przed pierwszym gwizdkiem, a z pewnością tak było, to wszystkich notatek mógł się pozbyć już w piątej minucie. Kolejna szarża Radosława Majewskiego i asysta przy golu nieupilnowanego Macieja Gajosa. Chociaż sam Maja w swojej kolejnej płomiennej przemowie w pomeczowym wywiadzie przyznał, że chciał jeszcze ukuć tę sztukę. Wiosna w wykonaniu byłego (a może i jeszcze kiedyś ponownego?) reprezentanta Polski jest taka jak całego Lecha - więcej niż dobra. Trzy gole i dwie asysty w 2017 roku mogą robić wrażenie.

W 17. minucie być może padł gol sezonu i nie rzucam tu słowami na wiatr. Darko Jevtić zabawił się z obrońcami Arki, mijając ich jak tyczki i idealnie wymierzył w bok bramki strzeżonej przez Konrada Jałochę. Może i nie było to jakieś spektakularne trafienie z dystansu (bardziej przypominało gola Kownackiego ze spotkania z Ruchem Chorzów), ale i tak mogło wywołać ogromne wrażenie.

Skoro już do tablicy wywołany został Kownaś, to ten również wpisał się na listę strzelców jeszcze w pierwszej połowie. Na minutę przed końcem tej części gry wykorzystał fenomenalny przerzut piłki Wilusza, jeszcze podbił sobie futbolówkę i strzałem z małego woleja trafił na 0:3. Dla 28-letniego defensora, któremu wiosną również wyraźnie póki co służy, była to pierwsza asysta w Ekstraklasie od... 30 marca 2012, kiedy zanotował kluczowe podanie w starciu GKS-u Bełchatów z Lechią Gdańsk.

Po przerwie piłkarze Arki dokonali, zdawać by się mogło, rzeczy niemożliwej - strzelili Lechowi gola. Ostatnim, który pokonał któregoś z golkiperów Kolejorza, był Marcin Budziński, ale było to jeszcze w minionym roku kalendarzowym. W 2017 Matus Putnocky został po raz pierwszy pokonany przez Rafała Siemaszko. Dla super-jokera w talii trenera Nicińskiego było to już szóste trafienie w obecnym sezonie, dopiero trzecie, kiedy przebywał on na boisku od początku spotkania.

Lech przez moment był oszołomiony, przecież nie jest przyzwyczajony w ostatnim czasie do tracenia goli. W porę jednak gra znów się ustabilizowała, a z czasem przyszedł czas na zmiany. Na boisku pojawili się Miahi Radut i Marcin Robak i to właśnie duet panów o inicjałach MR dał Lechowi gola numer cztery. Po rzucie wolnym wykonywanym przez Rumuna swojego 13. gola w tym sezonie trafił Robak. To oznacza, że 34-latek zrównał się z liderującym klasyfikacji najlepszych strzelców Konstantinem Wasiljewem.

Ostatecznie Kolejorz wygrał 4:1 i został nowym liderem Ekstraklasy, póki co przynajmniej na te kilkanaście godzin. Jutro bowiem prześcignąć go mogą Lechia Gdańsk (vs. Ruch Chorzów) i Jagiellonia Białystok (vs. Korona Kielce). Pozytywów widać jednak znacznie więcej - test zdała bowiem osłabiona, czysto teoretycznie, przez zawieszania za kartki defensywa. Nieźle spisał się w swoim dłuższym pierwszym epizodzie dla Dumy Katalonii Marcin Wasielewski, którego nie zdeprymowała nawet żółta kartka na początku drugiej połowy. Cieszy też, że Lech poradził sobie bez Nenada Bjelicy u boku, a jego asystent Rene Poms z pewnością zaskarbił sobie jeszcze większą przychylność kibiców. I obiecał w wywiadzie z Żelisławem Żyżyńskim, iż w ciągu trzech miesięcy będzie już udzielać wywiadów po polsku. Miło, że chorwacko-austriackie trio (oprócz wyżej wymienionych panów należy doliczyć do tego jeszcze doktora Martina Mayera) nie traktują projektu pt. Lech Poznań za jedynie przystanek. Chcą dokonać w stolicy Wielkopolski czegoś wielkiego. I oby im się to udało!

Arka Gdynia - Lech Poznań 1:4 (0:3)
10.03.2017, Stadion Miejski w Gdyni, 20:30

Gole: 52' Rafał Siemaszko - 5' Maciej Gajos, 17' Darko Jevtić, 44' Dawid Kownacki, 79' Marcin Robak

Arka: Jałocha - Zbozień, Sobieraj, Marcjanik, Marciniak - Sambea (77' Nalepa), Hofbauer - da Silva (73' Bożok), Szwoch (61' Trytko), Formella - Siemaszko

Lech: Putnocky - Wasielewski, Nielsen, Wilusz, Kostewycz- Makuszewski (82' Pawłowski), Trałka, Gajos, Majewski (66' Radut), Jevtić - Kownacki (75' Robak)

Kartki: Sobieraj - Wasielewski (żółte)

Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork)

Widzów: 11 514

Autor: Piotr Przyborowski | @P_Przyborowski | piotrek.przyborowski@gmail.com | foto: Piotr Przyborowski / aosporcie.pl

0 komentarze:

Prześlij komentarz