aosporcieaosporcieaosporcie

26 czerwca 2016

Euro 2016: Wypaliło. Będzie finał?


Dzień po wielkim meczu w Saint-Étienne czas na chłodno przeanalizować to, co się wydarzyło w sobotnie popołudnie. Reprezentacja Polski awansowała po raz pierwszy w historii do ćwierćfinału Mistrzostw Europy, a w kraju już słychać nastroje dające nam pewny tytuł. Tymczasem droga do finału wcale nie jest tak do końca usłana różami...

Dlaczego się udało?
O tym piszą wszędzie, więc nie będę odkrywczy. W drużynie zadziałało to, co nie udawało się poprzednim reprezentacjom. Selekcjoner, który okazał się geniuszem. Trener Adam Nawałka pokazał, że potrafi stworzyć na nowo piłkarza. A to Artur Jędrzejczyk gra całkiem nieźle na lewej stronie obrony, a to Michał Pazdan jest nagle przymierzany do Barcelony, a Łukasz Fabiański jest tytanem energii i szaleństwa, o co chyba nigdy by go nikt nie podejrzewał. Nie było też jakichkolwiek spin i niedomówień związanych z piłkarzami, którzy do Francji nie pojechali. Odpadli ci, którzy w ostatnim czasie mieli w swoich klubach tylko momenty (Teodorczyk, Sobiech). Trzeba przyznać, że pod tym względem selekcjoner zachował się mocno odpowiedzialnie, nie kombinował, ale też nie musiał tego robić, bo...

...w tej reprezentacji czuć też tę wyjątkową atmosferę. Nie było żadnych afer związanych choćby np. z takim alkoholem (2008 - Boruc, Dudka i Majewski, 2010 - znowu Boruc i Żewłakow), a nawet jeśli takowe ekscesy się pojawiły, to... nikt o nich się nie dowiedział, ale w sumie to i dobrze. Trzeba przyznać, że w porównaniu z poprzednimi turniejami, na których Polska grała, wszystko wygląda na o wiele bardziej profesjonalnie zorganizowane.

Czytaj też: To miały być polskie mistrzostwa i takie są! Nie tylko z powodu naszej reprezentacji!

To bez wątpienia zasługa PZPN-u. Już dawno atmosfera wokół związku nie była tak pozytywna. Coraz mniej słychać na trybunach pewnej słynnej przyśpiewki, coraz częściej za to wychwala się prezesa Bońka i spółkę. I nawet jeśli zdarzają się antyzwiązkowe gagatki, to jednak nie pamiętają one już chyba czasów poprzedniego prezesa, też słynnego niegdyś piłkarza. A nawet podczas kadencji raczej chwalonego Michała Listkiewicza zdarzały się takie wyczyny, jak kucharz zamiast selekcjonera na konferencji prasowej.

Nie ulega też wątpliwości, że selekcjoner trafił na najlepsze pokolenie piłkarzy. Większość z nich gra w dobrych zagranicznych klubach, w których nie siedzi na ławce, ale odgrywa bardzo ważną albo nawet kluczową rolę. Minęły już czasy, gdy trzecim bramkarzem był Wojciech Kowalewski tułający się między Rosją a Koroną Kielce, a w środku pola muszą grać piłkarze importowani zza Odry.

Czy aby na pewno droga usłana różami?
Chociaż oczywiście kibicuję naszej kadrze, to droga reprezentacji Polski do finału wcale nie jest taka łatwa. Reprezentacja Portugalii niby daje ciała przez cały turniej, ale jakoś zdołała przebrnąć do tego ćwierćfinału, chociaż teoretycznie dokonała tego bez wciąż wygranej (Chorwację pokonała przecież dopiero po dogrywce). Podopieczni Fernando Santosa pokazali jednak, że potrafią grać nudno, ale skutecznie. To może być też ich duża broń przeciwko naszym kadrowiczom.

W ewentualnym półfinale możemy wpaść na Walię lub Belgię. Obie drużyny okazały się niezwykle groźne na tym turnieju, chociaż zaczęły inaczej. Gareth Bale i spółka wygrały grupę, w której grali ich odwieczni rywale z Anglii, kończąc tę fazę przekonującym zwycięstwem z Rosją. Natomiast Czerwone Diabły zaczęły słabo, od porażki z Włochami, ale koniec końców udało im się wyjść z drugiego miejsca. W 1/8 finału Walia tylko dzięki bramce samobójczej rozprawiła się skromnie 1:0 z Irlandią Północną, z kolei Belgowie dali wielki popis w spotkaniu z solidnymi dotąd Węgrami. 4:0 i kapitalny występ Edena Hazarda powinien dać duży ból głowy ewentualnym rywalom tej ekipy.

Po meczu ze Szwajcarią wątpliwości budzić może również nasza ławka rezerwowych. Co prawda podczas spotkania z Helwetami udało się nie dostać żadnej głupiej żółtej kartki (aka Cabbage Boy), ale nasza ławka wygląda dosyć mizernie. Z jednej strony wciąż głodne minut młode wilczki z Ekstraklasy (Stępiński i Linetty), z drugiej piłkarze bliżsi końca niż początku (Jodłowiec, Peszko). A sił to nam w tej dogrywce już brakowało... Tymczasem do spotkania z Portugalią wiele czasu już nie zostało.

Chociaż wciąż jest wiele wątpliwości, mecz ze Szwajcarią dodał reprezentantom Polski prawdziwego kopa, który może mieć wielkie znaczenie w czwartek. 30 czerwca może być jednym z najważniejszych dni w historii nowożytnego polskiego futbolu. Miejmy nadzieję, że to będzie jednak tylko pierwszy z trzech najważniejszych dni...

Autor: Piotrek Przyborowski | @P_Przyborowski | piotrek.przyborowski@gmail.com

0 komentarze:

Prześlij komentarz