aosporcieaosporcieaosporcie

19 lutego 2018

Karolina Sztokfisz: Mam nadzieję, że kiedyś snowboard nie będzie schodził z ust Polaków

W 2009 roku w koreańskim Gangwonie  Karolina Sztokfisz odniosła jeden ze swoich największych sukcesów, zajmując 15. miejsce w gigancie równoległym na Mistrzostwach Świata. Teraz polska snowboardzista w tym samym kraju zakończy swoją karierę podczas Igrzysk w Pjongczangu. Dlaczego do Soczi musiała przygotowywać się za własne pieniądze? Jak wygląda codzienny trening snowboardzisty?  Jaka jest przyszłość tego sportu w Polsce? Tego wszystkiego dowiecie się z lektury tego wywiadu!

Ekipa snowboardzistów na Igrzyska Olimpijskie w Pyeongchang pod względem liczebności wyrównała rekord z 2006, kiedy to do Turynu również pojechało Was sześciu. Sądzi Pani, że ilość przerodzi się w jakość i w Korei Południowej polski snowboard powalczy wreszcie o pierwszy medal w historii?

- Ja się bardzo cieszę, że polski snowboard idzie do przodu, a dotyczy to szczególnie twardej deski. Kilka lat temu mieliśmy ciężki czas za kadencji ówczesnych władz PZS. Wówczas to właśnie my najbardziej ucierpieliśmy i dużo zawodników po prostu zrezygnowało. Staramy się teraz to odbudować i piąć się w górę. Każdy z nas poświęca temu cały swój czas i energię.

W Soczi nie udało się Pani przebrnąć eliminacji, chociaż slalomie równoległym zabrakło naprawdę niewiele. Nie żałuje nieco Pani, że w Korei ta konkurencja pojawi się jedynie w wersji gigant?

- Bardzo żałuję. Nie tylko przez to, że lubię slalom, ale także dlatego, że mamy teraz tylko jedną szansę pokazania się na Igrzyskach Olimpijskich. Mam więc nadzieję, że na następne Igrzyska slalom powróci.

W tym sezonie Pucharu Świata zgromadziła Pani 218 punktów, co póki co daje 38. miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. W Cortina d'Ampezzo, Rogli oraz Bansku udało się Pani przedrzeć do czołowej trzydziestki. Czy sądzi Pani, że Pyeongchang jest szansa na awans do najlepszej szesnastki i tym samym przejście kwalifikacji?

- Niestety ostatnio nie miałam dobrych wyników, z czego doskonale zdaję sobie sprawę. Przez cały czas trenuję i moje życie poświęcam snowboardowi. Przeszłam przez trzy operację stawów barkowych i dalej walczę, aby pokazać się z jak najlepszej strony.

Wraz z Panią będą stratować też dwie rodaczki – Weronika Biela oraz Ola Król. Tworzycie Panie solidny polski team snowboradzistek. Każda z Was z pewnością walczy o swój indywidualny sukces, ale czy wspieracie się w jakiś sposób? Czy razem przygotowywałyście się Panie do IO?

- Spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu. Nie tylko na treningach, ale także i poza nimi. Wsparcie jest bardzo ważne i wiemy, że możemy na siebie liczyć. Chociaż nasz sport jest indywidualny, to oczywiście kibicujemy sobie nawzajem.

Jaka jest przyszłość polskiego snowboardu? Medalu na Igrzyskach Olimpijskich jeszcze się nie doczekaliśmy, z kolei po raz ostatni reprezentant Polski stał na podium Mistrzostw Świata w 2009 roku i co ciekawe, miało to miejsce również w Korei Południowej. Czy jest szansa, że wkrótce ktoś powtórzy tamten sukces Pauliny Ligockiej?

- Tak, jak już wspomniałam wcześniej, były lepsze i gorsze czasy dla polskiego snowboardu. Niestety czasu nie da się cofnąć i tak naprawdę musimy odbudować to, co było oraz zachęcać innych do trenowania i promowania deski.

Niewiele pojawia się informacji o snowboardzie w tradycyjnych mediach, choć to sport całkiem widowiskowy i potrafi dostarczyć naprawdę wielu emocji. Jak Pani myśli, z czego to wynika, że przez wielu w Polsce ten sport traktowany jest jedynie jako ciekawostka?

- Przez całą tę aferę, jaka miała miejsce kilka lat temu, większość osób myśli, że jak rozpadł się związek snowboardowy, to i nie ma zawodników. To oczywiście nie jest prawda. Bardzo nam zależy, aby rozreklamować snowboard, bo jest tego wart. Niestety bardzo ciężko się jest przebić przez inne dyscypliny, ale mam taką nadzieję, że niedługo snowboard nie będzie schodził z ust Polaków za sprawą naszych dobrych wyników.

Teraz Pyeongchang, chwile później jeszcze trzy starty w Pucharze Świata, a jak wygląda dalszy trening snowboardzisty latem i aż do początku kolejnego sezonu?

Jeśli chodzi o mnie, to swoim drugim startem na Igrzyskach Olimpijskich kończę swoją karierę. Może wystartuję jeszcze na Mistrzostwach Polski, ale o tym tak naprawdę zdecyduję po starcie w Korei. Do końca sezonu oprócz Pucharów Świata zostały także Puchary Europy, na które wybiera się nasza kadra. Po zakończeniu sezonu jest okres roztrenowania, chwila wytchnienia. Od początku maja zaczyna się już przygotowanie do następnego sezonu. Treningi są różnorodne, mamy m.in. rower, bieganie, siłownia, itp. Wszystko jest oczywiście rozpisane i prowadzone przez naszych trenerów.

Jakie więc ma Pani plany po zakończeniu kariery?

W czerwcu wychodzę za maż, zrobię sobie jakieś wakacje, a co później, to zobaczymy!

Na poziomie organizacyjnym i wsparcia od PZN, jesteście Państwo lepiej wspierani niż to miało miejsce przed Igrzyskami w Soczi?

Tak. Możemy spokojnie trenować i na tym się skupić. Przed Igrzyskami w Soczi miałam bardzo dużo problemów z przygotowaniem. Musiałam w to wszystko włożyć bardzo dużo pieniędzy, gdyż nie miałam wsparcia ze strony Związku. Dalej jestem wdzięczna i bardzo dziękuję rodzicom, którzy mi pomagali. Teraz nie było już na szczęście takich problemów. Miałam spokój psychiczny i wszystko było zapewnione. Tak jak to zresztą powinno być.

Narciarzom czasem życzy się połamania nart, a czego należy życzyć snowboardzistom?

Szczerze mówiąc, to nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale w sumie możemy tak powiedzieć!

Piotrek Przyborowski

0 komentarze:

Prześlij komentarz