aosporcieaosporcieaosporcie

26 września 2016

Kamieni kupa przy (prawie) komplecie publiczności. Lech Poznań - Arka Gdynia 0:0 [Raport Kolejorz #50]

Lech Poznań zremisował w niedzielę przy akompaniamencie niemal 40 tysięcy kibiców z Arką Gdynia 0:0 i czołówka ligi oddala się od niego w dalszym ciągu. Strata do Jagiellonii wynosi już dziesięć punktów, a przewaga nad drużynami z drugiej połówki tabeli maleje.

Od początku Lech starał się przejąć inicjatywę, ale problemy w kreacji były rażące. Każdy z graczy żył własnym życiem, zupełnie brakowało ostatniego podania, a i stałe fragmenty były marnowane w podręcznikowy sposób. Teoretycznie ofensywne ustawienie z tylko jednym defensywnym pomocnikiem nie przynosiło efektu, bo Gajos, Majewski i Robak bezustannie wchodzili sobie w drogę i najlepiej prezentowali się, kiedy starali się wejść w drybling. Najbardziej aktywna była za to lewa flanka, gdzie Kadar dobrze współpracował z Pawłowskim, ale jego wrzucanie piłki przywodziło na myśl technikę kopania piłki w stylu Darka Dudki. Co do Pawłowskiego - był chyba najbardziej aktywnym graczem drużyny i to on wykreował sobie najlepszą sytuację w meczu; po kilkunastu minutach gry zszedł do środka i ładnie przymierzył prawą nogą w kierunku długiego słupka; piłka odbiła się od poprzeczki i wróciła w pole. Generalnie rzecz biorąc jego aktywność trzeba ocenić bardzo pozytywnie, tylko że jak zawsze pojawiał się jeden błąd - w każdej akcji poza tą wspomnianą robił o jeden drybling za dużo i dokonywał złych wyborów. 

Arka tymczasem była raczej skupiona na obronie i wychodziło im to dobrze, nie wpuszczali graczy Kolejorza w pole karne, a ci nie decydowali się na strzały z dystansu. Podobnie dobrze radzili sobie z dośrodkowaniami, chociaż trzeba przyznać, że stały one na żenującym poziomie. Jedyny groźny atak przeprowadzili tuż przed przerwą, gdzie strzał Abbotta o centymetry minął długi słupek bramki Putnockiego. 

W drugiej połowie obraz gry za bardzo się nie zmienił; Lech ruszył trochę agresywniej do ataku, ale nie stwarzał groźnych sytuacji, chyba że uznamy za taką strzał Kędziory po ziemi w środek bramki. Arka nie starała się też odgryzać, z czasem spotkanie coraz bardziej przypominało, że jest to mecz dwóch zaprzyjaźnionych ekip. Wejście Makuszewskiego za dramatycznie słabego Jevticia nie zmieniło absolutnie nic, skrzydłowy starał się co prawda szarpać, ale jego dośrodkowania dostosowywały się do poziomu. A jakakolwiek nadzieja na zdobycie bramki zgasła w momencie wprowadzenia Kownackiego za Robaka. Nie żeby doświadczony snajper coś pokazywał, ale jego młody następca zniknął od razu po wejściu, tak jak gdyby kogoś miało to zaskoczyć. Podobnie zresztą Formella, który zastąpił miotającego się od początku drugiej części Pawłowskiego.

Do końca meczu nie wydarzyło się już absolutnie nic. Sam remis nie jest wielkim rozczarowaniem, mecze przyjaźni rządzą się swoimi prawami, ale styl gry nie daje się zaakceptować. Pozostaje mieć nadzieję, że to chwilowa indolencja i drużyna dopiero zaczyna się odbudowywać po ostatnim kryzysie.

PS: To jubileuszowa, już pięćdziesiąta odsłona Raportu Kolejorz. Co prawda, od pewnego czasu trochę z nim tutaj ciężko, ale postaramy się go nadal publikować w miarę regularnie. Maturalni eksperci piłkarscy pozdrawiają!

Autor: Zbigniew Jankiewicz @zbig_realista | zbig.jankiewicz@gmail.com | foto: Piotr Przyborowski / aosporcie.pl

0 komentarze:

Prześlij komentarz