aosporcieaosporcieaosporcie
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą FC Barcelona. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą FC Barcelona. Pokaż wszystkie posty

30 grudnia 2014

15 grudnia 2014

Jak to Łysy z UEFA rozlosował kulki


Od lat wszyscy czekają na Łysego z UEFA, czyli Gianniego Infantino i jego kulki. Nie inaczej było i dzisiaj podczas losowania Ligi Mistrzów, które odbyło się w szwajcarskim Nyonie. I trzeba przyznać, że Włoch i spółka wylosowali nam kilka ciekawych par 1/8 finału tych elitarnych rozgrywek.

10 grudnia 2014

A jednak City! Poza tym faworyci


Wczoraj mieliśmy mniejsze i większe niespodzianki w Lidze Mistrzów. Dzisiaj ich zabrakło, chociaż zależy jak traktować awans jałowego w tym sezonie Manchesteru City. Czas podsumować środowe spotkania w tym europejskim cyrku piłkarskim.

26 października 2014

Marazm


Wczoraj już pisaliśmy o El Clásico, ale dzisiaj czas na ciąg dalszy. Wczorajszy mecz Realu z Barceloną, który zakończył się wynikiem 3:1 przypominał Klasyk na Bernabéu sprzed trzech lat. Bramka na samym początku, wyrównanie około 30 minuty, a na drugą część wyszła tylko jedna drużyna. Wczoraj role się jednak odwróciły.

25 października 2014

Lista grzeszków Luisa Enrique. Na razie rozgrzeszenie


Real Madryt wygrał dzisiaj na Estadio Santiago Bernabéu z Barceloną 3:1. Pojawia się tutaj więc naturalne pytanie: czy Luis Enrique to jednak dobry trener dla Dumy Katalonii? Nadal uważam, że tak, ale kilka grzeszków już na Camp Nou popełnił. Na razie daję mu rozgrzeszenie, ale na żółtą kartkę już chyba zasłużył.

El Clásico, czyli jak w 90 minut uszczęśliwić lub wpędzić w depresję pół miliarda ludzi


Już dzisiaj po raz kolejny w tym roku jedenastki Realu Madryt i Barcelony wyjdą naprzeciwko siebie. Jednak będzie to mecz inny niż wszystkie. W obu drużynach nastały poważne zmiany, Barcelona znacznie poprawiła się w obronie, a Real w ataku (tak, pamiętam o PSG i Atlético, ale biorę pod uwagę statystyki). Jak będzie wyglądał ten mecz?

24 sierpnia 2014

Embargo dla Barcelony: La mano negra czy wina Tuska?


Minęło raptem kilka dni od tego, jak grom z jasnego nieba spadła na nas wiadomość, że wicemistrz Hiszpanii nie dokona transferów w roku 2015. Barca kilkukrotnie przekroczyła limit kupna niepełnoletnich graczy. Sytuacja jest analogiczna do casusu Legii, ale nie to jest tematem mojego artykułu.

22 sierpnia 2014

Najlepsza liga świata dopiero się zaczyna


Już jutro, wieczorem wszystko się zacznie. Czas na najlepszą ligę świata - Primera División. A w tym sezonie uwagę poświęcić będzie można jej po raz pierwszy od dawna nie tylko ze względu na dwóch gigantów.

28 lipca 2014

Myśli Zbyszka: Jak ulec presji ludu, czyli dlaczego Suárez jest najgorszym transferem od czasu Czyhrynskiego


Wiedziałem wcześniej, że zarząd Barcelony to idioci, ale nie przypuszczałem, że aż tacy. Nie dość, że Duma Katalonii ma rażące braki w defensywie, Zubizarreta, Bartomeu i spółka postanowili wydać ponad 80 mln euro na napastnika, który stylem gry nie pasuje do klubu.

17 maja 2014

El fin de semana: Czy sen Atlético zamieni się w koszmar?

Najważniejszy mecz sezonu może nie porwał tak jak niedawne El Clásico, ale na pewno był spotkaniem, które zostanie zapamiętane na wiele lat. Atlético zremisowało na Camp Nou i absolutnie zasłużenie zdobyło swoje 10. mistrzostwo Hiszpanii.

Mogę powiedzieć, że czuję się teraz wielkim prorokiem. Przed sezonem przewidziałem to, co się dzisiaj spełniło - triumf Rojiblancos. Teraz jedynie można mieć lekkie obawy, czy to Atlético w przyszłym sezonie będzie miało jeszcze jakiekolwiek szanse na obronę tytułu?

Przełamali hegemonię
Na Półwyspie Iberyjskim od lat rządzili dwaj magnaci z Barcelony i Madrytu. W tym sezonie po 10 latach ta farsa passa wreszcie została przełamana. Niedawno mieliśmy właśnie jubileusz ostatniego mistrzostwa spoza Camp Nou i Santiago Bernabéu. To był rok 2004 i niesamowity Rafa Benítez i jego Valencia.

Nietoperze zdobyły wówczas dublet. Zgarnęły też Puchar UEFA. W sumie to w obu tych historiach widzimy wiele analogii. Mocny trener, niedoceniani w innych klubach zawodnicy, finał europejskiego pucharu. Czy Atlético powtórzy historię ekipy z Mestalla?

Będą rozbiory?
Po sezonie 03/04 i w latach kolejnych Valencię konsekwentnie rozbrajano. Zaczęto od podebrania trenera. Benítez odszedł do Liverpoolu. Później wykupiono największe gwiazdy, które cieszyły kibiców na Mestalla.

Pieniądze z wygranej w lidze i kolejnych sprzedawancyh piłkarzy były oczywiście inwestowane. Niestety taki np. Joaquín, który przyszedł z Betisu w 2006 roku za rekordową dla klubu sumę 25 milionów euro nie spełnił pokładanych w nim nadziei.

Warto też mieć na uwadze, że sytuacja w Valencii była jednak wtedy trochę inna, gdyż klub powrócił na mistrzowski tron po zaledwie przerwie niebytu.

Teraz pojawiają się oczywiście po prostu podobne obawy. O ile sam Diego Simeone raczej na Vicenete Calderón pozostanie, to nie wiadomo, co stanie się z zawodnikami, którzy obecnie są filarami jego zespołu.

Thibaut Courtois już teraz przymierzany jest na pierwszego bramkarza Chelsea. Do Londynu miałby przenieść się również Diego Costa. Za Koke klub ze stolicy miałby zażądać przeolbrzymiej kwoty 60 milionów euro, ale i na niego zapewne znajdzie się jakiś chętny?

El sueño del Atlético
Jedno jest pewne. Ten sezon dla Atlético jest magiczny. Jest, bo może być jeszcze lepszy, jeśli Cholo i spółka pokonają za tydzień na Estádio da Luz w finale Ligi Mistrzów Real Madryt. Dla Królewskich sam Puchar Hiszpanii to o wiele za mało. Na La Décimę czekają za długo.

Do tego spotkania jeszcze na pewno wiele się jednak wydarzy, a i tutaj będziecie mogli przeczytać odpowiednią zapowiedź. Ja sam zapraszam na nie wraz z Michałem Kędzierskim. Skomentujemy je na antenie TakSięGra TV.

5 maja 2014

Mundialowo: Czemu Argentyna wygra Mistrzostwa Świata? (cz. 2)

Ostatnio było o Messim. Teraz... też będzie o Messim, ale w dużo mniejszym wymiarze. Reprezentacja Argentyny jest przeze mnie przedstawiania jako jeden z faworytów piłkarskich Mistrzostw Świata. Czy patrząc jednak ściślej na piłkarzy tej drużyny, mogę utwierdzić się w moim przekonaniu?

Trafił w moje ręce w ostatni wtorek nowy numer Piłki Nożnej, która przeżyła lekką rewolucję. Jest drukowana w większym formacie, na innym papierze, powróciły do niej pewne działy znane z zamkniętego w zeszłym roku miesięcznika Piłka Nożna Plus. Nie, żeby to była jakaś reklama, ale bardzo polecam w nim do przeczytania relację Leszka Orłowskiego wprost z Madrytu. Teraz jednak przejdęEtykiety do właściwej treści tego odniesienia. Otóż w tym oto tygodniku przeczytałem naprawdę ciekawy artykuł na temat Albicelestes, w którym omówiona były poszczególne formacje. Toteż niektóre informacje pozwoliłem sobie z tego artykułu wyłowić.

Willy - gdzie jesteś?
Zacznijmy może od tego: czemu w koszulce reprezentacji Argentyny gra piłkarz, który w swoim klubie jest tylko rezerwowym? Tego chyba nie rozumie nikt. Oczywiście niektórzy będą się wspierać, że przecież Iker Casillas i w ogóle. No, ale kto tu będzie porównywać Casillasa do Sergio Romero?

O Romero właśnie tutaj mowa. 27-latek, mimo hucznych zapowiedzi tak naprawdę, nigdy nie przebił się do światowego topu. Jego największym osiągnięciem jest mistrzostwo Holandii z AZ Alkmaar i oczywiście słynny złoty medal IO 2008. Ten sezon gra na wypożyczeniu w AS Monaco, ale ten cudzysłów jest w tym momencie zamierzony. Romero w tym sezonie rozegrał 10 spotkań, w tym tylko jeden w lidze. Bez komentarza.

PN trafnie zauważa, że w takiej sytuacji rosną szanse na miejsce w pierwszym składzie Mariano Andújara. 30-latek w tym sezonie wpuścił co prawda 42 gole, a jego Catania spadnie z Serie A, ale przynajmniej gra regularnie i... od lipca będzie zawodnikiem Napoli! Paradoksalnie więc, MŚ mogą być dla niego odskocznią do pierwszego składu w składzie świeżych zdobywców Pucharu Włoch.

Przed tym sezonem mówiono o tym, że to Oscar Ustari może być numerem 1. na MŚ. Z tego też powodu starszy o rok od Romero golkiper przeniósł się z Boca Juniors do Almeríi, tym samym powracając na Półwysep Iberyjski po roku spędzonym w stolicy (wcześniej grał w Getafe). Tyle, że szkoleniowiec zespołu z Andaluzji, Francisco Rodríguez, stawiał w tym sezonie na Estebana, a Ustari rozegrał tylko cztery spotkania w Copa del Rey. Zimą przeniósł się do Sunderlandu, a tam również jest rezerwowym, grał tylko w FA Cup.

I wreszcie Willy Caballero. Człowiek, który jest pomijany przez kolejnych selekcjonerów reprezentacji Argentyny niczym nie tak dawno temu Franciszek Smuda nie powoływał Artura Boruca. Podstawowy bramkarz Málagi w tym sezonie zaliczył 11 czystych kont w Primera División, a nie jest to przecież byle jaka liga, w której często udaje się nie tracić bramek. W zeszłym sezonie w niemal pojedynkę próbował zatrzymać Borussię Dortmund w ćwierćfinale Ligi Mistrzów i prawie mu się to udało. Ostatnio brukowce z Anglii zaczęły pisać o zainteresowaniu jego osobą Manuela Pellegriniego i jego Manchesteru City, ale może jednak coś jest na rzeczy? Warto dodać, że w dorosłej kadrze Caballero jeszcze nie zagrał, wystąpił jedynie na IO w 2004, zdobywając złoty medal.

Gdybym to ja miał wybierać, to zmiennikiem Caballero byłby dla mnie albo Andújar, albo Agustín Orión, który notuje całkiem udany sezon w pokręconej lidze argentyńskiej, o reformie której możecie szerzej przeczytać tutaj. Orión zaliczył ogólnie w tym sezonie aż 12 meczów bez straconego gola, a to jednak jest jakieś osiągnięcie. I spośród tych, którzy grają, a zostali tu przedstawieni, wpuścił najmniej, bowiem tylko 30 goli.

Dziurawa jak holenderski ser
Taka jest właśnie linia defensywna reprezentacji Argentyny. Co prawda Albicelestes pewnie wygrali kwalifikacje w strefie CONMEBOL, ale jak pokazuje nam tabela, wcale nie dysponowali najlepszą obroną. Argentyńczycy stracili 16 goli, tylko czterokrotnie (w 18 meczach) nie tracąc gola.

W obronie Argentyna gra w różnym składzie. Mocnym jej punktem jest na pewno jej prawa strona, gdzie gra Pablo Zabaleta. 29-letni zawodnik Manchesteru City od kilku sezonów w Premier League prezentuje równy poziom. Trudno jest też szukać na jego pozycję jakiegokolwiek zmiennika.

Chociaż ktoś by był. Tylko ten ktoś niestety nie gra w reprezentacji od 2011 roku, a dodatkowo po tym sezonie kończy karierę. Niemniej Javier Zanetti byłby naprawdę wielkim wzmocnieniem kadry, jak nie na boisku, to poza nim.

Środek obrony. Tutaj Alejandro Sabella również lubi rotować. Szczerze mówiąc, ja widziałbym w pierwszej jedenastce Ezequiela Garaya, który Realu Madryt może nie zawojował, ale w Benfice właśnie zdobył długo wyczekiwane mistrzostwo Portugalii i awansował do finału Ligi Europy. A dodatkowo może jeszcze coś czasami strzelić.

Zawodnikiem ustawionym obok Garaya powinien być Federico Fernández, który wreszcie dobrze prezentuje się w barwach Napoli. Zagrał też w kilku meczach Ligi Mistrzów, ogólnie nie jest źle.

Z drugiej jednak strony, graczy na tej pozycji jest w kadrze znacznie więcej. W pierwszej jedenastce z powodzeniem może grać Hugo Campagnaro, który dość często gra w tym sezonie w barwach Interu Mediolan. 33-latek przeżywa wręcz drugą młodość

Ogólnie patrząc, rywali do gry w pierwszym składzie jest więcej. Taki na przykład Nicolás Otamendi, który zimą zamienił Porto na Valencię, tyle że od razu został wypożyczony do Atlético Mineiro i to właśnie w drużynie z kraju gospodarza najbliższych MŚ ma powalczyć o udział w Mundialu.

Ostatnio swoje szanse dostawał też José Basanta, który został wybrany nie tak dawno temu najlepszym obrońcą Ligi MX. Jest filarem Monterrey, z którym podczas swojej przygody wygrał trzykrotnie północnoamerykańską Ligę Mistrzów.

Teoretycznie Sabella może jeszcze cofnąć Javiera Mascherano, gdyż jego rodak Tata Martino cofa go na tę pozycję w FC Barcelonie, ale w reprezentacji częściej stawiany jest jednak dla naturalnej dla siebie pozycji defensywnego pomocnika.

Solidna i doświadczona
Taka jest natomiast linia pomocy. Oprócz wspomnianego Javiera Mascherano jest jeszcze choćby Fernando Gago, który jako kolejny krnąbrny syn po ucieczce z Realu radzi sobie całkiem nieźle, chociaż dopiero w Boca Juniors znalazł swoje miejsce.

Jako defensywny pomocnik może jeszcze grać Lucas Biglia, któremu też dobrze wyszło zamienienie Belgii na Rzym. W barwach Lazio urodzony w Mercedes zawodnik też prezentuje się całkiem solidnie.

Jest jeszcze Éver Banega, którego na Mestalla w pewnym momencie już po prostu nie mogli znieść, a Juan Antonio Pizzi (też Argentyńczyk) jednak nie pozostawił swojego rodaka w składzie i wypożyczył go do Newell's Old Boys. Tam być może odbuduję formę z równie bardzo nastawionym na atak Maxi Rodríguezem, który też wciąż ma nadzieję na trzeci w karierze Mundial.

Na pewno przydatnym graczem zarówno w pomocy jak i w ataku (do którego zaraz przejdę) jest José Sosa, który jest bardzo uniwersalnym zawodnikiem i może grać na różnych pozycjach w pomocy i ataku. Już wkrótce może przecież zagrać z Atlético Madryt w finale Ligi Mistrzów. Jak nie w pierwszym składzie, to może pojawi się na kilka minut jako zmiennik.

Mocni jak nigdy
Im dalej w stronę bramki rywala, tym pojawiają się mocniejsi i cenniejszy zawodnicy. Atak Albicelestes od lat jest bardzo mocny i zawsze strzela dużo goli. Najwięcej w kwalifikacjach do tego Mundialu. Chyba nie trzeba przedstawiać po kolei każdego z zawodników.

Jedno jest pewne albo prawie pewne. Leo Messi raczej nie będzie grać dla znanej sobie pozycji z Barcelony, czyli środkowego napastnika. Prędzej można postawić tezę, że po raz kolejny będzie ustawiony jako cofnięty napastnik, którego jednym z głównych zadań będzie podawanie piłki Gonzalo Higuaínowi, który niby tęskni za Madrytem, ale tak naprawdę dopiero w Napoli ma godną siebie pozycję w zespole.

Skrzydła też są bardzo mocne. I zarazem szybkie. Na prawym Ángel di María, którego rajdy niejednokrotnie dały w tym sezonie ważne punkty Realowi Madryt. Z drugiej strony jest natomiast Kun Agüero, którego chyba też nie trzeba zbytnio przedstawiać.

Ich zmiennicy też są niczego sobie. Taki Rodrigo Palacio zaliczył w barwach Interu Mediolan 15 goli w tym sezonie Serie A. Z kolei Ezequiel Lavezzi niby się nieco dusi w Paryżu, ale jednak wciąż może dać swojej drużynie narodowej naprawdę dużo.

Oczywiście jest nieco szkoda, że na Mundial nie pojedzie Carlos Tévez, któremu jednak nie po drodze z Sabellą. Powołania dla obecnie napastnika Juventusu ostatni raz przychodziły regularnie w 2011 roku. Ostatnio zresztą krnąbrny goleador powiedział: - Sabella nie ma w domu Sky Sports i nie może oglądać Juventusu. O Munidalu może więc pewnie zapomnieć.

El entrenador
Był doświadczony Alfio Basile, Bóg Futbolu Diego Maradona, nieobliczalny Sergio Batista i wielu, wielu innych. Żaden z nich nie potrafił jednak stworzyć z grupy ludzi zespołu, który wreszcie będzie potrafić osiągnąć coś na arenie międzynarodowej. Ok, były jakieś tam sukcesy Argentyny w XXI wieku w Ameryce Południowej, były dwa złote medale IO, ale sukcesu na MŚ wciąż brak.

Można powiedzieć, że wielu selekcjonerów Alibcelestes po końcu swojej przygody z reprezentacją kończą niczym ex-selekcjonerzy reprezentacji Polski. Albo chcą ich zatrudniać gdzieś daleko od ojczyzny (Batista skończył w Chinach, trochę jak Fornalik miał propozycje z Bliskiego Wschodu), albo tak jak Maradona wraca się do dawnych funkcji ambasadora futbolu (trochę podobna historia jak z Bońkiem).

Czy poradzi sobie Alejandro Sabella? Człowiek, który jako trener pracował jedynie w Estudiantes, z którym zdobył Copa Libertadores. W 2011 roku zrezygnował z prowadzenia tego klubu, po protestach kibiców, zarządu i piłkarzy powrócił, by ostatecznie jednak zrezygnować. Miał już zostać trenerem Al-Jazira Club, ale ostatecznie zainteresowała się nim AFA i ogłosiła potem selekcjonerem reprezentacji Argentyny.

Więcej o argentyńskim futbolu na Albicelestes.pl 

Sabella przeprowadził jednak małą rewolucję. Mianował Messiego kapitanem, częściej wystawia go jako cofniętego napastnika. Batista wcześniej stawiał go na prawym skrzydle.

Może to wreszcie Sabella okaże się lekiem na całe zło. Ma niewiele do stracenia, a bardzo wiele do zyskania. Tak, jak cała reprezentacja Argentyny. Za cztery lata może być już za późno. Na pewno dla tego pokolenia piłkarzy, wśród których są zawodnicy, którzy na triumf na Mundialu na pewno zasługują.

18 kwietnia 2014

Mundialowo: Czemu Argentyna wygra Mistrzostwa Świata? (cz. 1)


Przed tym sezonem napisałem co nieco o Atlético Madryt. Póki co to proroctwo w sumie się sprawdza, więc czemu nie miałbym tego samego zrobić teraz odnośnie MŚ w Brazylii. Czy Argentyna ma szanse na triumf na ziemi największego wroga? Według mnie: i owszem.

Messi kluczem do sukcesu
Leo Messi nigdy nie był w dla swojej reprezentacji tym samym zawodnikiem co dla Barcelony. W Dumie Katalonii błyszczał, przyjeżdżał na zgrupowanie Albicelestes i... kicha. Oczywiście zdarzały mu się przebłyski, lepsze spotkania, nawet hat-tricki, ale wielki talent z Rosario nigdy nie dominował w błękitno-białej koszulce jak w trykocie Blaugrany.

Dotychczas czterokrotny zdobywca Złotej Piłki grał na dwóch Mundialach. W 2006 występował na nich jako nadzieja argentyńskiego futbolu. Był po całkiem udanym sezonie 05/06, w którym w 17 ligowych spotkaniach strzelił 6 goli, zaliczając przy tym też 3 asysty.

Wtedy jeszcze zarówno w Barcelonie jak i w reprezentacji grał z 19. na plecach. Dycha należała do Juana Romána Riquelme, który notabene gra jeszcze do dzisiaj i dorabia na sportową emeryturę w swoim domu - gra bowiem dla Boca Juniors, zresztą reprezentuję barwy ekipy z Buenos Aires od 2008 roku.

Wracając do Messiego - ten w Niemczech po raz pierwszy zagrał wówczas w drugim meczu swojej reprezentacji. Jego ekipa była już wtedy po wygranym 2:1 meczu z Wybrzeżem Kości Słoniowej i walczyła o awans. W spotkaniu z Serbią i Czarnogórą wszedł na boisko na kwadrans przed końcem spotkania, w 88' minucie strzelił gola. Dzięki temu trafieniu atomowa pchła została najmłodszym strzelcem w turnieju oraz szóstym najmłodszym zdobywcą gola w historii Mistrzostw Świata. Alibcelestes wygrali ten mecz 6:0.



Spotkanie z Holandią rozpoczął już od pierwszej minuty. W tym starciu żadnej z drużyn nie udało się jednak strzelić gola, co ostatecznie dało obu ekipom po siedem punktów. Argentyna wyszła z grupy C z miejsca pierwszego dzięki lepszemu bilansowi bramek.

W fazie pucharowej na boisku spędził znacznie mniej minut. Wystąpił jedynie w 1/8 finału z Meksykiem, gdzie pojawił się pod koniec spotkania. Zdobył nawet gola, sędzia dopatrzył się jednak w tej sytuacji spalonego. Argentyna awansowała dopiero po dogrywce.

Słowak o twarzy faszysty
Do Messiego wrócimy jeszcze za chwilę. Spotkaniu ćwierćfinałowemu z Niemcami muszę jednak poświęcić osobny paragraf. Nigdy bowiem nie zapomnę reakcji mojego taty i niektórych internautów po właśnie starciu Argentyny z gospodarzami turnieju.

Słowacki arbiter tego spotkania, pan Ľuboš Micheľ, pozwalał tego dnia na nieco bardziej otwartą grę. Nie popełnił aż tylu błędów, ale nie gwizdał w południowym, tylko bardziej angielskim stylu.

Zawisłość do naszych zachodnich sąsiadów jest podkreślana szczególnie podczas wydarzeń sportowych. Komentarze wielu kibiców po tym spotkaniu były jednoznaczne: Ten faszysta ze Słowacji pomógł im awansować.

Czy rzeczywiście się tak stało? Śmiem wątpić, ale powiedzmy sobie szczerze: odpadnięcie z tamtego turnieju Argentyny i Brazylii już w ćwierćfinale to jedne z dwóch największych zaskoczeń całych MŚ w 2006 roku.

Zresztą - piłkarze obu ekip tego dnia też nie zatrzymali, co widać na zdjęciu powyżej. Co ciekawe, wideo z tej kłótni w Internecie nie znajdziemy. Cenzura FIFA trwa w najlepsze.

Messi faworyt
O ile w 2006 roku Messi był jeszcze młodziutkim i dobrze zapowiadającym się piłkarzem, o tyle cztery lata temu traktowany był już jako gwiazda pełną gębą. Przystępował do turnieju w RPA jako zdobywca Złotej Piłki France Football za rok 2009, najlepszy strzelec sezonu 09/10 w LM oraz Primera División. Jednym słowem - piłkarz (niemal) totalny. Brakowało sukcesu reprezentacyjnego, nie licząc złotego medalu IO w Pekinie.


Messi już z dziesiątką na plecach wystąpił we wszystkich trzech grupowych spotkaniach Albicelestes w pełnym wymiarze czasowym. W ostatnim pojedynku z Grecją wystąpił nawet z opaską kapitańską. Gola w fazie grupowej jednak nie trafił, co było dość sporym zaskoczeniem. Argentyna wyszła jednak dość pewnie z pierwszego miejsca.

Przyszła 1/8 finału i znowu spotkanie z Meksykiem. Messi znowu bez gola, ale pewna wygrana 3:1 daje awans dalej. Historię ćwierćfinałowego spotkania z Niemcami znacie już pewnie wszyscy. Późniejsi zdobywcy brązowego medalu przejechali się niczym walec po Argentynie, wygrywając 4:0.

To było chyba jedyne spotkanie tamtej imprezy, którego na żywo w telewizji nie widziałem, gdyż płynąłem statkiem z greckiej wyspy Samos w kierunku Turcji. Do dzisiaj nie uważam, że wycieczka tego dnia była strzałem w dziesiątkę i ominął mnie dzięki niej jeden z najsmutniejszych dni w historii Argentyny.


Podczas tamtych mistrzostw Diego Maradona ustawiał Messiego jednak na dziesiątce i to nie on był w sumie odpowiedzialny za strzelanie goli. Niemniej jednak, geniusz z Rosario podczas tamtej imprezy zawiódł. Najlepszym jego spotkaniem, zdaniem większości ekspertów, było grupowe starcie z Grecją, za które zawodnik Barcelony dostał tytuł zawodnika meczu.

Tym razem będzie victoria
Kluczem do zwycięstwa Argentyny na brazylijskiej ziemi będzie niewątpliwie dobra forma Leo Messiego. Bez atomowej pchły na poziomie Alejandro Sabella będzie miał ciężki orzech do zgryzienia.


W tym roku powinno być Messiemu paradoksalnie łatwiej. Niby musi coś udowodnić wszystkim, sezon ma bowiem słaby, tak samo jak słaby sezon ma jego Barcelona. Z drugiej jednak strony jest w wieku idealnym dla piłkarza - ma 26 lat, jest kapitanem swojej drużyny. Kiedy, jak nie teraz, ma zdobyć najważniejszy puchar na świecie? W dodatku na ziemi największego reprezentacyjnego wroga.

Argentyna trafiła do grupy F. Zagra tam m.in. znowu z Nigerią. Na dzień przed właśnie spotkaniem z afrykańską ekipą, notabene kończącym rywalizację w tej grupie, Messi skończy 27 lat. Za kolejne cztery lata będzie już bliżej końca niż początku. Mistrzostwa w Brazylii mogą należeć właśnie do niego.

Więcej o argentyńskim futbolu na Albicelestes.pl


Dzisiaj było o Messim, a już wkrótce przyjrzę się bardziej całej reprezentacji Argentyny. Do samego napastnika jeszcze wrócę przy okazji artykułu na temat wielkiej reklamowej bitwy przed piłkarskimi imprezami. A tymczasem mam pytanie do Was: czy Albicelestes w tym roku będą faworytem, a może raczej czarnym koniem turnieju? Piszcie!

4 marca 2014

Smutny dzień katalońskiego futbolu

Trudno, naprawdę cholernie trudno zabrać się za pisanie laudacji. Niby nikt nie umarł, ale jednak. Barcelona traci bowiem nie tylko piłkarza, a część siebie. Carles Puyol ogłosił, że po zakończeniu sezonu opuści drużynę z Camp Nou.

Od razu zaznaczę, że nie wyobrażam sobie (pewnie podobnie jak większość kibiców), że Puyi zagra jeszcze w jakimś innym klubie. W ogóle jak to brzmi?! Kapitan Dumy Katalonii nie zagra już w następnym sezonie w żadnym profesjonalnej drużynie z różnych powodów.

O ile kilkukrotnie legendy różnych drużyn odchodziły na sam koniec kariery z różnych pozasportowych zwykle powodów, tak on musi zrezygnować z powodu po prostu kontuzji. Dla niego ten klub to znacznie więcej niż miejsce pracy, a swoje już w życiu osiągnął.

Długa półka
Zastanawialiście się kiedyś nad tym, jak wielkie muszą być miejsca, gdzie piłkarze topowych zespołów trzymają swoje nagrody? Tarzan z Vielchy ma chyba jedną z najdłuższych półek na różne trofea na świecie. Oczywiście jako środkowy obrońca nie mógł liczyć na wiele trofeów indywidualnych, ale i tu swoje zdobył: został wybrany najlepszym obrońcą UEFA w roku 2006, sześciokrotnie był wybierany do najlepszej jedenastki tej samej federacji.


Jeśli jednak patrzeć na osiągnięcia ze swoim klubem, to... za długo by wymieniać wszystkie sukcesy. No ale w skrócie: trzy zwycięstwa w Lidze Mistrzów, sześć mistrzostw Hiszpanii, po dwa Puchary Króla i Klubowe Mistrzostwa Świata, do tego jeszcze dochodzą dwa Superpuchary Europy i sześć Superpucharów Hiszpanii.

Nie należy oczywiście zapominać o osiągnięciach z drużyną La Roja. Kapitanem tej ekipy często nie bywał, ale i tu swój wkład w mistrzostwo Europy i mistrzostwo Świata ma. Ja najbardziej zapamiętam tą bramkę, która przesądziła o awansie Hiszpanów do finału MŚ w RPA:


Legenda stłumiona przez plecy
Nie plecy w klubie czy w drużynie, ale po prostu tylną część ciała. To kontuzje i urazy właśnie jej najczęściej ostatnio doskwierały kapitanowi Barcelony. Przez różnego rodzaju operacje stracił nie tylko ten, ale w sumie i poprzedni sezon.


To również te przewlekłe kontuzje i rehabilitacja doprowadziły do tego, że Puyol zakończy swoją profesjonalną karierę najprawdopodobniej w wieku 36 lat (skończy tyle w kwietniu, dokładniej 13 - tego dnia, tyle że w innych latach urodziły się dość ciekawe osoby, takie jak Claudio Bravo - bramkarz Realu Sociedad, nasz wielki hokeista Mariusz Czerkawski czy Robert Biedroń - znany wszystkim polityk Twojego Ruchu oraz przede wszystkim - Kaziu Węgrzyn!).

Wydaje się więc, że decyzja Carles związana była z szacunkiem, jakim darzy on swój klub. Swoje już w życiu zarobił, nie chciał przesiadywać na ławce, czerpiąc kasę od zespołu. Pewnie i jego sportowa amibicja nie pozwalała mu się pogodzić z myślą, że będzie musiał częściej siedzieć, a nie grać (tzw. syndrom Casillasa).

Co dalej?
Kto zostanie nowym kapitanem Barcelony? Xavi, Iniesta? Owszem, to też wielkie postacie dla Barcelony, ale jak pokazuje ten sezon, nie zawsze spełniają się oni w tej roli właśnie. A może Messi? Najlepszy z najlepszych? Cóż - on też miałby pewnie problemy z taką presją, co pokazuje jego gra (momentami oczywiście) w reprezentacji Argentyny.

Co do Carlesa, to powtarzam się - nie sądzę, by założył on korki gdzie indziej niż na Camp Nou. Trochę śmieszą mnie spekulacje, by zagrał w tzw. ligach bogatych, czyli w USA lub Katarze. Chociaż ostatnio mówiło się o zainteresowaniu New York City. Myślę jednak, że Puyi jest zbyt przywiązany do stolicy Katalonii, by z niej odchodzić.

Moje marzenie związane z Puyolem jest teraz tylko jedno: by mógł świętować na zakończenie swojej piłkarskiej kariery mistrzostwo Świata w Brazylii. Aby to się jednak spełniło, musi się bardzo dużo wydarzyć.

Na koniec jeszcze standardowe pytanie do Was: napiszcie w komentarzach najprzyjemniejsze wspomnienie związane z tym wspaniałym piłkarzem.

PS: No dobra, jeszcze taka ciekawostka zapodana przez jednego z redaktorów TSG TV, podobno prawdziwa, więc pewnie część czytelników już to kiedyś usłyszała lub przeczytała: wiecie, czemu Puyol ma długie włosy? Gdy był jeszcze w młodzieżowych zespołach Barcelony, chciał obciąć swoje kłajdy, ale jego mama zareagowała na to mniej więcej w ten sposób: - Nie możesz tego zrobić. Jak ja bym Cię miała potem rozpoznać? I tak oto Tarzan został Wikingiem.

6 lutego 2014

Czy to wszystko jest szwindlem?

Korupcja w hiszpańskim futbolu - o tym już tyle razy trąbiono, że aż pisać się nie chce. Co prawda może w Primera División nigdy nie mieliśmy takich akcji jak w Serie A, niemniej jednak i nawet tam, na Półwysep Iberyjski, ta plaga też dotarła.

Dwa samobóje - coś tu nie gra


Powyżej przedstawiony jest skrót pojedynku Realu Madryt z Atlético Madryt, który Królewscy zadziwiająco łatwo wygrali 3:0. No dobra, w tym sezonie mecz z Rojiblancos łatwy być nie może, ale jednak wynik spotkania na Santiago Bernabéu może budzić pewne wątpliwości.

Co ciekawe, aż dwa gole z pośród trzech były samobójami. I o ile pierwszy to sytuacja standardowa - poniekąd taki rykoszet przy strzale Pepe, to druga bramka mogła wywołać uśmiech, bo Di María wręcz jakby celował w bezradnego João Mirandę. Nie należy jednak popadać w histerię - to też był przypadek.


Z drugiej jednak strony i zespół z Vicente Calderón miał swoje okazje, a w sumie okazję. Tyle że po strzale główką Diego Godína piłkę zdołał z linii bramkowej wybić Luka Modrić. Swoją drogą - świetna interwencja Chorwata, którą zobaczyć możecie u góry. 

A zapomniałem jeszcze o sytuacji dość ciekawej. Czy Pepe opróżnił swój nos lub kolokwialnie osmarkał Diego Costę? Według hiszpańskich mediów i tego screena tak. Sam oceniać nie będzie. W zamiast tego na sam koniec tego paragrafu zapodam jeszcze podsumowanie tego meczu według kibiców z czerwono-białej części Madrytu:

Sociedad nie chce niespodzianki
W drugim środowym półfinale pomiędzy FC Barceloną i Realem Sociedad, który notabene zakończył się wynikiem 2:0 dla Katalończyków, doszło jednak do prawdziwego kuriozum, które podaje w wątpliwość wszelkie nadzieje na temat uczciwego futbolu, a może tylko pokazuje, jak pechowe decyzje można czasami podjąć, będąc piłkarzem. Ale po kolei, najpierw skrót:



60' minuta spotkania na Camp Nou. Cesc Fàbregas posyła świetne podanie do Alexisa Sáncheza. Strzał Chilijczyka obronił jednak w świetnym stylu Eñaut Zubikarai. Chwilę później baskijski golkiper stał się jednak prawdziwym pechowcem.


Gorka Elustondo mógł wybić piłkę na rzut rożny, mógł wybić piłkę na aut. 26-latek podjął jednak decyzję najdziwniejszą z najdziwniejszych: postanowił wybić piłkę przez pole karne. A przecież stara trenerska zasada mówi: nigdy nie graj przez środek. Bask z krwi i kości podjął jednak ryzyko... i trafił wprost w ręce Zubikaraiego. Skończyło się katastrofą, którą oglądać możecie na skrócie od 34' sekundy.

I gdzie tu zachować rozum?
Trzy gole samobójcze w dwóch meczach. I to jeszcze półfinałowych! Potem dziwię się, że różni koledzy, którzy zakochani bez pamięci w Premier League, śmieją się ze mnie, że bronię tego hiszpańskiego futbolu. Po środowym Copa del Rey trzeba jednak się zgodzić z niektórymi tezami, brzmiącymi mniej więcej w tym stylu: możesz grać zajebiście w Hiszpanii, ale po co - i tak wygra Real i Barça. Całe szczęście zdarzają się jeszcze takie wyjątki, które potrafią przełamać tę niewątpliwie głupią zasadę - w tym sezonie jest tym wyjątkiem właśnie Atlético. Szkoda, że tylko w lidze.

Niewątpliwie jednak trzeba czekać na mecze rewanżowe. Zarówno na Vicente Calderón, jak i Anoecie, oba zespoły, które dzisiaj musiały pogodzić się z porażkami, będą o wiele groźniejsze. A wy co myślicie o dzisiejszych rozstrzygnięciach? Sprawiedliwe? Piszcie!

3 lutego 2014

El fin de semana: Gdzie dwóch się bije, tam Atlético korzysta

Tytuł banalny, ale zarazem chyba wszystko mówiący. Tak, tym razem chętni będą mogli przeczytać moje wypociny na temat niemal zakończonej już 22. kolejki Primera División, w której jak zwykle nie brakowało: goli, zaskoczeń, błędnych decyzji sędziego i... starć kibiców Barcelony i Realu na portalach społecznościowych. Zaczynamy.

Psychiko - mamy problem!

Wielu psychologów może mieć dużo do roboty po tym weekendzie. Stała się bowiem rzecz niesamowita. Nieprawdopodobna, wręcz niewyobrażalna. I nie mam tu wcale na myśli zwycięstwa Betisu, o którym jeszcze napiszę. Mowa tu o kibicach Barcelony, u niektórych z nich mózgi mogły po meczu z Valencią wręcz eksplodować. Jak bowiem racjonalnie nazwać fakt, że Duma Katalonii po raz pierwszy od 51 ligowych kolejek nie jest już liderem La Ligi. Ani Tito Vilanova, ani tym bardziej Gerardo Martino nie wiedzą, co znaczy być drugim. Co znaczy być tylko wiceliderem. Teraz jednak ekipa z Katalonii przede wszystkim powinna skupić się na dalszej części rozgrywek, bo meczów do końca jeszcze cała masa, a także na Manchesterze City, który w Premier League prezentuje się wzorowo.

Pizzi magikiem?
Oczywiście nie chodzi mi tutaj o wypożyczonego z Benfiki do Espanyolu zawodnika, tylko o Juana Antonio Pizziego, pod wodzą którego Valencia zaczyna wreszcie grać coś ciekawszego. W lidze co prawda zaliczył wpadkę z Celtą, ale: wygrał w Derbach Walencji no i, a może przede wszystkim pokonał Barcelonę na jej terenie. To z kolei jest sztuka, której do soboty w tym sezonie nie dokonał nikt. Dodatkowo Argentyńczyk na razie szokuje nieco swoimi roszadami personalnymi. O ile rozstanie się z Éverem Banegą, który był nieco skłócony z kibicami z Mestalla, to nie mogę za cholerę nic, jak mógł sprzedać Sergio Canalesa do Realu Sociedad. Wypożyczyć - rozumiem, ale sprzedać?! Ten chłopak ma dopiero 22 lata i mógł jeszcze dla Valencii dużo dobrego zrobić. Teraz jednak będzie musiał spalić pożar, który z pewnością będzie w San Sebastián po niedzielnym meczu...

Montanier - opłacało się?
Wyłapane na profilu Sociedad na FB. Przysłane przez
kibiców z Senegalu! / foto: facebook.com/RealSociedadFutbol
Ok, ja wszystko rozumiem. Ambicje, może kasa. Ale zostawić drużynę, która zaraz może zagrać w Lidze Mistrzów i związać się ze średniakiem Ligue 1, który (jak już teraz wiemy) tym średniakiem na razie pozostanie. Moim zdaniem, Philippe Montanier opuszczając Anoetę popełnił duży błąd, który teraz źle skutkuje dla obu stron. Duet tworzony przez Francuza i Arrasate był naprawdę silny, obaj rozłożeni na czynniki pierwsze zdają się być nieco zbyt słabymi lub niepełnymi. Zespół z Bretanii może i zacznie grać coraz lepiej (są na to duże szanse), ale ogierem Ligue 1 to nie będzie (przynajmniej na razie). Sociedad z kolei ze słabszymi gra całkiem poprawnie, ale z lepszymi drużynami, co pokazała Liga Mistrzów i niedzielny pojedynek z Atlético kompletnie sobie nie radzi. Zdarzają się jej przebłyski, jak np. wygrana w Derbach Kraju Basków, ale wydaje mi się, że ta ekipa w najbliższych latach będzie raczej stabilnie zmierzać w kierunku sukcesów w Lidze Europy. A skoda, bo szansa na coś więcej była.

Bo tak w ogóle, wracając jeszcze do Montanier: w maju zeszłego roku wybrałem tego 49-letniego szkoleniowca do mojej wymarzonej jedenastki jako trenera tej drużyny. Ech, co to były za czasy.

Atlético liderem, taka sytuacja
Konrad, niewątpliwie świetny ekspert od hiszpańskiej piłki, a zarazem mój redakcyjny kolega, świetnie spuentował to, jak wygląda obecnie tabela Primera División. Rojiblancos w 100% wykorzystali potknięcie Blaugrany i wskoczyli na fotel lidera po raz pierwszy od... piłkarskich epok prehistorycznych (przyznam się bez bicia - to było tak dawno temu, że nawet nie zdecydowałem się na poszukiwania). Co do jeszcze wygranego przez drużynę Cholo 4:0 meczu z RSSS, to miło było znowu oglądać w akcji na Vicente Calderón Diego. Już w tym artykule (który w sumie jest niczym Apokalipsa św. Jana) napisałem, że przeznaczeniem Brazylijczyka jest gra w Madrycie.

Tutaj jeszcze też coś muszę dodać. We wspomnianym wyżej już wpisie o zespole z Vicente Calderón wspomniałem, że João Miranda będzie walczyć w tym sezonie o miejsce w pierwszym składzie. Zostałem w jednym z komentarzy ostro zjechany i przyznam szczerze, że muszę posypać głowę popiołem. Brazylijczyk naprawdę rozgrywa świetny sezon i w niedzielnym pojedynku strzelił on już 3 gola w tym sezonie (1 w lidze, 2 w LM), co jak na środkowego obrońcę jest bardzo dobrym wynikiem.

Ktoś tu się sparzył
Zrobili to piłkarze w białych koszulkach, a może bardziej ich trener? Real wiedział, że na San Mamés łatwo nie będzie, ale chyba nie spodziewał się, że po ostatnich łatwych zwycięstwach w Bilbao, teraz będzie aż tak trudno. A było. Królewscy zremisowali 1:1, ale tak naprawdę do zapamiętamy z tego pojedynku? Na pewno normalnie zapamiętalibyćmy ładną akcję wicemistrzów kraju, wykończoną przez duet Cristiano Ronaldo - Jesé Rodríguez (gola strzelił ten młodszy), chyba jeszcze piękniejsze trafienie Ibai Gómeza, ale nie ma tak łatwo.

Sytuacją, która będzie przez najbliższy tydzień (i to minimum) opisywana i komentowana będzie wydarzenie z 75' minuty. Nie będę go opisywał, bo trochę by to zajęło, a całość nie byłaby równie miarodajna, co ten filmik:


video: dailomotion.com/realmadridplay

No cóż: moim zdaniem arbiter Ayza Gámez w tej sytuacji zachował się poprawnie, chociaż oczywiście mógł nieco lepiej opanować cały ten burdel, który nam się na boisku zrobił. Podobnie jak ja uważa Juan Andújar Oliver, czyli taki hiszpański pan Sławek z Canal+, który jest ekspertem dziennika Marca. Ale oczywiście po meczu (jak i już w jego trakcie) wybuchła w Internecie wielka w dyskusja, w której racje mają wszyscy i nic.

Szkoda, że już go nie ma
Na koniec oczywiście jeszcze wiadomość weekendu, która jednak do radosnych nie należy. W wieku 75-lat w sobotę 1 lutego zmarł Luis Aragonés. Na boisku to legenda Atlético Madryt (172 gole w 372 meczach!), na ławce najbardziej zasłynął jako kreator drużyny marzeń, czyli reprezentacji Hiszpanii, z którą zdobył w 2008 roku mistrzostwo Europy. Mikołaj, z którym miałem przyjemność komentować mecz właśnie Rojiblancos świetnie ujął to, co i ja uważam: to ojciec drużny Vicente del Bosque. Szkoda, po prostu wielka szkoda, że tacy ludzie zaczynają powoli odchodzą.

Na koniec jeszcze czas jednak na nieco bardziej radosne informacje. Otóż: po pierwsze, udało mi się przekroczyć 20 tysięcy odwiedzin (wow!), za co wam bardzo dziękuje! Po drugie, na pewien czas Igrzysk Olimpijskich w Soczi wyruszam w góry, tyle że do Czech. Zamierzam stamtąd wysmarować kilka ciekawych wpisów. A, jeszcze jedno. A wy - co myślicie o sytuacji z meczu Athletic - Real oraz jakie jest Wasze najlepsze wspomnienie związane z Luise Aragonésem? Piszcie!

PS: Kompletnie zapomniałem napisać czegoś o wygranej Betisu! A one w tym sezonie nie należą do częstych. Verdiblancos (przewidziałem to!) wygrali 2:0 z Espanyolem, ale ich sytuacja w tabeli nadal jest nie do pozazdroszczenia. Oba gole strzelił Rubén Castro i wspominam o nim nie z byle powodu. Mam go w jedenastce w fantasy lidze (polecam już teraz Wam w to zagrać!), a przez swoją jesienną absencję był mega tani. Żałuję tylko posadzenia na ławce Piattiego i Jesé, ale cóż.

13 stycznia 2014

Gala, która jednak zachwyciła!

Wydawałoby się, że już nic nie może nas zaskoczyć podczas rozdania Złotej Piłki. Zrobił się z tego niezły cyrk, wypowiedzi czy to Ronaldo, czy to Messiego, czy i Ribéry'ego coraz bardziej rozśmieszały większość kibiców. A już najśmieszniejsze były ewentualne bojkoty tych dwóch pierwszych panów, bo akurat tego, żeby Francuz zapowiadał absencję podczas dzisiejszej uroczystości w Zurychu, chyba nie słyszałem.

Jedenastka roku
Może zaczniemy od zestawienia najlepszych piłkarzy zeszłego roku, to została ona wybrana w miarę mądrze. Osobiście może zastanowiłbym się nad kilkoma zawodnikami, którzy raczej dostali się do niego dzięki zasługom za całą karierę, a nie poprzedni sezon, chociaż oczywiście wszyscy oni to absolutnie gracze ze światowego topu. Ciekawi mnie tylko, jaki był zawód niektórych polskich niemieckich kibiców, kiedy to jednak wyświetlono przy napastnikach filmik ze Zlatanem Ibrahimoviciem, a nie naszym Robertem Lewandowskim.

Dżołk & goal
Skoro już o Szwedzie mowa, to był on też autorem jednej z najzabawniejszych wypowiedzi podczas całej gali. Kiedy Ruud Gullit (to był chyba słynny Holender, a nie ta miła pani, która prowadziła całe show z nim?) spytał zawodnika PSG o to, który z tercetu najlepszych napadziorów strzeliłby najwięcej goli, ten odpowiedział: - Wszyscy strzeliliby ewentualnie tyle, co ja! 

Gol Ibracadabry z towarzyskiego starcia z Anglią został też uznany za trafienie roku. Całkiem też zasłużenie, choć pewnie dryblas ten wolałby taką bramkę strzelić na przełomie czerwca i lipca tego roku. Dla pocieszenia kibiców jego i drużyny Trzech Koron jeszcze raz niesamowity strzał z meczu w Solnej:


źr.: youtube.com/FIFATV

Panie też grają...
...a najlepszą z nich została w tym roku... eee... bramkarka reprezentacji Niemiec, Nadine Angerer. Trzeba przyznać, że byłem lekko zawiedziony, bo od lat kibicuję Marcie - jednej z niewielu piłkarek, którą znam (jest jeszcze m.in. super-blondi z USA, czyli Hope Solo). Tutaj zdjęcie, które chyba zdobywczyni nagrody nie przedstawia, ale to takie urozmaicenie tekstu dla chęci zarobku na reklamach:

Były piękne chwile
Nie można jednak stwierdzić, że nie było momentów wzruszenia na scenie. Mi przede wszystkim w pamięć zapadło wręczenie Honorowej Złotej Piłki dla Pelé. Nawet jeśli niektórzy uważają, że została ona wręczona na wyrost (czy takowi są, to śmiem wątpić), ale naprawdę to była piękna chwila. I dla samego obecnie honorowego prezydenta New York Cosmos (o tej drużynie przeczytacie w stworzonym przeze mnie artykule na Wikipedii - cóż, trzeba się lansować). A oto wspomniana honorowa nagroda:

Reakcja tego nie tylko wielkiego piłkarza i ambasadora futbolu, ale i też wspaniałego człowieka była niesamowita. Swoją drogą cała sala dała mu też owację na stojąco, zresztą całkowicie zasłużenie.

Drugim super momentem było przyznanie Złotej Piłki Cristiano Ronaldo, a właściwie wzruszenie Portugalczyka (tak - piszę to jako kibic Barcelony i Levante - znowu kryptoreklama!). Napastnik Realu Madryt naprawdę nie krył się i zaczął płakać jak małe dziecko (zresztą 99% z nas zareagowałoby tak samo).

Teorie spiskowe
A teraz mój ulubiony dział, czyli wszystkie czarne historie. Większość oczywiście z FB, twittera i innych społecznościowych shitów.

Może na początek mina Ribéry'ego w momencie, kiedy dowiedział się, że jego błaganie o Złotą Piłkę poszło w pi.., która mówi sama za siebie.:


Druga teoria spiskowa została usnuta przez mojego innego kolegę, Zbyszka. Mam nadzieję, że mi wybaczy, że to udostępniłem, ale nie mogłem się oprzeć, bo ma sporo racji:

Przez ostatnie lata w walce o Złotą Piłkę kibicowałem Ronaldo, uważając, że na to zasłużył. Teraz, po czterech wygranych Messiego, zrozumiałem, że jest to po prostu farsa, Ballón d'Blatter. Dziś z całego serca kibicowałem Messiemu, bo byłby to ostateczny dowód, że nie ma powodu, żeby się tym ekscytować, jest jak jest. Teraz rozumiem, że tej nagrody nie przyznaje prezes. Złotą Piłkę przyznają media. Mam nieodparte wrażenie, że Blatter strzelił sobie w stopę , mówiąc o "grzecznym chłopcu" i "wydawaniu pieniędzy na fryzjera". Tajemnicą poliszynela jest, że nie jest on powszechnie lubianym prezesem. Kiedy ta absurdalna wypowiedź została nagłośniona, każdy choć trochę znający się na piłce poczuł empatię dla Ronaldo, a ci z prawem do głosowania postanowili go wesprzeć, nie z powodu dobrej gry, lecz utarcia nosa Blatterowi. W poprzednich latach silnie dawał o sobie znać stereotyp Ronaldo jako lalusia i rozpieszczonego dzieciaka. Na minus również działał fakt, że grał w Realu, postrzeganym powszechnie jako klub, który do wszystkiego doszedł wydając astronomiczne pieniądze. Do tego jest najdroższym piłkarzem świata, co umacnia powyższe przekonanie, o jego arogancji i grze "pod siebie". Z kolei Messi odwrotnie: był kreowany na grzecznego, pokornego chłopca z Rosario, który nie wie co to chciwość i egoizm, zawsze podaje i gra zespołowo. Co więcej, na koszulce dumnie nosi napis "UNICEF". W poprzednich latach obserwowałem wyraźną przychylność w stosunku do Argentyńczyka w różnorakich artykułach prasowych. Ostatnio - wręcz przeciwnie. Ośmielam się stwierdzić, że gdyby nie szwajcarski prezes FIFA, piąta z rzędu Złota Piłka powędrowałaby w ręce Leo Messiego.
źr.: facebook.com

I kolejna, tutaj to raczej poniekąd obrona selekcjonera naszej reprezentacji, Adama Nawałki:
Tutaj należy dopowiedzieć, że były trener Górnika Zabrze uznał w plebiscycie na Roberta Lewandowskiego za najlepszego piłkarza globu. Podobnie uczynił jeszcze jego vis-a-vis... z Jamajki.

Podsumowanie
Trudno, naprawdę trudno napisać coś ciekawego i mądrego na koniec, więc niech najlepiej takim podsumowaniem będzie jeszcze jeden mem, tym razem stworzony przez notabene świetnego i kreatywnego artystę R4six:


24 listopada 2013

El fin de semana: Hokej w hiszpańskim wydaniu!

Takiej kolejki w Primera División dawno nie mieliśmy! Dobra, zdarzały się wyniki 5:1 (mecz Realu Madryt z imiennikiem z San Sebastián w ostatniej kolejce), 7:0 (lanie wymierzone Levante przez Barcelonę w pierwszej kolejce tego sezonu), a w poprzednich sezonach Almería dostała nawet ósemkę od Dumy Katalonii, ale dawno nie zdarzyło już się, żebyśmy tego typu wyników było kilka w jednej kolejce. Tak się właśnie w trwającej jeszcze 14. serii gier stało.

Cisza przed burzą
Zaczęło się dość spokojnie. Od wyjazdowej wygranej Osasuny Pampeluna nad Realem Valladolid 1:0. Można powiedzieć, że mimo wszystko wynik jest małym zaskoczeniem. Pucela w tym roku gra solidnie, ale zbyt często remisuje, a za mało wygrywa. A przegranych ma tyle samo co np. siódme w Getafe. Niemniej jednak ekipa Juana Ignacio Martineza zajmuje teraz 17. miejsce, mając tyle samo punktów co nawet przedostatnie w tabeli Rayo.

Potem już się zaczęło...
...strzelanie, strzelanie i jeszcze raz strzelanie! Tylko w sobotnich (czterech) meczach padły 23 gole! Barcelona skromnie pokonała 4:0 Granadę, Real 5:0 rozbił beniaminka z Almeríi. To w tytule wstępu, gdyż tego dnia oglądaliśmy bardziej emocjonujące mecze.

Tak jeszcze komentując nieco więcej powyższe zdjęcie, to zobaczcie, jak prezentował się w tym spotkaniu młody napastnik Blaugrany.


Swoją drogą piłkarz o tym samym imieniu i nazwisku jest jeszcze (minimum) dwóch. Cała trójka reprezentuje inne kraje i gra w trzech różnych krajach.

Carlos X4
Prawdziwy horror przeżyli kibice w meczu Realu Sociedad z Celtą Vigo. W nim Baskowie najpierw prowadzili 1:0, by potem przegrywać już nawet 1:3. Ostatecznie jednak pokonali gości z Galicji 4:3 za sprawą niesamowitego meczu Carlosa Veli. Meksykanin stał się... a zresztą, zobaczcie sami:

Również ciekawie zapowiadało się spotkanie Atletico Madryt z Getafe. Bo to poniekąd derby (Getafe to przedmieścia Madrytu), bo obie drużyny są wysoko w tabeli (co dla Getafe nie zdarzało się ostatnio często). Ostatecznie jednak na Estadio Vicente Calderón zobaczyliśmy wielkie lanie, a dokładniej siedem goli dla Rojiblancos. Adrian Lopez wreszcie strzelił też gola, bo kibice wicelidera Primera División martwili się ostatnio o formę swojego napastnika. Swoją drogą to na koszulkach ekipy prowadzonej przez Diego Simeone tym razem pojawiła się logo I Igrzysk Europejskich.

Derby znowu bardziej jak na lodzie
Wydawało się, że Betis w tym roku będzie na topie. Może nie takim, jakim był po zakupie Denilsona kilkanaście lat temu (notabene polecam świetny artykuł o tym transferze i innych najdroższych w historii, który ukazał się w ostatnim numerze FourFourTwo), ale jednak jakimś. Drużyna Pepe Mela zakwalifikowała się do Ligi Europy, gra w niej całkiem solidnie. Ba! Zajmuje w grupie I pierwsze miejsce, wyprzedzając nawet Olympique Lyon (co akurat nie jest w tym sezonie osiągnięciem). Jednakże w lidze to znacznie inna drużyna.


Béticos przed niedzielnym meczem mieli zaledwie dziewięć oczek na swoim koncie i zamykali ligową tabelę. Wszystko miało się zmienić w Derbach Sewilli. I to jeszcze na Estadio Sanchez Pizjuan, czyli stadionie największego konkurenta - Sevilli. No bo w sumie, jak nie w najważniejszym meczu sezonu, to kiedy? Poza tym kibice Verdiblancos pamiętali o porażce 5:1 na tym samym obiekcie w zeszłym sezonie.

Ostatecznie jednak Betis nie dał rady. Poległ aż 0:4, nie dając żadnych szans swoją grą na to, abym mógł teraz napisać, że chociaż walczył. Wydaje się, że kwestią czasu jest rozstanie się z doświadczonym szkoleniowcem, mimo że to Pepe Mel tak naprawdę jest twórcą sukcesu, czyli gry w europejskich pucharach.

Ta ostatnia niedziela
Nie tylko trener Betisu może stracić w najbliższym czasie pracę. W innych niedzielnych spotkaniach też się bowiem dużo strzelało. Rayo poległo z Espanyolem u siebie aż 1:4 również sytuacja Paco Jémeza nie jest zbyt ciekawa. Błyskawice są pozycje przed ekipą z Sewilli. Tylko że w ich przypadku zwolnienie trenera może okazać się jeszcze bardziej zgubne, szczególnie przy obecnej sytuacji finansowej klubu z Campo de Valleacas.

Również wkrótce odejść ze swojego obecnego stanowiska powinien Miroslav Đukić. Prowadzona przez niego Valencia staje się powoli ligowym średniakiem, w ostatniej kolejce przegrała 2:1 z beniaminkiem z Elche. Kibice chcą dymisji Serba, a ten podobno... mógłby ponownie powędrować do Valladolid!

W pierwszym rozegranym w niedzielę spotkaniu Villarreal też nie próżnował. Pokonał dobrze dysponowane w tym sezonie Levante aż 3:0 i to na terenie rywala. Warto jednak zauważyć, że Żaby od 10' minuty musiały radzić sobie w dziesiątkę po tym, jak z boiska wyleciał Keylor Navas.

W poniedziałek też się rozstrzelają?
Wszystko wskazuje na to, że również na zakończenie kolejki będziemy mieli dużo goli. Malaga zagra bowiem z Bilbao. Chociaż w sumie w ostatnich czterech meczach tych drużyn mieliśmy zaledwie pięć goli. Statystyki są jednak zwykle złudne, przynajmniej miejmy nadzieję, że w poniedziałek zobaczymy świetne spotkanie!

21 października 2013

El fin de semana: Espanyol - zawsze w cieniu wielkiego brata!

Espanyol - drużyna w ostatnich latach wyśmiewana, skazywana rok w rok na spadek z Primera División. W tym sezonie w drużynie Javiera Aguirre pojawia się nutka nadziei, że uda się coś wreszcie osiągnąć. Bo o wyjściu z cienia wielkiego brata (a właściwie siostry) z Carrer d'Aristides Maillol mowy być nie może. Przynajmniej w najbliższej długiej przyszłości.

Typowy Meksykanin
Zostańmy chwilę przy postaci trenera. Aguirre w ostatnich latach wielkich sukcesów nie miał. Przynajmniej w piłce klubowej (nie licząc Pucharu Intertoto z Atletico). Z reprezentacją Meksyku udało mu się wygrać Złoty Puchar CONCACAF w 2009 i wyjść z grupy na Mistrzostwach Świata rok później. Po przegranym 3:1 meczu 1/8 finału z Argentyną pożegnał się z kadrą. Potem była jeszcze niechlubna przygoda z Realem Saragossą, którego Meksykanin zostawił po pół roku w strefie spadkowej.

Jego nominacja na szkoleniowca Espanyolu była więc pewną niespodzianką. Chociaż nie do końca. Drużynę z Barcelony objął 28 listopada 2012 roku, kiedy zarząd zdecydował się rozwiązać umowę z Mauricio Pochettino. Argentyńczyk zostawił klub z El Prat w fatalnej pozycji. W 13 kolejkach sezonu 2012/2013 jego zespół zdobył zaledwie 9 punktów. Z resztą cała jego przygoda na fotelu trenera Papużek nie była taka do końca udana - jego zespół kończył kolejno na: 10., 11. i 8. miejscu. Jego czasy nie będą na pewno opowiadane w przyszłości wnukom przez kibiców Blanquiblaus.

Pechowiec
Można by właściwie powiedzieć, że ostatnim dobrym sezonem klubu, którego obecnie prezydentem jest Joan Collet i Diví, był ostatni sezon w europejskich pucharach. Ekipa prowadzona wówczas przez Ernesto Valverde dotarła do finału Pucharu UEFA, w którym jednak uległa innej hiszpańskiej drużynie, Sevilli, w rzutach karnych 1:3 (notabene był to także jeden z ostatnich dobrych sezonów drużyny z Andaluzji). 

Ogólne stwierdzenie, że Espanyol to drużyna pechowa i niedoceniana, to za mało. Papużki w tabeli wszech czasów zajmują 7. miejsce. Są przed takimi drużynami, jak choćby: Sevilla, Real Sociedad, Betis. Mimo to wszystkie te trzy drużyny przynajmniej raz w historii zdobywały mistrzostwo kraju. Biało-niebiescy nie mają na swoim koncie nawet wicemistrzostwa. Jedynymi trofeami wywalczonymi na arenie krajowej są cztery Puchary Króla. Pericos nigdy nie grały też w Lidze Mistrzów. Jako największe sukcesy w Europie należy zaliczyć dwa finały w Pucharze UEFA (oprócz wspomnianego już wyżej był jeszcze przegrany z Bayerem Leverkusen w sezonie 1987/88).

Na zawsze z nami
Ważnym zawodnikiem klubu był zdecydowanie Daniel Jarque. 8 sierpnia 2009 roku przebywał na zgrupowaniu drużyny Espanyolu we Florencji. Kiedy rozmawiał przez telefon z narzeczoną, nagle zamilkł i upuścił aparat. Rozmówczyni domyśliła się, że coś jest nie w porządku i wezwała pomoc. Okazało się, że doznał ataku serca i pomimo reanimacji zmarł w szpitalu w dzielnicy Florencji Coverciano. Zarówno kibice, jak i sam Espanyol zachował się z dużą godnością. Podczas każdego meczu w 21' (numer Jarque) minucie kibice klaszczą i skandują jego imię. Podczas ostatniego meczu z Atletico (o tym jeszcze za chwilę) był wywieszony również transparent ze zdjęciem piłkarza. Numer piłkarza został zastrzeżony. Do dzisiaj pamiętają też o nim inni piłkarze, szczególnie Andres Iniesta. Pomocnik Blaugrany po strzelonej bramce w finale MŚ 2010 pokazał koszulkę z napisem Dani Jarque siempre con nosotros (Dani Jarque na zawsze z nami). Podobny t-shirt miał również Cesc Fabregas podczas świętowania wygranej Euro 2012.

Demolka szatni
Przed tym sezonem szeregi pierwszej drużyny opuściło (bagatela!) 18 piłkarzy. Najbardziej dotkliwa strata to odejście ikony klubu Joana Verdu do Betisu. Z punktu widzenia polskich fanów, najciekawszym wydarzeniem był transfer do Widzewa Łódź Jonathana de Amo Pereza. On jednak znaczącej roli w pierwszej drużynie nigdy nie odgrywał. Skład został więc kompletnie przebudowany, postawiono na młodych graczy lub zawodników odnoszących sukcesy w niższych ligach hiszpańskich (głównie Segunda División). Dokonano też kilku wypożyczeń z mocnych klubów (Udinese, Benfica, Chipas). Teoretycznie największym nazwiskiem w talii Aguirre jest teraz Simão Sabrosa, ale pierwsze skrzypce gra młodziutki Thievy, który w siedmiu meczach zaliczył trzy gole.

Witaj Europo?
Po dziewięciu kolejkach tego sezonu zespół plasuje się na szóstym miejscu w ligowej tabeli i gdyby na tym skończył sezon, to byłby niewątpliwy sukces Javiera Aguirre i jego działań. Doświadczony szkoleniowiec odkąd przyszedł na El Prat miał niesamowitą serię meczów bez porażki w zeszłym sezonie dzięki czemu uratował on ekipę przed spadkiem. Teraz jego cel jest już większy. Jaki? Tego nikt do końca nie wie. Espanyol to drużyna nieobliczalna. Potrafi przegrać trzy mecze pod rząd po czym wygrać z wiceliderem tabeli. Jeśli ustabilizuje swoją formę i nie będzie zaliczać głupich wpadek, to europejskie puchary będą na wyciągnięcie ręki, a Papużki będą takim Levante z sezonu 2011/12. Pewne jest jednak jedno - w najbliższych kilkunastu, a może kilkudziesięciu latach Espanyol pozostanie w cieniu rywala zza miedzy.

PS: Wiedzieliście, że faktyczna nazwa Espanyol zaczęła obowiązuje dopiero od roku 1995. Wtedy to (za kadencji zdecydowano się na nazwę w języku katalońskim zamiast hiszpańskim.

6 października 2013

El fin de semana: Tylko Messi od razu wszedł do pierwszego składu!

Dzisiaj coś o Barcelonie. Tak, wiem że mało oryginalnie, ale cóż. Czasami trzeba. Chodzi dokładniej o Thiago, który tego lata przeszedł z katalońskiego klubu do Bayernu Monachium.

22-letni pomocnik to piłkarz z naprawdę ciekawą historią. Urodził się 11 kwietnia 1991 roku we włoskim San Pietro Vernotico. Wychowywał się jednak w Brazylii, skąd pochodzi jego ojciec - Mistrz Świata z Brazylią, Mazinho. W wieku 1995 rozpoczął treningi w dziecięcych kategoriach drużyny Flamengo, w wieku 5 lat przeniósł się do Hiszpanii, gdzie trenował w Urece i Kelme. Mając lat 10 powrócił do Rio i do trenowania w Mengão. Na Półwysep Iberyjski powrócił dopiero w 2004 roku, dołączając do szkółki Barcelony.

W barwach dorosłej drużyny zadebiutował 7 maja 2009 roku, kiedy to wszedł na ostatnie 18 minut przegranego spotkania z Mallorcą. 20 lutego 2010 roku, w spotkaniu ligowym z Racingiem Santander, Thiago zdobył swoją pierwszą bramkę dla Dumy Katalonii. Z czasem stawał się coraz to ważniejszym ogniwem swojej drużyny. Mimo że w swoich ostatnich dwóch sezonach rozegrał dla Blaugrany w lidze po 27 spotkań, to tak naprawdę nigdy na stałe do składu nie wskoczył. Miewał oczywiście momenty, że wskakiwał do składu na trochę dłużej, ale i tak to zwykle Xavi i Iniesta rozgrywali pierwsze skrzypce. Nic więc dziwnego, że mówiło się, że MVP Mistrzostw Europy U-23 2013 chciałby odejść do innego klubu. No i właśnie to nic więc dziwnego trochę tu nie pasuje.

Oczywiste, że nie jestem wielbicielem polityki obecnych osób decyzyjnych w Barcelonie. Uważam, że podczas swojej kadencji narobiły zbyt dużo błędów. Jednym z nich jest sprzedaż Thiago, ale to nie jest wina jednej strony, o czym zaraz się powinniście przekonać.

Thiago narzekał, że nie gra dużo, mimo że jest bardzo utalentowany. Tyle że inni też czekali. Przeczytałem dzisiaj na łamach, notabene świetnego, magazynu FourFourTwo bardzo ciekawy wywiad z Lusiem Enrique (polecam już teraz iść do kiosków!!!). Zaintrygowała mnie odpowiedź na jedno pytanie o Andresa Iniestę. Co prawda cały fragment dotyczył tego, czy to prawda, że reprezentant Hiszpanii zgubił się podczas swojego pierwszego treningu z pierwszą drużyną, ale sam Enrique dodał w odpowiedzi coś bardzo ciekawego: (...) Ale oooch, cóż za piłkarz (o Inieście - przyp. red.). Wielu graczy nie zdaje sobie sprawy, że Iniesta oraz Xavi wiele spotkań przesiedzieli na ławce rezerwowych. Tylko Messi od razu wszedł do pierwszego składu. Młodzi zawodnicy muszą się zaadoptować, zrozumieć wszystko i wiele nauczyć. Poznawać wszystko krok po kroku, ponieważ spoczywa na nich ogromna presja.

Iniesta w pierwszym składzie Barcelony zadomowił się na dobre dopiero po dwóch sezonach, w których grał ogony. W przypadku Xaviego wygląda to już nieco lepiej, ale on trafił na czas przemian w Dumie Katalonii.

W obu tych przypadkach rzadko kiedy (lub nawet wcale) mówiono o transferach tych zawodników do innego klubu. A o Thiago? Zaczęło się już ponad rok temu, kiedy to młodzieżowca łączono z Milanem. W grę miała wchodzić wymiana za Thiago Silvę. Na początku tego roku Alcantara wypowiedział się na łamach hiszpańskich mediów na temat jego ewentualnej grze w Bayernie: (...) Ja w Monachium? Gram tutaj (w Barcelonie - przyp. red.), w najlepszym klubie na świecie i nie planuję tego zmieniać. Potem głośno było o zainteresowaniu Manchesteru United, który podobno był już nawet dogadany ze wszystkimi. Nieco wcześniej, gdy wiadomo już było o Neymarze, to mówiono o transferze Thiago do Realu Madryt. Ostatecznie jednak Hiszpan powędrował do Bayernu, który zapłacił za niego 25 milionów euro.

Gdy oficjalnie ogłoszono tą transakcję, wielu specjalistów zastanawiało się, dlaczego tak tanio i dlaczego w ogóle. A ja uważam, że tu nie chodzi o cenę, ale o klub, gdzie pomocnik powędrował. Wybrał bowiem najgorzej, jak tylko mógł. Oczywiście chciał powrócić do współpracy z Pepem Guardiolą, ale przede wszystkim chciał zacząć regularnie grać w niemal każdym spotkaniu. Jednak się przeliczył.

Na początku tego sezonu ex-Barcelonista doznał kontuzji, a teraz gra mało. Chciał wywalczyć miejsce w kadrze La Roja na przyszłoroczny Mundial, ale teraz wszystko może się pokomplikować. Dotychczas zagrał zaledwie 2 mecze w lidze. Nie lubię gdybania, ale pomyślmy sobie, jaką rolę mógłby teraz odgrywać, gdyby przeszedł do Czerwonych Diabłów...

Sam styl transferu też nie do końca był dobry, ale sam piłkarz to naprawił, pisząc list do fanów zespołu z Camp Nou. Szlachetna rzecz, ale patrząc na innych wychowanków, raczej niestety pusty. Cristian Tello, obdarzony nie mniejszym talentem, nadal gra mało minut, ale o jego transferze do innego klubu nigdy mowy nie było.

Kończąc, uważam że wina leży po obu stronach, podkreślam po obu stronach, a nie tylko Sandro Rosella i spółki. 25 milionów euro to suma i tak całkiem niezła, patrząc przez pryzmat tego, za ile Barcelona oddała tego samego lata Villę, Abidala, Fontasa, Deulofeu i wielu, wielu innych w przeszłości.

30 lipca 2013

Super Mecz czy Super Cyrk?

Już dzisiejszego wieczoru będziemy świadkami towarzyskiego meczu pomiędzy Lechią Gdańsk i FC Barceloną. Mecz, który pierwotnie miał odbyć się 20 lipca, przeniesiono na dzisiejszy dzień ze względu na rezygnację ze stanowiska Blaugrany Tito Vilanovy z powodu nawrotu raka ślinianki. To już pewnie wszyscy dokładnie wiemy. Nie obyło się wówczas bez kontrowersji, Michał Listkiewicz mówił, że potraktowano nas jak Beduinów. Odwołanie meczu również nie spodobało się nie tylko temu byłemu prezesowi PZPN-u, ale również Grzegorzowi Lacie, czy też ze zrozumiałych powodów niektórym kibicom.

Przełom nastąpił 22 lipca. Wtedy ogłoszono, że mecz zostanie przełożony na 30 lipca. Kibice ucieszyli się, że zobaczą w końcu tego Messiego. Jaka była jeszcze większa podnieta niektórych z nich, kiedy okazało się, że w Gdańsku wystąpi też Neymar! Istne szaleństwo! Chociaż później informowano też, że klub zastanawia się, czy wysłać go na mecz z Lechią, w końcu Brazylijczyk wylądował na lotnisku im. Lecha Wałęsy. Nieoficjalnie mówi się, że zagra w dzisiejszym meczu przez ostatnie 30 minut i zastąpi na nim... Leo Messiego. Debiut wielkiego duetu odbędzie się najprawdopodobniej w piątkowym meczu z Santosem na Camp Nou. 

Wszystkie te spekulacje są nieco śmieszne i zabawne. Towarzyskie starcie ósmej drużyny naszej słabej, choć wciąż się polepszającej Ekstraklasy z mistrzem Hiszpanii wydaje się być jednostronnym. Jednakże otoczka wokół tego meczu jest nie mniejsza, jak podczas ostatniego finału LM z trzema Polakami w pierwszym składzie BVB.

Śmieszny jest dzisiejszy artykuł na sport.pl (notabene patron medialny meczu), w którym to opisano to, jaka to się kolejka do wymiany koszulki z Messim ustawia w drużynie Lechistów. Jeszcze śmieszniejsze jest to, że skoro Argentyńczyk zejdzie z murawy przed końcem spotkania, to z wymiany trykotu z nim raczej nic nie wyjdzie. No chyba, że zawodnicy prowadzeni przez Michała Guardiolę Probierza zrobią napastnikowi szpaler, czy coś. Wszystko jest możliwe.

Jak już mowa o samym trenerze Lechii, to wczoraj na stronie katalońskiego dziennika Mundo Deportivo ukazał się ciekawy artykuł, prezentujący naszego polskiego Guardiolę właśnie. Jest tam też o Lechu Wałęsie, który przecież jest ikoną Gdańska, a także o kibicującemu Biało-Zielonym Donaldzie Tusku.

Kulminacja tej całej szopki miała miejsce dzisiaj podczas konferencji prasowej, kiedy jako pierwsza głos miała... Telewizja Trwam. Oczywiście cel był szczytny, bowiem dziennikarz poprosił o podpisy na piłce, która będzie nagrodą w turnieju dla biednych dzieci w Toruniu. No ale na Boga (ale ironia!), żeby nawet katolicka telewizja, której sport zbytnio nie powinien interesować, jest obecne na takiej konferencji prasowej. Choć w sumie, tak nie powinienem pisać, bo przecież o. Tadeusz Rydzyk rok temu starał się o prawa do pokazywania meczów reprezentacji Polski w eliminacjach do MŚ w Brazylii, o czym zresztą pisałem tutaj.

Tak swoją drogą, to niecałe pięć lat temu, dokładniej 26 sierpnia 2008 roku Barcelona grała też w Polsce, tyle że z Wisłą Kraków i w meczu o stawkę - rewanżowym meczu III rundy (wtedy ostatniej) eliminacyjnej Ligi Mistrzów. Biała Gwiazda mimo że w pierwszym meczu przegrała 0:4, to u siebie za sprawą Clébera wygrała 1:0. I jakoś wtedy aż takiej podniety i otoczki wokół tamtego meczu nie było, mimo że był to mecz o dużo wyższą stawkę niż dzisiejsze spotkanie i że w jedenastce na Reymonta wyszły znacznie większe gwiazdy: Eto'o, Henry, Iniesta, Xavi, itd. Ale nie było Messiego.

Wieczorne starcie będzie więc pierwszym, kiedy zagra genialny Argentyńczyk. Ciekawi mnie jeszcze taka jedna rzecz - skoro Neymar mimo udziału w PK, przyjechał do Gdańska, to czemu inni kadrowicze nie pojawią się? Nie chodzi mi już nawet o Hiszpanów, a o np. Diego Alvesa.

Denerwuje mnie nieco ta cała otoczka tym meczem, ale samo spotkanie obejrzę, choćby aby zobaczyć piękne gole i akcje. Przypominam, że ostatnio Barca pokonała Valarengę aż 7:0, która notabene w lidze norweskiej zajęła ostatnio (podobnie jak Lechia) siódme miejsce. Ciekawi mnie więc wynik dzisiejszego meczu, ale wszystko inne jest już nieco nudne.

Odpowiedzi na pytanie zadane w tytule niestety więc nie znalazłem. Jest to po prostu zwykły sparing, z którego Polacy robią mecz stulecia. Oczywiście tylko niektórzy z nich.

I jeszcze mała zagadka dla Was - w pierwszym meczu wspomnianego dwumeczu Wisły z Dumą Katalonii na Camp Nou w drużynie gospodarzy zadebiutował pewien znany zawodnik. Który - piszcie!

PS: Transmisja na żywo z całego wydarzenia (nie meczu), to już też lekka przesada, ale kto chce, to niech ją śledzi. Choćby ze względu na ciekawe zdjęcia.