aosporcieaosporcieaosporcie

12 lipca 2013

Atlético Madryt - przyszły mistrz Hiszpanii?

Długo zastanawiałem się, co stanie się z trzecią drużyną Primera División w przyszłym sezonie. Kiedy 31 maja oficjalnie ogłoszono transfer Radamela Falcao do AS Monaco, to nad klubem z Vicente Calderón pojawiły się czarne chmury. Kolumbijczyk bowiem dawał tą przysłowiową różnicę, a także skuteczność w ataku. Działacze Los Rojiblancos długo nie czekali. Już 3 czerwca klub z Madrytu opublikował informację, że jego nowym zawodnikiem będzie Léo Baptistão. To co działo się potem jest już nieco dłuższą historią.

Ucieczka od bankruta
Zacznijmy jednak od Brazylijczyka. Ten do drużyny Diego Simeone dołączył z Rayo Vallecano, czyli poniekąd lokalnego rywala. Dla 20-latka to z pewnością krok w przód. Co prawda Vallecanos mieli grać w Lidze Europy, ale ostatecznie z powodów nieotrzymania licencji ze względów finansowych, tak się nie stanie. Dlatego też ósma drużyna poprzedniego sezonu latem musi sprzedawać. Za Leo zainkasowała około 6,5 miliona euro. Wracając do samego gracza, to strzelił on w poprzednim sezonie 7 goli, rozgrywając 28 meczów. Nie jest to jakiś oszałamiający wynik, ale młody napastnik z pewnością będzie mógł powalczyć o coś więcej niż tylko grzanie ławy.

Mistrz Świata za grosze
O tym transferze rozpisywali się już chyba wszyscy znawcy hiszpańskiej piłki. Informację o transferze Davida Villi podano 8 lipca. Nie byłoby pewnie w tym nic dziwnego (Hiszpan chciał odejść z Dumy Katalonii), gdyby nie to że najlepszy strzelec w historii Reprezentacji La Roja został sprzedany za zaledwie 5.1 miliona euro, przy czym cześć z tej kwoty (dokładniej 2 miliony) zostanie zapłacona jeżeli zawodnik zostanie na sezon 2014/15 w klubie, a dodatkowy milion jeżeli na Vicente Calderón rozegra 3 sezony. Jest to niemały szok, choćby ze względu na to, że Blaugrana latem 2010 roku na Hiszpana wydała 40 milionów! Villa jako nowy piłkarz Atlético ma zostać zaprezentowany 15 lipca. I według mnie jest on idealnym następcą El Tigre. Bo chociaż ostatni sezon miał stracony (mimo że we wszystkich rozgrywkach strzelił 16 goli), to El Guaje jest bardzo silnym wzmocnieniem i jeżeli zaprezentuje swoją formę z 2011 roku, to naprawdę może jeszcze sporo namieszać.

A mi się w Hiszpanii podoba
Martín Demichelis ostatnie dwa sezony spędził w Máladze, z którą dotarł do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Były gracz Bayernu Monachium to kolejny świetny transfer Diego Simeone. Argentyńczyk, który dotąd w drużynie narodowej rozegrał 32 spotkania do Madrytu przychodzi za darmo! Obrońca nie powinien mieć dużych problemów z wywalczeniem miejsca w podstawowym składzie. I tylko szkoda, że 32-latka w powołaniach nie obejmuje Alejandro Sabella

Mocarski skład
Diego Simeone ma na chwilę obecną ekipę zrównoważoną. Z jednej strony młodą, z drugiej jednak też doświadczoną. W Madrycie wszystko dzieje się na dużym luzie i spokoju. Po przegranej batalii w Lidze Mistrzów w sezonie 2008/2009 nie podjęto tak błędnych decyzji, jakie potem miały miejsce choćby w Villarealu (w podobnej sytuacji), czego mieliśmy efekty w Lidze Europy. Obecnie argentyński szkoleniowiec może pochwalić się naprawdę niezłą kadrą.

W bramce absolutnym numerem 1 jest Thibaut Courtois. Belg, któremu póki co nie spieszno do Chelsea był w zeszłym sezonie jednym z kluczowych graczy w całej ekipie. Zmiennikiem 21-latka jest Sergio Asenjo, ale to się może wkrótce zmienić, ponieważ Hiszpanem zainteresowana jest podobno Fiorentina. Bez wątpienia Simeone o graczy między własnymi słupkami nie musi się na razie martwić.

W obronie, na lewej stronie na pewno grać będzie Filipe Luís Kasmirski. Szkoda, że Brazylijczyk, którego dziadek był Polakiem nie zdecydował się na grę dla naszej reprezentacji, choć z drugiej strony dość już mam namiestników. Być może po odzyskaniu formy o wygryzienie Brazylijczyka ze skłądu postara się Emiliano Insúa, który póki co zawodzi. W środku defensywy stoczy się zdrowy pojedynek, z którego zwycięsko powinien wyjść wspomniany już Martín Demichelis oraz mimo wszystko Diego Godín. O skład powalczą też João Miranda czy powracający z wypożyczenia Jorge Pulido. Z prawej strony niezagrożony wydaje się być Juanfran.

pomocy zapewne nadal grać będą Koke, Gabi, Tiago i Arda Turan. Ten ostatni obok Courtois i Falcao był najlepszym piłkarzem Los Rojiblnacos w zeszłym sezonie. O miejsce w składzie powalczą Mario Suárez i Raúl García. Wydaje się, że dobrym ruchem transferowym byłoby powrotne sprowadzenie na Vicente Calderón Diego. Brazylijczyk w Madrycie czuł się i grał naprawdę dobrze, a Wolfsburgu ma już chyba naprawdę dosyć.

W ataku pewniakami wydają się być Diego Costa i David Villa, jednak wspomniany już Léo Baptistão raczej łatwo nie da za wygraną i może być takim czarnym koniem w układance Diego Simeone (takim samym koniem, jakim w zeszłym roku był właśnie Costa). Adrián López też pewnie będzie chciał dodać swoje trzy grosze.

Mądre finanse
Klub ze stolicy Hiszpanii od czasów powrotu do Primera Divsión w początkach XXI wieku bardzo mądrze operuje swoimi finansami, szczególnie w przypadku transferów, co dobitnie ukazują nam ostatnie okienka transferowe. 

Wszystko zaczęło się od sprzedania w 2007 roku Fernando Torresa za 29 milionów euro do Liverpoolu. Kiedy jednak Atlético sprzedaje kluczowego piłkarza, to od razu chce pozyskać równie dobrego zawodnika, tyle że za podobne, a najczęściej mniejsze pieniądze. I tak się stało te 6 lat temu, kiedy to za El Niño do stolicy Hiszpanii przybył za 21 milionów euro Diego Forlán. To daje plus 9 milionów do przodu (kwoty zostały oczywiście przeliczone ówczesnym kursem). 

Jeszcze wcześniej na Vicente Calderón zawitał Sergio Agüero (za 23 miliony euro). Argentyńczyk Madryt opuścił w tym samym momencie, co Forlán, tyle że ten pierwszy do Manchesteru City odszedł za 45 milionów euro, natomiast Urugwajczyk za 5 milionów powędrował do Interu Mediolan. To mimo wszystko daje w przypadku obu tych zawodników zysk w postaci 6 milionów euro. 

Ostatnimi czasy David de Gea do Manchesteru United powędrował za około 21 milionów euro i w tym przypadku zysk jest dla klubu z Hiszpanii gigantyczny, gdyż 22-letni bramkarz to wychowanek Atlético.

Dochodzi jeszcze Falcao, kupiony z Porto za 40 milionów, a sprzedany do Monaco za 60 milionów. To daje kolejny zysk.

Podsumowanie
Atlético Madryt to klub bardzo mądrze rządzony w ostatnich latach przez Enrique Cerezo, który notabene z klubem z Vicente Calderón rządzi od 2002 (powrót do Primera División). Nie dość, że potrafi on kupować zawodników za dość wysokie sumy, to potrafi ich potem sprzedać za jeszcze więcej, jednocześnie od czasu do czasu kupując za nieco mniej piłkarzy równie dobrych. Potrafi nieźle gospodarować pieniędzmi, co przekłada się na formę jego drużyny w ostatnich latach. A ta od 2005 roku nie była niżej niż w pierwszej dziesiątce w ligowej tabeli. Jeżeli tylko wzrastająca ciągle forma ekipy Diego Simeone nie pogorszy się, to zdobywca Pucharu Króla i Superpucharu Europy w zeszłym sezonie, w tym może postarać się o coś więcej - o Mistrzostwo Hiszpanii i chociażby powtórzenie wyniku Málagi w Lidze Mistrzów.

30 czerwca 2013

Belhanda, Lens i cała reszta zmarnowanych talentów...

Nie mam nic do ligi ukraińskiej ani rosyjskiej. Lubię je, jednak chodzi mi bardziej o pewną zasadę, której zresztą nie rozumiem. Co oprócz pieniędzy kieruje młodymi piłkarzami, aby iść na wschód, zamiast do jakiejś europejskiej potęgi (zaznaczam, że niekoniecznie finansowej).

Younès Belhanda
Młody Marokańczyk urodzony we Francji to świetny przykład takiego piłkarza. 23-latkiem interesowała się większość europejskich potęg z Atletico Madryt, Arsenalem LondynSchalke na czele. Ostatecznie pomocnik wybrał jednak Dynamo Kijów. Ok, rozumiem że w stolicy Ukrainy tworzy się teraz całkiem ciekawy zespół, ale w ostatnim sezonie drużynie tej zupełnie nie poszło i zajęła dopiero trzecie miejsce w ligowej tabeli, czyli nie zagra nawet w Lidze Mistrzów, a w play-off Ligi Europy. Ostatnio gracz mówił, że w Montpellier już się niczego nie nauczy i że potrzebuje zmiany otoczenia. Chyba jednak zmiana na Paryż (PSG też włączyło się w wyścig po Belhandę) byłaby lepsza.

Jeremain Lens
Ta historia jest bardzo podobna to tej opisywanej wyżej. 25-latkiem też interesowało się kilka znaczących europejskich klubów, on sam grał zresztą w holenderskim topie - PSV Eindhoven. On też przeniósł się właśnie do Dynama Kijów. I jest to głupstwo, choćby dlatego że reprezentant Pomarańczowych mógł teraz grać w eliminacjach Ligi Mistrzów. Szansę jednak odebrał sobie sam.

Balázs Dzsudzsák
Węgrem interesowało się kilka angielskich klubów, on wolał jednak Anży Machaczkała i odbiło to się mu dużą czkawką. Choć tym razem nie rozumiem logiki rosyjskich klubów. Z PSV utalentowany skrzydłowy odchodził do Rosji za 12,3 mln euro. W Dagestanie rozegrał 8 meczy, nie zaliczył ani jednego gola. Tymczasem zimą 2012 roku Dynamo (tym razem) Moskwa zapłaciło za 26-latka niemal 17 milionów euro. W Moskwie zagrał w 36 meczach, strzelił 5 bramek, jednak chce wrócić na zachód. Ostatnio mówiło się o zainteresowaniu się Interu Mediolan.

Willian Borges da Silva
24-latek to z kolei zawodnik, który sukces osiągnął na Ukrainie, w Szachtarze Donieck. Chelsea proponowała za niego 12 mln euro, Tottenham 20 mln euro, sam zawodnik marzył o grze dla The Blues. Ostatecznie jednak Brazylijczyk dołączył za bagatela 40 milionów do Anży. Ciekawe, jak mistrzowie Ukrainy poradziliby w fazie pucharowej LM z Borussią Dortmund, gdyby Willian nie odszedł.

Hulk
On co prawda regularnie gra w Lidze Mistrzów, ale myślę i tak, że lepiej byłoby mu pozostać w Porto. Oczywiście, on ze wszystkich wyżej wymienionych graczy jest najbardziej utytułowany w Europie. Szkoda jednak, że już raczej nigdy nie zobaczymy go w duecie z Falcao na boisku. Taka para napastników dała Smokom tryumf w Lidze Europy w sezonie 2010/2011. Teraz obaj będą musieli na kolejny taki sukces trochę poczekać.

Przykładów można by mnożyć. Chodzi mi jednak o pewien schemat. Wielu utalentowanych piłkarzy za jedyny rozwój uważa ten w swoich portfelach, a chyba nie do końca o to chodzi. Pozarabiać na godziwą emeryturę można w wieku trzydziestu-kilku lat (Samuel Eto'o, Roberto Carlos), a nie kiedy jesteś jeszcze w obiecującym wieku. A wy, co o tym myślicie? Piszcie!

15 czerwca 2013

Czas na najciekawszy czempionat międzynarodowy! Startuje Puchar Konfederacji.


Już dzisiaj na Estádio Nacional Mané Garrincha rozpocznie się dziewiąta edycja piłkarskiego Pucharu Konfederacji. Jest to turniej niezwykle ciekawy, głównie z tego powodu, że biorą w nim udział najlepsze drużyny każdego z kontynentów oraz mistrz świata. 

Trochę historii
Jako że Hiszpania zdobyła zarówno tytuł mistrza Europy, jak i mistrza Świata, toteż w tegorocznej edycji wystąpi wicemistrz Europy, czyli Włochy. Obie te ekipy brały zresztą udział w poprzednim PK, który odbywał się oczywiście w RPA. Wówczas do meczu obu ekip nie doszło, bowiem Squadra Azzurra nie wyszła z grupy przez bilans bramkowy. Natomiast Hiszpania w półfinale niespodziewanie uległa Stanom Zjednoczonym (rewelacji tamtego turnieju), lecz w meczu o trzecie miejsce po dogrywce pokonała 3:2 ekipę gospodarzy. The Yanks takim samym wynikiem ulegli w finale z Brazylią.

Przeklęte trofeum
Ciekawostką, a może i klątwą PK jest fakt, iż jeszcze żadna drużyna w historii, wygrywając ten turniej, nie tryumfowała w następnych Mistrzostwach Świata. 

Brazylia
Warto dodać, że najlepszą ekipą w historii PK jest Brazylia, która wygrywała czterokrotnie, a raz była jeszcze w finale. Teraz, na własnych obiektach, ekipa Canarinhos z pewnością będzie chciała powtórzyć sukces z RPA i Niemiec. Chociaż im z pewnością bardziej zależy na triumfie w przyszłorocznych MŚ. Dodajmy, że zwycięstwo w RPA było ostatnim sukcesem Brazylii na arenie międzynarodowej.

Faworyt
Faworytem turnieju bez wątpienia jest ekipa Hiszpanii. La Roja (podobnie jak Włochy i Urugwaj) będzie miała okazję na wpisanie się po raz kolejny do historii futbolu. Jeśli bowiem drużyna trenera Vicente del Bosque wygra w finale, który odbędzie się na słynnej Maracanie, to stanie się trzecią drużyną (obok Argentyny i Francji), która w swoim dorobku ma zwycięstwa w trzech najważniejszych międzynarodowych turniejach FIFA: Mistrzostwo Świata, Mistrzostwo Olimpijski i triumf w Pucharze Konfederacji. Z pewnością jednak plany ekipie z Półwyspu Iberyjskiego pokrzyżować będą próbowały wspomniane już: Brazylia, Włochy i Urugwaj.

Nie skreślajmy słabszych
O ile w Nigerię nie wierzę (choćby w dużych problemów organizacyjnych związanych z przyjazdem ekipy z Afryki do Brazylii), to mam nadzieję, że niespodzianką tego turnieju będzie ekipa Tahiti. Choć to drużyna złożona z amatorów i skreślana na druzgocącą porażkę (dość powiedzieć, że przy wygranej z Nigerią u bukmacherów można zarobić nawet 17 złotych, stawiając złotówkę). Gwiazdą drużyny (i jedynym graczem grającym poza Oceanią) jest Marama Vahirua, który ostatni sezon spędził w Panthrakikosie (wypożyczenie z Nancy), dziesiątej drużynie ostatniego sezonu ligi greckiej, a jeszcze rok temu grał dla... AS Monaco! Ostatnio w towarzyskim meczu z Włochami (niby rezerwowymi, ale z Balotellim w składzie) drużyna z Oceanii zremisowała 2:2. Do czarnych koni turnieju można zaliczyć Meksyk i Japonię, która dzisiejszego dnia zmierzy się z Brazylią, z którą jeszcze nigdy nie wygrała. 

Arcyciekawe grupy
W grupie A zmierzą się ze sobą: Brazylia, Japonia, Meksyk i Włochy, natomiast w grupie B: Hiszpania, Urugwaj, Tahiti i Nigeria. To sprawia, że turniej ten zapowiada się niezwykle emocjonująco i wyrównanie. Moim zdaniem z grupy A wyjdzie Japonia i Meksyk, natomiast gospodarze obejdą się wielkim smakiem, natomiast z grupy B mimo wszystko awansują Hiszpania i Urugwaj. 

Już wkrótce opiszę mniej więcej brazylijski problem, czyli spróbuję odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego drużyna choćby z 2002 roku to już tylko legenda. A tymczasem - co wy myślicie o zbliżającym się Pucharze Konfederacji? Piszcie!