aosporcieaosporcieaosporcie

16 grudnia 2018

Minus sześć stopni, to i sześć goli. Zagłębie Sosnowiec - Lech Poznań 0:6


Zagłębie Sosnowiec to, nie obrażając tego zespołu, skład węgla i papy. Nie dziwi więc, że Lech Poznań zdołał je pokonać, nawet patrząc na sporą indolencję Kolejorza na wyjazdach. Sporą niespodzianką jest natomiast okazałość tej wygranej. Duma Wielkopolski wygrała 6:0 i teoretycznie fatalny 2018 rok może jeszcze zakończyć nawet na podium Ekstraklasy! 

Używając ulubionego epitetu pewnego futbolowego magika ze stolicy, Chłopcy znad Brynicy są w obecnym sezonie po prostu fatalni. Po tym spotkaniu oraz zeszłotygodniowej wygranej z niewiele lepszym Śląskiem nie powinniśmy być może od razu popadać w hurraoptymizm. Fakty są jednak takie:

- wyszydzany przez kibiców duet Vujadinović - Janicki zalicza drugi mecz z rzędu na zero z tyłu 
- wyszydzany przez kibiców Jasmin Burić co prawda opuszcza boisko na noszach już po niespełna dziesięciu minutach, ale i tak niemal w pojedynkę ratuje Lecha przed utratą gola
- João Amaral truchta przez całe spotkanie, a i tak wsadza dwa gole, mając trzy strzały (w tym wszystkie celne)
- 16-latek debiutuje w Kolejorzu i już po kwadransie przebywania na boisku notuje swoje pierwsze ligowe trafienie
- wartość Roberta Gumnego po tym spotkaniu na znanym i lubianym (też w PZPN-ie) portalu Transfermarkt ulega podwojeniu
- odblokowuje się (na razie w asystach) nawet Maciej Makuszewski

Tak w skrócie można opisać, co wydarzyło się w tej niezwykle smutnej, wręcz nieco kosmicznej scenerii przy minus sześć stopniach na Stadionie Ludowym w Sosnowcu w niedzielny wieczór.

Jeśli jednak ktoś obejrzał tylko pierwsze kilkanaście minut, pewnie byłby w szoku, czytając powyższe słowa. Zagłębie miało w tym czasie 80% posiadania piłki (!!!) przy zaledwie 20% po stronie Kolejorza. Beniaminek zmarnował też w tym okresie meczu swoje najlepsze (i jedyne) klarowne sytuacje. Najpierw na bramkę Buricia uderzał Konrad Wrzesiński, później próbował dobijać Szymon Pawłowski - duet jedynych piłkarzy w Zagłębiu. Za każdym razem na posterunku obecny był jednak bośniacki golkiper Dumy Wielkopolski. Chwilę później, z powodu kontuzji głowy musiał on jednak zostać zniesiony poza boisko i zastąpiony przez Matusa Putnockiego.

Lech dał się Zagłębiu wyszumieć jak ojciec swojej nastoletniej córce, pozwalając jej pójść na szkolną dyskotekę po odrobieniu wszystkich zadań domowych. W 22. minucie rozpoczął się niedzielny festiwal bramek sygnowany przez trenera Adama Nawałkę. To właśnie wtedy kapitalnym wolejem z mniej więcej 20 metrów popisał się Robert Gumny. Jak już strzelać swojego pierwszego gola w Ekstraklasie, to właśnie w takim stylu, w jakim uczynił to defensor Kolejorza.

20-latek ponownie błysnął tuż przed przerwą. W 41. minucie prawy obrońca znów znalazł się w bardzo podobnym miejscu boiska, lecz tym razem zdecydował się dośrodkować w pole karne. W nim na piłkę już czekał duński lis pola karnego Chrisitan Gytkjaer, który pewnym strzałem głową pokonał Dawida Kudłę. Tym samym napastnik Dumy Wielkopolski wreszcie się odblokował i trafił do bramki poza Bułgarską.

Sam ten mecz powinien zostać ochrzczony mianem jednego wielkiego odblokowania. Tuż po przerwie swoją pierwszą ligową bramkę dla Lecha trafił inny wychowanek Tymoteusz Klupś. Ten sam zawodnik chwilę później zanotował z kolei asystę przy golu kompletnie niewidocznego do tego momentu João Amarala.

Jeśli chcielibyśmy rozpisać ten mecz na sztukę teatralną w trzech aktach, to ten ostatni nastąpił na mniej więcej dziesięć minut przed końcem. To właśnie wtedy swoją pierwszą asystę od sierpnia (!) zanotował Maciej Makuszewski. Do siatki w tej sytuacji ponownie trafił z kolei Amaral. Maki asystował też chwilę później. Tym razem jednak na listę strzelców wpisał się debiutujący w barwach Kolejorza, zaledwie 16-letni Filip Marchwiński. Ofensywny pomocnik tym samym został najmłodszym zdobywcą ligowej bramki w historii klubu, bijąc rekord należący dotychczas do Dawida Kownackiego.

I jeśli nawet (powtórzmy to jeszcze raz!) rywalem Lecha w tym spotkaniu było tylko Zagłębie Sosnowiec, to wydaje się, że magia Adama Nawałki powoli zaczyna działać. Lech Poznań przy dobrych wiatrach (i dość słabej ostatnio Jagiellonii) ten fatalny dla siebie rok 2018 może zakończyć nawet na podium Ekstraklasy. A wtedy wiosną będzie łatwiej rozpocząć atak na mistrzostwo Polski.

➕ Na plus w Lechu: Robert Gumny
Początek sezonu stracił ze względu na swoje problemy z kolanem, które powstrzymały go pod koniec stycznia przed rekordowym transferem do Borussii Mönchengladbach. W ostatnich spotkaniach prezentuje się jednak tak dobrze, że niewykluczone, iż tej zimy ktoś znowu będzie chętny postawić na stole wiele milionów. Gol i asysta w spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec jedynie potwierdzają, że Guma znowu jest w formie.


Zagłębie Sosnowiec - Lech Poznań 0:6 (0:2)
16.12.2018, Stadion Ludowy w Sosnowcu, 18:00

Gole: 22' Robert Gumny, 41' Christian Gytkjaer, 50' Tymoteusz Klupś, 58' 79' João Amaral, 86' Filip Marchwiński

Zagłębie: Dawid Kudła - Michael Heinloth (76' Konrad Kumor), Arkadiusz Jędrych, Mateusz Cichocki, Piotr Polczak, Patrik Mraz - Bartłomiej Babiarz, Sebastian Milewski (64' Callum Rzonca), Dejan Vokić (61' Adam Banasiak) - Szymon Pawłowski, Konrad Wrzesiński

Lech: Jasmin Burić (9' Matus Putnocky) - Robert Gumny, Rafał Janicki, Nikola Vujadinović, Volodymyr Kostevych - Tymoteusz Klupś (71' Filip Marchwiński), Pedro Tiba, Łukasz Trałka, Maciej Makuszewski - Joao Amaral (83' Marcin Wasielewski), Christian Gytkjaer

Kartki: Polczak, Wrzesiński - Gumny

Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa)

Widzów: 2 945


Piotrek Przyborowski
📷 Twitter / aheluszka

0 komentarze:

Prześlij komentarz